Draco aportował się na miejsce spotkania z ręką ojca zawiniętą ciasno wokół swojej piersi. Nie miał pojęcia, dokąd się udali i gdy ponownie stanął na ziemi, nie wiedział, gdzie jest.
Wysunął się spod ramienia Lucjusza, marszcząc nos z powodu wilgoci w powietrzu. Wyglądało na to, że znajdowali się w podziemnej komnacie. Jedyne źródło światła stanowiły świece umocowane wzdłuż ścian, które wyglądały jak wyrzeźbione w skale.
— Skoro masz już swoją różdżkę, mógłbyś zrobić z niej użytek — powiedział Lucjusz.
Draco obrócił się i zobaczył, jak ojciec zdejmuje z rąk czarne rękawiczki i chowa je do kieszeni podróżnego płaszcza. — Sprawdź, czy pomieszczenie nie jest pod obserwacją.
— Nie bardzo ufasz swoim sojusznikom. — Draco machnął różdżką.
— I ty też nie powinieneś.
Draco ściągnął brwi, ale posłusznie zaczął rzucać zaklęcia. Pięć minut później był już pewien, że pokój jest czysty. Lucjusz kazał mu wyczarować krzesła dla uczestników spotkania, co okazało się żmudnym zadaniem, które zakończył cały spocony i wyczerpany.
Była już prawie dziesiąta, gdy ojciec pociągnął go w głąb tunelu i zaprowadził do niewielkiego pomieszczenia. W środku wcisnął mu do ręki małą srebrną buteleczkę. Draco powąchał jej zawartość i zmarszczył z niesmakiem nos.
— Absolutnie się nie zgadzam — powiedział, wyciągając butelkę w stronę ojca.
— Zaklęcia maskujące nie za wiele się tu przydadzą — odparł Lucjusz. Jego usta wykrzywiły się w lekkim uśmiechu, jak gdyby opór syna bardziej go rozbawił niż rozdrażnił. — Chyba że przez całe spotkanie chcesz pozostać w ukryciu.
— Dobra, niech będzie — rzucił Draco, wywracając oczami. Mimo że nie znosił tego robić, musiał przyznać ojcu rację. Eliksir wielosokowy jest praktycznie niewykrywalny, dzięki niemu będzie w stanie uczestniczyć w zebraniu i poruszać się swobodnie po całym pomieszczeniu, może nawet znaleźć sposób na skontaktowanie się z Harrym. Jeszcze raz powąchał zawartość buteleczki, zastanawiając się, czy zapytać ojca, czyją postać dla niego wybrał. Naturalnie w tej chwili nie miało to większego znaczenia. Rzucił Lucjuszowi sarkastyczne spojrzenie i zmusił się do przełknięcia gęstego płynu.
Wrażenie było dziwne, gorsze, niż zapamiętał. Po kilku męczących sekundach zrozumiał, że jego ubranie w niektórych miejscach stało się luźniejsze, a w innych za ciasne. Otworzył oczy i zobaczył, że Lucjusz uśmiecha się do niego z góry.
Draco potrząsnął głową.
— Och, niech to jasny szlag trafi, nie! — Skrzyżował ramiona na piersi, a napotkał tam... piersi. Nie potrzebował lustra, aby zrozumieć w kogo się zmienił. Zmierzył Lucjusza wściekłym spojrzeniem. — Masz zwyczaj zabierać na spotkania swoje kurwy?
— Oczywiście, że nie. I właśnie dlatego Heather była doskonałym wyborem. Nikt tutaj nie będzie wiedział, kim jest, więc łatwiej przyjdzie ci wmieszanie się w tłum i sprawdzenie nowych uczestników spotkania. Pokażę ci, o kogo mi chodzi, a ty dowiesz się o nich jak najwięcej. Musimy wystrzegać się szpiegów i wrogich jednostek.
— Nie mogę w to uwierzyć. — Draco z przyzwyczajenia wyciągnął rękę, aby przeczesać włosy, ale jego palce natychmiast zaplątały się w długie, jasne loki. Zmarszczył brwi, widząc zadowoloną minę ojca. — Jestem pewien, że świetnie się bawisz.
Lucjusz cofnął się i wyciągnął różdżkę. Draco spiął się, ale odetchnął z ulgą, czując, jak jego ubrania dopasowują się do sylwetki Heather. Spodnie opadały mu teraz nisko na biodrach, a koszula stała się obcisła i odkrywała kawałek brzucha. Przebiegając dłońmi wzdłuż tułowia, uświadomił sobie, że kobieta miała całkiem miłe ciało. Objął swoje... jej piersi, dziwiąc się ich wadze. Znacząco uniósł brew w stronę ojca.
Zadowolony, szeroki uśmiech na twarzy ojca zmienił się w grymas dyskomfortu. Draco zaśmiał się i podszedł bliżej, spoglądając na niego spod długich, ciemnych rzęs.
— Zadowolony?
— Powinniśmy już iść — powiedział Lucjusz, odwracając się.
— Jak sobie życzysz, kochanie. — Draco objął ojca za szyję i złożył na jego ustach cnotliwy pocałunek.
Lucjusz zbladł. Było to coś, co Draco miał okazję widzieć tylko kilka razy w swoim życiu.
— Proszę, zachowuj się — powiedział i odepchnął syna od siebie.
— Oczywiście, tatusiu — odparł Draco, uśmiechając się tak słodko, jak tylko potrafił. Lucjusz cofnął się, na co Draco parsknął, jednocześnie rozradowany i zdegustowany. — O nie, nie mów mi, że ona...
— Dosyć tego.
— Malfoy. — Od strony wejścia do tunelu rozległ się znajomy głos. Zarówno Draco, jak i Lucjusz spojrzeli w tamtym kierunku i zobaczyli Avery’ego. Mężczyzna przyglądał im się z szyderczym wyrazem na swojej pobrużdżonej twarzy. — Przykro mi, że muszę przerwać, ale wszyscy już czekają.
Lucjusz jedynie skinął głową, za to Draco uśmiechnął się, złapał go za rękę i przysunął bliżej, z przyjemnością obserwując, jak ojciec zaciska zęby.
Ku jego zaskoczeniu duże pomieszczenie było wypełnione po brzegi. Wszyscy musieli aportować się tu w ciągu ostatnich kilku minut. Wiele twarzy znał już z poprzednich spotkań, ale zauważył też kilku obcych ludzi.
Gdy Lucjusz wszedł do środka, w pokoju rozległy się szepty. Na niego patrzono z zaskoczeniem i Draco nagle stał się bardzo świadomy, że nie ma tu żadnych innych kobiet. Lucjusz przyciągnął go bliżej, markując całusa w policzek.
— W prawym rogu za nami stoi mężczyzna w eleganckim, niebieskim płaszczu. Dowiedz się o nim jak najwięcej.
— Jak mam to zrobić? — spytał Draco.
— Myślę, że to oczywiste — odparł Lucjusz.
Draco starał się nie krzywić, gdy ruszył we wskazanym przez ojca kierunku. Wszyscy odwracali w jego stronę głowy, co ignorował z wielkim trudem. Pracując jako tajny agent, zawsze starał się być tak niepozorny, jak to możliwe. Okazywana mu teraz uwaga była co najmniej niepokojąca.
Ruszył w stronę niszy, w której jego cel siedział wśród tłumu ludzi słuchających, jak Avery przedstawia Lucjusza. Została mu mniej niż godzina, zanim minie działanie eliksiru, a kompletnie nie miał pojęcia, jak długo potrwa zebranie. W jaki sposób w zaistniałych okolicznościach uda mu się porozmawiać z tym mężczyzną w samotności?
Rozejrzał się, szukając przyjaznej twarzy. Miał nadzieję, że jest tu ktoś, kto mógłby przekazać od niego wiadomość Harry’emu, jednak szansa na to wydawała się coraz mniej prawdopodobna.
— Mój Boże, ależ ty tutaj nie pasujesz — rozległ się głos tuż przy jego uchu.
Malfoy podskoczył. Zmysły Heather nie były nawet w przybliżeniu tak wyostrzone, jak jego własne. Obrócił się, aby zobaczyć, kto się do niego odezwał i ledwie zdołał ukryć szok.
Obok niego w niszy stał Colby Hannick.
Draco przełknął ślinę i tuż przed otwarciem ust przypomniał sobie, aby podnieść głos.
— Do diabła, ale mnie przestraszyłeś!
— To nie wszystko, co ci zrobiłem — zaśmiał się Colby. Draco nie miał pojęcia, co odpowiedzieć, więc w końcu jedynie spojrzał na niego obojętnie. — Żałuj, że tego nie pamiętasz. — Colby westchnął. — Więc Malfoy każe ci teraz pracować? Zastanawiałem się, kiedy się tobą zmęczy. — Oburzone parsknięcie wydało się Draco najodpowiedniejszą ripostą. — Nie martw się, kochanie. Musiał dostrzec w tobie coś specjalnego, innym dziewczynom nie pozwalał nawet wstać z łóżka.
— Odpieprz się! — syknął Draco, przerzucając włosy przez ramię.
Colby przysunął się jeszcze bliżej i musnął ustami jego ucho.
— Naprawdę, Heather, ładnie to tak mnie traktować po wszystkim, co się między nami wydarzyło?
Draco zmarszczył brwi. Wszystko to nie mieściło mu się w głowie, ale przynajmniej znał Colby’ego na tyle, aby spróbować przed nim udawać.
— Co tu robisz?
— To samo, co ty. Szukam podejrzanych, uwodzę ich i nakłaniam do ujawnienia się.
— I, jak sądzę, jesteś w tym dobry — zażartował Draco.
— Niestety. — Nieoczekiwanie Colby nie powiedział nic więcej, mimo że był człowiekiem raczej gadatliwym.
— W tych trudnych czasach musimy bronić naszych wartości — mówił Lucjusz magicznie wzmocnionym głosem. — Musimy chronić nasze rodziny i tradycje przed tymi, którzy nie mają żadnego szacunku dla magii, którzy zagrażają naszemu sposobowi życia...
Gdy Draco odwrócił głowę, Colby właśnie ziewał. Chociaż minął zaledwie miesiąc, od kiedy widzieli się po raz ostatni, wyglądał inaczej: był starszy, zmęczony, zagubiony.
— Dlaczego to robisz? — spytał Draco.
Colby posłał mu dziwne spojrzenie.
— A mam wybór? Kurwa, naprawdę jesteś blondynką? Dyskutowaliśmy o tym tydzień temu.
Malfoy zdecydował się wykorzystać fakt, że wyczyszczono mu pamięć.
— Naprawdę? — Postarał się, aby brzmiał na odrobinę zdesperowanego.
Wyraz twarzy Colby’ego złagodniał.
— Jezu, dlaczego nie wynosisz się, kiedy jeszcze możesz? Nie masz pojęcia, co on ci robi, jak cię wykorzystuje. To żałosne. — Malfoy jedynie patrzył na niego. Do tej pory nie przyszło mu do głowy, że mógłby współczuć Heather. — Poznałaś już Draco? — zapytał Colby, ponownie rozglądając się po pomieszczeniu.
— Kogo?
Colby prychnął z obrzydzeniem.
— To prawdopodobnie znaczy, że tak, do tego bardzo blisko. To syn Lucjusza. Słyszałem, że jest teraz w zamku, uziemiony po skandalu, który rozdmuchały gazety. Słodki, homoseksualny, kompletny dupek?
— Nie kojarzę — odparł Draco, zapamiętując swój opis. — A po co pytasz?
— Chcę, żebyś przekazała mu wiadomość. — Colby pochylił się i szepnął: — Powiedz, że chcę z nim pogadać.
— A co mam powiedzieć, jeśli zapyta, o czym chcesz rozmawiać? Jeśli rzeczywiście go spotkam.
— To już nie twój interes. Gdybyś wiedziała, Lucjusz by to z ciebie wyciągnął, a ja wpadłbym w jeszcze większe gówno. — Zacisnął zęby.
Draco uświadomił sobie, że Colby się bał. Co mogło okazać się dla niego korzystne.
— W porządku. Jak ma się z tobą skontaktować, jeśli zgodzi się na rozmowę?
— Sama mi to przekażesz — odparł Colby. — Tylko bądź ostrożna.
— Dlaczego powinnam tak dla ciebie ryzykować?
Twarz Colby’ego rozjaśnił uśmiech.
— Bo potajemnie za mną szalejesz. Na pewno męczy cię leżenie pod tym staruchem każdej nocy.
Draco zmrużył oczy.
— Myślałam, że jesteś gejem.
Colby westchnął, pochylił się i pocałował go tuż pod uchem. Ku swemu przerażeniu Draco poczuł dziwne brzęczenie w brzuchu.
— Ja czuję do ciebie to samo, dziecinko. To straszne, że nie pamiętasz naszej cudownej, wspólnej nocy.
Draco zamknął oczy, gdy usta Colby’ego przesunęły się w dół jego szyi. Jego własna nie była ani w przybliżeniu tak wrażliwa. Czuł się cholernie niewygodnie, choć ciągle przypominał sobie, że to nie jego ciało. Heather prawdopodobnie podobałyby się takie zaloty.
— Dlaczego mi nie przypomnisz? — szepnął i zadrżał, gdy zrozumiał, o co właśnie poprosił. Jedna z rąk Colby’ego przesunęła się po jego plecach, po pośladkach, palce wsunęły się między uda... Przestraszony uczuciem, jakie wywołał w nim ten dotyk, odsunął się gwałtownie. — Nie tu! Tyko mi opowiedz.
Colby zaśmiał mu się do ucha.
— Siedziałaś na mojej twarzy przez pół godziny. Wyglądałem potem jak błyszczący pączek.
Draco zmusił się, aby nie zrobić krzywej miny. Kobiety chyba nie uznałyby takiego komentarza za romantyczny?
— Potrzebujemy waszego nieustannego poparcia. — W pokoju rozbrzmiał donośny głos Lucjusza. — Zapewniam, że pogłoski o śmierci Czarnego Pana są nieprawdziwe. Jestem z nim w kontakcie i on prosił mnie, abyśmy wykazali cierpliwość, dopóki nie odzyska mocy. Wkrótce będzie na tyle silny, aby do nas wrócić, a my musimy przygotować się na jego cudowne zmartwychwstanie. Buntownicy, którzy twierdzą, że dla niego pracują, chcą jedynie doprowadzić do chaosu i zniszczenia naszego społeczeństwa. Oni nie dzielą naszych wartości...
Ku uldze Draco, Colby odsunął się od niego.
— Masz — powiedział i wepchnął mu coś do ręki. — Daj to Draco ode mnie. On zrozumie.
Malfoy poczuł napływ podekscytowania — paczka Malrlboro. Opanował zarówno pragnienie uśmiechnięcia się, jak i chęć pocałowania Colby’ego. Nie palił od wielu dni i już niemal wyrywał sobie włosy z głowy. Próbował nawet wyczarować papierosy, ale takie nie przynosiły mu żadnej ulgi.
Obrócił zaintrygowaną twarz w stronę Colby’ego.
— Papierosy za przysługę? Jak w więzieniu?
Mężczyzna nie roześmiał się z żartu.
— Czasami właśnie tak się czuję. Słuchaj, po prostu mu je przekaż i powiedz, że chcę porozmawiać, dobrze? Obiecuję, że ci to wynagrodzę. Będę twoim dłużnikiem.
Draco skinął głową i wsunął paczkę do kieszeni. Spojrzał na zegarek — zostało mu mniej niż piętnaście minut. Musiał zrobić coś, żeby zbadać swój cel, a potem wrócić do mniejszego pokoju, zanim eliksir przestanie działać. Sytuacja jednak rozwinęła się w sposób obiecujący. Zarówno desperacja Colby’ego, jak i jego przyjaźń z Heather mogły okazać się raczej przydatne.
W pomieszczeniu rozległ się dźwięk oklasków, co wyrwało go z zamyślenia.
— Spotkanie się kończy — powiedział Colby, przebiegając palcami przez włosy. — Muszę iść.
Draco przytaknął i obserwował, jak się deportuje, po czym rozejrzał się wokół w poszukiwaniu własnego celu. Zobaczył, że mężczyzna oddala się w przeciwnym kierunku.
— Kurwa! — syknął i ruszył w ślad za nim, starając się nie wyglądać na kogoś, kogo zamiary są oczywiste. Ignorował bezmyślne i pełne pożądania spojrzenia mijanych mężczyzn, zatrzymując się tylko na sekundę i piorunując wzrokiem kogoś, kto ośmielił się złapać go za tyłek.
Człowiek w niebieskim płaszczu zniknął w tunelu. Draco rzucił się za nim, ale wyglądało na to, że stracił swoją szansę — wokół było pusto i ciemno. Zaklął szeptem, równocześnie myśląc nad tym, co powie ojcu. To tylko ktoś, kto pracuje w ministerstwie. Naprawdę nikt ważny. Pamiętam, że raz czy dwa mijałem się z nim na korytarzu.
Czyjaś dłoń niespodziewanie zakryła mu usta, a potem został pchnięty na ścianę. Mimo strachu zmusił się, żeby nie zareagować — Heather z pewnością nie wiedziałaby, co w takiej sytuacji zrobić. Zamrugał kilka razy, próbując dostosować wzrok do przyćmionego światła.
Przed nim stał człowiek, którego śledził. Jego twarz była dziwnie znajoma, choć nie potrafił jej rozpoznać. Draco prawie odetchnął z ulgą.
Obcy przez chwilę patrzył na niego, jak gdyby chciał przejrzeć go na wylot.
— Przyszłaś z Malfoyem — szepnął. Zabrzmiało to jak oskarżenie. Draco kiwnął głową i otworzył szeroko oczy. — Mam wiadomość dla jego syna. Wiesz, jak go znaleźć?
Draco pozwolił, aby na jego twarzy pojawił się wyraz zaskoczenia. Zostało mu tylko dziesięć minut do końca działania eliksiru, więc musiał załatwić to jak najszybciej. Gdy kiwnął głową, mężczyzna zabrał rękę z jego ust. — Możesz mnie do niego zaprowadzić?
— Nie — odparł Draco. — Nie wiem dokładnie, gdzie on jest, sama się z nim spotkam. Od kogo ta wiadomość?
Nieznajomy wyraźnie się zawahał i rozejrzał po korytarzu.
— Od Harry’ego Pottera.
Draco poczuł, jak coś skręca mu się w żołądku. Harry próbował się z nim skontaktować? Oczywiście wszystko mogło być pułapką. W końcu to Lucjusz wskazał mu tego człowieka.
— Co to za wiadomość?
Mężczyzna zmarszczył brwi.
— Wolałbym przekazać mu ją sam.
— Zapewniam, że ją otrzyma. — Nieznajomy ponownie się zawahał, wpatrując się w niego uważnie. Draco skorzystał z okazji, by także go obejrzeć, jednocześnie udając, że jest przestraszony. Człowiek ten zdecydowanie użył jakiegoś zaklęcia maskującego, ale było ono dla Draco zupełnie nieznane. Gdy spróbował je przejrzeć, wydawało się, jakby nic pod nim nie było.
Mężczyzna puścił go i odsunął się, a jego twarz przybrała dziwny wyraz.
— Mniejsza o to. Znajdę inny sposób.
Serce Draco zabiło tak gwałtownie, że poczuł jego uderzenia w uszach.
— Nie, zaczekaj! Dostarczę mu ją, obiecuję! — Zrobił krok do przodu, zniżając głos do szeptu. — On... on wspominał o Harrym Potterze. Jestem pewna, że to ważne.
— Pracujesz dla Lucjusza. Dlaczego mam ci zaufać?
Draco nie miał pojęcia czy desperacja mu pomoże, czy nie.
— Nie wiem. Ale jestem twoją największą szansą, aby tę wiadomość otrzymał.
Mężczyzna zawahał się po raz kolejny, jedynie patrząc na niego. Malfoy przełknął ślinę. Miał nadzieję, że transformacja jeszcze się nie zaczęła. Naprawdę nie pozostało mu wiele czasu.
W końcu nieznajomy skinął głową. Wsunął dłoń do kieszeni i wcisnął do ręki Draco jakiś przedmiot. Coś ciepłego, twardego i gładkiego.
Malfoy miał wrażenie, jak gdyby jego wnętrzności wywróciły się na drugą stronę. To była bransoletka jego matki. Ta sama, którą dał Harry’emu trochę ponad miesiąc temu, kiedy obawiał się o jego życie. To mogło oznaczać tylko jedno — że Harry czuł to samo. Że Harry martwił się o niego. Że Harry...
Nagle nie mogąc oddychać, spojrzał na odchodzącego mężczyznę. Jego krok był znajomy. Draco przełknął ślinę, zbierając odwagę. Lepiej, żeby się nie mylił.
— Harry? — zapytał swoim własnym głosem.
Zacisnął pieść na bransoletce i czekał z sercem w gardle. Mężczyzna zamarł w pół kroku, odwrócił się i spojrzał na niego. Ruszył z powrotem w stronę Draco. Im był bliżej, tym jego kroki stawały się dłuższe. Malfoy cofnął się aż pod ścianę i na wszelki wypadek zacisnął dłoń na różdżce.
Nieznajomy nie zatrzymał się, dopóki nie znalazł się tuż przy nim. Przez moment wahał się, a potem go pocałował.
Z powodu szoku Draco nie potrafił się ruszyć. Napiął wszystkie mięśnie w oczekiwaniu na atak, ale czegoś takiego się nie spodziewał. Pocałunek pogłębił się, język wtargnął do jego ust, wargi poruszyły się tuż przy jego własnych i po prostu wiedział. Kolana ugięły się pod nim, a całe ciało zalała ulga.
— Harry — zdołał jęknąć między pocałunkami.
Uniósł wzrok i wreszcie udało mu się przejrzeć czar — to naprawdę był Harry, patrzący na niego z mieszaniną ulgi i lęku, ale niezaprzeczalnie szczęśliwy na jego widok.
— Miałem nadzieję, że to ty — szepnął mu Potter prosto w usta i Draco zatopił się w jego ramionach. Poczuł w brzuchu dziwne wibracje i po chwili zrozumiał, że to podniecenie ogarniające nie jego ciało.
— Poczekaj — syknął, odpychając lekko Harry’ego. — Poczekaj... To nie mnie całujesz, to cholerna dziewczyna mojego ojca.
Potter uśmiechnął się i pochylił nad nim ponownie.
— Wszystko mi jedno. Tęskniłem za tobą. — Kolejny protest Draco został ucięty przez szczególnie gwałtowny pocałunek, ale jakoś udało mu się znowu uwolnić.
— Ale mnie nie jest wszystko jedno. Masz w zwyczaju całowanie obcych kobiet? — Harry otworzył usta, jakby chciał zaprotestować, ale Draco przerwał mu, wreszcie uświadamiaj sobie, co tak naprawdę usłyszał. — Tęskniłeś za mną?
— Oczywiście, że tak. Oszalałeś?
— Ale... — Draco przerwał, nie wiedząc, jak zacząć. — Co z Ronem?
Potter zesztywniał, ale się nie odsunął.
— Zrobiłeś to?
— Nie pamiętam. Niczego nie pamiętam. Jednak jest dowód...
— Późnej się tym zajmiemy, musimy zdecydować, co robić teraz.
Draco odsunął na bok własne uczucia najdalej, jak tylko potrafił.
— Nie mamy zbyt wiele czasu. Muszę spotkać się z Lucjuszem zanim eliksir wielosokowy przestanie działać.
— Możemy użyć systemu kodowania Hermiony, żeby wymieniać informacje.
Malfoy zgodził się z nim skinieniem głowy.
— Dobrze, ale nie przez sowę. Nie mam dostępu do żadnej godnej zaufania. — Zamilkł, zastanawiając się intensywnie. Mimo wszystko Colby mógłby okazać się przydatny. Draco nie był pewien, czy może mu ufać, ale na krótką metę to i tak nie miało znaczenia. — Ale mam inny plan. Wyślę ci wiadomość najszybciej, jak się da i napiszę o wszystkim, czego się dowiedziałem.
— W porządku.
Przez chwilę tylko na siebie patrzyli, obaj nie wiedząc, co powiedzieć.
— Przepraszam za wszystko — szepnął wreszcie Draco. — Nigdy nie chciałem cię zwodzić.
— Wiem.
— To, co o tobie mówiłem...
— Wiem — powtórzył Harry bardziej zdecydowanym głosem. — Draco... byłem tam.
— Gdzie byłeś? — Malfoy zamrugał ze zdziwienia.
— Na spotkaniu pod magazynem w Londynie. Wybacz, że nie powiedziałem ci wcześniej, ale miałem kilka tropów i chciałem sam je sprawdzić. Robiłem też inne rzeczy. Takie, o których nikt nie wiedział, nawet Hermiona. Sądziłem, że może się domyśliłeś, gdy tylko spojrzałeś na mój kamuflaż, ale...
— Zaczekaj moment! — rzucił Malfoy. — Przez cały ten czas prowadziłeś własne śledztwo, między innymi udając się w przebraniu na spotkanie ze śmierciożercami i trzymałeś to w sekrecie przed resztą z nas?
— Tak.
— Boże, kocham cię — powiedział Draco, rzucając się na Harry’ego i całując go, zupełnie zapominając o swojej wcześniejszej niechęci.
— Naprawdę?
— Nawet nie masz pojęcia, jak bardzo — zapewnił, dociskając czoło do szyi Harry’ego, obejmując go i ściskając mocno. Jednak różnica wzrostu przypomniała mu tylko, że nie jest teraz we własnym ciele. Nieważne, jak straszliwie chciał teraz być z Harrym, sytuacja stawała się niebezpieczna dla nich obu. Pocałował go jeszcze raz i odsunął się. — Muszę iść. Wkrótce się z tobą skontaktuję.
Po tych słowach Draco odwrócił się i odszedł korytarzem, w sercu odczuwając taką lekkość, jakiej nie doświadczył od lat. Bransoletkę wsunął do kieszeni z zamiarem nałożenia jej na osobności, gdy tylko odzyska swoje ciało.
Eliksir przestał działać dokładnie w momencie, gdy Draco dotarł do małego pokoju. Tym razem transformacja okazała się mniej bolesna, choć o powiększeniu ubrania przypomniał sobie dopiero, gdy pękł szew w jego koszuli. Upadł na podłogę, oddychając gwałtownie i intensywnie myśląc.
— W ostatniej chwili — powiedział Lucjusz. Draco uniósł głowę i zobaczył, że ojciec stoi na środku pomieszczenia. — Czego się dowiedziałeś?
Draco oczyścił umysł najlepiej, jak mógł.
— Ten człowiek był zakamuflowany, ale widziałem go już na wcześniejszym spotkaniu. Nie zdobyłem żadnych przydatnych informacji, on wydawał się ostrożny. Nie wiem, czy wróci.
Lucjusz przyglądał mu się przez chwilę, po czym skinął głową.
— Powinniśmy już iść.
Draco wstał, otrzepał ubranie z kurzu i pozwolił ojcu aportować ich obu z powrotem do zamku.***
Pierwszą rzeczą, jaką zrobił po wejściu do swojego pokoju, było przeszukanie sypialni w celu znalezienia urządzeń monitorujących. Oczywiście znalazł jedno, w rogu blisko sufitu. Rozważał zasłonięcie go lub dezaktywowanie, ale ktokolwiek je tam umieścił i tak już wiedział, że tu jest. Być może lepiej, żeby się nie zorientował, iż Draco je znalazł.
Podszedł bliżej tak swobodnie, jak to możliwe i stanął pod urządzeniem, ale poza jego zasięgiem. Okazało się, że to starszy model, który nie transmitował informacji, a jedynie gromadził je do czasu, aż ktoś ich nie uaktywni. Pracując dla FBI nauczył się zaklęć pozwalających odzyskiwać takie zapisy — na szczęście magia, jaką tu zastosowano, była dość prosta. Zwykle robiono tak w miejscach szczególnie delikatnych, gdzie bardziej skomplikowane zaklęcia mogłyby zostać łatwo wykryte.
Draco bardzo nie chciał, aby ktokolwiek zobaczył jedną ze scen. Zlokalizowanie i wycięcie zapisu z poprzedniej nocy, gdy odwiedziła go Heather, zabrało mu dwadzieścia minut starannej pracy. Odsączone obrazy zmieniły się w błyszcząca kulkę, która wisiała mu nad głową, dopóki nie znalazł szklanej butelki i nie zamknął jej w środku.
Już wewnątrz kulka rozciągnęła się, wypełniając wolną przestrzeń i ukazując zawartą w sobie scenę ciągle i ciągle od nowa. Draco przez chwilę zmusił się do oglądania tego, nie wzdrygając się nawet na widok siedzącej na nim okrakiem Heather.
Oczywiście powinien to zniszczyć. Gdyby przestało istnieć, nie musiałby więcej o tym myśleć. Już wystarczająco złe było, że musiał dzielić ciało z kimś, kto mu to zrobił. Wspomnienie mogło jednak okazać się przydatne, więc ukrył buteleczkę w szafie.
Położył się na łóżku i wyciągnął z kieszeni bransoletkę matki. Patrzył na nią jakiś czas, tropiąc jej krzywizny opuszkiem palca i pozwalając przepływać przez umysł wydarzeniom dzisiejszego wieczora. Dzień okazał się jednym z najdziwniejszych w jego życiu.
Harry oczywiście był w tych rozważaniach najważniejszy. Czuł ulgę, że kochanek go nie nienawidzi, jednocześnie martwiąc się faktem, iż wypierał się uznania możliwości, że Draco jednak zamordował Rona. Pierwszy raz przyszło mu do głowy, czy dowiadywanie się czegokolwiek o zapomnianych wydarzeniach było dobrym pomysłem. Czy jeśli naprawdę był odpowiedzialny za śmierć Weasleya, będzie mógł z tym żyć? Czy Harry będzie mógł?
Myślenie o tym okazało się zbyt trudne. Draco wyjął paczkę Marlboro, zapalił papierosa i zaciągnął się głęboko. Nikotyno, jakże mi ciebie brakowało.
Wsunął bransoletkę na nadgarstek, wzdychając z powodu zadowolenia, które nagle go wypełniło, gdy chłodny metal przywarł do jego skóry. Zapomniał już, jak to jest mieć ją na sobie.
Bransoletka przekazywana była od osoby do osoby przez wieki, nakładane na nią ochronne zaklęcia mieszały się ze sobą i łączyły. Draco doświadczał teraz, jak pozostałość troski i miłości Narcyzy przeplata się z uczuciami Harry’ego. Przyzwyczaił się już do ich stałej obecności, zawsze przypominającej mu, że jest kochany. Miesiąc bez bransoletki był trudniejszy, niż kiedykolwiek mógł przypuszczać.
W tej chwili jednak jej waga na nadgarstku przypominała mu o Harrym i o tym, jak rozpaczliwie musiał się zamartwiać, kiedy spadła z jego ręki. Zastanowił się, kiedy to mogło się wydarzyć. Czy Harry szukał go już od kilku dni? Dlaczego nie przyszedł do ministerstwa, kiedy Draco był trzymany w więzieniu? Manny sugerował, że był na niego zdenerwowany, więc może Potter zwiódł go, aby Manny nie zaczął podejrzewać jego własnej działalność w śledztwie?
Uśmiechnął się lekko na myśl, że Harry sam pracował w tajemnicy przed innymi. Zastanawiał się, co mógł odkryć i czy podejrzewał, że Draco kiedykolwiek pracował dla drugiej strony. I czy gdyby tego wieczoru zaakceptował jego propozycję wspólnego mieszkania, wszystko potoczyłoby się inaczej?
Odepchnął od siebie tę myśl. Gdyby Harry naprawdę go nie kochał, Draco nie miałby teraz na sobie bransoletki. Aby powstrzymać zalewające go emocje, musiał kilka razy zaciągnąć się papierosem.
CZYTASZ
ZAGUBIONE SERCE / Drarry
Fanfiction2 części Draco Malfoy po ucieczce z Anglii, osiadł w Ameryce. Z pozoru wiódł szczęśliwe życie okraszone sporą dawką alkoholu i spotkaniami z przystojnym chłopcami, dodatkowo jednak pracował jako szpieg, a jego sukcesy są dość imponujące. Kilka lat...