Rozdział 8

2.7K 225 15
                                    

Dwie godziny, cztery butelki wina i kilka talerzy z przekąskami później cała grupa zmierzała w kierunku dyskoteki na Market Street. Do wejścia ustawiła się kolejka, więc stanęli w tłoku, śmiejąc się i, wszyscy poza Harrym, paląc papierosy. Sam Potter był zaskoczony tym, jak dobrze się bawi. Oczekiwał, że towarzystwo gejów będzie dla niego niewygodne, ale przyjaciele Malfoya okazali się dla niego mili, a nawet do pewnego stopnia serdeczni.
Colby i Jeremy wdali się w głośną rozmowę z mężczyzną stojącym na balkonie na pierwszym piętrze, więc Harry skorzystał z okazji i odciągnął Ślizgona na bok.
- Powiem ci to tylko raz - wyszeptał mu tuż przy policzku, czując, jak przez ciało Malfoya przebiega dreszcz. - Ja nie tańczę.
Malfoy zaśmiał się i otoczył ręką jego talię.
- W takim razie nie jesteś jeszcze dostatecznie pijany.
- Derek - zaczął ostrzegawczo Potter, ale było już za późno.
- Stawiam kolejkę każdemu, kto wyciągnie Harry'ego na parkiet! - oznajmił głośno Ślizgon. Nie tylko Jeremy i Colby zaczęli się śmiać, ale także cały tłum wokół nich. Harry jęknął, na co Malfoy dał mu soczystego buziaka w policzek.
Kiedy weszli już do środka i po naleganiach Pottera znaleźli wolny stolik, Jeremy zdążył przynieść pierwszą porcję drinków.
- Co to jest, do cholery? - zapytał Harry, wbijając wzrok w jaskrawej barwy martini, które przed nim postawiono.
- Och, to coś naprawdę mocnego - odpowiedział Malfoy. - Sądzę, że midori** z wódką. - Wygiął w stronę Harry'ego brew. - Mam nadzieję, że założyłeś wygodne buty.
- Odpieprz się, Draco - wymamrotał Potter. Zdążył napić się drinka, zanim zrozumiał, co powiedział.
- Draco? - powtórzył Colby z zaskoczeniem. - A cóż to za durne imię?
Malfoy zrobił się blady, choć w przyćmionym, kolorowym świetle klubu trudno było to stwierdzić z całkowitą pewnością. Harry przełknął ślinę.
- Ach, to tylko... takie przezwisko ze szkoły. - Uśmiechnął się do Malfoya z zakłopotaniem. - Sądzę, że nie chcesz być teraz tak nazywany?
- Racja - odparł Ślizgon spokojnie. - Było wyjątkowo głupie.
- Z tym musi wiązać się jakaś historia - powiedział Jeremy.
- To przezwisko sportowe, ja i Harry graliśmy razem w szkolnych drużynach - wyjaśnił Malfoy, z powrotem całkowicie opanowany.
- W co, w futbol?
- Nie, nie, nie - przerwał Colby, przybierając dziwnie poufały wyraz twarzy. - To się nazywa piłka nożna, ty amerykański ignorancie.
Jeremy wybuchnął śmiechem, a Malfoy wywrócił oczami.
- Tak i byłem w tym cholernie dobry - powiedział.
- Och, i zrywałeś z siebie koszulkę, kiedy wygrywaliście? Uwielbiam, kiedy tak robią! - wyszczerzył się Colby.
Twarz Ślizgona przez chwilę pozostała bez wyrazu, a po chwili zmarszczył nos.
- Dlaczego, do diabła, miałbym zdzierać z siebie koszulkę?
Wszyscy zaczęli się śmiać, nawet Malfoy, choć dołączył do reszty z małym opóźnieniem.
Chwilę później jego komórka zadzwoniła ponownie, więc po raz drugi opuścił towarzystwo. Harry wziął kilka łyków drinka, który naprawdę mu zasmakował i uśmiechnął się do swoich nowych znajomych.
- Skoro wspominamy szkolne lata - zaczął Jeremy - opowiedz nam coś więcej o Dereku.
- Tak, racja. Co robił w Nowym Jorku? I dlaczego przeniósł się do San Francisco? Musiał mieć wspaniałą pracę, skoro ma tyle pieniędzy. Dlaczego rzucił ją dla kawiarni? - zapytał Colby.
Harry przez chwilę patrzył na nich bez słowa.
- Ja... - zaczął, ale szybko zamknął usta. Malfoy nie powiedział przyjaciołom niczego o swojej przeszłości. Czy naprawdę nie ufał nikomu? Albo... być może to był test dla Harry'ego. - Wiecie, że jest skryty, prawda? Zabiłby mnie, gdybym powiedział wam cokolwiek - uśmiechnął się w sposób, miał nadzieję, czarujący, i wziął kolejnego łyka ze swojej szklanki.
Colby odwzajemnił uśmiech, choć już nieco mniej serdecznie.
- Gotowy do tańca, Harry? - zapytał.
- Absolutnie nie.
- Więc pozwól mi kupić ci następnego drinka.
Malfoy zdążył wrócić na drugą kolejkę.
- Nie zjawi się dzisiaj - powiedział, wyglądając na lekko zdenerwowanego.
- Szczęśliwie dla Harry'ego - wymamrotał Jeremy, na co Colby rzucił mu głupi uśmieszek. Malfoy zdawał się tego nie słyszeć.
Rozmowa ciągnęła się jeszcze przez jakiś czas, dopóki Jeremy nie oświadczył, że pora potańczyć i opuścił stolik w pogoni za mężczyzną, który wpadł mu w oko. Niedługo potem Draco i Colby również podążyli w stronę parkietu, a Harry został sam. Nie, żeby mu to naprawdę przeszkadzało. Dobrze było mieć chwilę, aby zebrać poplątane myśli. Przez ostatnie kilka dni spędził z Malfoyem więcej czasu, niż kiedykolwiek mógł przypuszczać, że będzie w stanie znieść. Mimo to nie dowiedział się niczego na najbardziej interesujący go temat, czyli dlaczego auror w takim pośpiechu opuścił Nowy Jork.
Rzucił kilka przelotnych spojrzeń w kierunku tańczącego w tłumie Ślizgona, po czym potrząsnął głową w zdumieniu. Malfoy nawet nie próbował się za bardzo ukrywać. Jeśli sam Harry znalazł go tak szybko, inni też mogli to zrobić. Czy groziło mu tu jakieś niebezpieczeństwo?
Odsunął od siebie drinka i westchnął. Przynajmniej dowiedział się, że Malfoy nie został śmierciożercą. Przez chwilę rozważał możliwość, że Ślizgon pracuje jako podwójny agent, ale nie znalazł na to żadnych dowodów. Draco poczuł się zagrożony na tyle, aby bez informowania kogokolwiek w tempie błyskawicznym opuścić Nowy Jork, za to tutaj wydawał się być na tyle bezpieczny, że jedynie nieznacznie zmienił swój wygląd i nazwisko. Harry próbował wszelkimi sposobami skłonić go do zwierzeń, ale Malfoy niczego przed nim nie ujawnił.
Patrząc na to z drugiej strony, Harry nie miał już przed nim zbyt wiele do ukrycia. Malfoy wiedział o nim prawie tyle samo, co Hermiona. Nikt, włączając w to kumpli od kieliszka z ministerstwa, nie miał pojęcia, co tak naprawdę czuł względem Cho albo jak bardzo wciąż pragnął zostać ojcem. O pijackim trójkąciku, który stworzyli razem z Cho i Ginny kilka lat temu, nie wiedziała nawet jego najlepsza przyjaciółka, a Malfoyowi udało się wyciągnąć z niego wszystkie szczegóły, których słuchał z wyrazem pełnej przerażenia fascynacji na twarzy.
I oczywiście nigdy nikomu innemu nie powiedział o eksperymentalnym pocałunku, który wymienili z Ronem po bożonarodzeniowym balu w szóstej klasie. Weasley wpadł wtedy w depresję, co zraniło uczucia Harry'ego na dobre kilka tygodni. Malfoy uśmiechnął się wtedy do niego i zamówił kolejnego drinka, ale nie odwzajemnił się żadnym własnym wspomnieniem na podobny temat.
Opróżnił szklankę i zamknął oczy, pozwalając, aby dźwięki muzyki i wirujące światła odegnały od niego nagły niepokój. Mimo wszystko, to Malfoy był kimś, kto się ukrywa. Miał do stracenia więcej niż Harry.
Wkrótce do stolika powrócił Colby z następną kolejką, tym razem były to koktajle, i próbował namówić Harry'ego na taniec. Potter odwrócił jego uwagę kilkoma pytaniami na temat Dereka i okoliczności, w jakich się poznali. Colby ledwie zaczął mówić, gdy podszedł do nich skąpo odziany mężczyzna, roznoszący drinki w wysokich szklankach.
- Obciąganko, chłopaki? - zapytał z uśmiechem.
Colby kupił cztery, z których dwa wychylił od razu, i zostawił należność na tacy.
W głowie Harry'ego zaczęło wirować od wypitego w ciągu ostatniej godziny alkoholu. Wiedział, że nie postępuje zbyt mądrze, ale w razie potrzeby zawsze mógł rzucić na siebie zaklęcie otrzeźwiające. Właściwie czuł się teraz całkiem przyjemnie, lekko odrętwiały, na godzinę lub dwie mógł zapomnieć o swoich problemach. Jego umysł przez ostatnie dni pracował w nietypowym dla niego napięciu i teraz bardzo potrzebował przerwy od myślenia o tym wszystkim. Oparł czoło o blat stolika i uznał, że pozycja jest wyjątkowo wygodna. Uświadomił sobie, że przez drewnianą powierzchnię może wyczuć wibracje basowego głośnika. Ciekawe...
- Cześć - usłyszał nad sobą, więc uniósł głowę. Obok niego siedziała uśmiechnięta, młoda Azjatka. Wzrokiem wskazała na stojąca obok siebie blondynkę, po czym wróciła spojrzeniem do Harry'ego. - Wiesz, sprawa wygląda tak, iż tamten laluś - skierowała palec w stronę Malfoya - obiecał nam drinki, jeśli zaciągniemy cię na parkiet przynajmniej na dwie minuty.
- Och, kurwa - jęknął Harry.
- No, chodź! - ponagliła blondynka, nachylając się nad stolikiem tak, że jej piersi prawie wysunęły się ze skąpego topu. - Prooooszę! Jesteśmy studentkami, a wiesz, ile tu wszystko kosztuje.
Harry starał się utrzymać wzrok na twarzach dziewczyn, co było nie lada wyzwaniem, biorąc pod uwagę, jak niewiele miały na sobie ubrań .
- Słuchajcie, przykro mi, ale...
- Ależ my doskonale rozumiemy - przerwała mu Azjatka. - Nie ma się czym przejmować. Ty nie lubisz kobiet, my nie lubimy facetów! Uszczęśliwisz swojego chłopaka, a my napijemy się za darmo. Każdy coś zyska - powiedziała i pociągnęła go za jedną rękę, podczas gdy jej partnerka złapała go za drugą i następną rzeczą, jaką sobie uświadomił, było to, że stoi niezgrabnie na parkiecie, w środku niewielkiej grupy skąpo odzianych lesbijek.
Niewielka część jego mózgu szepnęła „Do diabła z tym!", ale pozostała zaczęła panikować.
- Och nie, nie zrobisz tego! - dobiegł go głos tuż przy uchu i kilka par rąk pociągnęło go z powrotem do przodu. Odwrócił się i zobaczył kolejną, uśmiechająca się do niego dziewczynę, tym razem z krótkimi, czerwonymi włosami. Rozejrzał się wokół i spostrzegł, że wszystkie ubrane są w podobny sposób.
- Czy dzisiaj mamy konkurs na sobowtóra Britney Spears? - zażartował, próbując przesunąć się trochę w stronę mniej dziwacznego otoczenia.
- Nie, dopiero co wróciłyśmy z kostiumowego balu z okazji ostatków - wyjaśniła blondynka.
- Wiesz, kim jesteśmy? - zapytała ruda, obejmując Azjatkę.
Potter skupił się na tym, co ma przed oczami, ale jedyne, co mógł zrobić, to potrząsnąć przecząco głową.
- Aniołkami Charliego, głuptasie! - Blondynka zachichotała i owinęła się wokół niego.
Harry kątem oka dostrzegł Jeremy'ego i Colby'ego, stojących nieopodal, machających mu i śmiejących się histerycznie. Przebiegł spojrzeniem otoczenie i znalazł Malfoya, opartego o filar. Ślizgon szczerzył się do niego szeroko. Harry przewrócił oczami. Dziewczyny wciąż tańczyły obok, ocierając się o siebie ciałami.
Po zastanowieniu stwierdził, że nie jest aż tak złym tancerzem. Nie czuł się tak niezgrabnie, jak zwykle, pewnie dlatego, że nie był w stanie wyobrazić sobie kogoś, kto zwracałby uwagę akurat na niego, skoro stał w otoczeniu półnagich panienek.
Piosenka zmieniła się i Potter poczuł, jak obejmuje go czyjaś ręka.
- Dobrze się bawisz? - zapytał Jeremy, wręczając mu kolejny koktajl i salutując własnym drinkiem. Harry uśmiechnął się, stuknął w jego szklankę, wypił alkohol jednym haustem i jęknął z zaskoczenia. Napój okazał się okropnie słodki.
Jeremy zabrał szklanki i zostawił go samego.
- Tu jesteś - usłyszał i czyjeś ręce ponownie porwały go między wirujące w tańcu ciała. Azjatka przytulała się do rudej, a ta z kolei naciskała biodrami na pachwinę Harry'ego. Kiedy zaczęły całować się tuż przy jego twarzy, poczuł, jak w dżinsach zaczyna robić mu się niewygodnie.
- Myślę, drogie panie, że dwie minuty już minęły - powiedział, wycofując się. Uśmiechnęły się do niego i zamachały, gdy opuszczał parkiet, kierując się do łazienki i próbując nie stawiać zbyt niezgrabnych kroków. Jakie to ironiczne, pomyślał, że jego największa fantazja seksualna rozegrała się przed nim akurat w wieczór, kiedy miał udawać geja.
Otworzył drzwi do łazienki i zobaczył, że pomieszczenie było wykorzystywane w takim samym stopniu do seksu, jak i do swojego właściwego celu. Kilka par tuliło się do siebie wzdłuż ścian, a z kabin dochodziły stłumione dźwięki. Uspokoił oddech i podszedł do pisuaru.
Rozpiął rozporek, ale stwierdził, że nadal jest zbyt twardy, aby się załatwić. Czekał, starając się nie słyszeć odgłosów rozkoszy, dobiegających ze wszystkich stron, ale mu się nie udało. Stwierdził, że może dobrze mu zrobi, jeśli na chwile usiądzie. Westchnął, zapiął spodnie i odwrócił się, aby wyjść.
I wtedy zamarł. Kilka metrów dalej, oparty o ścianę, stał Malfoy, a przed nim, na brudnej podłodze, klęczał mężczyzna, obejmując ustami jego penisa. Harry zamrugał, niezdolny powstrzymać się od patrzenia. Tylko kilka razy zdarzyło mu się oglądać, jak ktoś uprawia seks w ten sposób wprost na jego oczach, ale nigdy nie było to dwóch mężczyzn. Oczywiście, ssanie było ssaniem i nie różniło się niczym od tego, czego mógł oczekiwać.
Chyba że był to Malfoy, z czarnymi spodniami spuszczonymi do kolan i palcami zanurzonymi w ciemnych włosach klęczącego mężczyzny. Ślizgon miał mocno zaciśnięte powieki i spokojny wyraz twarzy. Głowa bruneta poruszała się szybko i rytmicznie, jedna jego dłoń została wokół podstawy penisa, a druga albo opierała się o ścianę przed nim, albo robiła coś zajmującego między pośladkami Malfoya, który oddychał nierówno, zagryzając dolną wargę i nie wydając przy tym żadnego dźwięku.
„Lubi trochę pokrzyczeć", odezwał się głos w głowie Harry'ego. Zastanawiał się, czy Malfoy stara się teraz powstrzymywać. Jego dłonie zacisnęły się teraz mocniej na głowie mężczyzny i Harry odkrył, że czuje się jak zahipnotyzowany przez ten ruch wsuwającego się i wysuwającego między wargami ciała i urywany oddech Ślizgona.
Spojrzał w górę i zobaczył, że Malfoy odwzajemnia jego spojrzenie szeroko otwartymi i szklistymi oczami. Zamarł, nie wiedząc, co powinien teraz zrobić. Przeprosić? Odejść? Dołączyć się?
Ostatnia myśl przestraszyła go tak bardzo, że cofnął się o krok. Malfoy z powrotem oparł głowę o ścianę i wykrzywił twarz, dochodząc. Gdy tylko ponownie otworzył oczy, Harry stał się bardzo świadomy swojego powiększającego się penisa. Spanikowany wybiegł z łazienki, zatrzymując się na chwilę przed drzwiami, aby poprawić ugniataną przez spodnie erekcję, po czym ruszył przez parkiet, z każdą sekundą czując się coraz bardziej klaustrofobicznie.
- Harry! - Ktoś złapał go za rękę, więc odwrócił się i zobaczył uśmiechającego się Colby'ego. - Gdzie idziesz?
- Do domu - powiedział Harry. - Do hotelu. Nie mogę... mam dość na dzisiaj.
Próbował wyszarpnąć rękę, ale Colby przyciągnął go do siebie bliżej.
- Harry, wiesz, jaki on jest. To nie do końca typ partnera - powiedział ze współczuciem w oczach.
Potter potrząsnął głową.
- Idę - powiedział, wyrywając się.
Nocne powietrze było chłodne, a on przeszedł na piechotę dwie przecznice, zanim złapał taksówkę. Opadł na tylne siedzenie, pobudzony i zdezorientowany, a przede wszystkim zdecydowanie zbyt pijany, by zastanawiać się teraz nad czymkolwiek.

*

Ponownie nawiedził go ten sam sen.
Wędrował po Hogwarcie, nie będąc do końca pewnym, gdzie i po co idzie. Jak zawsze, wszystko wydawało się być nieco rozmazane, jak gdyby znajdował się w transie, którego nie był w stanie się pozbyć. Przed sobą widział tylko długie, niewyraźne korytarze, towarzyszyło mu zaś jedynie poczucie bezdennej rozpaczy, z którym nie mógł poradzić sobie jeszcze długo po przebudzeniu.
Tym razem, gdy wyszedł zza rogu, zobaczył pod ścianą Rona, skulonego na podłodze, z kolanami podciągniętymi do klatki piersiowej. Dziwne, pomyślał Harry, nie do końca zdając sobie sprawę, że w jego śnie pojawił się nowy motyw, który powinien go zaskoczyć. A jednak tak się nie stało.
Ron uśmiechnął się do niego smutno.
- Przykro mi - powiedział.
- Mnie nie - odparł głosem zaledwie o ton wyższym od szeptu. Upadł na kolana, jakby w jakiś dziwny sposób mówienie odebrało mu wszelką energię. Ron uniósł dłoń, po którą po chwili Harry sięgnął

ZAGUBIONE SERCE / DrarryOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz