Po zaledwie dwóch minutach w taksówce Malfoy wychylił się w stronę Harry'ego i szepnął mu do ucha:
- Sądzę, że to odpowiedni moment, aby powiedzieć ci, iż tutaj używam nazwiska Derek Malone. - Potter zmarszczył czoło. Jak się teraz nad tym zastanowił, rzeczywiście nie słyszał, aby ktoś w kawiarni zwracał się do Ślizgona po imieniu. - I oni myślą, że jesteś... - przerwał i przygryzł dolną wargę. - No cóż, powiedziałem im, że jesteś moim starym znajomym ze szkoły.
Harry zmrużył oczy.
- To poniekąd prawda.
- Dopowiedzieli sobie, że byłeś moim... a ja, prawdę mówiąc, nie wyprowadziłem ich z błędu - skończył ze słabym uśmiechem.
Potterowi opadła szczęka.
- Oni myślą, że jestem twoim byłym chłopakiem? - syknął.
- Tak, dlatego powinieneś udawać geja.
- Udawać geja? - prychnął Harry i rzucił spojrzenie w stronę kierowcy. - A niby jak mam to zrobić?
Malfoy wywrócił oczami.
- Kręciłeś się wokół mnie wystarczająco długo. Z pewnością dasz sobie radę.
Taksówka zatrzymała się nagle. Restauracja, w której umówili się ze znajomymi Malfoya znajdowała się na ulicy Castro, czyli całkiem niedaleko. Ślizgon jak zwykle szybko wysiadł z samochodu, zmuszając Harry'ego, aby zapłacił taksówkarzowi. Potter pomyślał, że musi znaleźć dziś wieczorem jakiś bankomat. Miał nadzieję, że bar będzie przyjmował karty kredytowe.
Hiszpańska restauracja, nosząca nazwę „Misja Andali", była równie modna jak wszystkie inne miejsca, które do tej pory odwiedzili. Przyjaciele Malfoya czekali już na nich przy stoliku, z kieliszkami wina w rękach. Pomachali entuzjastycznie w ich stronę, gdy tylko zauważyli zbliżającego się Harry'ego i... Dereka. Potter zazgrzytał zębami.
Wymieniono powitalne uściski i Malfoy dokonał prezentacji:
- Harry, to Colby - powiedział, wskazując na młodo wyglądającego bruneta w błyszczącej koszulce - a to Jeremy. - Drugi mężczyzna przypominał trochę Rona, miał podłużną, wąską twarz i rudawo-brązowe włosy. Harry uśmiechnął się grzecznie i uścisnął każdemu z nich dłoń. - Gdzie jest Manny? - zapytał Malfoy, gdy już usiedli, i rozejrzał się po sali.
- Spóźni się. Jeszcze bardziej od ciebie, a to jest już nie lada wyczyn - zażartował Jeremy. Ślizgon wywrócił oczami i mrugnął do Harry'ego. - Więc, Harry, to ty tak bardzo zajmowałeś Dereka przez cały tydzień? - kontynuował Jeremy, jednocześnie kiwając na kelnera. - Praktycznie się z nami nie widywał. Musieliśmy grozić mu torturami, by móc się z tobą spotkać.
Colby uśmiechnął się do Pottera z drugiego końca stolika.
- Kogoś, kto potrafi zająć jego uwagę dłużej niż kilka godzin, z pewnością warto poznać. Skąd jesteś?
- Właściwie to z Londynu - odparł Harry. - Nigdy wcześniej nie byłem w San Francisco.
- Och, posłuchajcie tego akcentu! - powiedział Jeremy tkliwym głosem, a Potter poczuł, że się rumieni. - Jaki słodki!
- A ja to co? - nadąsał się Malfoy.
- Ty zbyt długo przebywasz w Stanach - odpowiedział Jeremy. - Jedyne, co ci pozostało, to dziwaczny akcent w stylu Madonny.
Malfoy rzucił mu wyraźnie obrażone spojrzenie.
- Jestem pewien, że Derek pokazał ci okolicę - odezwał się do Harry'ego Colby. - Wybrzeże, kolej linową, Chinatown i wszystko pozostałe?
- Hmm... - Harry popatrzył na Malfoya z rezerwą. - Nie, właściwie to nie. Wychodziliśmy jedynie na posiłki.
- Och! - wykrzyknęli jednocześnie obaj mężczyźni. Harry poczuł, że się czerwieni. Malfoy szturchnął go pod stołem kolanem.
- Nie o to mi chodziło - wydusił z siebie.
- Oczywiście, że nie - odpowiedział Colby, mrugając do Malfoya.
- Będziemy musieli to nadrobić, prawda? - powiedział Ślizgon. Oczy Harry'ego rozwarły się ze zdziwienia. On z pewnością nie miał na myśli... tego? Malfoy uśmiechnął się. - Jutro zwiedzimy wszystkie ciekawe miejsca.
Przy stoliku pojawił się kelner i Malfoy zamówił wiele różnych rzeczy, w tym butelkę drogiego Bordeaux rocznik dziewięćdziesiąty piąty. Jeremy i Colby wydawali się z zadowoleniem pozwalać mu na podejmowanie decyzji i Harry zastanowił się, czy było to między nimi czymś normalnym.
- Czyli byliście szkolnymi kolegami? - zapytał Colby, a Potter w przytaknął w odpowiedzi. - Opowiedz nam, jaki był Derek jako mały uczeń.
- Czy był taką samą dziwką, jaką jest teraz? - wtrącił Jeremy.
Malfoy obojętnie pokazał mu środkowy palec.
Harry popatrzył na niego, mając nadzieję, że otrzyma jakąś wskazówkę, ale Ślizgon jedynie posłał mu złośliwy uśmieszek. „Wielkie dzięki", pomyślał.
- Z pewnością był o wiele większym kutasem, niż jest teraz - powiedział w końcu. - A dokładniej, kimś w rodzaju zarozumiałego snoba.
Colby i Jeremy parsknęli śmiechem.
- Wszystko to same kłamstwa - powiedział Malfoy z dramatycznym westchnieniem.
- Na mój gust, mieliśmy razem zbyt dużo lekcji - kontynuował Harry. Zaczynało mu się podobać, z jaką niewygodą reaguje Malfoy. - Ale, dzięki Bogu, nie mieszkaliśmy w jednym dormitorium.
- Dormitorium? - powtórzył Jeremy, uśmiechając się. Trącił ramieniem Ślizgona. - Nigdy nie mówiłeś, że byłeś w szkole z internatem! Och, musisz znać apetyczne historie: potajemne, nocne schadzki, wykradanie się do innych pokoi...
- Obciąganko pod prysznicem - dodał ze śmiechem Colby. Wszyscy spoglądali niecierpliwie na Harry'ego.
- Eee... - zaczął.
Tym razem jednak Malfoy przyszedł mu z pomocą.
- Harry spędził szkolne lata w fałszywym przekonaniu, że jest normalny, więc szczerze mówiąc, nic nie może wiedzieć. - Potter starał się nie pokazać po sobie, jak mu ulżyło, podczas gdy Jeremy i Colby wydali z siebie jęk zawodu. - I przykro mi, że muszę was rozczarować, ale sam także nie posiadam zbyt wielu emocjonujących wspomnień. Było tam tylko dwóch gejów w moim wieku. - Widząc niedowierzające spojrzenia przyjaciół, dodał: - To była mała szkoła.
- Kto? - zapytał Potter.
- Nie licząc ciebie? - odciął się Malfoy, za co otrzymał krzywy uśmieszek. Kelner przyniósł jeszcze dwa kieliszki i otworzył wino. Harry patrzył, jak Ślizgon odprawia rytuał kosztowania trunku, a w myślach śledził listę chłopców z ich rocznika. Nie miał pojęcia, którzy z nich mogli być homoseksualistami. Kiedy Malfoy skończył, a kelner odszedł, blondyn spojrzał na niego z uśmiechem. - Umierasz z ciekawości, co?
- Wcale nie - skłamał.
Draco napił się wina.
- Neville i Colin.
- Neville?! - powtórzył Harry, gapiąc się na niego z otwartymi ustami. - Żartujesz! - Teraz, kiedym o tym myślał, Colin wydawał się dość oczywisty.
- Jestem zaskoczony, że o tym nie wiedziałeś. W końcu byłeś jego przyjacielem.
Harry wziął do ręki swój kieliszek.
- Chyba się z nim nie...
- Pieprzyłeś? Owszem, kilka razy. - Harry miał na myśli raczej umawianie się, ale próbował nie reagować na otwartość Malfoya. - Właściwie głównie z tego powodu ojciec zabrał mnie ze szkoły - dodał Ślizgon, a potem przerwał na chwilę, jak gdyby przywołując wspomnienia. - Dowiedział się o Neville'u i naukę musiałem dokończyć z prywatnymi nauczycielami.
- Serio? - zapytał Jeremy. - Twój stary naprawdę to zrobił?
- Och, złotko, mój by mnie za to udusił - zażartował Colby. - Właściwie teraz też by to zrobił, gdyby tylko wiedział.
- Mój ojciec był i prawdopodobnie nadal jest aroganckim, obłudnym i ograniczonym palantem - powiedział Malfoy obojętnym tonem, jakby właśnie oznajmiał, że wino jest pyszne czy koszula Harry'ego pognieciona. Potter patrzył na niego, uświadamiając sobie, że cała ta historia stanowiła pierwszą wzmiankę o prywatnym życiu, jaką Draco się z nim podzielił. Zakładając oczywiście, że była prawdziwa.
Dokładnie pamiętał jak jesienią na ich siódmym roku Lucjusz Malfoy przybył do Hogwartu, a potem odjechał, ciągnąc za sobą wściekłego syna. Każdy zakładał, że Ślizgon miał zostać śmierciożercą trochę wcześniej, niż planowano. Gryfoni urządzili nawet tej nocy imprezę w pokoju wspólnym, aby uczcić jego szczęśliwe odejście. Teraz dopiero Harry skojarzył, że Neville w niej nie uczestniczył, a przez resztę semestru był bardzo zamknięty w sobie i przygnębiony. Nigdy nie przyszło mu do głowy, że może to mieć związek ze zniknięciem Malfoya.
- Ty i Neville? - zastanowił się. - Nie miałem pojęcia.
- Nie jesteście już przyjaciółmi? - zapytał Draco.
- Byliśmy. Dopóki nie umarł - odpowiedział Harry. Przy stoliku na chwilę zapadła cisza. Malfoy ze spokojnym wyrazem twarzy studiował swój kieliszek. Jeremy i Colby obserwowali go, wymieniając spojrzenia. - On nie... nie był chory czy coś w tym stylu - dodał, zdając sobie sprawę, że mogli go źle zrozumieć. - Zginął w wypadku samochodowym. Pijany kierowca.
Popatrzył na Ślizgona, który odwzajemnił się tym samym. To były skutki klątwy Cruciatus. Po tym, jak go odnaleźli, Neville nigdy nie odzyskał przytomności. Zmarł w szpitalu, choć Harry sądził, że po prostu zrezygnował z walki. Był torturowany o wiele bardziej niż ktokolwiek inny.
Malfoy przełknął ślinę i odwrócił wzrok. Na wyjaśnienia przyjdzie czas, gdy zostaną sami. Teraz Harry jedynie sączył wino, dotykając jego kolana swoim i po raz pierwszy w życiu współczując mu. Ślizgon porzucił wszystko i rozpoczął nowe życie co najmniej dwa razy. Pytanie tylko, dlaczego.
Posępny moment został przerwany przybyciem garnka fondue i talerza pokrojonych na plasterki owoców. Każdy z nich w milczeniu patrzył, jak kelner zapala pod naczyniem ogień. Harry bezskutecznie starał się wymyślić jakiś nowy temat do rozmowy.
- Skoro nie byliście parą w szkole, to jak się zeszliście? - wyręczył go Colby, patrząc to na jednego z nich, to na drugiego.
Harry spanikował i wepchnął do ust dwa kawałki gruszki.
Malfoy się roześmiał.
- Zwyczajnie. Wiecie, za dużo alkoholu, brak kontaktów od zakończenia szkoły, rozmowa zmieniła się we flirt, a flirt w pocałunki w ogrodzie... - Harry gapił się na Malfoya, gdy ten kontynuował opowieść o ich pierwszej nocy, pełnej niezręczności, skończonej porannym kacem. Miał nadzieję, że później nie będzie musiał jej nikomu powtarzać. - No i zerwaliśmy, kiedy wyjechałem do Nowego Jorku - zakończył Malfoy, unikając spojrzenia Harry'ego.
- Och, tragicznie rozdzieleni przez swoje kariery - powiedział Colby. - Spotkanie w złym miejscu i złym czasie. Brzmi znajomo. - Uniósł brew w stronę Malfoya, ale ten go zignorował.
Rozległa się stłumiona melodia i wszyscy, z wyjątkiem Harry'ego, zaczęli przeszukiwać swoje kieszenie.
- Moja - powiedział Malfoy, wyciągając z kurtki mały telefon.
Potter po raz kolejny przeżył szok. Jeszcze nigdy nie widział żadnego czarodzieja z komórką.
- Gdzie ty, do kurwy nędzy, jesteś? - odezwał się Ślizgon w ramach powitania. - Dobra, przyjdź tutaj... Och, proszę. Potrzebujesz trochę relaksu... Będziemy tu jeszcze przez chwilę, a potem idziemy do... - Malfoy wstał od stołu i odszedł kilka kroków, więc Harry nie mógł usłyszeć dalszej rozmowy.
- To pewnie Manny - wyjaśnił Colby, maczając kawałek jabłka w bulgoczącym, płynnym serze. - To prawnik, a w przyszłym tygodniu ma sprawę w sądzie, więc jest bardzo zajęty.
Jeremy szturchnął przyjaciela w żebra, po czym obaj wymienili między sobą wymowne spojrzenia.
- Co? - spytał Harry.
Colby wsunął kawałek jabłka do ust, a Jeremy z uśmiechem napił się wina.
- Ta blizna robi wrażenie - powiedział, wskazując na czoło Harry'ego. - Jestem pewien, że kryje się za nią ciekawa historia.
- Tak, dość długa - odpowiedział.
Malfoy wróci do stolika.
- Prawdopodobnie przyjdzie za chwilę. Obrona powołała nowego świadka, którego musieli sprawdzić czy coś. - Wzruszył ramionami. - Do diabła z nim. Bez niego zabawimy się jeszcze lepiej.
- Tak, ty na pewno - powiedział Colby ze złośliwym grymasem.
- Och, pieprzyć cię - powiedział przekornie Malfoy, uśmiechając się znad swojego kieliszka.
- Już to zrobiłeś - zripostował Colby.
Malfoy uniósł mały palec i zaczął się w niego wpatrywać.
- Coś sobie przypominam.
Jeremy zachichotał, a Ślizgon odchylił się, kiedy w stronę jego głowy poleciał kawałek jabłka. Harry nie mógł się powstrzymać i także się uśmiechnął. Pani Weasley lubiła powtarzać, że „Chłopcy zawsze pozostaną chłopcami". Widocznie geje nie stanowili w tej kwestii wyjątku.
CZYTASZ
ZAGUBIONE SERCE / Drarry
Fanfiction2 części Draco Malfoy po ucieczce z Anglii, osiadł w Ameryce. Z pozoru wiódł szczęśliwe życie okraszone sporą dawką alkoholu i spotkaniami z przystojnym chłopcami, dodatkowo jednak pracował jako szpieg, a jego sukcesy są dość imponujące. Kilka lat...