Rozdział 30

2.1K 199 11
                                    

Wyszli na korytarz pełen krzątających się osób, z których każda zdawała się nieść jakieś notatki, rozmawiać przez telefon i bardzo się gdzieś spieszyć. Harry odwrócił się, aby spojrzeć na drzwi, przez które właśnie przeszli. Wisiała na nich duża tabliczka z napisem:

„Uwaga! Pomieszczenie aktywnej translokacji. Atención! Salida de Portuario Activo".

Nie mógł powstrzymać się przed spoglądaniem na przechodzących ludzi. Przeważnie go ignorowali, choć uśmiechali się ciepło do Manny'ego. Szczególnie kobiety, jak zauważył.
Na końcu korytarza skręcili i weszli po schodach na piętro, po czym minęli wejście do czegoś, co wyglądało na recepcję. Za biurkiem siedział wręcz przesadnie elegancko ubrany mężczyzna, który spojrzał na nich, kiedy weszli do środka.
- Dzień dobry, panie Padilla - powiedział i uśmiechnął się do Harry'ego.
- Nie łącz ze mną żadnych rozmów, Jack - rzucił Manny, kiedy przechodzili obok. - I powiadom panią Montes, że jest ze mną Harry Potter.
Oczy Jacka momentalnie powędrowały do czoła Harry'ego, ale był to tylko nieświadomy odruch.
- Tak jest, proszę pana - odpowiedział, a gdy Manny otworzył drzwi i gestem ręki zaprosił Harry'ego do środka, już podnosił słuchawkę.
Znaleźli się w pomieszczeniu, które równie dobrze, według wyobrażeń Pottera, mogło być gabinetem prawnika, choć zawierało dziwną mieszankę mugolskich urządzeń i czarodziejskich akcesoriów. Na biurku stał otwarty laptop, a obok niego umieszczono magiczny zegar pokazujący datę, godzinę, pogodę oraz możliwość wezwania taksówki w kilku dużych miastach na całym świecie. Na grzędzie drzemała para gołębi, które całkowicie zignorowały ich wejście, zaś siwowłosy mężczyzna na portrecie kiwnął Manny'emu głową na powitanie. Pokój oświetlony był przez lampy jarzeniowe, ale nie brakowało też poustawianych tu i tam świeczników z wypalonymi do połowy świecami.
Manny stuknął różdżką w umieszczony na kontuarze srebrny ekspres do kawy, z którego od razu zaczęła unosić się para. Opadł na krzesło za biurkiem i westchnął. Patrzył na Harry'ego, ale nie powiedział ani słowa.
Potter spojrzał przez znajdujące się za mężczyzną okno i zrozumiał, że są na Jarmarku. Po głowie krążyły mu setki pytań, które chciał zadać, ale nie wiedział, od czego zacząć. W końcu zwrócił się do Manny'ego z wymuszonym uśmiechem.
- Nadal nie sądzę, abyś był prawnikiem - powiedział.
Manny odwzajemnił uśmiech z zaciśniętymi ustami.
- Usiądź, Harry.
Chwilę po tym, jak Potter zajął wskazane miejsce, do gabinetu weszła kobieta. Była sporo po pięćdziesiątce, miała ciemne włosy oraz oczy i bardzo przypominała Minerwę McGonagall. Harry, niepewny, jak się zachować, wstał z krzesła.
- Witam, panie Potter - powiedziała i wyciągnęła do niego rękę. - Nazywam się Cecelia Montes. Jestem dyrektorem Magicznego Wydziału FBI w San Francisco.
- FBI? - zdziwił się Harry i zerknął na Manny'ego. Mężczyzna kiwnął głową, wyglądając na niezmiernie zmęczonego.
Potter uścisnął dłoń kobiety, nie wiedząc, czy powinien czuć ulgę, czy raczej zachować ostrożność.
- Proszę, usiądź - powiedziała Cecelia, wskazując na krzesło. Odwróciła się do Manny'ego. - ¿Qué le has dicho?
- Nada - odparł Manny, patrząc na Harry'ego chłodno. - Ciągle nie jestem przekonany, czy można mu ufać.
Kobieta zawahała się, po czym przyjrzała się uważnie Harry'emu. Jej ciemne oczy zaczęły błyszczeć.
- Co się dzisiaj wydarzyło?
Potter zastanowił się, czy pytanie było skierowane do niego, ale głos Manny'ego wyprowadził go z błędu.
- Hannick w końcu się ujawnił i do wszystkiego przyznał.
Brew Cecelii uniosła się.
- Mam nadzieję, że udało ci się to nagrać?
Manny uniósł różdżkę i wymruczał Simulo. Ku wielkiemu zaskoczeniu Harry'ego, pokój wypełniły dźwięki jego nerwowej rozmowy z Colbym. Nie miał pojęcia, jak długo Manny przebywał z nimi w mieszkaniu, gdzie się schował czy, co ważniejsze, jak ich znalazł.
Cecelia oparła się o biurko i, słuchając, stukała palcem o swoją skroń. Potter poczuł się speszony, gdy ujawnione zostały intymne szczegóły z jego życia, ale pozostała dwójka nie zdawała się zwracać na to uwagi. W końcu, gdy Colby powiedział: „Poza tym, już raz zawiodłem Lucjusza Malfoya. Nie chciałem zrobić tego ponownie", wymienili między sobą spojrzenia.
- Silencio - odezwał się Manny i dźwięk ustał.
W gabinecie przez chwilę panowała cisza, aż wreszcie przerwała ją Cecelia:
- Wydaje mi się, że masz do nas kilka pytań, Harry.
Potter wypuścił powietrze. Nawet sobie nie uświadamiał, że wstrzymuje oddech.
- Nie wiem, od czego zacząć - powiedział.
- Najpierw to ja chciałbym się dowiedzieć, dlaczego on tutaj jest - rzucił Manny.
Cecelia skinęła głową.
- W takim razie ja zajmę się wysłaniem ekipy, a wy porozmawiajcie sobie na osobności. - Uśmiechnęła się do Harry'ego i wyszła z pokoju.
- Kawy? - zapytał Manny. Propozycja wyglądała na próbę rozładowania napięcia pomiędzy nimi.
Harry obrócił się w jego stronę.
- Wiem, że mi nie ufasz, Manny i wcale cię za to nie winię.
Mężczyzna parsknął i wstał, aby napełnić swoją filiżankę.
- Po tym, co zrobiłeś dzisiaj rano Draco, sądzisz, że powinienem?
Potter otworzył szeroko oczy.
- Rozmawiałeś z nim? Wiesz, gdzie jest?
- Oczywiście, że tak. Jak myślisz, do kogo poszedł, gdy zaserwowałeś mu jego serce na talerzu? - Harry opadł na krzesło, czując mieszaninę przykrych emocji. Wiedza, iż Draco jest bezpieczny, przyniosła mu niewiarygodną ulgę, ale ból z powodu porannych wydarzeń ciągle był świeży w jego umyśle. Manny przypatrywał mu się przez chwilę, po czym nalał jeszcze jedną filiżankę kawy. - Mleczko i cukier? - zapytał.
Harry przytaknął.
- Czyli jest bezpieczny? - Głos mu zadrżał, ale na szczęście nie załamał się.
- Jak najbardziej - odparł Manny, wręczając mu czarkę. Oparł się o krawędź biurka i wbił w Harry'ego spojrzenie.
- Naprawdę chciałbym wierzyć, że się o niego martwisz, nawet wbrew temu, co mu zrobiłeś.
Harry rozpiął plecak i wyciągnął plik papierów. Zawahał się przez moment, ale otworzył teczkę. W tej chwili nie miał już nic do stracenia.
- Pracuję dla Biura Śledczego Brytyjskiego Ministerstwa Magii - powiedział. - Wysłano mnie tu, abym znalazł Draco Malfoya po tym, jak CIA zgłosiło jego zniknięcie. Nie jestem agentem terenowym, założyłem więc, że wybrano mnie, gdyż znałem go osobiście. Kiedy tu przybyłem, nie posiadałem prawie żadnych informacji, a to... - uderzył palcem w dokumenty - ...przysłano mi w ciągu ostatniego tygodnia. - Pogrzebał w papierach i wyciągnął wszystkie raporty wywiadu. Wręczył je Manny'emu.
Brwi mężczyzny zmarszczyły się, gdy przerzucał leżące przed nim strony.
- Wygląda na robotę CIA.
- Między nami istnieje wzajemne porozumienie - powiedział Harry.
- Dzielimy się ze sobą efektami pracy naszych wywiadów. A przynajmniej tak twierdzą obie strony. - Wypuścił powietrze, zdając sobie sprawę, w jakim stopniu łamie teraz złożoną przysięgę. Ale nie było już odwrotu. Opróżnił resztę teczki. - Początkowo otrzymałem jedynie ogólne wytyczne. Miałem wyjaśnić, co się dzieje i spróbować przekonać Malfoya do wyjazdu, ale wraz z upływem czasu stało się jasne, że moi przełożeni chcą go mieć z powrotem bez względu na wszystko. - Wręczył Manny'emu zarządzenie Bassa, dające mu prawo do użycia siły.
Brwi Manny'ego uniosły się.
- Słyszałem o tym.
- Tak mi się właśnie wydaje - westchnął Harry. - Dostałem to razem z raportem. - Podał Manny'emu więcej kartek, na co ten kiwnął głową. - Draco widział to wszystko dzisiaj rano. Szczęściem w nieszczęściu, najważniejsze dokumenty ciągle były zakodowane. - Rozłożył nieczytelne strony na biurku, stuknął w nie różdżką i wypowiedział deszyfrujące zaklęcie.
Manny otworzył szeroko oczy, gdy nieskładna mieszanina liter przekształciła się w angielskie zdania.
- To wygląda zupełnie jak klucz publiczny algorytmów Granger.
Potter zamrugał z zaskoczenia.
- Bo to jest dokładnie to.
Manny gwizdnął i podniósł kartkę, zawierającą listę żądań Harry'ego.
- Wiesz, my nadal używamy standardowej metody szyfrowania danych. Jej praca jest niewiarygodna. Spotkałem ją kilka lat temu na konferencji w Madrycie.
Harry nie mógł powstrzymać wypływającego mu na twarz uśmiechu.
- Jest moją najlepszą przyjaciółką.
Tym razem to Manny wyglądał na zaskoczonego.
- Draco mówił, że chodził z nią do szkoły, ale zawsze myślałem, że się ze mnie nabija. - Ponownie skupił się na kartce.
- Naprawdę masz jaja, Harry. Jak na to zareagowali?
Potter opisał mu rozmowę telefoniczną, jaką przeprowadził z Fallinem i pokazał pergamin, który dostał dzisiejszego ranka. Manny wpatrywał się w niego przez chwilę, po czym wstał i dotknął stojącego na biurku urządzenia.
- Jack, mógłbyś poprosić panią Montes i pana Thompsona, żeby tu zeszli, kiedy tylko będą mogli?
Wrócił na swoje miejsce, nie odrywając wzroku od trzymanego w ręce pergaminu. Harry obserwował go w ciszy, zastanawiając się, czy postąpił właściwie. Nadal nie wiedział, czego FBI chciało od Draco ani jaka rolę w tym wszystkim grał Manny. Teraz z pewnością był zdany na ich łaskę.
Drzwi otworzyły się i do gabinetu weszły dwie osoby: Cecelia Montes i młody, ubrany w garnitur mężczyzna, który uśmiechnął się, gdy tylko jego oczy spotkały się ze wzrokiem Harry'ego.
- Witaj, Harry.
- Jeremy? - sapnął Potter.
- Jeremy Thompson, Wydział Spraw Wewnętrznych CIA - odpowiedział, wyciągając rękę. Harry wstał i uścisnął ją, usilnie starając się nie gapić. Jeremy mrugnął do niego i skinął głową Manny'emu. - Słyszałem, że afera zaczęła się, kiedy byłem w Waszyngtonie.
Manny parsknął.
- Nawet nie masz pojęcia. Usiądź. - Gdy każdy zajął miejsce, Harry zrozumiał, że liczba krzeseł w pokoju zawsze dostosowana była do ilości przebywających w nim ludzi. - Myślę, że to najwyższy czas, aby wyjaśnić wszystko Harry'emu - dodał, unosząc wzrok. Każdy zdawał się patrzeć na Cecelię. Kobieta przytaknęła i Potter wydał z siebie westchnienie ulgi. Zdecydowali się mu zaufać.
- Wiesz, że Draco Malfoy działał w Nowym Jorku pod przykrywką. Oficjalnie pracował w tamtejszym Wydziale Magii, ale jego zadaniem było sprawienie, aby śmierciożercy wykorzystali go jako swoją wtyczkę. - Przerwał i zerknął na Cecelię, jak gdyby szukając pozwolenia na kontynuację. - Zasadniczo był tajnym agentem udającym podwójnego agenta. Szło mu całkiem nieźle. Miał w garści wszystkich śmierciożerców w północno-wschodnich stanach, a do tego jeszcze kilku członków mafii.
- Ale tak naprawdę nie był podwójnym agentem? - zapytał Harry.
- Nie - odpowiedziała Cecelia.
- Dostarczał im tylko tyle informacji, ile musiał, aby nie nabrali podejrzeń. Wszystko działało znakomicie i dowiedzieliśmy się naprawdę sporo. Dzięki niemu zdołaliśmy nawet udaremnić kilka strategicznych ataków śmierciożerców.
Z jakiegoś powodu Harry poczuł się niezmiernie dumny.
- I co poszło źle?
- Lucjusz Malfoy - odpowiedział Manny. - Najwidoczniej dowiedział się, że syn stał się w Stanach sławny i postanowił spożytkować to, by poszerzyć własne wpływy. Draco nie chciał stracić przykrywki, więc wykorzystał fakt, że od lat żyli w konflikcie. Powiedział mu, że nie chce mieć z nim nic wspólnego. Właśnie wtedy do akcji wkroczył Colby Hannick.
- Powiedział mi, że to Lucjusz go wynajął, aby znalazł Draco - poinformował ich Harry.
- Przyznał się, że pracuje dla śmierciożerców? - zapytał Jeremy.
Manny przytaknął.
- Dał to jasno do zrozumienia. Myślę, że wystarczy, aby postawić mu zarzuty.
- Dziesięć minut temu wysłaliśmy ekipę do jego mieszkania - powiedziała Cecelia.
- Jeśli nadal tam będzie, aresztują go.
- Poczekaj - odezwał się Harry. - Przez cały czas chciałeś dopaść Colby'ego?
Manny zamyślił się na chwilę.
- Draco grał dla nas podwójnego agenta, ale od ojca dowiedział się, że istnieją też prawdziwi, pracujący zarówno dla CIA jaki i śmierciożerców.
- I tu właśnie ja włączam się do gry - powiedział Jeremy. - Mój wydział od miesięcy podejrzewał, że mamy przeciek. Śledztwo stało w martwym punkcie, dopóki sam Hannick nie dostarczył nam wiadomości, że Malfoy jest podwójnym agentem. Byliśmy przyzwyczajeni do zajmowania się czarodziejami, ale nie śmierciożercami i Czarnymi Panami. - Potrząsnął głową, jak gdyby nadal nie mógł w to wszystko uwierzyć.
- Nie jesteś czarodziejem? - zapytał Harry.
Jeremy uśmiechnął się.
- Nie. Ale zostałem dobrze wykształcony. - Wyglądało na to, że pełna niedowierzania mina Harry'ego rozbawiła każdego w pokoju.
- Czarodzieje nie żyją tu w aż tak dużej izolacji od społeczeństwa zwyczajniaków, jak w Europie - powiedziała Cecelia.
Potter rzucił Manny'emu zaskoczone spojrzenie, na co ten wymamrotał: „Mugoli".
Jeremy poprawił się na krześle.
- Moi współpracownicy podzielili się na tych, którzy uważali Malfoya za szpiega i tych, którzy w to nie wierzyli. Widziałem dowody, ale coś z nimi było nie do końca w porządku. I wtedy nagle Colby został wysłany do San Francisco. - Potrząsnął głową. - Przekonałem szefa, aby pozwolił mi go obserwować. Nie znaliśmy się wcześniej, więc pomyślałem, że mógłbym się z nim zapoznać, wtopić się w otoczenie niezauważony...
- Za to Jeremy i ja już się kiedyś spotkaliśmy, kiedy pracowałem w Waszyngtonie. - Manny uśmiechnął się.
- Natychmiast się rozpoznaliśmy i zrozumieliśmy, że interesuje nas ta sama osoba.
- I zdecydowaliśmy się na współpracę - kontynuował Jeremy. - Nie minęło wiele czasu, zanim uświadomiłem sobie, że moje biuro zostało oszukane, a do tego momentu...
- CIA było przekonane, że Draco jest szpiegiem śmierciożerców - dokończył za niego Harry.
- Sprawa jednak wygląda dużo gorzej - powiedziała Cecelia. - Draco odkrył, że śmierciożercy przeniknęli do CIA w zatrważającym stopniu. Mafia pociągała za sznurki w społeczności zwyczajniaków, a oni robili to samo wśród czarodziejów. Cała siatka sięgała bardzo głęboko, dużo głębiej, niż sobie wyobrażaliśmy.
- Aby niepotrzebnie nie przedłużać, Draco znalazł się w niebezpieczeństwie - powiedział Manny. - Wiedział o wiele za dużo, a jego ojciec zaczął stawać się podejrzliwy. Musieliśmy wydostać go z Nowego Jorku.
- I spróbowałeś ukryć go tutaj? - zakpił Harry. - Wiesz, nie prowadził tu skromnego stylu życia.
Manny parsknął.
- Początkowo wszystko było w porządku, ale potem pojawił się Colby. Niemal od razu namierzyliśmy go dla CIA, ale nie mogliśmy zrozumieć, w jaki sposób tak szybko udało mu się znaleźć Draco.
- Zaklęcie rejestracyjne nałożone na różdżkę - zauważył Harry, zaciskając usta. - Dowiedzieliśmy się o nim dopiero, kiedy CIA poinformowało nas, że zlokalizowali Draco w San Francisco.
- W ubiegłym tygodniu okazało się to wielką nowiną - wtrąciła Cecelia.
- Wiedzieliśmy o takiej możliwości już po uchwaleniu PATRiOT Act, ale nie mieliśmy pojęcia, że CIA mogła wprowadzić ją w życie i użyć do śledzenia ludzi. Nasz dział prawny pracuje już nad oficjalnym sprzeciwem. - Potrząsnęła głową, z lekko zdegustowaną miną.
- Sądziliśmy, że użyty został jakiś rodzaj czarnej magii. - Manny wzruszył ramionami. - Wiedzieliśmy, że Colby nie jest czarodziejem, dlatego założyliśmy, że musi mieć jakiś związek ze śmierciożercami. To Draco wpadł na pomysł, aby się z nim zaprzyjaźnić i wykorzystać go do zbadania związków pomiędzy CIA a śmierciożercami.
- Użył siebie jako przynęty? - zapytał Potter.
- Oczywiście wbrew moim stanowczym sprzeciwom - parsknął Manny, patrząc na Harry'ego. - Kiedy Colby zaczął się wokół ciebie kręcić, uznałem, że pracujecie razem. Wiedzieliśmy o umowie między CIA i ministerstwem. Ale Draco upierał się, że nie miałeś z tym nic wspólnego. - Manny potrząsnął głową i Harry nie wiedział, czy to z powodu zdegustowania samym sobą, czy wiary Draco w niego.
- Aż w końcu dwie noce temu jeden z naszych agentów zauważył Lucjusza Malfoya tu, w San Francisco. Draco się wściekł. Był przekonany, że przybyli po ciebie, a Colby stara się zaciągnąć cię w pułapkę.
Harry skrzywił się, zakłopotany, że tak łatwo dał się oszukać.
- Miał rację. Ale do czego jestem potrzebny Lucjuszowi?
Cecelia i Jeremy spojrzeli na Manny'ego.
- Nie jesteśmy pewni. Myślę jednak, że Draco wie.
- Ale ci nie powie - dodał Harry.
Manny przytaknął.
- Nikomu nie powie. - Jego wzrok powędrował w dół na srebrną bransoletkę na nadgarstku Harry'ego.
- Myślałem, że mógł zwierzyć się tobie.
- Nie - odpowiedział Potter. - Nie powiedział mi praktycznie niczego. - Pogłaskał bransoletkę, czując, że go to uspokaja. W pokoju na chwilę zapanowała cisza.
Z biurka wydobył się dźwięk podobny do rechotu ropuchy. Manny nacisnął guzik i rozległ się głos Jacka:
- Przepraszam, że przeszkadzam, ale pani Montes proszona jest do centrum operacyjnego.
Cecelia kiwnęła głową i wstała. Podobnie uczynił Jeremy.
- Chciałabym móc się jeszcze z tobą spotkać, Harry, zanim odjedziesz.
- Może jutro rano? - zasugerował Manny. - W południe ma świstoklika z JFK.
- Ale ja nigdzie nie wyjeżdżam - wtrącił się Harry. - Nie teraz, kiedy jest tak niebezpiecznie.
Cecelia uśmiechnęła się do niego.
- Zapewniam cię, że Draco nic nie grozi, w przeciwieństwie do ciebie. Anglia to teraz najbardziej odpowiednie miejsce. Poza tym, mam propozycję, która będzie wymagała twojego szybkiego powrotu. Szczegóły podam ci jutro rano. - Odwróciła się i wyszła z Jeremym depczącym jej po stopach, a Harry poczuł się jak uczeń, który dostał burę od profesora.
Manny przyglądał mu się w milczeniu.
- Wyglądasz na wyczerpanego - powiedział w końcu.
Harry parsknął.
- Dokładnie jak ty. - Miał pytanie, które męczyło go, odkąd tu przybył. - Jak mnie dzisiaj znalazłeś?
- Dzięki bransoletce. - Manny spojrzał na jego nadgarstek.
- Zanim ci ją dał, rzucił na nią zaklęcie śledzące. Wysyłała sygnał, kiedy tylko znalazłeś się w odległości kilku metrów od Colby'ego.
- Och. - Harry przełknął ślinę, nie wiedząc, co odpowiedzieć.
- Mimo że był wściekły i zraniony, wymógł na mnie obietnicę, że będę cię miał na oku - kontynuował Manny.
- Wcale tego nie chciałem, wiesz, ale on jak zwykle miał rację. - Uśmiechnął się.
- Translokowałem się do mieszkania Colby'ego i użyłem zaklęcia kamuflującego, aby mnie nie zobaczył. Czekałem na to, co się wydarzy. Kiedy zrozumiałem, że naprawdę o niczym nie wiedziałeś, miałem nadzieję, że Colby się przyzna.
- I przyznał się. - Harry ponownie dotknął bransoletki, co sprawiło, że poczuł się lepiej. - Pewnie powinienem pochwalić cię za idealne wyczucie czasu. - Uśmiechnął się do Manny'ego, który w odpowiedzi wzruszył wymijająco ramionami. - Co teraz?
- Na noc zostaniesz tutaj. - Manny wstał. - Na piętrze mamy kilka bezpiecznych pokoi. Wyglądasz, jakbyś potrzebował świeżych ubrań i prysznica. - Zmarszczył nos i Harry poczuł się zakłopotany.
- Jesteś głodny?
Potter skinął głową.
- Tak, nic dzisiaj nie jadłem.
- Lubisz chińszczyznę? - zapytał Manny, a Harry jedynie uśmiechnął się w odpowiedzi.
- Każę Jackowi kupić nam jakieś danie na wynos.
- Nam?
- Nadal jest sporo spraw, o których musimy porozmawiać, Harry - westchnął Manny.

Lajkujcie robaczki 😙😙

ZAGUBIONE SERCE / DrarryOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz