10

9.8K 449 122
                                    

Minął równy tydzień od zajścia w tamtej uliczce. Byłam przerażona myślą, że Zayn tam był i groził tamtemu mężczyźnie. Równocześnie byłam mu niezmiernie wdzięczna, że mnie nie zdradził przed swoimi towarzyszami. Prawdopodobnie już bym nie żyła.

Do rozpoczęcia pracy zostało mi jakieś dziesięć minut. Siedziałam za ladą, ze smętną miną i czekałam na przyjście Jonathana. Przyszłam szybciej, bo nie miałam ochoty siedzieć samotnie w domu. Przeglądałam właśnie facebooka, kiedy dostałam wiadomość.

Od: M?¿?
Zgadnij kto wrócił.

Ze zdenerwowania przygryzłam mocno wargę.

Do: M?¿?
Daj mi spokój.

Odłożyłam telefon, bo przez drzwi wszedł mój kolega z pracy. Przywitał mnie szerokim uśmiechem i poszedł po fartuch. Dogadaliśmy się, że to ja dzisiaj miałam stać za kasą, a on będzie roznosił zamówienia. Klienci zaczęli przychodzić. Nie było ich dużo, tak jak przez ostatnie dni. Ich ilość malała, choć nie wiedziałam czemu. Praca mimo wszystko była przyjemna i zarabiałam dobrze, jak na taką pracę.

Mijały godziny, a przez drzwi wchodziło coraz więcej ludzi. Tak, jakby zbierali się masowo w jednym miejscu. Byli to głównie sami mężczyźni, wyglądający cholernie groźnie. Zauważyłam, że to właśnie tacy klienci pojawiali się tu najczęściej. Możecie wyobrazić sobie moje zdziwienie, kiedy około godziny dwudziestej pierwszej przez drzwi wszedł Ashton, a tuż za nim Zayn i inni mężczyźni. Blondyn pewnym siebie krokiem, z uśmiechem na ustach ruszył w moją stronę. Ledwo co oparł ręce na ladzie, w lokalu zgasło światło. Skrzywiłam się, patrząc przez szklane drzwi. Sąsiednie budynki miały prąd. Jonathan pojawił się obok mnie.

- Pójdę sprawdzić bezpieczniki, nie panikuj - jego głos był opanowany, więc musiałam po prostu się uspokoić.

- Ronnie, chyba się nie boisz? - usłyszałam przed sobą głos Ashtona. - Twój ukochany Ashton Cię ochroni.

Po omacku sięgnął do mojego policzka i potarł go lekko. Dobra, to było miłe.

- Irwin, nie dotykaj jej.

Zmrużyłam oczy, próbując dopasować do kogoś ten głos. Dawno go nie słyszałam, dlatego miałam mały problem z rozpoznaniem właściciela. Przygryzłam wargę, uświadamiając sobie, że to głos Zayna. Dziwnie czułam się z faktem tego, jak na mnie działał.

- Irwin? - zmarszczyłam się.

- Moje nazwisko - wyjaśnił blondyn.

Światło rozbłysnęło w lokalu, a Jonathan wyszedł z zaplecza. Miałam przed sobą czterech mężczyzn. Tylko dwójkę z nich znałam. Za Zaynem i Ashtonem stali bardzo przystojni mężczyźni w mniej więcej wieku Malika i Irwina. Jeden z nich miał lekki zarost i piękne, piwne tęczówki. Był wysoki i był szatynem. Miał na sobie skórzaną kurtkę i skanował mnie czujnie wzrokiem.

 Miał na sobie skórzaną kurtkę i skanował mnie czujnie wzrokiem

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.

Drugi miał kolorowe włosy. Dokładniej mówiąc - czerwone, może bardziej bordowe. Jego oczy były zielono szare, choć mogłam doszukać się w nich też brązowych plamek. Jako jedyny miał kolczyk w łuku brwiowym i w uszach. Miał na sobie czarą bluzę i wyglądał dobrze, tak jak jego towarzysze.

- To jest Liam - Ashton wskazał na pierwszego

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.

- To jest Liam - Ashton wskazał na pierwszego. - Michael - skinął na drugiego.

Posłali mi nikłe uśmiechy, które zniknęły tak szybko z ich twarzy, jak szybko przyszły. Nie muszą być takimi gburami, do cholery.

- Co podać? - otrząsnęłam się z podziwu na widok tak przystojnych kolesi. Jestem tylko kobietą, nic nie mogłam poradzić na to, że pociągali mnie fizycznie.

- Całą butelkę tequili i kieliszki. Potem coś domówimy - Irwin puścił mi oczko i wraz ze swoją bandą odszedł do jednego ze stolików.

No może nie całą bandą. Został Malik. W bardzo pociągający sposób oblizał dolną wargę, nie spuszczając ze mnie wzroku. Poczułam dziwny niepokój.

- Stęskniłaś się? - podparł się łokciami o blat.

Rozbawiona uniosłam brew i pochyliłam się lekko do przodu.

- Nie jesteś dla mnie kimś ważnym, żebym za tobą tęskniła, Zayn.

Skrzywił się. Zacisnął usta w cienką linię i przechylił głowę w bok. Nadal mierzył mnie tym samym wzrokiem.

- Wiesz, że gdybym nie ja - zaczął cichym, opanowanym głosem - to zginęłabyś w tamtej uliczce?

- Czyli to byłeś ty...

- Wahałaś się? - zmarszczył brwi.

- Miałam chyba nadzieję, że to ktoś inny.

- Wszystko w porządku? - Jonathan pojawił się obok nas. - Do kogo i co podać?

- Butelkę tequili do tamtego stolika - skinęłam na grupkę Ashtona. - I kieliszki, cztery z tego co udało mi się wywnioskować.

- Tyle?

Skinęłam głową, a on spojrzał jeszcze ukradkiem na Malika. Wydaje mi się, że się go bał. Nie dziwię mu się, ja też zaczynałam się go obawiać. Kiedy Jonathan zniknął nam z pola widzenia, Zayn musnął dłonią moją dłoń. Przeszły mnie ciarki.

- Nic Ci się nie stanie, tylko nie chodź tam gdzie nie powinno Cię być.

Odwrócił się i odszedł w stronę stolika, a ja nie wiedziałam jak się zachować.

******

I Protect You || Z.MOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz