Rozdział 4

1.6K 158 19
                                    

- I dlatego powinienem ci pomóc? - zapytał Draco, zaciągając się po raz ostatni papierosem. Wydmuchał dym do góry, gdzie zniknął w lekkiej mgiełce, tak często otulającej San Francisco. - Nie chcesz mi nawet powiedzieć, na czym te plany polegają.

Oczy Lucjusza zaiskrzyły, kiedy podążył wzrokiem za niedopałkiem, który syn rzucił na chodnik i zgniótł obcasem buta. Postąpił krok do przodu, uniósł ubraną w czarną rękawiczkę dłoń i przesunął palcem po policzku syna.

- Wszystko we właściwym czasie, chłopcze. Jest coś, co chciałbym, abyś zrobił.

Draco patrzył na niego, czując, jak kurczy mu się żołądek.

- Nie zmieniłem zdania. Nie mam zamiaru...

- Wszystko, o co teraz proszę, to abyś pomógł w schwytaniu Pottera. Wiemy, gdzie jest. Złapiemy go bez problemu, ale jesteś nam potrzebny, żeby go kontrolować i nakłonić do współpracy.

Draco odwrócił się i w zamyśleniu zacisnął usta. Już zbyt długo kroczył po cienkiej linii. Udawało mu się unikać którejkolwiek ze stron dłużej, niż myślał, że to będzie możliwe, wyglądało jednak na to, że zbliżał się koniec tego dobrego. Odwrócił się do ojca, ale nie potrafił czegokolwiek powiedzieć. Jego usta nie chciały współpracować z mózgiem.

Lucjusz zawahał się, po czym pochylił się do przodu i pocałował syna w policzek.

- Skontaktujemy się z tobą w ten sposób, co zwykle - szepnął. Nawet jego oddech był zimny. Gdy ojciec odwrócił się i odszedł, Draco opanował pragnienie, aby zadrżeć.

Oparł się o ścianę pobliskiego budynku i westchnął. „Skontaktujemy się z tobą w ten sposób, co zwykle." Czy wybrałby inną ze stron, gdyby wiedział, że...

Czyjaś ręka złapała go za nadgarstek i pociągnęła w ciemność. Krzyknął i odepchnął od siebie napastnika...

Draco usiadł na łóżku, z trudem łapiąc oddech.

- Cholera - szepnął, pocierając twarz jedną ręką. Pieprzony sen.

Poczuł palce dotykające przegubu jego dłoni i podskoczył zaskoczony.

- Dobrze się czujesz? - zapytał Harry, mrużąc oczy w przyćmionym świetle.

Malfoy zmusił się, aby się odprężyć.

- Tak. Przepraszam, że cię obudziłem. - Wślizgnął się z powrotem pod kołdrę i zaczerpnął głęboko powietrza.

- Koszmar?

- Tak - odparł Malfoy, obracając się, aby na niego popatrzeć. Oczy Harry'ego były ciemne, a włosy rozrzucone po całej poduszce. Bez okularów wyglądał zupełnie inaczej.

Potter ujął jego dłoń i uścisnął ją.

- Nienawidzę koszmarów. - Przez chwilę wydawało się, że chciał powiedzieć coś więcej, ale nic się nie stało.

Draco spuścił wzrok, skupiając się w zamian na ich splecionych palcach. Harry miał na sobie tylko dwie części biżuterii: sygnet, który należał do Rona Weasleya i bransoletkę, należącą do niego. Jedno i drugie zdobiło prawą rękę Harry'ego. Malfoy wytropił pierścień kciukiem, bawiąc się w myślach pytaniem, czy Potter kiedykolwiek go zdjął. O bransoletkę, oczywiście, pytać nie musiał. Tęsknił za jej ciężarem na własnym nadgarstku, jej uspokajającą gładkością na skórze. Była czymś, co niezmiennie przypominało mu, że matka, gdzieś głęboko w sobie, troszczyła się o niego. Teraz była czymś, co świadczyło o jego trosce o Harry'ego - zdecydowanie zbyt dużej. Kusiło go, aby ponownie spojrzeć na kochanka i sprawdzić, czy jego oczy odzwierciedlają to uczucie. W zamian jednak opuścił powieki.

ZAGUBIONE SERCE / DrarryOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz