Rozdział 32

1K 95 12
                                    


Minęło sześć nieznośnych godzin, zanim Snape potwierdził, że eliksir rzeczywiście będzie gotowy na wieczór. Wiadomość została przyjęta z mieszanymi uczuciami ze strony wszystkich poza Gwadelupą. Hermiona rozpłakała się ze trzy razy na myśl o konieczności przelania krwi swojego syna. Oboje z Mannym rozmawiali o tym z Harleyem wcześniej i chłopczyk zgodził się bez wahania.
— Nie sądzę, aby to rozumiał — powiedziała Hermiona po raz kolejny drżącym głosem. — Jak by mógł.
— Kochanie, on niczego od tamtej pory nie mówił — odparł Manny, głaszcząc ją po włosach.
— Ale pyta, jak bardzo będzie bolało. Jeśli...
— Jeśli nie zechce tego zrobić, nie możemy go zmusić. To musi być jego wybór.
— Jednak...
Harry odciągnął Draco na bok.
— Jesteś pewien, że się uda? Mam złe przeczucia...
— Nie martw się — uspokoił go Draco. — Będzie dobrze.
— Nie mogę uwierzyć, że po prostu odtańczymy walca w domu twojego ojca, oczekując, że się nie wtrąci.
— Nawet nie wiemy, czy tam jest — odparł Draco. — A poza tym, nie będzie żadnego walca. Jak już, to przynajmniej gorąca samba.
Słysząc żart, Harry parsknął, potrząsnął głową i potarł dłonią o podbródek.
— Obaj potrzebujecie porządnego Depilo — odezwała się Hermiona. Spojrzeli na nią i zobaczyli, jak przygląda im się z rozdrażnieniem. — Wyglądacie zdecydowanie niechlujnie.
— Podoba mi się — powiedział Harry z uśmiechem. — Może zapuszczę brodę.
— Niezła bródka mistrza Chia* ci tu rośnie — zauważył Manny, uśmiechając się złośliwie do Harry’ego.
Na szczęście Harry puścił drwinę mimo uszu. A ponieważ Draco śmiał się tak bardzo, że niemal zabrakło mu tchu, musiał także się roześmiać. Nie miał pojęcia, kiedy znowu będzie miał ku temu okazję.

***

— Słucham.
— Heather, tu Draco. Możesz teraz rozmawiać?
— Draco! Och, Boże, jesteś... Lucjusz dostawał szału, że nie może cię znaleźć. Jeśli się dowie, że rozmawialiśmy...
— W takim razie nie powinien się dowiedzieć. Gdzie jest teraz?
— Tu go nie ma. — Głos Heather zniżył się do szeptu. — Przez cały dzień spotyka się z dziwnymi ludźmi.
— Chciałbym, żebyś coś dla mnie zrobiła, rozumiesz? To bardzo, bardzo ważne.
— Spróbuję, ale...
— Musisz zabrać go dziś wieczorem z domu i nie wracać tak długo, jak to możliwe.
Na końcu linii zapanowała chwila ciszy.
— Nie wiem, czy dam radę.
— Heather, to kwestia życia i śmierci. Zdaję sobie sprawę, że będzie trudno, ale... — Draco przerwał i zmienił taktykę. — Lucjusz jest w niebezpieczeństwie. Coś się dzisiaj wydarzy. Jeśli zostanie w domu, może zginąć.
Heather gwałtownie wciągnęła powietrze.
— On o tym wie?
— Nie i niezmiernie ważne jest, żeby się nie dowiedział. Zadbam o wszystko. Lucjusz nie może zostać w to wmieszany. W ogóle nie powinien mieć o niczym pojęcia, rozumiesz?
— Jasne. Jakoś to zorganizuję. Bądź ostrożny — dodała pełnym strachu głosem.
— Będę. I dziękuję.
Co za głupia mugolska dziewucha, pomyślał Draco, wyłączając telefon Hermiony. Lepiej, żeby jej się udało.

***

Postać Severusa Snape’a, blada i otulona płaszczem, wydawała się w salonie Hermiony całkowicie nie na miejscu. Mistrz eliksirów uśmiechnął się drwiąco na widok drobnomieszczańskiego umeblowania pokoju i skrzywił się, analizując wystrój wnętrza, odmawiając propozycji, by usiadł i nie przyjmując oferty filiżanki herbaty. Draco chętnie by się roześmiał, gdyby nie widok zmarszczonych brwi Harry’ego, stojącego na drugim końcu pokoju.
— Wkrótce muszę wrócić do szkoły — odezwał się wreszcie Snape z rozdrażnionym wyrazem twarzy. Przybył tu, aby dostarczyć antyeliksir i nie wydawał się chętny, żeby zostać dłużej, niż to konieczne.
— Nie pomoże nam pan przy anulowaniu zaklęcia? — zapytała Hermiona z ciągle wyciągniętą w jego stronę filiżanką herbaty. Z powodu pochwał Gwadelupy zdawała się patrzeć na niego w zupełnie innym świetle.
— Zostawię to w kompetentnych rękach doktor Gomez — odparł Snape, zaciągając wokół siebie płaszcz. — Zapewniam, że w tych sprawach jest lepszym ekspertem niż ja. — Kiwnął głową w stronę Gwadelupy, która uśmiechnęła się do niego ciepło.
Draco nie był w stanie przypomnieć sobie kogokolwiek, kto by tak naprawdę lubił Snape’a. Harry mruknął coś cicho, ale mistrz eliksirów zdawał się tego nie dosłyszeć.
— Życzę szczęścia — powiedział, obracając się w stronę kominka. — Będziecie go potrzebować. — I już go nie było, pozostał po nim jedynie stojący na stole kociołek z bulgoczącym szarym eliksirem.
— No cóż — powiedziała Gwadelupa, składając razem dłonie. — Sądzę, że jesteśmy gotowi.
Hermiona spojrzała na Harry’ego, który zdawał się być zagubiony w myślach.
— Manny i Gwade przetransportują eliksir. Zostawiam Cally z opiekunką, zabieram Harleya i spotkamy się z tobą na miejscu.
Harry kiwnął głową i zwrócił się do Draco.
— Gotowy?
— Prawie — odparł Malfoy, patrząc na swoje ręce. — Jeszcze tylko jedna rozmowa przez telefon.

ZAGUBIONE SERCE / DrarryOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz