Rozdział 39

978 93 3
                                    

31 stycznia, 2004: środa

— Nieśmiałek — szepnął Draco w stronę drzwi. Wszedł do biura i zaczął zdejmować płaszcz, ale zamarł w pół ruchu.
Po dwóch dniach nieobecności Potter wreszcie się pojawił i właśnie przeglądał stos pergaminów, marszcząc w skupieniu czoło. Spojrzał na Draco i kiwnął mu na powitanie głową, jak gdyby nie stało się nic złego.
— Czujesz się już lepiej? — zapytał Malfoy, podchodząc do jego biurka. Potter był blady i wyglądał na wyczerpanego, jakby od wielu dni nie jadł i nie spał zbyt dobrze. Pomijając świeżo zabliźnioną ranę na policzku, naprawdę można by uwierzyć, że chorował.
Potter wzruszył ramionami.
— Mniej więcej — odpowiedział. Unikał patrzenia Draco w oczy i wydawał się skrępowany jego bliskością.
— Świetnie — rzucił Malfoy. Popatrzył na Rona, który z nogami na biurku czytał „Proroka”. — Weasley tak się o ciebie martwił, że wczoraj wziął sobie wolne.
— Prawdę mówiąc, chciałem przelecieć żonę — odparł rudzielec zza gazety. — Lekarz wreszcie dał nam pozwolenie.
— A na to trzeba mieć pozwolenie? — zapytał Draco z niedowierzaniem.
— Tak. Nigdy nie sądziłem, że to powiem, ale stosunki oralne kompletnie mi zbrzydły.
— Ron! — Potter spojrzał na przyjaciela z przerażeniem.
Draco uśmiechnął się złośliwie.
— Za dużo szczegółów, Potter?
Harry spojrzał na niego ze złością.
— Czy udało wam się nad czymś popracować, kiedy mnie nie było?
— Zdefiniuj pojęcie pracy.
Spędzili cały poranek na omawianiu pomysłów, które przyszły im do głowy już tydzień wcześniej, jednak było jasne, że Potter i Weasley nie wkładają w to serca. Obaj wyglądali na zmęczonych, a nawet pokonanych. Draco zorientował się, że patrzy na pozostałą dwójkę i rejestruje sposób, w jaki się porozumiewali. Obaj zdawali się myśleć o czymś zupełnie innym, co bardzo Malfoya irytowało. Początkowo rzeczywiście czuł się tu mile widziany, ale teraz to wszystko jawiło się tylko jako pozory. Jak coś złudnego. Nie ufali mu, nieważne, jak się w rzeczywistości zachowywali.
Potter i Weasley wyszli na swój codzienny jogging, co wydało się Malfoyowi dziwne, skoro jeszcze dwa dni temu Potter był taki chory. Postarał się, żeby nie było go w biurze, kiedy wrócili, spędzając prawie dwie godziny w pobliskiej francuskiej kawiarni i czytając książkę o starożytnych miksturach, którą wypożyczył w bibliotece.
Jego umysł ciągle wędrował do wydarzeń z sobotniego wieczoru. Po przeczytaniu trzy razy tej samej strony, zupełnie nie rozumiejąc, o czym mowa, poddał się i zamknął książkę. Większość niedzieli zeszła mu na leniuchowaniu w hotelowym pokoju i rozmyślaniu o Potterze oraz zastanawianiu się, czy ten też o nim myśli. Napisał nawet notkę i wysłał ją otrzymanym od niego pudełkiem, ale nie dostał odpowiedzi.
Po prostu potrzebował spotkać się z nim na osobności. Rozpaczliwie ciekawiło go, czy między nimi ciągle jeszcze istniała ta nić porozumienia. Iskra, której w sobotę był pewien.
Skulił się na te myśli — one wcale nie brzmiały jak jego własne. W ogóle nie martwił się o porozumienie, nie obchodziło go też, czy ktoś go lubił, czy nie. Zwykle po prostu chciał się z kimś przespać bez żadnych zobowiązań i najlepiej bez wymieniania imion. Miał przyjaciół, a z nimi się nie pieprzył. Przyjaciele nie byli do tego, istnieli po to, by później się przed nimi chwalić, z kim się pieprzył. O Potterze zaczął myśleć jak o przyjacielu, ale też nie mógł przestać zastanawiać się, jak by to było z nim w łóżku. Co brzmiało trochę bardziej niż niepokojąco.
I oczywiście nie mógł być teraz pewien, czy wszystko, do czego między nimi doszło, było prawdziwe, czy stanowiło tylko część gry Pottera i Weasleya.

***

Kiedy wrócił, jego dwaj współpracownicy kłócili się, szepcząc do siebie gorączkowo. Gdy go ujrzeli, uciekli od siebie wzrokiem i nie odezwali się przez resztę popołudnia. Draco starał się udawać, że niczego nie zauważył, jednak mimo woli czuł się trochę jak paranoik.
Koło szesnastej Weasley złapał swój płaszcz i teczkę.
— Do zobaczenia jutro rano — rzucił i nie czekając na odpowiedź, zniknął w kominku. Draco przyglądał się Potterowi wpatrzonemu w płomienie i nagle podjął decyzję. Nadszedł czas na kilka odpowiedzi.
— Problemy między idealnymi przyjaciółmi? — zapytał. Potter parsknął i spojrzał na leżący przed nim pergamin. Draco podszedł do jego biurka, usiadł na skraju i przesunął wzrokiem po ranie na policzku Pottera. — A tak poza tym, co to za paskudną infekcję miałeś?
Potter uniósł na niego wzrok.
— Nie byłem chory. Miałem coś do załatwienia, to wszystko.
Draco nie zmienił wyrazu twarzy, mimo że zdziwiła go odpowiedź tak bliska szczerości.
— W takim razie udało ci się to coś załatwić?
Potter westchnął i spuścił wzrok.
— To teraz nie ma znaczenia.
— Dla Weasleya miało.
— Po prostu... odpuść, Malfoy.
— Wiem, że mi o czymś nie mówisz — powiedział Draco tak spokojnie, jak tylko potrafił. — W porządku. Rozumiem, dlaczego mi nie ufasz, ale...
Potter spojrzał na niego.
— To nie ma nic wspólnego z zaufaniem. Ani z tobą.
— Nie traktuj mnie jak dziecko. Wiem, kiedy mnie okłamują...
Potter odsunął się od biurka i potarł twarz dłonią.
— Nikt cię nie okłamuje.
— Podejrzewam, że technicznie to prawda. Jednak nie mówiąc mi, co się dzieje, to jest tak, jakbyście kłamali wprost. — Potter nie zareagował, tylko wstał i poszedł po swój płaszcz. — Wychodzisz?
— Tak sądzę.
Draco poczuł ukłucie paniki, przebijające się przez jego gniew. Jeśli Potter wyjdzie teraz, gdy wszystko między nimi było takie napięte, może nie dostać kolejnej szansy na rozmowę sam na sam.
— Masz ochotę na drinka... czy coś?
Potter westchnął.
— Słuchaj, Malfoy...
— Jasna cholera — jęknął Draco. Wstał i przebiegł palcami przez włosy. — Jeśli chodzi o sobotę, to się nie przejmuj. Jasne, że czujesz się przy mnie niewygodnie...
— Ależ męczące musi być ciągłe utrzymywanie pozycji w centrum wszechświata — prychnął Potter. — Naprawdę myślisz, że to ma coś wspólnego z naszą pogawędką?
— A co miałem pomyśleć? W jednej chwili prawie całujesz mnie w ciemnej uliczce, a zaraz potem uciekasz i zostawiasz samego.
— Wcale nie miałem zamiaru cię pocałować! — warknął Potter, otwierając szeroko oczy. — Boże, masz urojenia!
— A ty jesteś okropnym kłamcą. — Malfoy zbliżył się, obserwując, jak Potter kurczy się pod ścianą. — Pociągam cię, ale ty tego nie chcesz. Starasz się udawać, że niczego nie czujesz.
— Bo niczego do ciebie nie czuję. A teraz się odsuń!
— Więc o co chodzi? — Draco położył ręce po obu stronach głowy Pottera, który niemal wbijał się w ścianę, próbując odsunąć się jak najdalej. W jego oczach pojawiło się coś, co sprawiło, że Draco mimowolnie się uśmiechnął. — Boisz się, prawda?
Potter zacisnął usta w cienką linię.
— Nie boję się ciebie.
— Oczywiście, że nie. Boisz się tego. — Draco pochylił się, tak że teraz dzieliło ich tylko kilka centymetrów. Widział, jak coś przemknęło po twarzy Pottera i spłynęło lodem do jego żołądka. Oblizał usta i uśmiechnął się, ściszając głos do ochrypłego szeptu: — Byłbyś zachwycony, gdybym to ja cię pocałował, więc miałbyś problem z głowy, prawda?
— Czemu miałbym tego chcieć? — spytał Potter lekko łamiącym się głosem.
Draco przysunął się jeszcze bliżej, tak blisko, że czuł jego oddech na ustach.
— Ponieważ nie masz jaj, żeby zrobić to pierwszy. I tyle na temat gryfońskiej odwagi.
Potter zamknął oczy. Drżał. Draco zagryzł dolną wargę. Powinien posunąć się o krok dalej. Wziąć, czego pragnął. Potter nie zda sobie sprawy, co się stało. Draco równie dobrze mógłby mu teraz obciągnąć pod ścianą. Obserwował uważnie jego twarz i sposób, w jaki rzęsy trzepotały nad bladą skórą. Potter miał na nosie drobne piegi. I wypalcowane okulary.
Szarpiące odczucie wróciło i tym razem Draco zrozumiał, co oznacza: Harry wiązał się z problemami. Tego rodzaju problemami, na jakie nie mógł sobie pozwolić. Nie potrzebował w życiu akurat takich komplikacji, a zwłaszcza nie z powodu kogoś, komu nie mógł zaufać.
Z zaciśniętymi szczękami Draco odsunął się i skierował do drzwi.
Silne ręce złapały go za ramiona i obróciły tak gwałtownie, że niemal stracił równowagę. Potter przez sekundę wbijał w niego dzikie spojrzenie, a potem go pocałował.
W zasadzie to nawet nie był pocałunek — zbyt mokro, zbyt gorączkowo, całkowicie bez finezji — ale jego żołądek i tak upadł mu do stóp.
— Proszę — powiedział Potter, odsuwając się i uśmiechając. — Mówiłem, że się nie boję.
Draco starał się nie okazać zaskoczenia. Jak sytuacja mogła odwrócić się tak szybko?
— No cóż... jeśli to wszystko, na co cię stać, nic dziwnego, że nie możesz załatwić sobie randki.
Potter potrząsnął głową i zarzucił swoją skórzaną kurtkę na ramię.
— Dobranoc, Malfoy.
— Jest dopiero w pół do piątej — odezwał się Draco, mając nadzieję, że nie brzmi na zdesperowanego. — Na pewno nie masz ochoty się napić?
— Może jestem dzisiaj umówiony?
— Ze swoją prawą ręką?
— W rzeczywistości, to z lewą — odparł Potter śmiertelnie poważnie. — Wiesz, czasem potrzebna jest mała odmiana.
— A może powinieneś użyć czyjejś ręki?
Potter nie zawahał się ani sekundy.
— Może. Składasz mi propozycję?
— Nie. Po prostu... — Draco przerwał, zakłopotany.
— Po prostu co?
Malfoy wziął głęboki oddech, a potem wypuścił powietrze, walcząc ze swoim zdenerwowaniem.
— Nie mogę zdecydować, czy mówisz poważnie. Ty wiesz, kim jestem, a ja nie mam o tobie pojęcia. W jednej chwili myślę, że się mną interesujesz, a potem... — bełkotał jak idiota. Co mu się stało?
— Nie jestem gejem — oświadczył Potter.
— Teraz już mnie nie nabierzesz.
— I nie wiem, kim ty jesteś. Puszczasz się na prawo i lewo, a ja nie. Sądzisz, że chcę być kolejną zaliczoną dupą w twoich podbojach?
— Skoro nie jesteś gejem, to o co ci chodzi?
— Tylko dlatego, że nie jestem gejem nie znaczy, że mnie nie pociągasz. Jesteś atrakcyjny... na swój własny sposób.
Draco potrząsnął głową z irytacją.
— Dzięki. — Patrzyli na siebie przez chwilę.
— Cholera — odezwał się w końcu Potter. Zaczerpnął powietrza. — Prawdopodobnie będę tego żałował, ale... ciągle chcesz iść na drinka?
Draco wezwał swój płaszcz zaklęciem Accio i popchnął Pottera w stronę drzwi.

ZAGUBIONE SERCE / DrarryOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz