Harry przez chwilę leżał na łóżku, gapiąc sie w sufit. CIA szpiegowało również jego. Nie miał zbyt wielu wątpliwości, że za raportami stał Manny. Był wyraźnie zazdrosny o ich przyjaźń i bał się, że Malfoy da się przekonać do powrotu do Anglii. Ale czy Manny pracował dla kogoś jeszcze? Był podwójnym agentem?
Nie mógł zasnąć, wziął więc gorący prysznic w nadziei, że to pomoże mu się odprężyć. Na szczęście tak się też stało. Stał pod parującą wodą bardzo długo, pozwalając jej chłostać go po plecach. I jedynie poczucie winy, spowodowane nadmiernym zużywaniem „najcenniejszego zasobu Kalifornii" - jak to opisano na małej instrukcji, powieszonej przy umywalce - kazało mu zakręcić kurki.
Odciągnął zasłonę prysznica i prawie wrzasnął z zaskoczenia. Malfoy, bardzo blady, stał nie dalej niż pół metra od niego.
- Do jasnej cholery, Malfoy, oglądałeś kiedyś „Psychozę"? - Starł z oczu wodę i wskazał na półkę z ręcznikami.
Ślizgon podał mu jeden, rumieniąc się lekko.
- Przepraszam, pukałem, ale nie odpowiadałeś... - Spuścił wzrok. - Zaklęcia ciągle były na miejscu, więc zdjąłem je i wszedłem. Przepraszam. - Odwrócił się z zamiarem wyjścia.
- Zaczekaj! - zawołał za nim Harry, zawijając ręcznik wokół bioder i prawie poślizgując się, pośpiesznie wychodząc z brodzika. Malfoy stał na środku, rozglądając się nerwowo. - Naprawdę nic się nie stało. Przestraszyłeś mnie, to wszystko.
Draco wyglądał na wyczerpanego, jak gdyby w ogóle nie spał.
- Jestem trochę zmęczony, przepraszam. - Wskazał na stojący na stoliku, parujący kubek. - Przyniosłem to dla ciebie. Przyjdziesz do kawiarni, jak się ubierzesz? - Niemal nieświadomie otaksował drugiego mężczyznę wzrokiem.
- Jasne - odpowiedział Harry. W wyrazie twarzy Ślizgona było coś niepokojącego. - Zaraz będę gotowy. Piętnaście, dwadzieścia minut.
Malfoy kiwnął głową.
- Przygotuję ci latte.Ku wielkiej uldze Harry'ego, eliksir na kaca podziałał bardzo szybko. Chłopak spędził kilka minut, próbując zdecydować, którą z trzech czystych koszul ubrać, aż w końcu wybrał granatowy sweter, który wyjątkowo podobał się Malfoyowi, gdy miał go na sobie podczas kolacji w ubiegłym tygodniu.
W momencie, gdy tylko wyszedł z hotelu, usłyszał, że ktoś woła jego imię. Odwrócił się i zobaczył, jak Colby macha do niego z przeciwnej strony ulicy. Przebiegł ją, uskakując przed pędzącym Chevroletem i posłał Harry'emu smutny uśmiech.
- Dobrze się czujesz? - zapytał Potter.
- Mam kaca jak cholera - odpowiedział Colby, przejeżdżając palcami przez szopę ciemnych włosów. - Właściwie, to musiałem wziąć wolne. Nie mam bladego pojęcia, jak dotarłem do domu. Obudziłem się na własnej kanapie, czując się jak gówno.
- Wezwaliśmy ci taksówkę - wyjaśnił Harry.
- Niczego nie pamiętam. - Colby uśmiechnął się i zaczęli iść powoli w dół ulicy, w stronę kawiarni, w której pracował Malfoy. - Ostatnią rzeczą, jaką sobie przypominam, to jak zniknąłeś po... - przerwał i zagryzł wargę.
Potter przystanął i westchnął.
- No cóż, wiesz....
- Harry, szukałem cię dziś rano, ponieważ musimy porozmawiać - wyrzucił z siebie Colby. - Zeszłej nocy...
- Poczekaj - przerwał mu Potter. Colby wbił w niego beznamiętne spojrzenie. - Zrozum... lubię cię i jesteś naprawdę miłym facetem, ale w czwartek wyjeżdżam. - Mężczyzna zmarszczył brwi i zatrzymał się. Wypowiedzenie kolejnych słów nie przyszło Harry'emu łatwo. - Resztę czasu tutaj planuję spędzić z Derekiem.
- Och - szepnął Colby, a jego twarz przybrała dziwny wyraz. - Boże, ty... Więc to tak...? Więc... o to chodzi...? - Spuścił wzrok, a Harry poczuł się okropnie.
- Zostały mi tylko dwa dni - zaczął. - Mimo wszystko, to jego przyjechałem tu odwiedzić.
- Rozumiem - odpowiedział Colby, nadal nie patrząc mu w oczy. - W takim razie, co robiłeś ze mną? Zabijałeś nudę, czekając, aż Derek będzie wolny?
Oczywiście, tak właśnie było. Harry starał się przybrać współczującą minę.
- Colby, przykro mi, jeśli wprowadziłem cię w błąd. Tylko że... Naprawdę jesteś sympatyczny i pociągający. Jeżeli spędzilibyśmy razem więcej czasu, wszystko pewnie ułożyłoby się inaczej. - „Kłamca", skarcił sam siebie.
- Nie, nieprawda - warknął Colby. - Nie z Derekiem w pobliżu. - Wznowili spacer i zaległa niezręczna cisza. Mężczyzna wydawał się pogrążony w myślach. Kilka razy uniósł wzrok, jak gdyby miał zamiar zacząć mówić, ale tego nie zrobił. W końcu wydał dźwięk, brzmiący jak pełen wstrętu śmiech. - Nie mogę uwierzyć, że właśnie zaserwowałeś mi mówkę w stylu „jaki to z ciebie miły facet".
Harry spróbował się uśmiechnąć.
- Lepsze to niż: „To nie twoja wina, tylko ze mną coś jest nie tak".
- Tak sądzę - odparł Colby. - Jestem po prostu zmęczony traceniem świetnych chłopaków przez kogoś takiego jak Derek. Nikt nie chce miłego faceta, wiesz? Wszyscy wolą takich, jak on. Apodyktycznych drani, którzy pieprzą wszystko dookoła.
Harry westchnął. Miał już bardzo podobną rozmowę z Cho, zaraz przed tym, jak zostawiła go po raz pierwszy, tyle że wtedy znajdował się po przeciwnej stronie. „Jesteś cudownym mężczyzną i chciałabym kochać cię tak, jak na to zasługujesz. Ale nie mogę dać ci tego, czego pragniesz i oboje o tym wiemy. Lepiej ci będzie..." Jak się okazało, jej było lepiej z Aaronem.
- Wiem, że to okropne - powiedział. - I nie mam dla siebie żadnego usprawiedliwienia. Przepraszam. - Skręcili na Piętnastą Ulicę, a potem weszli w dzielnicę Noe. Harry zastanawiał się, czy Colby ma zamiar wejść z nim do kawiarni. Ten jednak zatrzymał się przed drzwiami i spojrzał na niego. - Więc... - zaczął Harry.
- Och, Boże, to koniec? - wymamrotał Colby. - Już cię więcej nie zobaczę? - Harry westchnął i potrząsnął głową. Naprawdę nienawidził tej sytuacji. Nie miał pojęcia, co powiedzieć. Zwykłe „dziękuję" wydawało się nie na miejscu. - Zaczekaj - powiedział Colby i wyjął portfel. Otworzył go i wyciągnął z niego wizytówkę. - To mój adres domowy i numer telefonu, a po prawej email. Jeśli kiedyś jeszcze tu przyjedziesz lub cokolwiek...
Harry wziął wizytówkę i uśmiechnął się.
- Na pewno. - Nie mógł się odwzajemnić, więc tylko schował kartonik do kieszeni.
- Świetnie - odezwał się Colby, wpatrując się w ziemię. - A więc...
- Tak - powiedział Harry. - Miło było cię poznać. - Nacisnął na klamkę.
- Mnie również - odparł Colby, zagryzając wargę. - Do zobaczenia. - Zerknął na Harry'ego jeszcze raz i odszedł.
Potter od razu wszedł do kawiarni, więc nie uległ pokusie odwrócenia się. Uczucie, jakie go ogarnęło, było okropne. Przysiągł sobie, że jeśli tylko będzie to od niego zależało, nigdy więcej nikomu czegoś takiego nie zrobi.
Malfoy był zajęty i nawet na niego nie spojrzał. Zamiast do stolika, Harry podszedł do lady. Kobieta, której nie rozpoznał, uśmiechnęła się do niego i zapytała, co mu podać.
- Karmelowe capuccino - odpowiedział.
- Z dodatkowym espresso - odezwał się Malfoy. Harry spojrzał na niego i zobaczył, że Ślizgon się uśmiecha. - Chyba że ograniczasz kofeinę.
- Tego nigdy za wiele - odparł Harry, odwzajemniając uśmiech.
- To nie jest twoje zwyczajowe zamówienie. - Malfoy uniósł brew.
- To zawsze była moja ulubiona kawa, tylko nigdy ci tego nie powiedziałem.
- Zaraz podam - powiedział Ślizgon. Wyglądało, że widząc Harry'ego jest szczęśliwy, dużo bardziej, niż zwykle.
Potter znalazł swoje miejsce w kącie. Ku jego zadowoleniu, na stoliku leżał egzemplarz „The Guardian". Przez ostatni tydzień zapałał do gazety dziwnym zamiłowaniem.
Malfoy przyniósł kawę i usiadł naprzeciwko niego.
- Dział na temat seksu jest bardzo zabawny - skomentował Harry. Draco uśmiechnął się i przez chwilę jedynie patrzyli na siebie w milczeniu. Potter poczuł, że jego policzki robią się czerwone, gdy w pamięci rozbłysło mu wspomnienie tego, co wydarzyło się zeszłej nocy. - Jak się masz? - zapytał.
- Właściwie dobrze - odparł Malfoy, ciągle się uśmiechając. - Eliksir na kaca pomógł?
- Tak, dziękuję.
Spojrzenie Ślizgona było niezwykle promienne i nieobecne. Harry zastanawiał się, co też chodzi mu po głowie.
- Mieliśmy dzisiaj porozmawiać, prawda? - zaryzykował.
- Tak - odparł Malfoy, wyglądając prawie na onieśmielonego. - Ale nie tutaj. Później, prywatnie. - Jego brwi uniosły się odrobinę i Harry poczuł bolesne ukłucie w podbrzuszu.
- W porządku - odpowiedział z uśmiechem.
- Skończę trochę wcześniej - kontynuował Draco. - Zarezerwowałem stolik na szóstą.
- To za wcześnie na kolację - zauważył Harry.
- Tak, ale to dlatego, że idziemy do teatru - wyjaśnił Malfoy z uśmiechem. - Uznałem, że to będzie dobry pomysł.
- Brzmi świetnie - powiedział Potter.
- Czy to randka?
Ślizgon wzruszył ramionami.
- Tak sądzę. - Mrugnął do Harry'ego i wstał od stolika.
Potter obserwował go z przerwami przez następną godzinę, zdumiony, jak bardzo Malfoy wydawał się szczęśliwy. Czy to, co zdarzyło się między nimi zeszłej nocy, nakłoniło go do spojrzenia na Harry'ego w innym świetle? Na tę myśl serce Pottera zaczęło bić szybciej. Może, mimo wszystko, jakoś się miedzy nimi ułoży, a Draco otworzy się przed nim i w końcu mu zaufa? I wreszcie mogliby być w stosunku do siebie uczciwi. Powiedziałby mu prawdę i Malfoy zgodziłby się wrócić z nim do Anglii.
Być może.
Skończył czytać gazetę i podniósł egzemplarz jakiegoś nowego magazynu, który ktoś zostawił na pobliskim stoliku. Zaledwie zaczął interesować się artykułem o Julii Roberts, gdy ktoś stanął obok niego. Uniósł wzrok i zobaczył wbite w siebie, kamienne spojrzenie Manny'ego Padilli.
Mężczyzna był bardzo przystojny, ale miał twarz, której, gdy był rozgniewany, można było się przestraszyć. Odsunął krzesło i usiadł, nie odrywając oczu od Harry'ego. Malfoy zauważył ich i posłał w stronę Harry'ego zaniepokojone spojrzenie. Potter oczekiwał, że zaraz przybiegnie z filiżanką kawy dla swojego chłopaka, ale nic takiego się nie wydarzyło. Ślizgon jedynie patrzył na nich z nieufną miną.
- Dobrze się bawiłeś zeszłej nocy? - zapytał Manny. Nie zabrzmiało to wcale tak, jakby miał nadzieję, że Harry naprawdę dobrze się bawił.
- Tak - odparł Potter z wymuszonym uśmiechem. - Derek obciąga niesamowicie, prawda?
- Myślisz, że jestem o ciebie zazdrosny? - Uśmieszek Manny'ego był dużo bardziej przekonujący.
- Tak, w zasadzie tak.
- Nie, Harry. Ale wiem, kim jesteś i dlaczego tu jesteś. - Wyraz jego twarzy stał się zdecydowanie bardziej ponury. - Niestety, twój plan się nie uda. Mam zamiar osobiście tego dopilnować.
- Nie mam pojęcia, o czym mówisz - odparł Potter, sącząc kawę. Miał nadzieję, że przez ten gest sprawia wrażenie spokojnego. - Przyjechałem tu, aby go odwiedzić. To wszystko.
- Być może chciałbyś, żeby on w to wierzył - odparł Manny. - Ale moje źródła mówią inaczej.
- Twoje źródła są wyjątkowo niedokładne - parsknął Harry, choć jego żołądek skręcił się w węzeł. Przez myśl przebiegła mu poranna rozmowa telefoniczna i zastanowił się, kim owe „źródła" były. Może tylko blefował, aby zdobyć informacje. - A skoro o tym rozmawiamy, wiem, że żaden z ciebie prawnik. Wiem także, dlaczego ty tu jesteś.
Oczy Manny'ego zwęziły się, a głos zniżył do szeptu.
- Jeśli naprawdę ci na nim zależy, Harry, wyjedź stąd. Zostaw go w spokoju. Przestań pierdolić się z jego emocjami. Każdego dnia, gdy tu jesteś, on znajduje się w większym niebezpieczeństwie.
Potter zmarszczył brwi.
- Nie wiem, o co ci chodzi.
Manny uśmiechnął się złośliwie.
- A ja sądzę, że tak. Zostaw go w spokoju.
- Być może chcę go ochronić.
- Nie dasz rady, Harry.
Potter zacisnął zęby.
- Jesteś tego pewien?
- On może ci ufać, ale ja tego nie robię. Obserwuję cię. - Manny wbił w niego wzrok.
- Czy to groźba? - zapytał Harry, próbując być nonszalancki.
- Tak - odparł Manny. Wstał, rzucił krótkie spojrzenie Malfoyowi i wyszedł z kawiarni.
Ślizgon przyglądał się jego odejściu, a potem popatrzył na Harry'ego. Potterowi udało się do niego uśmiechnąć.
Kilka minut później Draco przyniósł mu kolejne capuccino, choć Harry miał jeszcze połowę poprzedniej szklanki.
- O co chodziło? - zapytał Malfoy, siadając na zwolnionym przez Manny'ego krześle.
- Nie wiem - odparł Potter. - Ty mi powiedz.
Ślizgon wzruszył ramionami i pochylił głowę.
- Sądzę, że jest zazdrosny.
- A ma ku temu powód? - spytał Harry.
Draco milczał przez chwilę, nie odrywając od niego wzroku.
- Tak, sądzę, że tak. - Wypuścił powietrze i uśmiechnął się. Serce Harry'ego załomotało. Czy to oznaczało to, co on myślał, że oznaczało? - Tak się zastanawiałem... - zaczął Malfoy - ...może w czwartek wybralibyśmy się do Napa? Mam wolne dwa dni, wynajęlibyśmy samochód i zrobilibyśmy sobie weekend, co? - Ponownie spojrzał na niego z rozpromienionym wyrazem twarzy.
Serce Harry'ego drgnęło.
- Och, Draco, ja... - przerwał, niepewny, co powiedzieć. Radość zniknęła z twarzy Malfoya, więc wziął głęboki oddech. Właśnie teraz powinien zacząć być uczciwy, ale jeszcze nie czuł się na to gotowy. - Wyjeżdżam w czwartek po południu. Dzwonili do mnie dzisiaj rano i w piątek muszę być w biurze.
Malfoy pobladł i wbił wzrok w blat stolika. Wyglądał, jak gdyby myślał nad czymś gorączkowo.
- Wyjeżdżasz? - odezwał się w końcu. Jego głos brzmiał niezwykle słabo.
Harry wziął go za rękę.
- Przykro mi. Starałem się przekonać ich, aby dali mi więcej czasu, ale...
- Więc to tak? Mamy tylko jeden dzień?
- Tak - odpowiedział.
Draco uśmiechnął się lekko i ścisnął dłoń Harry'ego, po czym zabrał rękę.
- W takim razie musimy się wybawić za kilka dni. - Wstał i wrócił za ladę.
Harry chciał pójść za nim, objąć go, pocałować, zrobić cokolwiek, aby znowu wywołać ten uśmiech. Przeklął w myślach Fallina. Potrzebował więcej czasu i musiał mu o tym powiedzieć. Zadzwoni jutro rano i złoży kategoryczne żądanie.
Zachowanie Malfoya zmieniło się. Przez następne kilka godzin znowu był starym sobą - zamkniętym, sarkastycznym i nieczytelnym. Harry miał też dziwne wrażenie, że wygląda na kogoś, komu ulżyło.
CZYTASZ
ZAGUBIONE SERCE / Drarry
Fanfiction2 części Draco Malfoy po ucieczce z Anglii, osiadł w Ameryce. Z pozoru wiódł szczęśliwe życie okraszone sporą dawką alkoholu i spotkaniami z przystojnym chłopcami, dodatkowo jednak pracował jako szpieg, a jego sukcesy są dość imponujące. Kilka lat...