Rozdział 22

1.3K 91 3
                                    

9 marca, 2004: wtorek

Po raz kolejny sen o Ronie rozpłynął się w świetle poranka. Gdy tylko Draco się przebudził, zaczął się zastanawiać, kiedy przejechała po nim ciężarówka. Czuł się totalnie do dupy. Jego pierwszą myślą było pozbycie się kaca zaklęciem, ale zaraz przypomniał sobie, że nie ma różdżki.
Otworzył oczy. Sekundę później zalały go wspomnienia z wczorajszego wieczoru. Usiadł gwałtowanie na łóżku, co okazało się niewłaściwą decyzją. Z trudem udało mu się zdążyć do toalety. Z zamkniętymi oczami docisnął czoło do miednicy, pragnąc, aby to wszystko okazało się tylko snem.
Wrócił do sypialni, żeby się upewnić, że nikogo poza nim w niej nie ma. Może to rzeczywiście sen? Usiadł na łóżku i ukrył twarz w dłoniach.
Nie miał na sobie nic, a nie przypominał sobie, aby sypiał nago. A już na pewno nie ostatnio. Przyjrzał się pościeli, jednak należała do tych magicznych, które same się czyszczą i prasują, więc nie znalazł żadnych śladów. W głowie zaczęło mu łomotać. Z roztargnieniem podrapał się po pachwinie, wyciągając stamtąd długi, jasny, lepki włos.
Zalała go fala tak wielkiego gniewu, że z trudem zdołał się opanować. Jak mógł być aż taki głupi? Dobrze wiedział, że nikomu nie można ufać, a tym bardziej własnemu ojcu. To właśnie Lucjusz musiał za tym stać. Na myśl, co czeka jego syna, z pewnością uśmiechał się złośliwie przez całą drogę do swych apartamentów.
Draco nigdy wcześniej nie czuł się naruszony. Nie w ten sposób. Nie zdarzyło mu się znaleźć w sytuacji, w której czułby się skrępowany lub narażony na... gwałt. Czy to właśnie się wczoraj stało? Nie miał pewności.
Pod prysznicem spędził pół godziny. Puścił wodę tak gorącą, jak tylko mógł znieść i kilka razy umył genitalia. Mugolski bojler w końcu się wyczerpał i strumień stał się letni, ale Draco został w kabinie, opierając drżące ciało o kafelki.
Prawdopodobnie nawet nie miał na sobie prezerwatywy. Taka puszczalska jak Heather z pewnością przenosiła wszystkie rodzaje okropnych chorób. Lub, co gorsza, zaszła w ciążę. Byłoby to coś, na co Lucjusz zasłużył — wnuk półkrwi. Myśl ta sprawiła, że żołądek Draco skręcił się jeszcze bardziej.
Gdyby tylko miał swoją różdżkę. Bez niej czuł się kompletnie bezradny.
Woda w końcu stała się taka zimna, że zaczął szczękać zębami. Zakręcił kurki i spojrzał na swoje odbicie w lustrze. Miał przekrwione oczy, a na twarzy zaczął pojawiać mu się zarost. Z roztargnieniem potarł jasną szczecinę na brodzie.
Wyglądał żałośnie, czuł się jak gówno, a zeszłej nocy pieprzyła go kobieta. Nie był nawet w stanie jej się oprzeć, mimo fizycznej przewagi.
Wsunął się do łóżka, jednak od razu przypomniał sobie, co się w nim wydarzyło. Przycisnął dłonie do skroni, próbując złagodzić ból głowy. Za papierosa oddałby nawet jedno jądro.
Ubrał się w ekspresowym tempie i wybiegł z pokoju.
Lucjusza znalazł na tarasie. Siedział w jednym z foteli, a Heather kręciła się i chichotała na jego kolanach. Gdy do nich podszedł, oboje na niego spojrzeli. Lucjusz z ironicznym uśmieszkiem, ona ze zdziwieniem w oczach. Draco nie zawahał się ani przez moment. Uderzył Heather w twarz tak mocno, że spadła na ziemię.
Kobieta pisnęła i przyłożyła dłoń do policzka, jednocześnie podnosząc się z kamiennej posadzki. Draco zamachnął się jeszcze raz, ale Heather, z oczami przepełnionymi przerażeniem, schowała się za fotelem Lucjusza.
— Kto to, do cholery, jest?! — wrzasnęła, a z jej oczu trysnęły łzy. Wyglądała na totalnie oszołomioną. — Co się tu dzieje? — Jej wzrok krążył od Lucjusza do Draco i z powrotem.
Lucjusz roześmiał się tak głęboko, że Draco poczuł wędrujące mu po kręgosłupie dreszcze. Spojrzał na ojca, gdy tylko spłynęło na niego olśnienie.
— Ty draniu — syknął, potrząsając głową. Heather najwidoczniej miała wymazaną pamięć.
Draco przełknął własną frustrację. Wyładowanie się na kimś, kto nie pamiętał, że go skrzywdził, nie miało żadnego sensu.
— Zostaw nas samych, kochanie — powiedział Lucjusz do ciągle kulącej się za nim i popiskującej kobiety.
Na jej policzku wykwitł już duży siniak. Zanim uciekła z tarasu, jeszcze raz podejrzliwie spojrzała na swojego oprawcę.
— Jesteś zadowolony? — warknął Draco, pochylając się nad Lucjuszem tak bardzo, jak tylko mógł. — A może nas podglądałeś, ty popieprzony zboczeńcu?
— Większość synów dziękuje ojcom za taką przysługę — odparł Lucjusz ani odrobinę nieonieśmielony. — Piękna kobieta czekająca w twoim łóżku to jedna z największych przyjemności w życiu.
Draco ponownie docisnął ręce do skroni, ledwie zdolny utrzymać się na nogach. Lucjusz wszystko traktował jak żart! Prawdopodobnie najlepiej było nie pokazać, jak wiele krzywdy tak naprawdę wyrządził. Nie chciał obnażać przed mężczyzną swoich kolejnych słabości.
Poczuł naglą falę mdłości. Gwałtownie ruszył w stronę skraju tarasu i zwymiotował spektakularnie.
— Och, mój drogi — powiedział Lucjusz z westchnieniem. — Paksy chyba przesadziła, nieprawdaż?
— Ten cholerny skrzat zawsze mnie nienawidził — jęknął Draco.
To konkretne stworzenie zatruło jego dzieciństwo. Ojciec nigdy nie interweniował, mówiąc, że sam musi nauczyć się wzbudzać wśród służących poważanie. Najwidoczniej mu się nie udało. Jeśli ich drogi skrzyżują się jeszcze raz, nie obejdzie się bez porządnego kopniaka.
— Powiedziałem jej, że chcę, abyś się zrelaksował, a nie usnął. Oczywiście zostanie za to odpowiednio ukarana. Chodź tu. — Draco wstał i podszedł do ojca. — Usiądź — nakazał Lucjusz, wyciągając różdżkę.
Draco posłusznie przycupnął na skraju fotela. Ojciec wyszeptał zaklęcie, którego nigdy wcześniej nie słyszał. Ból minął natychmiast. Z powodu nagłej ulgi pokręcił głową.
— Muszę się tego nauczyć.
Lucjusz pogłaskał go po włosach, jak gdyby ciągle był małym chłopcem, który stłukł sobie kolano.
— Lepiej?
— Tak. — Draco przez chwilę czuł się jak dziecko. Nagle przypomniał sobie, jak będąc małym, spadł z drzewa i podrapał rękę. Ojciec podbiegł wtedy do niego, aby uzdrowić ranę, po czym pozwolił mu siedzieć na swoich kolanach przez całą resztę dnia, żałując go i głaszcząc po głowie. Dobrze pamiętał, jak uwielbiał tę uwagę i że wykorzystał ją maksymalnie. Uniósł wzrok na ojca. Kotłowała się w nim dziwna mieszanina emocji. Jak mógł czuć cokolwiek do człowieka, który zrobił wszystko, aby przez ostatnie siedem lat uprzykrzyć mu życie? Lucjusz uśmiechnął się do niego. Draco, zakłopotany, wstał i przeczesał palcami włosy. — Będę w swoim pokoju.
— Gniewając się, jak sądzę? — zakpił Lucjusz i czar chwili prysnął.
Draco rzucił mu jeszcze rozzłoszczone spojrzenie i wyszedł.

ZAGUBIONE SERCE / DrarryOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz