Rozdział 36

907 80 3
                                    

26 stycznia, 2001: piątek

— Nieśmiałek — powiedział Draco w stronę drzwi starego sklepu z warzywami i wszedł do środka. Pomieszczenie było puste, widocznie Potter i Weasley nie wrócili jeszcze ze swojego codziennego joggingu.
Usiadł za biurkiem i wyciągnął z torby książkę. Po zjedzeniu szybkiego obiadu udał się do londyńskiej Magicznej Biblioteki. Rano dowiedział się, że Weasley ma do niej dostęp dzięki swojej żonie. Ku zaskoczeniu Draco, karta Rona wyglądała na często używaną.
Właśnie zaczął robić notatki na temat chińskich zaklęć wabiących w pułapkę, gdy zasapani Potter i Weasley zjawili się w pokoju. Na ich widok Draco zmarszczył brwi. Zwykle przebierali się, zanim wracali tu po obiedzie. Jeszcze nigdy nie widział ich tak spoconych.
— Jestem głodny — powiedział Weasley, podchodząc do jego biurka. — Co nam przyniosłeś do jedzenia, Malfoy?
— Możesz zjeść mnie — zażartował Draco, parskając śmiechem, kiedy Weasley pokazał mu środkowy palec.
— Całkowity brak szacunku — powiedział Ron z odcieniem drwiny w głosie. Roześmiał się i zdjął koszulkę.
Draco wbrew woli spojrzał na niego ze zdziwieniem. Weasley był bardzo dobrze zbudowany, szeroki w ramionach i mocno pokryty rudymi włosami na umięśnionej klatce piersiowej.
A potem Weasley, w środku biura, zdjął z siebie resztę przepoconych ubrań. Draco poczuł, jak uśmiech znika z jego twarzy. Starał się nie patrzeć, ale nie potrafił, zwłaszcza gdy Weasley obrócił się w jego stronę. Ten facet był naprawdę szczodrze obdarzony przez naturę.
Draco usłyszał nagły dźwięk spod swoich palców i zrozumiał, że tak bardzo przyciskał pióro do pergaminu, iż złamał jego końcówkę. Szybko sięgnął po różdżkę i rzucił niewerbalne Reparo, czując jednocześnie, jak się rumieni. Spojrzał na Pottera z nadzieja, że ten niczego nie zauważył.
Harry właśnie zdejmował własną koszulkę, ale zatrzymał się w pół ruchu, zapatrzony w Weasleya. Draco zamrugał — czy tylko mu się wydawało, czy Potter gapił się właśnie na tyłek swojego najlepszego przyjaciela?
Potter zorientował się, że jest obserwowany i uciekł wzrokiem, czerwieniejąc jeszcze bardziej, niż był wcześniej.
Interesujące, pomyślał Draco. Przyjrzał się sylwetce Pottera. Była mniejsza niż Weasleya, ale bardziej umięśniona, niż się spodziewał. Kiedy Harry zrzucił swoje spodnie do biegania, Draco nie mógł oderwać oczu od jego nagich pośladków.
Potter i Weasley popatrzyli na niego jednocześnie.
— Czy ten pokój wygląda na szatnię? Mam nadzieję, chłopaki, że znacie jakieś zaklęcia myjące — powiedział Draco i wrócił do swojej książki, a chwilę później został trafiony w tył głowy zwiniętą w kłębek parą spoconych spodenek.
Wyciągnął rękę do tyłu i pokazał Potterowi i Weasleyowi środkowy palec. W zamian usłyszał śmiech, który, wbrew woli, odwzajemnił.

***

Na prośbę Draco, za pośrednictwem Ebby, Lucjusz przesłał mu adres wiejskiej posiadłości. Kwadrans przed siódmą wieczorem w piątek Draco aportował się w pobliże mugolskiej miejscowości Maybole, którą wskazał mu na internetowej mapie pracownik hotelu i znalazł się na końcu długiej ścieżki prowadzącej na zamkowe wzgórze. Powietrze było wilgotne i chłodne, a niebo ciemne, więc aportował się jeszcze bliżej, tak blisko, jak pozwalały bariery ochronne zamku. Wspiął się po kamiennych schodach i z wahaniem zatrzymał przed ogromnymi ozdobnymi drzwiami, niepewny, czy powinien zapukać.
W końcu tego nie zrobił i wszedł do pustego holu, identycznego niemal jak ten w hotelu. Otoczenie było tak odmienne od tego, do jakiego przywykł w dzieciństwie, że przez chwilę zszokowany tylko rozglądał się wokół. Na ścianach wisiały gobeliny i zdecydowanie mugolskie obrazy. Meble wyglądały na mieszankę różnych stylów — widocznie dekorator wnętrz nie został poproszony o konsultacje. Wszystko tworzyło wyjątkowo niezgrabną całość.
— Dobry wieczór — usłyszał. Odwrócił się i zobaczył stojącego w drzwiach ojca. Lucjusz miał na sobie eleganckie szaty, a długie włosy związał z tyłu głowy.
Draco wyprostował się, nawet o tym nie myśląc.
— Ojcze — powiedział, kiwając głową.
— Czekamy na ciebie w salonie.
Lucjusz odwrócił się i przeszedł przez kolejne drzwi. Draco ruszył za nim, zastanawiając się, kim są czekający na niego ludzie.
Dwie osoby siedzące przed kominkiem na ozdobnych, niedopasowanych fotelach rozpoznał od razu: Snape i Avery. Skinęli mu głowami, gdy wchodził, ale nie wstali.
— Panowie — powiedział Draco, stając przed nimi i robiąc niewielki ukłon.
Snape odwzajemnił ukłon, ale Avery nie wykonał żadnego gestu, a jedynie wpatrywał się w niego zwężonymi oczami.
— Brandy? — zapytał Lucjusz, machając różdżką w stronę stojącej przy kominku karafki.
Draco miał kieliszek w ręku, zanim zdążył odpowiedzieć. Lucjusz ponownie poruszył różdżką i drzwi salonu zamknęły się. Wskazał na fotel, który nagle pojawił się obok Snape’a.
— Usiądź, Draco — powiedział. — Mamy sporo do omówienia.

***

Było już po jedenastej w nocy, gdy Draco aportował się do pokoju w hotelu. Zrzucił z siebie oficjalne szaty, ubrał się w coś swobodniejszego i wyszedł. Po wielu namowach Potter wreszcie zgodził się pójść z nim do klubu. Umówili się na jedenastą, bo nie spodziewał się, że kolacja u ojca potrwa tak długo.
Tak samo jak nie spodziewał się, że zastanie tam innych gości. Snape i Avery należeli do grupy, która spiskowała z Lucjuszem w celu obalenia Czarnego Pana. Wystarczyło, że Draco o tym pomyślał, a już bolała go głowa. Wysłuchał uważnie wyjaśnień, w jaki sposób doszło do tego, że w ciągu ostatnich dwóch lat zachowanie Czarnego Pana stawało się coraz bardziej niekonsekwentne i jak od miesięcy słabł fizycznie. Voldemort zawsze działał przez zastraszanie, ale teraz jego gniew stał się nieprzewidywalny i nieracjonalny. Draco wywnioskował z rozmowy, że ojciec był ofiarą jednego z takich wybuchów.
Przycisnęli go, aby wyjawił szczegóły planu Pottera, a w towarzystwie Lucjusza i Snape’a Draco nie był w stanie kłamać. Wyznał, że konkretnego planu jeszcze nie mieli, ale we trzech pracowali nad nim codziennie. Nikt z zebranych nie był z tego powodu zadowolony i Draco opuścił zamek wstrząśnięty i zmartwiony dużo bardziej, niż się czuł, kiedy do niego przybył. Weasley i Potter zdawali się traktować całą sprawę ledwie poważnie, a i on sam w zeszłym tygodniu zaraził się ich beztroską postawą. Prawie zapomniał, jakiego mieli przeciwnika i nie mógł sobie na to pozwolić ponownie.
Dokładnie o jedenastej zamknął drzwi pokoju i z płaszczem w ręku zjechał do holu. Przerażony swoim odbiciem w lustrze windy rzucił zaklęcie na włosy. Wychodząc, spodziewał się, że Potter będzie już na niego czekał.
Hol pełen był gości siedzących przy barze, popijających drinki i rozmawiających. Harry’ego nigdzie nie było widać, więc Draco poczuł ulgę. Oczywiście wolał, gdy to inni się spóźniali, a nie on. Usiadł w wolnym fotelu i czekał.
Dziesięć minut później zamówił sobie drinka. Dwadzieścia minut później jego szklanka była pusta. Wstał i poczekał, aż zegar wskaże pół do dwunastej, po czym wyszedł tylnymi drzwiami i udał się prosto na stację metra.
Pieprzyć Pottera, pomyślał, stojąc na peronie i czekając na pociąg do Bakerloo. Prawdopodobnie wcale nie chciał z nim iść i zgodził się tylko dla świętego spokoju. Dusił się w ścisku całą drogę do stacji Picadilly Cirrus, a potem przepychał przez tłum pijanych mugoli, którzy potrącali go, gdy szedł podziemnym korytarzem, by dostać się do linii Picadilly. Nie miał pojęcia, czemu oczekiwał, że Potter się zjawi. Obiecał, że zabierze go do jednej z dyskotek na Leicester Square, gdzie spodziewał się, że Potter poderwie jakąś mugolkę i zaciągnie ją do toalety na szybki numerek. Przecież nie zamierzał zabierać go do gejowkiego klubu.
W końcu znalazł się na Charing Cross Road, skąd udał się do Soho. Kluby zadziwiająco mało zmieniły się od czasów, gdy był nastolatkiem i szybko znalazł miejsce, które wyglądało obiecująco. Minął odźwiernego i poszedł w stronę baru.
W ciągu piętnastu minut znalazł to, czego szukał: młodego mężczyznę z bladą skórą i ciemnymi włosami, który tańczył w grupie swoich przyjaciół. Draco odepchnął od siebie drinka i ruszył w jego kierunku.
Zawsze uważał, że podrywanie mężczyzn jest śmiesznie łatwe. Nie uważał się za szczególnie przystojnego, ale nauczył się już, że pewność siebie to rzecz równie ważna jak wygląd.
Pół godziny i kilka drinków później siedzieli już w taksówce, jadąc do hotelu.

ZAGUBIONE SERCE / DrarryOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz