Rozdział 21

2.4K 186 5
                                    

Telefon zadzwonił o pół do szóstej, brutalnie wyrywając Harry'ego z drzemki. Nie wiedział nawet, kiedy w nią zapadł. Podniósł się powoli i wziął do ręki słuchawkę.
- Ma pan gościa. Czeka w holu - usłyszał. Colby.
- Racja, przepraszam. Proszę mu powiedzieć, że zaraz zejdę.
Odłożył słuchawkę i przeciągnął się. Senność w jego umyśle zaczęła zanikać powoli niczym smugi dymu, których nie mógł złapać palcami. Wcześniej nigdy nie wydawało się istotne, aby przypominać sobie szczegóły, a gdy teraz chciał to zrobić, okazało się to trudne.
Potrząsnął głową, aby się przebudzić, po czym poszedł do łazienki umyć zęby i doprowadzić włosy do czegoś, co nadawałoby się do publicznego pokazania. Gdy przyglądał się swojej twarzy w lustrze, przyszło mu do głowy, że idzie na coś w rodzaju randki. Uśmiechnął się sam do siebie.
- Właściwie, Cho, w San Francisco spędzam czas wręcz fantastycznie - powiedział do lustra. - Gdybyś tylko wiedziała. Mrugnął do swojego odbicia, po czym wyszedł z pokoju, uprzednio upewniając się, że schował różdżkę do kurtki.
Colby siedział w fotelu w holu, obok drzwi wyjściowych i przerzucał strony jakiejś gazety. Uśmiechnął się, kiedy zobaczył zbliżającego się Harry'ego.
- Cześć - powiedział Potter i pochylił się, aby pocałować go na powitanie. - Gdzie idziemy?
- Przy tej ulicy jest niewielki bar - odparł Colby, wstając. - Po drodze do mieszkania Dereka. - Kiedy wychodzili, kierownik hotelu puścił im oczko i Harry nie mógł powstrzymać uśmiechu.
Poszli w dół Castro do miejsca, które Potter zauważył już wcześniej, gdy tędy przechodził. Był to lokal nazwany po prostu „Bar", który zawsze wydawał mu się przepełniony. Gdy weszli do środka, Harry na moment poczuł się ogłuszony. Wewnątrz przebywało wielu mężczyzn, w większości młodych i dobrze ubranych - do głowy przyszło mu określenie „ciacha".
Ubrany na czarno, elegancko wyglądający brunet potrącił Harry'ego, kiedy się mijali. Harry już miał przeprosić, ale zamiast tego uśmiechnął się i zaczął mu się przyglądać. Facet wyglądał naprawdę gorąco i patrzył tak, jak gdyby chciał go zjeść na obiad. Colby uszczypnął Harry'ego w ramię, spiorunował mężczyznę wzrokiem i ruszył w głąb pomieszczenia. Potter, niezdolny się powstrzymać, wyszczerzył się w jego kierunku.
- Ty i Derek - westchnął Colby, potrząsając głową.
- Być może naprawdę, naprawdę jesteście siebie warci.
- Och, nie bądź taki - odpowiedział Harry, obejmując go.
- Wiesz, nie jestem przyzwyczajony do takich spojrzeń.
- Dlaczego? Nie masz w Anglii chłopaka?
- Ee... nie - mruknął, ciągnąc Colby'ego do pustego stolika.
Trafili akurat na Szczęśliwą Godzinę, więc zamówili martini za pół ceny i z uwagą lustrowali otoczenie. Jak się okazało, mieli zupełnie różne gusta.
- Tamten. - Harry wskazał chłopca z zafarbowanymi na zielno kosmykami włosów. - Jest uroczy.
- Za chudy - odpowiedział Colby, marszcząc nos. Gest ten wydał się Harry'emu dziwnie ujmujący. - Potrzebuję mężczyzny, wiesz, takiego jak... - Rozejrzał się wokół. - Ten. Czarne dżinsy, koński ogon...
Potter otworzył szeroko oczy.
- Nie, nie, on wygląda trochę przerażająco.
Colby wypił resztkę swojego wina.
- Być może to właśnie lubię w facetach.
- W takim razie nie mam bladego pojęcia, co widzisz we mnie - odciął się Harry. Colby otworzył usta, jak gdyby chciał coś powiedzieć, ale nie wydobyło się z nich ani jedno słowo. Potter zastanawiał się, czy nie zainsynuował zbyt dużo.
- Ja, w każdym razie, chyba nie chciałbym kogoś większego od siebie - dodał.
- Wiesz, pod tym względem raczej nie musisz się martwić - zażartował Colby, patrząc sugestywnie na krok Harry'ego.
Potter zarumienił się, choć w łagodnym, czerwonym świetle lokalu, trudno byłoby to z całą pewnością stwierdzić.
- Nie o to mi chodziło - powiedział.
Colby zasygnalizował kelnerowi, aby przyniósł im drugą kolejkę i spojrzał na swojego rozmówce.
- Myślę, że lubisz chłopców, którzy przypominają dziewczyny - odezwał się po chwili.
Harry prawie udławił się swoim martini.
- Słucham?
- Tak mi się wydaje. Derek to dobry przykład. Nie jest specjalnie typem macho, prawda?
- Ja... - Harry zamrugał, uświadamiając sobie, że to prawda. Jak dotąd nie miał jednak czasu, aby zastanowić się nad tym dokładniej.
- To... może masz rację.
Colby roześmiał się.
- Doznałeś nagłego objawienia, czy co?
- Nie wiem. Przepraszam, to był dziwny dzień.
- To znaczy? - zapytał Colby, wyjmując portfel, aby zapłacić za drinki.
Harry zastanawiał się przez chwilę. Nie wiedział, ile może ujawnić, ale już wcześniej zdecydował, że chce zyskać zaufanie mężczyzny. Colby mimo wszystko był jednym z przyjaciół Malfoya i mógł stanowić dobre źródło informacji.
- Rozmawiałem z moją byłą żoną.
Szczęka Colby'ego opadła tak samo jak kelnera, stawiającego na ich stoliku kieliszki.
- Byłą... żoną?
- Tak - potwierdził Harry, mając nadzieję, że kelner wyda resztę i odejdzie, zanim zaczną kontynuować rozmowę.
- Na szczęście było to krótkie małżeństwo. Choć rozwód to tak czy owak nic miłego.
- Byłą żoną? - powtórzył Colby.
- Dokładnie. Właściwie jestem biseksualny. - Zrozumiał, że po raz pierwszy wypowiedział to głośno. Brzmiało dobrze. - Domyślam się, że Derek o tym nie wspomniał.
Colby popchnął w stronę Harry'ego kieliszek martini i wbił w niego szeroko otwarte oczy.
- Szczerze mówiąc, w ogóle za dużo o tobie nie mówił. Naprawdę pieprzysz dziewczyny?
Harry uśmiechnął się.
- Tak, naprawdę pieprzę dziewczyny. - Wziął duży łyk wina i uniósł brew.
- Facetów też, jak pewnie pamiętasz.
- Niesamowite - powiedział Colby.
- Racja - odparł Harry. Rozmowa wcale nie toczyła się tak, jak tego oczekiwał. Być może, aby zdobyć przydatną informację, powinien być bardziej bezpośredni. Colby pił już trzecie martini, a że był drobniejszy od niego, alkohol z pewnością działał na korzyść Harry'ego. Odstawił swój kieliszek i uśmiechnął się nieśmiało. - Więc jak to się stało, że poznałeś Dereka?
Colby przymknął oczy.
- Mmm... chyba w klubie. Pieprzyliśmy się któregoś wieczoru, a później jakoś wpadaliśmy na siebie. To był krótki romans, choć raczej intensywny. A potem sam-wiesz-kto zakończył proces i wrócił po swoją zabaweczkę.
- Wywrócił oczami, a potem się zamyślił. - A teraz powiedz mi, jak to jest, kiedy się posuwa dziewczynę?
Harry parsknął śmiechem.
- Może powinieneś kiedyś spróbować. Tak dla zabawy.
- Słyszałem, że w barach ciężko je poderwać - prychnął Colby. - Faceci są dużo łatwiejsi - mrugnął do Harry'ego.
- Sam powinieneś to wiedzieć.
- Czyli ty i Derek byliście w sobie zadurzeni? - spytał Potter, zdecydowany trzymać się tematu.
- Przez cudowne dwa tygodnie - odparł Colby, wzdychając dramatycznie.
- Potrafiliśmy pierdolić się po trzy razy dziennie. - Pochylił się do przodu i szepnął: - Czasami przeleciał mnie tak mocno, że potem ledwo mogłem chodzić.
Harry otworzył szeroko oczy. Nigdy wcześniej nie przyszło mu do głowy, że mógłby pozwolić Malfoyowi się pieprzyć. Jakoś zawsze obrazował to sobie w odwrotną stronę.
Colby uśmiechnął się do niego.
- A co z tobą? Jak się zeszliście?
- Już to słyszałeś - odpowiedział Harry, biorąc mały łyk martini. Nie był pewien, czy dobrze pamięta wymyśloną przez Malfoya historię.
- W takim razie, jak to się stało, że tu przyjechałeś? - Colby zacisnął usta.
- Musiałem zmienić otoczenie - powiedział Harry, patrząc na oliwkę pływającą w jego kieliszku. - Rozwód. Praca. Nigdy wcześniej nie byłem w Stanach, a słyszałem dużo dobrego o San Francisco. - Uniósł wzrok i zobaczył, że Colby przypatruje mu się uważnie. - Co?
Uważny wyraz twarzy Colby'ego zmienił się i w zamian rozjaśnił ją uśmiech.
- Wiesz, jak cholernie jesteś pociągający?
- Nie, wcale nie jestem - odparł Harry, także się uśmiechając. - Ale dziękuję. Jak to się skończyło pomiędzy tobą a Derekiem? Jesteście nadal przyjaciółmi, w przeciwieństwie do tysiąca innych facetów, których pieprzył i o których zapomniał.
- Czy to nie gorycz wyczuwam w twoim głosie? - zaśmiał się Colby, na co Harry wzruszył ramionami. - Byłem uparty, jak sądzę. Z jakiegoś powodu postanowił trzymać się blisko mnie.
- To nie za bardzo brzmi jak przyjaźń - odciął się Harry.
- Derek to jeden z tych ludzi, wokół których zawsze dzieje się coś zabawnego - odparł Colby. - Akceptujesz, cokolwiek ci oferuje, bo to i tak lepsze niż nic.
- I dobrze ci z tym?
- Nigdy tak nie twierdziłem. - Przez chwilę obaj milczeli, wpatrując się w swoje kieliszki. Harry wyciągnął oliwkę i rozgryzł ją między zębami. Uniósł wzrok i zobaczył, że jego towarzysz znowu obserwuje go z tym samym poważnym wyrazem twarzy, co poprzednio.
- Co się stało?
Colby potrząsnął głową i odwrócił wzrok.
- Harry... - zaczął, ale przerwał, jak gdyby musiał się przygotować. Uniósł wzrok, aby spotkać oczy Harry'ego. - Powinienem ci powiedzieć, że...
- Następna kolejka, chłopcy? - zapytał kelner, prawie rozlewając stojące na niesionej przez siebie tacy drinki. - Szczęśliwa Godzina zaraz się kończy. Bierzcie, póki są za pół ceny!
- Nie potrzebujemy więcej alkoholu - jęknął Harry. - I tak ledwo trzymamy się na nogach. - Wypił już wystarczająco, a dzisiejszego wieczoru musiał skupić się na pracy.
- Ależ oczywiście - odpowiedział Colby i kiwnął głową w stronę kelnera. Zapłacił, po czym kieliszki wylądowały na stole.
Harry sączył swoje martini i czekał, aż Colby zacznie kontynuować poprzednią wypowiedź, ale nic takiego nie nastąpiło. Uśmiechnął się i zmienił temat, zupełnie tak, jak gdyby zabrakło mu odwagi.
Kiedy skończyli swoje drinki, było już w pół do ósmej, więc postanowili iść do mieszkania Malfoya. Z powodu wypitego alkoholu, gdy stanęli przed budynkiem, chichotali jak szaleni, nie mogąc się opanować.
- Wiedziałeś, że Manny ma klucze?
- Oczywiście, że ma - parsknął Colby. - Pospiesz się. Chce mi się sikać.
- Pieprzone klucze - wymamrotał Harry i nacisnął dzwonek.
- Tak? - usłyszał po chwili.
- Otwórz - powiedział, a Colby się roześmiał.
- Harry! - odezwał się Malfoy. - Dzięki Bogu. Nareszcie!
Obaj spojrzeli na siebie. Przyszli prawie pół godziny za wcześnie. Zamek kliknął i mogli wejść. Colby pierwszy z trudem ruszył po schodach, a Harry odkrył, iż niczym zahipnotyzowany patrzy na poruszający się przed nim tyłek. Objął go w talii i dla żartów ugryzł w pośladek.
Colby krzyknął, ale tak naprawdę nie starał się wywinąć.
- Boże, Harry! - Potter ugryzł go jeszcze raz, mocno, za co został nagrodzony śmiechem. - Szykuje się niezła zabawa.
Ktoś zakaszlał na szczycie schodów i kiedy podnieśli wzrok, zobaczyli stojącego tam ze skrzyżowanymi na piersi rękami Malfoya.
- Wchodzicie? - zapytał. - Czy wychodzicie?
Colby i Harry zarechotali, ale Malfoy nie wyglądał na kogoś, kto uważa sytuację za zabawną. Miał kamienną, bladą twarz, wyglądającą prawie na rozgniewaną. Colby wszedł do mieszkania, ale gdy Harry chciał zrobić to samo, Ślizgon zagrodził mu drogę.
- Gdzie, do cholery, byłeś? - syknął. - Próbowałem dodzwonić się do ciebie przez dwie godziny.
- Umówiliśmy się na ósmą. Wyszedłem z Colbym na miasto. - Harry, trochę zdezorientowany, wzruszył ramionami. O co Malfoy się tak wściekał?
- Martwiłem się i... - Draco przerwał. - Jesteś pijany?
- Może - odparł, pochylając się w stronę Ślizgona. - Wypiliśmy z Colbym po kilka drinków.
- Harry... - zaczął Malfoy.
Potter wychylił się jeszcze bardziej, tak że jego usta prawie dotykały warg Draco.
- Martwiłeś się o mnie? Jak miło.
Malfoy wypuścił powietrze, a kąciki jego ust wygięły się nieznacznie. Jeśli którykolwiek z nich ruszyłby się odrobinę do przodu, dotknęliby się. Draco zamknął oczy.
- Derek, chcesz, żebym zamówił pizzę?
Harry zamarł. Uniósł wzrok i zobaczył Manny'ego, stojącego w drzwiach wejściowych, tuż za Malfoyem.
- Tak - odparł Draco i opuścił rękę, pozwalając Harry'emu przejść.
Potter i Manny patrzyli na siebie przez chwilę. Praktycznie ze sobą nie rozmawiali, odkąd zobaczyli się na Jarmarku kilka dni temu. Wtedy Manny nie wyglądał na zadowolonego, podobnie jak teraz nie był chyba zbyt szczęśliwy na jego widok.
Harry poczuł, jak robi się coraz bardziej spięty.
- Dobrze, teraz pizza - powiedział Draco, ciągnąc Manny'ego za rękaw koszuli. Mężczyzna się odwrócił.
- Harry, co chcesz do picia?
- Macie wódkę? - Cichy głosik w jego głowie ostrzegł go, że to nie jest dobry pomysł, ale kazał mu się odpieprzyć.
- Tak, ale nie dla ciebie - odparł Malfoy, zamykając drzwi mieszkania. - W tym tempie za chwilę będziesz kompletnie zalany. - Poszedł do kuchni i wyjął z lodówki piwo.
- Amstel? - westchnął Harry, biorąc do ręki butelkę. Napił się łyka i skrzywił.
- Musisz je tak strasznie schładzać?
Malfoy go zignorował. Manny zamówił pizzę, a w tym czasie Colby wrócił z łazienki i usiadł na kanapie.
Manny odłożył słuchawkę telefonu i szepnął coś do Draco. Ten, zirytowany, potrząsnął głową. Harry zastanowił się, jak długo Manny już tu jest.
- Przykro mi, chłopaki, jeśli w czymś wam przerwaliśmy - powiedział Colby, wyrażając na głos myśli Harry'ego.
- Z pewnością nie jest ci przykro tak jak mnie - mruknął Manny, po czym wymienił z Malfoyem spojrzenie.
Harry zacisnął zęby. Był zazdrosny i sfrustrowany, a teraz także zaniepokojony, że Draco pogodził się z Mannym. Kiedy to się stało? I czy wydarzyło się to z powodu dyskusji, jaką odbył z Malfoyem dzisiejszego popołudnia? Czy sam sprawił, że Draco pobiegł do Manny'ego? Do agenta CIA, który prawdopodobnie tylko czekał, aż trafi się okazja oddania go w ręce rządu USA?
Harry wyczuwał moc zaklęć ochronnych wokół mieszkania Malfoya. Manny nie byłby w stanie go tu skrzywdzić. Ale Manny był dużo większy od Malfoya, większy nawet od Harry'ego. Wcale nie musiał używać magii, aby kogoś zranić.
Na szczęście Draco wysłał Manny'ego, aby przyniósł pizzę od dostawcy, więc miał chwilę przerwy od rzucania mu zabójczych spojrzeń. Otwierał właśnie trzecie piwo, gdy poczuł, jak ktoś wyjmuje mu butelkę z ręki.
- Do pizzy pijemy wino - powiedział Draco, wyginając brew.
- Serio? - odciął się Harry. Matkowanie Malfoya zaczynało go irytować, tym bardziej, że Ślizgon dziś wieczorem jedynie w ten sposób poświęcał mu uwagę.
Malfoy kilka sekund kontemplował minę Harry'ego, po czym przyciągnął go do siebie i pocałował. Potter stłumił dźwięk zaskoczenia, topiąc go w podobnie brzmiącym jęku. Po chwili Draco odepchnął go, tuż przed tym, jak possał jego dolną wargę.
- Smakujesz cudownie - szepnął. - Nie upij się dzisiaj za bardzo, dobrze?
Uszczypnął go w nos i odwrócił się. Serce Harry'ego zaczęło bić szybciej. Rozejrzał się i zobaczył, że siedzący na kanapie Colby przyglądał im się z niewielkim uśmiechem. Po raz piętnasty tego dnia poczuł wyrzuty sumienia. Co, do diabła, robił? I co wyprawiał Malfoy? Najpierw go odpychał, aż Harry postanawiał zrezygnować, a potem znowu do siebie przyciągał. Wyglądało to, że prowadził jakąś grę.
„Nie jestem tu dla zabawy", przypomniał sobie Harry. „Muszę wykonać swoje zadanie." Nie miał jednak pojęcia, jak zacząć. Patrzył, jak Malfoy przemierzał pokój, aby wręczyć Colby'emu piwo, które właśnie odebrał Harry'emu. Obaj obdarzyli się chłodnymi uśmiechami.
- Dobrze się bawisz? - zapytał Draco.
- Jak zawsze - odparł Colby.
- Wypij to - rozkazał Ślizgon, podając mu butelkę.
Harry obserwował, jak Colby wpatruje się w plecy Malfoya, gdy ten odchodził. Wcześniej był tak zajęty obserwowaniem Manny'ego, że nie zauważył napięcia, jakie panowało między mężczyznami. Czy naprawdę chodziło o niego? Potter nie mógł powstrzymać wewnętrznego chichotu. Colby skierował wzrok na Harry'ego, a na jego twarzy zagościł słaby uśmiech.
Kilka minut później Manny wrócił z pizzą, co Malfoy przyjął z wyraźną ulgą. Wręczył Harry'emu butelkę wina, aby ten ją otworzył. Poszukiwania korkociągu okazały się daremne. Jedyne, co znalazł, to otwieracz, którego nie potrafił używać. Patrzył bezradnie to przed siebie, to na trzymaną w jednej ręce butelkę, to na otwieracz, trzymany w drugiej dłoni, zastanawiając się, co robić. W tej samej chwili padł na niego czyjś cień. Stanął przed nim wyglądający na rozdrażnionego Manny. Wziął butelkę i, nie przerywając kontaktu wzrokowego, przesunął dłonią nad szyjką. Korek wypadł.
„Magia bezróżdżkowa", pomyślał Harry. Wiadome było, w co mężczyzna pogrywa i Potter gotów był się do niego przyłączyć. Przez ostatnie kilka lat bawił się trochę magią bez użycia różdżki, choć nie potrafił jeszcze wykonać w ten sposób zbyt wielu zaklęć.
Wszystkie te myśli przebiegły mu przez głowę, zanim korek zmienił trajektorię i zaczął opadać. Harry skupił się na nim, zatrzymując go tuż przy swojej klatce piersiowej. Po ruchu nadgarstkiem zaczął powoli wirować jednym ruchem nadgarstka sprawił, że zaczął wirować. Posłał Manny'emu złośliwy uśmiech.
- Gdzie to wino? - Harry złapał korek. Obaj odwrócili się i zobaczyli przyglądającego im się Malfoya. Ślizgon patrzył to na jednego, to na drugiego, jak gdyby zaskoczony, że stoją tak blisko siebie i nie skaczą sobie do gardeł.
- Chodźcie jeść.
Manny, zanim wyszedł z kuchni z butelką w ręce, rzucił Harry'emu taksujące spojrzenie. Potter oparł się o ścianę i przymknął powieki. Magia bezróżdżkowa wymagała sporej koncentracji, a Manny wykonał zaklęcie bez wysiłku. Przełknął nerwowo, uświadamiając sobie, że on i Draco mogą być w dużo większym niebezpieczeństwie, niż początkowo sądził. Najlepiej będzie trzymać oczy otwarte, a umysł trzeźwy.
Usiedli ciasno na kanapie z kieliszkami w dłoniach i talerzami ostrożnie ustawionymi na kolanach. Harry wcisnął się między Malfoya a Colby'ego, ku wyraźnemu rozczarowaniu każdego z nich. Manny zajął miejsce po drugiej stronie Ślizgona i ciągle rzucał mu podejrzliwe spojrzenia.

ZAGUBIONE SERCE / DrarryOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz