Rozdział 5

2.8K 250 139
                                    

5 lutego, 2004: czwartek



Kiedy Harry się obudził, przez okno wpadały promienie słońca. Zegarek wskazywał, że jest już sporo po dziesiątej.


Otrząsnął się z wciąż nękającego go snu o wędrowaniu bez celu po Hogwarcie, jedynego, który za każdym razem wywoływał w nim niepokój, choć nie miał pojęcia, dlaczego.


Ziewnął, wciąż nie do końca dostosowany do zmiany czasu, i ponownie wsunął się pod kołdrę. Malfoy dopiero wybierał się do pracy, więc on sam niedługo wstanie i pójdzie do kawiarni, wypije ogromne ilości kawy i będzie obserwował Ślizgona przez następne kilka godzin.


W końcu jednak poddał się impulsowi i poszedł wziąć prysznic.


Przy wyjściu wymienił kilka grzecznościowych zdań z kierownikiem hotelu („Nie, dziękuję, właściwie mam już na dzisiaj plany."), po czym ruszył w kierunku kawiarni U Jumpinsa. Z każdym dniem spacer wydawał się łatwiejszy i postanowił, że gdy wróci do domu, zacznie biegać. Nawet nie zdawał sobie sprawy, że tak bardzo stracił kondycję.


Lokal wyglądał na zapełniony stałymi klientami, kilku z nich kiwnęło nawet Harry'emu głową na powitanie. Blondynka siedząca w rogu miała dzisiaj inny komputer niż zwykle, pojawił się też mężczyzna, szkicujący coś na dużym kawałku papieru, którego Harry nigdy wcześniej nie widział. Na tablicy ogłoszeń ktoś przypiął nowy napis: „Przyjaciele nie pozwalają swoim przyjaciołom chodzić do Starbucksa."


Nigdzie nie dostrzegł Malfoya, więc usiadł na swoim stałym miejscu i wziął do ręki zostawioną przez kogoś gazetę. Do jego stolika podeszła młoda kobieta z bardzo ciemnymi włosami i ogromną ilością kolczyków.


- Witaj, Rosie - powiedział, nie podnosząc wzroku.


- Wiesz, że on ma dzisiaj wolne? - zapytała.


Harry zamrugał.


- Och, zapomniałem. - Oczywiście, nie miał o tym zielonego pojęcia. Wiercił się przez chwilę, próbując zdecydować, co ma teraz zrobić. - W takim proszę to, co zwykle, ale na wynos.



Piętnaście minut później stał już przed wejściem do budynku, w którym mieszkał Malfoy, i zastanawiał się, czy przypadkiem nie oszalał. Ślizgon z pewnością nie poinformował go, że ma wolne, bo nie miał zamiaru spędzić tego dnia w jego towarzystwie. Być może miał nadzieję, że Harry zrezygnuje i dla odmiany zajmie się sobą.


Zmarszczył brwi, gdy przypomniał sobie, że nie mieli razem żadnych planów na dzisiejszy wieczór. Zwykle po kilku godzinach przekomarzania umawiali się na kolację w kawiarni, ale wczoraj nie wymienili na ten temat ani słowa.


W końcu zdecydował, że zachowuje się śmieszne.


- Co? - usłyszał przez interkom po kilku minutach czekania i dwóch kolejnych naciśnięciach dzwonka domofonu.


- Eee... Dzień dobry. To ja, Harry... - urwał, zażenowany. Czy przy Malfoyu zawsze musiał wygadywać takie głupoty?


Jedyną odpowiedzią był dźwięk otwieranego zamka, więc wszedł do środka.


Mieszkanie Malfoya znajdowało się na trzecim piętrze odnowionego, wiktoriańskiego budynku. Harry zapukał w bogato zdobione, drewniane drzwi, które po chwili otworzyły się, ukazując bardzo zaniedbaną sylwetkę Ślizgona. Jego pełne rudych pasemek włosy były rozczochrane bardziej niż zwykle, a na sobie miał jedynie cienką parę bawełnianych spodni od piżamy. Mrużył w stronę Harry'ego senne oczy zza podłużnych okularów, którym oprawki przypominały kształtem żółwie skorupy.

ZAGUBIONE SERCE / DrarryOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz