Rozdział 29

1.9K 186 13
                                    

Mieszkanie Colby'ego znajdowało się w Pacific Heights, więc Harry musiał wziąć taksówkę. Kiedy dotarł na miejsce, Colby już na niego czekał, siedząc na tarasie i na powitanie pomachał mu ręką. Wyglądał na roztrzęsionego. Harry zdawał sobie sprawę, że przez telefon brzmiał niemal jak szaleniec.
- Przepraszam - powiedział. - Za wszystko. Tylko... Po prostu nie znam tu nikogo i...
- Chodź. - Colby wskazał trzymanymi w dłoni kluczami w stronę drzwi. Harry poszedł za nim do mieszkania, które okazało się nie tak ładne, jak to należące do Malfoya. - Przepraszam za bałagan. Ostatnio byłem trochę zajęty.
Harry wzruszył ramionami i wbił wzrok w podłogę przed sobą. Colby wziął go za rękę i poprowadził na kanapę.
- Derek odszedł - powiedział, siadając.
Colby zamrugał.
- Odszedł? Ja... - Westchnął. - Harry, przykro mi. Wiem, że ci na nim zależało, ale on nie jest kimś skłonnym do angażowania się.
- Nie, niczego nie rozumiesz - jęknął Potter. - On zniknął. Jego mieszkanie jest puste. Nigdzie nie mogę go znaleźć.
Szczęka Colby'ego opadła.
- Żartujesz? On... naprawdę wyjechał? - Blednąc, opadł na kanapę. - Och, mój Boże. I nie masz żadnego pomysłu, co się mogło stać?
- Nie - odparł Harry. - Miałem nadzieję, że ty będziesz wiedział, gdzie jest albo... - Potter pochylił się i ukrył twarz w dłoniach. Miał wrażenie, jakby brzmiał wyjątkowo egoistycznie.
Mężczyzna milczał, więc Harry spojrzał na niego i zobaczył, że ten wpatruje się w bransoletkę na jego nadgarstku. Naciągnął rękaw koszuli, aby ją zakryć, gdyż poczuł się zażenowany. Colby odwrócił wzrok.
- Masz dużo tupetu przychodząc do mnie i wypłakując mi się w tej sprawie - wymamrotał.
- Wiem i naprawdę bardzo, bardzo mi przykro.
- Dobrze, w porządku - kontynuował Colby. Jego głos brzmiał, jak gdyby na siłę próbował być silny. - Nastawię kawę, a potem porozmawiamy, może być?
Harry kiwnął głową na zgodę. Kiedy mężczyzna wyszedł, oparł się o kanapę i zamknął oczy. Słyszał, jak Colby kręci się w kuchni, otwierając szafki, a po chwili, z cichym trzaskiem, pojemnik na kawę. Nie miał pojęcia, co go podkusiło, aby zadzwonić do niego na komórkę i wymusić natychmiastowe spotkanie. Colby był w pracy, ale powiedział, że to nie problem i zaraz przyjedzie do domu.
- Colby, jesteś aniołem - powiedział Harry.
- Naprawdę? - usłyszał, a potem coś twardego i zimnego zostało przyciśnięte do jego karku. Poczuł, że blednie. - Na twoim miejscu bym się nie ruszał - powiedział Colby. - To magnum 357. Twój mózg rozpryśnie się na podłodze, zanim zdążysz sięgnąć po różdżkę.
Po raz trzeci tego dnia Harry pomyślał, że śni.
- Colby? - jęknął, totalnie zaskoczony.
- Przesuń ręce tak, abym je widział - powiedział Colby, więc Harry posłusznie wykonał polecenie. - Grzeczny chłopiec. - Mężczyzna sięgnął do jego płaszcza i wyciągnął z niego różdżkę. Lufa pistoletu została odsunięta od jego czaszki, więc Harry odwrócił głowę. Słyszał, jak Colby idzie przez pokój i zobaczył, że odkłada jego różdżkę na stole. Po chwili wrócił i stanął przed Harrym, trzymając pistolet nakierowany na jego klatkę piersiową. - Nie ciesz się za wcześnie - powiedział, posyłając mu złośliwy grymas. - Zaraz tu będą.
- O co chodzi? - zapytał Harry. W głowie mu wirowało, ale wiedział, że musi wziąć się w garść. - Kto zaraz tu będzie?
Colby uśmiechnął się.
- Nie mogę uwierzyć, że nie zrozumiałeś, Harry. Masz reputację kogoś, kto działa bez zastanowienia, ale to było takie oczywiste.
Potter starał się, aby jego głos brzmiał spokojnie, chociaż od środka dosłownie się gotował.
- W takim razie, czego nie pojąłem?
Colby wbił spojrzenie w bransoletkę.
- Naprawdę musi ci ufać. Być może nawet wszystko ci powiedział. Co czyni cię równie wartościowym, jak on.
- Wartościowym dla kogo?
Colby roześmiał się.
- Dla każdego, Harry. Ale zadowolę się osobą oferującą najwięcej. Wychodzi na to, że całkiem sporo ludzi interesuje się tobą i Draco Malfoyem.
- Śmierciożercy? - zapytał Potter.
- Jeśli lubisz ich tak nazywać. - Colby ponownie się roześmiał. - Według mnie, brzmi idiotycznie. - Przez chwilę wpatrywał się w twarz Harry'ego. - Kilka lat temu zwrócił się do mnie pewien mężczyzna, czarodziej z bardzo ciekawymi koneksjami. Szukał swojego syna i zaoferował mi wyjątkowo dużą kwotę za jego znalezienie. Zrobiłem to, ale synalek nie chciał być znaleziony. Jak się okazało, nie miał zamiaru w niczym współdziałać ze swoim tatusiem.
- Dziwisz mu się? - zapytał Harry, pozwalając, aby w jego głosie zabrzmiał sarkazm.
- Widzę, że go znasz - odparł Colby. - Pan Malfoy nie akceptuje „nie" jako odpowiedzi.
- Więc przyjechałeś za Draco do San Francisco - powiedział Potter. - I zaprzyjaźniłeś się z nim. Szpiegowałeś go dla jego ojca.
- Nie jesteś taki głupi, na jakiego wyglądasz - zaśmiał się Colby. - Zwrócenie uwagi Malfoya i dostanie się do jego majtek było wyjątkowo łatwe, ale pozostanie tam... - Potrząsnął głową. - Nie żebyś ty był inny.
Harry wziął uspokajający oddech. Szok z powodu zaistniałej sytuacji powoli zaczął zanikać i teraz zaczął zastanawiać się nad planem postępowania. Jeśli tylko uda mu się sprawić, że Colby będzie mówił, być może byłby w stanie jakoś go rozproszyć. Mężczyzna zawsze zdawał się lubić słuchać własnego głosu i to mogłoby podziałać na korzyść Harry'ego.
- Więc dlaczego się mną zainteresowałeś? - zapytał.
Colby wzruszył ramionami.
- Miałem nadzieję, że powiesz mi coś ciekawego. Jeszcze jakiś tydzień temu wszystko szło gładko - powiedział, przenosząc wagę ciała na jedną stopę. - Szef mojego działu w CIA był zachwycony, że znalazłem zbiega, którego poszukiwali i wyznaczyli mnie do obserwowania go. Pan Malfoy także był dość zadowolony z takiego obrotu sprawy. - Harry przełknął ślinę. Colby był agentem CIA, a on miał pewność, że jest nim Manny. Nigdy nie przyszłoby mu do głowy podejrzewać tak słodkiego, nieszkodliwego człowieka. - A na dodatek było zabawnie. Seks, narkotyki, spotkania każdego wieczoru, komu by się to nie podobało? Wszystko, co musiałem robić, to pisać trzy razy w tygodniu dwa komplety raportów. - Przełożył pistolet do drugiej ręki. - Ale nagle pojawił się stary przyjaciel Draco ze szkoły, Brytyjczyk noszący na czole dziwną bliznę. I wszystko szlag trafił. - Potrząsnął ze zdziwieniem głową. - Pan Malfoy wykazał szczególne zainteresowanie, zwłaszcza gdy doniosłem mu, że pieprzysz jego syna. Wtedy to ty stałeś się celem mojego zadania.
- I stąd twoje nagłe zainteresowanie moją osobą? - Harry poczuł dziwną ulgę.
Colby uśmiechnął się.
- Nie gniewaj się na mnie, Harry. Świetnie się pierdolisz, ale tak naprawdę nie jesteś w moim typie. - Jego uśmiech zniknął i był teraz jedynie grymasem warg zaciśniętych w cienką linię. - Poza tym, już raz zawiodłem Lucjusza Malfoya. Nie chciałem zrobić tego ponownie.
Harry zmarszczył brwi.
- Co masz na myśli?
Ręka Colby'ego powoli opadała i pistolet nie był już wycelowany prosto w Harry'ego. Potter nie widział swojej różdżki, ale gdyby odpowiednio mocno skoncentrował się na jej obrazie, w którym leży na stole, może byłby w stanie ją przywołać. Musiałby jednak zrobić to szybko, inaczej Colby postrzeliłby go, zanim udałoby mu się rzucić choć jedno zaklęcie.
- Dlaczego cię to interesuje, Harry? - zaśmiał się Colby. - Poza tym, oni będą tu już niedługo, a w zasadzie lada moment. - Potter zamknął oczy i wyobraził sobie różdżkę lecącą do jego ręki. Skoncentrował się na tej wizji tak bardzo, jak tylko potrafił. Colby sapnął i rzucił się na niego, przyciskając mu pistolet do czoła na tyle mocno, że zabolało. - Nieźle - szepnął. - Nie wiedziałem, że to potrafisz. A teraz upuść różdżkę.
Harry osłabił koncentrację i usłyszał, jak drewno stuka o podłogę kilkadziesiąt centymetrów od niego. Próbował zwalczyć narastające uczucie paniki. Nie miał pojęcia, co teraz zrobić. Uniósł powieki i spostrzegł, że Colby się w niego wpatruje.
I nagle oczy mężczyzny otwarły się szeroko ze zdziwienia.
- Oddaj pistolet - syknął czyjś głos. Harry spojrzał do góry i zobaczył Manny'ego, stojącego tuż za Colbym, z różdżką przystawioną do jego gardła. - Wiem, że widziałeś, co ta rzecz potrafi. Twoja broń nie jest tu żadnym wyzwaniem. - Harry pomyślał, że to nie do końca prawda, ale zauważył, iż mężczyzna nie miał zamiaru uznać słów Manny'ego za blef. Colby rozluźnił palce, a wtedy pistolet został gwałtownie wyszarpnięty z jego dłoni. Wbił w Manny'ego zaszokowany i przerażony wzrok. - Harry, wstań - dodał Manny. - Wychodzimy.
Potter zamrugał z zaskoczenia.
- Nie rób tego - powiedział Colby, gorączkowo rzucając spojrzenia od jednego z nich do drugiego. - Pracujemy dla tych samych ludzi, a on chce jedyne sam oddać cię w ich ręce.
Manny wydał z siebie dźwięk przypominający pełen obrzydzenia śmiech.
- To kłamstwo, Harry.
Potter wstał, wyciągnął rękę i różdżka poleciała wprost do jego dłoni. Przez chwilę studiował twarze obu mężczyzn. W tej chwili nie miał żadnego szczególnego powodu, aby wierzyć któremukolwiek z nich.
- Harry, w zamian możemy jechać do siedziby CIA - powiedział Colby. - Jeśli ruszymy teraz, mamy jeszcze czas. - Gapił się na Harry'ego dziko, wyraźnie spanikowany. - On ma zamiar oddać cię śmierciożercom.
- Tak, jak ty planowałeś? - parsknął Potter. - Kim jest teraz osoba oferująca najwyższą cenę?
Manny rzucił mu rozdrażnione spojrzenie.
- Nie mamy czasu na gadanie - powiedział.
Harry wziął głęboki oddech i zacisnął palce na różdżce. Jednym zaklęciem mógłby unieruchomić każdego z nich. Albo obu na raz, tak na dobrą sprawę, ale to w niczym nie pomogłoby mu w znalezieniu Draco. Teraz wiedział już, że Colby'emu ufać nie może, nie miał też pojęcia, czego się spodziewać po drugim z mężczyzn. „Wybierz zło, które znasz", powtarzała zawsze ciotka Petunia.
Prawie nieświadomie dotknął bransoletki na swoim nadgarstku i nagle go oświeciło: Draco ufał Manny'emu, a Colby'emu nie. A on sam ufał Draco, bez cienia wątpliwości.
Wycelował różdżkę i powiedział:
- Petrificus Totalus.
Colby miał ułamek sekundy, aby rzucić mu zaszokowane spojrzenie, po czym zesztywniał i upadł na podłogę.
Manny uniósł brew.
- Prymitywne, ale skuteczne.
- Powinniśmy go związać czy cokolwiek? - zapytał Harry.
- Nie mamy czasu - powiedział Manny i podszedł bliżej, wyciągając do Harry'ego rękę. - Muszę cię jak najszybciej translokować.
Harry zawahał się.
- Co?
Manny potrząsnął głową.
- Czy jak tam Brytyjczycy to nazywają... aportować.
Mężczyzna zaczynał wyglądać na nerwowego, więc Harry skinął głową, podniósł plecak i zrobił krok do przodu. Manny objął go mocno, a potem wszystko wokół zawirowało.
Po chwili stał już w pokoju bez okien, słabo oświetlonym przez pojedynczą żarówkę. Manny puścił go i podszedł do drzwi. Odwrócił się, kiedy je otworzył.
- Chodźmy , panie Potter.
Harry wziął głęboki oddech i ruszył za nim.

Komentujcie 🌟🌟🌟

ZAGUBIONE SERCE / DrarryOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz