25

1.9K 105 6
                                    

Strata drugiego człowieka wydaje się najgorszym przeżyciem. I tak też, w przypadku straty tak cennego człowieka, przyjaciela, członka rodziny, którym był Louis Tomlinson, było. Otaczała nas z każdej strony napięta, pełna goryczy i żalu atmosfera. Nienawiść wzrastała w każdej sekundzie. Poczucie bezsilności towarzyszyło nam wszystkim na każdym kroku.  Godziny ciągnęły się w nieskończoność. Miałam wrażenie, że wszystko stanęło w miejscu. 

Pogrzeb Louisa był najsmutniejszym  dniem w całym moim dotychczasowym życiu. Pożegnanie się z przyjacielem, który mógł mieć przed sobą całe życie było cholernie ciężkie. Świadomość, że to przeze mnie - niszczyła mnie od środka. To powinnam być ja, nie on. Uroczystość pogrzebowa odbywała się w pięknej katedrze. Louis miał tylko rodzeństwo i dziadka, którzy mocno przeżyli jego śmierć. Młodsze siostry zostały bez oparcia i swojego autorytetu.  Łamało mi to serce. Na ceremonii nikt nie szczędził sobie łez. Najtwardszy był jednak Ashton, co zdziwiło mnie najbardziej, ale rozumiałam, że przemawiała przez niego żądza zemsty. Nasz płacz nie mógł przywrócić Louisa do życia. Niestety. Starałam się być jak największym oparciem dla chłopaków, którzy znali go całe życie. Przecież nikt nie spodziewał się takiego zwrotu akcji. 

Ale mieliśmy plan. 

Każdy z nas chciał pomścić imię naszego przyjaciela. Okres od opuszczenia szpitala tamtego feralnego dnia aż do pogrzebu spędziliśmy ciężko pracując. Co prawda, było to zaledwie pięć dni, ale to w zupełności wystarczyło. Trenowałam wraz z Lukiem, Zaynem i Calumem. Przypominałam sobie wszystko to, czego nauczyłam się w ramach samoobrony. Luke z kolei uczył się wszystkiego od podstaw, ale na całe szczęście pojął wszystko w ekspresowym tempie. Czy byliśmy przygotowani w pełni? Oczywiście, że nie.  Aczkolwiek to nie powstrzymywało nas przed ruszeniem do przodu. 

Tą wojnę musieliśmy wygrać. 

Przed snem zadawałam sobie istotne pytanie. Czy miałabym jakiekolwiek wątpliwości, gdyby przyszło mi zranić Alissę, dziewczynę, która spędziła ze mną większość życia? Odpowiedź nasuwała mi się sama przez buzującą we mnie nienawiść. Nie, nie miałabym. Wyrządziła każdemu zbyt wiele krzywd, a karma to suka. Nawet gdybym to ja, w tym przypadku, miałabym być tą karmą. Cale moje ciało pragnęło zemsty. Śniłam o tym, myślałam w każdym momencie, żyłam tym. 

- Kochanie? - Zayn objął mnie troskliwie ramionami, kiedy paliłam papierosa na balkonie w domu Harry'ego. 

To tam przebywaliśmy razem od kilku dni, i to tam przygotowywaliśmy się do stanięcia twarzą w twarz z Alissą i ludźmi, z którymi pracowała. 

- Tak? - odwróciłam się w jego stronę, powoli wypuszczając dym z ust. 

Zayn był blady, po jego twarzy było widać jak bardzo jest zmęczony i wycieńczony tym wszystkim, a mimo to był tu ze mną i przez cały czas był najlepszą wersją siebie. Podziwiałam go za siłę, jaką się wykazywał. Był wsparciem dla przyjaciół nawet jeśli nie umiał być nim dla samego siebie. Od tego jednak miał mnie. Mężczyzna złożył krótki pocałunek na czubku mojej głowy.

- Przepraszam, że musisz brać w tym udział.

Zmrużyłam oczy.

- To ty musisz brać w tym udział przeze mnie, Zayn. Jesteśmy rodziną i wszyscy pójdziemy za sobą w ogień.

Posłał mi smutny uśmiech i spojrzał w gwieździste niebo. 

- Myślisz, że jest w lepszym miejscu? - mruknął cicho, wtulając się we mnie mocniej. 

Skinęłam głową. Wierzyłam w życie pozagrobowe, wierzyłam z całych sił, że Louis trafił do raju, w którym kiedyś wszyscy się spotkamy. Wolałam wierzyć w to, niż żyć z poczuciem tego, że kiedy umrę, wszystko przepadnie. 

- Gdziekolwiek jest, będzie nad nami czuwał.

***

Doskonale zdawaliśmy sobie sprawę z tego, że nie będziemy niespodziewanymi gośćmi. Wrogowie oczekiwali na nas i niecierpliwili się. Ludzie Zayna, których nie znałam, ponieważ nie byli zbyt istotni w jego życiu, zajmowali się wyszukiwaniem wszystkich niezbędnych informacji. Malik miał pod sobą najlepszych informatyków, hakerów i innych mądrych ludzi, którzy dla niego pracowali.  Udało im się odnaleźć dane osobowe ludzi powiązanych z Alissą i jej psychicznym bratem, który, jak podejrzewałam, stał za wszystkim wraz z siostrą. Wszystkich tych ludzi łączyło coś dziwnego. Gdyby na mapie zaznaczono ich domy kropkami, a później je połączono, uzyskano by idealne odtworzenie konturu pistoletu. Wydawało mi się to wręcz zabawne, ale to właśnie to doprowadziło nas do odkrycia ich bazy spotkań, która znajdowała się w samym centrum lasu, piętnaście kilometrów od narysowanego na mapie wylotu pistoletu. Miało to prawdopodobnie symbolizować pocisk. Po sprawdzeniu tej trasy okazało się, że wszystkie ich budynki znajdują się na strzeżonym osiedlu.  Przedostanie się tam było więc nie lada wyzwaniem.  Jednemu z hakerów udało się założyć podsłuch na telefonie Alissy. Nie miałam pojęcia, jak to możliwe, ale ważne, że byliśmy o dwa kroki przed nimi. Wiedzieliśmy dzięki temu, że spotkanie tej grupy odbędzie się za dwa dni o godzinie dwudziestej trzeciej czterdzieści pięć w ich bazie. 

Nasz plan polegał na tym, żeby zniszczyć wszystko, co mieli i zniszczenie ich samych, nieważne jakim kosztem. Mieliśmy też przewagę liczebną. Informatycy skrupulatnie szukali informacji o wszystkich członkach. Musieliśmy jak najszybciej znaleźć ich słabości. 

Leżałam w objęciach Luke'a na kanapie, po ciężkim dniu i połowie nocy treningów i przygotowań. Adrenalina buzowała we mnie na tyle, że nie byłam senna. Cholernie się bałam. Przerażała mnie wija straty kolejnej ważnej osoby. Przecież idąc na wojnę, żołnierze muszą liczyć się ze śmiercią i ogromnymi stratami. Bałam się o każdego z nich. 

- Kto by pomyślał... - zaczął Luke, bawiąc się moimi włosami. - Czuję się jak w jakimś filmie. 

Zayn i reszta towarzystwa poszli zapalić. Dlatego też dom świecił właśnie pustkami. 

- Luke, wiesz, że nie musisz brać w tym udziału. Nie chcę, żeby coś ci się stało...

Zmarszczył brwi i prychnął pośmiewczo.

- Myślisz, że zostawiłbym cię z tym wszystkim samą? Tak nisko mnie cenisz, Ronnie?

- Nie o to chodzi, po prostu...

- Veronico, posłuchaj - przerwał mi poważnym głosem. - W całym moim życiu nie miałem drugiej takiej osoby jak ty. Jesteś moją pierwszą  przyjaciółką, moją pierwszą miłością, pierwszą kobietą, która naprawdę o mnie zadbała. Z miłości do ciebie, co prawda, wyrosłem, ale jesteś dla mnie bliższa niż siostra, czy matka. Jesteś po prostu ogromną częścią mnie i nie mógłbym, ba, nawet bym nie chciał zostawiać cię z tym wszystkim samej. Oboje straciliśmy już tak cholernie dużo, ale wciąż mamy siebie. I będziemy mieć siebie do pieprzonego końca świata. Wskoczę za tobą w ogień, bo wiem, że ty zrobisz to dla mnie. Nie ma mnie bez ciebie i nie ma ciebie beze mnie. Jesteś moją ostoją w życiu, która mnie akceptuje i kocha bezinteresownie. 

- Luke... - próbowałam coś powiedzieć, czując gulę w gardle.

- Jeśli mamy zginąć, Ronnie, to tylko za siebie nawzajem.

_____________________________

Dużymi krokami zmierzamy ku końcowi tej historii. Następny rozdział już jutro. 
Trzymajcie się, życzę Wam dużo zdrowia w tym nowym roku i oby wszystko szło po waszej myśli
.

Kocham Was.

I Protect You || Z.MOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz