Rozdział 38

980 90 3
                                    

28 stycznia, 2001: niedziela

Draco spojrzał na swoje odbicie w lustrze, wyprostował zapięcie szaty i przygładził włosy. Matce nie podobałoby się, że są takie krótkie. Pocałowałaby go w policzek i powiedziała, że powinien je zapuścić jak ojciec.
Odwrócił się i deportował.
Stał w miejscu, którego w przeszłości nie odwiedzał zbyt często, mimo że znajdowało się na terenie jego rodzinnej posiadłości. Oglądał nagrobki, dopóki nie znalazł tego, o który mu chodziło, stosunkowo nowego z wygrawerowanym imieniem matki.
Patrzył na niego, czując chłód. Wiedział, że matka nie żyje już od dłuższego czasu, jednak przebywając tutaj fakt ten stał się bardziej realny niż był wcześniej.
Uklęknął przy kamieniu, zastanawiając się, co powiedzieć lub zrobić. Nie miał pojęcia, jak się postępuje w czasie odwiedzin zmarłych. Przyszedł tutaj zaledwie kilka razy w życiu, zwykle wtedy, gdy matka nalegała. Jego dziadkowie i pradziadkowie zostali pochowani na tym właśnie cmentarzu wraz z wieloma pokoleniami Malfoyów, których nikt z żyjących już nie pamiętał. Kiedy był dzieckiem i chodził wzdłuż alejek miedzy nagrobkami, straszyli go, krzywiąc się w jego stronę z portretów.
Zacisnął palce na suchej trawie, pragnąc, by w przeszłości przykładał do tych wizyt większą uwagę. Oczywiście pragnął wielu rzeczy. Poczuł ucisk w gardle i na siłę przełknął ślinę. Czy teraz płacz mógł w czymkolwiek pomóc?
Gdy tu przychodzili, matka zawsze przynosiła ze sobą kwiaty. Transmutował kępę trawy w bukiet i ułożył go przy nagrobku. Nawet nie wiedział, jaki gatunek lubiła.
— Dzień dobry — usłyszał za plecami.
Otarł oczy, wstał i odwrócił się do ojca.
— Skąd wiedziałeś, że tu jestem?
— Nie wiedziałem — odparł Lucjusz, robiąc krok do przodu. Spojrzał na nagrobek. — Odwiedzam ją w każde niedzielne popołudnie.
— Och — mruknął Draco w odpowiedzi. Przez kilka minut stali w milczeniu, obaj wpatrzeni w wyryte w granicie imię Narcyzy, datę jej urodzin i śmierci. — Nie wiedziałem, kiedy umarła — szepnął w końcu Draco. — Dowiedziałem się kilka miesięcy później.
— Próbowałem cię znaleźć — powiedział Lucjusz. — Dwa miesiące zajęło mi ustalenie, gdzie wyjechałeś. Zniknąłeś bez śladu.
Draco splótł ukryte w rękawach szaty dłonie.
— Nie przyszło mi do głowy, że mnie szukałeś właśnie z tego powodu.
Lucjusz wziął głęboki oddech i wahał się przez chwilę, zanim odezwał się ponownie.
— Pytała o ciebie w ostatnim tygodniu życia.
Draco zamknął oczy. Gardło ponownie mu się zacisnęło.
— Słyszałem, że chorowała przewlekle.
— Nie — zaprzeczył Lucjusz ledwie słyszalnym głosem. — To była klątwa.
Draco obrócił się i popatrzył na ojca w szoku.
— Klątwa?
Lucjusz zacisnął szczęki i spojrzał gdzieś przed siebie.
— Straszna klątwa. Jedna z tych, których nie da się odwrócić. Severus pracował nad nią przez kilka tygodni, ale niczego nie wskórał. Sprowadziliśmy specjalistę ze Świętego Munga, lecz on również nic nie mógł poradzić.
— Kto to zrobił? — spytał Draco szeptem. Lucjusz nie odpowiedział, ciągle wpatrzony w dal. Żołądek Draco skręcił się w supeł. Był tylko jeden czarodziej, który potrafił rzucać takie przerażające przekleństwa i który je rzucał. — Ale dlaczego? — zapytał, choć gdy słowa opuściły jego usta, już znał odpowiedź.
— Żeby mnie ukarać — powiedział Lucjusz, wpatrzony w grób Narcyzy.

30 stycznia, 2001: wtorek

W poniedziałek rano Potter nie pokazał się w biurze. Draco spędził czas na czytaniu całego stosu materiałów, jakie wypożyczył z Magicznej Biblioteki i na sporządzaniu szczegółowych notatek. Weasley również był zajęty, na przemian pisząc coś na zwojach pergaminu i rzucając zaklęcia na obiekty porozrzucane po całym pomieszczeniu, ledwie przy tym zwracając na Draco uwagę. Gdy koło południa przebierał się na swój codzienny jogging, Malfoy zapytał go o Pottera. W odpowiedzi usłyszał, że Harry nie czuje się dobrze i dzisiaj nie przyjdzie.
We wtorek Potter również się nie pokazał.
Draco czekał na wyjaśnienia, ale Ron żadnych nie zaoferował. Po godzinnym milczeniu oparł się plecami o biurko i patrzył na Weasleya, czekając, aż ten zareaguje.
— Nie wiem, gdzie on jest — powiedział Weasley po dziesięciu minutach.
— Skoro źle się czuje, to chyba powinien być w domu? — odparł Draco z westchnieniem.
Weasley uśmiechnął się i uniósł na niego wzrok.
— Chyba. Nie rozmawiałem z nim. Równie dobrze może być w szpitalu.
— I ty nazywasz się jego najlepszym przyjacielem?
Ron posłał mu dziwne spojrzenie, ale nie odpowiedział. Draco potrząsnął głową i zaczął przedzierać się przez stos notatek, które zrobił poprzedniego dnia.
Dwie godziny później, ku jego wielkiemu zaskoczeniu, Weasley zaproponował mu wspólne wyjście na obiad.
Rozmowa nad kanapkami odbyła się w sposób grzeczny, choć mało konstruktywny. W ciągu pół godziny Draco nauczył się więcej na temat opieki nad dziećmi, niż kiedykolwiek chciał wiedzieć. Wreszcie zrozumiał, czemu Potter tak rozpaczliwie potrzebował towarzystwa. Do czasu, kiedy kelner przyniósł kawę, miał dosyć.
— Bardzo dobrze wiem, że znasz miejsce popytu Pottera — powiedział Draco, wpatrując się w swoją filiżankę. — I nie proszę, żebyś mi powiedział. Chcę tylko wiedzieć, dlaczego coś przede mną ukrywacie.
Weasley spojrzał na niego pytająco.
— Ukrywamy? Nie przesadzasz trochę?
— Mam dobry powód. Byliśmy razem w sobotę i wtedy czuł się dobrze. Wydaje się dziwne, że tak szybko się rozchorował.
— W sobotni wieczór, tak? — zapytał Weasley. Najwyraźniej o niczym wcześniej nie wiedział. — Co robiliście?
— Poszliśmy na kolację, a potem na dyskotekę, ale to nieistotne. Ja...
— Spędzaliście ostatnio razem całkiem sporo czasu — powiedział Ron i zmrużył lekko oczy. Draco nie był pewien, czy z rozbawienia, czy z nieufności.
— A nawet jeśli?
— Nie moja sprawa. — Weasley napił się latte.
— To twój przyjaciel.
— Tak. I jeśli go skrzywdzisz, to cię zabije.
Draco prawie się roześmiał.
— To nie jest... Sugerujesz, że...
— Nie jestem ślepy — powiedział Weasley, wbijając w Draco intensywne spojrzenie. — I znam Harry’ego lepiej, niż ktokolwiek inny. Widzę, jak wy dwaj na siebie patrzycie.
Malfoy gapił się na niego przez chwilę. Skąd Weasley wiedział coś, co on sam uświadomił sobie dopiero w sobotę?
— Ja nie... nic się nie wydarzyło.
— Jak mówiłem, to nie moja sprawa. — Weasley potarł grzbiet nosa. — Nie chcę wiedzieć. Naprawdę.
Draco spojrzał na swoją filiżankę z kawą. Przez ostatnie dni sporo myślał o Potterze, a myśli te zwykle sprawiały, że czuł się zagubiony i sfrustrowany. Nie chciał się teraz wiązać z kimkolwiek, nie wspominaj już o kimś, kto nie był nawet pewien, czy jest gejem.
On nie miewał chłopaków. A jakoś nie mógł pozbyć się wrażenia, że Potter to typ preferujący związki.
— Cóż, ja muszę lecieć — powiedział Weasley, wstając. — Na resztę dnia biorę wolne. Zaskoczę żonę.
— Pozdrów ją ode mnie — rzucił Draco, niemal natychmiast czując się niezręcznie. Przecież nigdy tak naprawdę jej nie poznał.
Weasley zacisnął usta.
— Nie mogę. Nie wie, że tu jesteś. W rzeczywistości — podrapał się po karku — nie ma pojęcia, co robimy.
Draco przez chwilę siedział jak ogłuszony. Zawsze uważał, że Potter i Weasley nie są w stanie działać bez Granger.
— Dlaczego?
— Strasznie by się martwiała. A cała sprawa może się okazać niebezpieczna. — Ron westchnął i wbił wzrok w swoje ręce. — Poza tym z pewnością chciałaby się dołączyć, a to już za duże ryzyko. Dzieci potrzebują matki.
— Ojca też potrzebują — powiedział Draco, ale Weasley tylko wzruszył ramionami. — No to co ona myśli, że robisz na co dzień?
— To samo, co robiłem wcześniej. — Weasley uśmiechnął się. — Badam i rozwijam zaklęcia dla ministerstwa. Przecież ciągle dla niego pracuję. To po prostu zadanie specjalne. — Podał Draco kilka mugolskich rachunków i założył płaszcz. — Do zobaczenia jutro rano.
Dopiero kiedy zniknął z pola widzenia, Malfoy uświadomił sobie, że Weasley nie odpowiedział na jego pierwsze pytanie.
Zmarszczył brwi nad filiżanką. Im więcej o tym myślał, tym bardziej był pewien, że działo się coś, o czym Potter i Weasley mu nie mówili. I mógł założyć się o swojego skrzata, że dwudniowa nieobecność Pottera była z tym związana.

ZAGUBIONE SERCE / DrarryOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz