W hotelu czekała na niego wiadomość.
- Znowu od pana matki - powiedział mu siedzący w recepcji mężczyzna, kiedy Harry wszedł do holu. Wręczył mu kawałek papieru, na którym zanotowano, że jutro o szóstej rano ma się spodziewać ważnej rozmowy telefonicznej.
Westchnął i poszedł do swojego pokoju.
W Londynie była teraz północ, ale Hermiona zwykle nie spała o tej godzinie. Wykręcił jej numer i usiadł na łóżku. Był niemal pewien, że owa ważna rozmowa będzie odnosić się do wysłanych przez niego wcześniej faksem żądań. Jakieś wcześniejsze ostrzeżenie byłoby bardzo pomocne.
Dopiero po piątym sygnale ktoś odebrał. I nie była to Hermiona.
- Przepraszam - powiedział Potter.
- Musiałem wykręcić zły numer.
- Harry? To ty?
Jego serce na chwilę przestało bić. Otworzył usta, ale wydobywający się z nich głos był czymś tylko odrobinę głośniejszym niż pisk.
- Cho?
- Tak. Jestem tu, żeby zająć się kotem, bo Hermiona i dzieci są dzisiaj w Norze - odpowiedziała. Brzmiała, jak gdyby właśnie ją obudził.
- Wrócą jutro.
- O cholera - jęknął. Nora. Zupełnie zapomniał. - Chciałem złapać ją, zanim wyjdzie, bo... Molly ciągle nie ma telefonu... źle obliczyłem różnicę czasu... - Skulił ramiona, czując się bardzo źle, kłamiąc tylko dlatego, iż zapomniał o rocznicy.
- Nie, naprawdę nic się nie stało - zapewniła go Cho. Usłyszał coś jak ziewnięcie, a potem mówiła dalej:
- Jestem pewna, że wszystkim będzie ciebie brakowało.
- Dlaczego ty nie poszłaś? - zapytał. Nie rozmawiał z nią od miesięcy i robienie tego teraz wydawało mu się surrealistyczne.
- Uznałam, że bez ciebie to nie będzie odpowiednie. Nie wiem. Poza tym nigdy nie poznałam Rona zbyt dobrze. Nie chciałam, aby ktoś poczuł się niewygodnie.
- Rozumiem - powiedział Harry, bo nie wiedział, co jeszcze mógłby dodać. Prawdopodobnie tak było lepiej. Molly wciąż nie wybaczyła Cho zdrady, choć wielokrotnie zapewniał ją, iż on sam już sobie z tym poradził.
- Jak się masz? - zapytał.
- Świetnie - odparła. - A ty?
- W porządku. - Rozmowa wcale nie była taka trudna.
- Hermiona wspomniała, że jesteś w San Francisco w sprawach zawodowych.
- Tak, to całkiem przyjemne. - Nie chciał się wdawać w szczegóły, nie wiedząc co Hermiona powiedziała Cho.
- Aaron był w San Francisco. Powiedział, że naprawdę wspaniale się tam bawił.
Harry przełknął tworząca mu się w gardle bryłę.
- Co słychać u Aarona?
- Wszystko dobrze. Uwielbia uczyć w Cambridge.
Nastąpiła chwila niewygodnej ciszy. Harry łamał sobie głowę, zastanawiając się, co jeszcze mógłby powiedzieć. Coś poza: „Nadal uwielbia pieprzyć cię przebraną za pielęgniarkę?"
- Cieszę się - odparł wreszcie, krzywiąc się z powodu napływających wspomnień. Niestety, obraz został już wypalony w jego głowie. Nie co dzień zdarza się człowiekowi przyjść z pracy wcześniej i zastać żonę bawiącą się w doktora ze swoim szefem. Stojącą nad nim okrakiem, w ich własnej sypialni...
- Dobrze, muszę wstać wcześnie. Powiem Hermionie, że dzwoniłeś.
- Jasne. Przepraszam, że ci przeszkodziłem. - Harry zamknął oczy i westchnął.
- Wyślij mi sowę, gdy wrócisz do Londynu, dobrze? Powinniśmy zjeść kiedyś razem obiad.
- Pewnie - odpowiedział. - Dobranoc.
Odłożył słuchawkę i położył się na łóżku, czując ogromny smutek. Zapomniał już, w jaki nastrój wprawiała go rozmowa z nią. Zapomniał, jak zraniony był, gdy ich małżeństwo się rozpadło i jak czuł, że prawdopodobnie nikt inny już go nie pokocha, skoro ona przestała.
W ciągu ostatnich kilku lat był bardzo odrętwiały, a kilka spędzonych tu dni przyniosło mu więcej uczuć, myśli i wspomnień, niż doświadczył od dłuższego czasu. Zapomniał nawet o wysłaniu sowy do Molly. Oczywiście Hermiona z pewnością go usprawiedliwi, ale był tam każdego roku od śmierci Rona. On, Hermiona, Cho, Ginny, Fred i Bill. Poszliby na cmentarz, a potem wszyscy siedzieliby do późna, rozmawiali, płakali i śmiali się. Molly położyłaby bliźnięta do łóżka, więc Hermiona mogłaby się odprężyć i piliby gorące kakao, siedząc wokół kominka.
Weasleyowie byli dla niego kimś najbardziej zbliżonym do rodziny. Nagle boleśnie za nimi zatęsknił.***
Ponownie wędrował hogwarckim korytarzem, ale tym razem było jakoś inaczej: wiedział, gdzie jest. W tym śnie zawsze szedł bez celu, ale teraz rozejrzał się wokół i stwierdził, że jest na drodze do lochów. Świadomość ta sprawiła, że przebiegł go lekki dreszczyk podekscytowania. Te wizje wcześniej tak bardzo go niepokoiły, ale dzisiaj...
Wyszedł zza rogu i zobaczył siedzącego na podłodze Rona.
- Przykro mi - powiedział przyjaciel, patrząc na niego.
- Mnie nie. - Spróbował się uśmiechnąć, ale stwierdził, że nie jest w stanie.
Ron wyciągnął rękę i Harry po nią sięgnął. Rozwarł zaciśniętą pięść i zauważył, że coś na niej leży.
- Jesteś pewien? - zapytał Ron.
CZYTASZ
ZAGUBIONE SERCE / Drarry
Fanfiction2 części Draco Malfoy po ucieczce z Anglii, osiadł w Ameryce. Z pozoru wiódł szczęśliwe życie okraszone sporą dawką alkoholu i spotkaniami z przystojnym chłopcami, dodatkowo jednak pracował jako szpieg, a jego sukcesy są dość imponujące. Kilka lat...