17

3.5K 169 24
                                    

Praca wbrew pozorom była bardzo przyjemna. Byłam zdziwiona kulturą zachowaną wśród większości klientów. Na początku czułam się skrępowana swoim wizerunkiem, ale szybko przywykłam i ostatecznie uznałam, że wcale nie było tak źle. Dylan co jakiś czas przychodził sprawdzić czy wszystko w porządku. W wolnych chwilach, których nie było zbyt dużo, rozmawiałam na luźne tematy z Monicą. Dowiedziałam się, że pracowała tam też stosunkowo krótko, bo dopiero od miesiąca. Była niską brunetką o azjatyckiej urodzie. Krótko mówiąc przyciągała spojrzenia.

- Cholera, szef się pojawił - wymamrotała dziewczyna zmarnowanym głosem. - Muszę iść go obsłużyć. 

- Jest aż taki straszny? - zmarszczyłam brwi. - Jeśli chcesz, to mogę iść zamiast ciebie...

- Chciałabym żeby tak się stało - parsknęła. - Niestety ten człowiek jest tak pojebany, że wyznaczył sobie mnie jako jedyną osobistą kelnerkę na dzisiejszy wieczór. Dylan powiedział, że nie chce cię jeszcze osobiście poznać, bo "przyjdzie na to odpowiedni czas". 

Wydało mi się to dziwne i niepokojące zarazem. Postanowiłam jednak zbyt dużo się nad tym nie zastanawiać. Została mi zaledwie godzina pracy. Ludzie powoli wychodzili, wyprowadzając swoich pijanych znajomych. Klub pustoszał, więc miałam więcej luzu. 

- Veronico - poczułam czyjąś dłoń zaciskającą się na moim ramieniu, kiedy wycierałam puste stoliki. - Możemy porozmawiać? Proszę

Wzdrygnęłam się, wiedząc do kogo należy ten głos. Nie byłam pewna czy to dobry pomysł, żeby się odwracać do mojego rozmówcy. Wystarczyło kilka prostych słów, które wyszły z jego ust, a już czułam jak mocno bije moje serce. Nie widziałam go już na tyle długo, że zapomniałam, jak to jest przebywać w jego towarzystwie.  Trwałam w bezruchu, ponieważ doskonale zdawałam sobie sprawę z tego, że jego obecność nadal działa na mnie tak samo. Zapierająca dech w piersiach obecność... Pozbierałam resztki swojej godności i odwróciłam się z kamiennym wyrazem twarzy. Stał przede mną nieziemsko przystojny mężczyzna. Miał na sobie garnitur, który leżał na nim wręcz idealnie. Poluzowany krawat i rozpięte górne guziki koszuli dodawały mu jedynie seksapilu. Gładko ogolona twarz odejmowała mu wieku, a ułożone włosy sprawiały, że wyglądał jednak dużo poważniej. Był jedną wielką sprzecznością. Wpatrywał się we mnie intensywnie, tak jak ja w niego.  Różnica polegała jedynie na tym, że ja lustrowałam go całego, a on wpatrywał się tylko w moje oczy. Miałam jednak nadzieję, że nie znajdzie w nich nic, oprócz pustki i obojętności.

- Zayn. 

Tylko tyle udało mi się wydusić niskim głosem. Serce waliło mi jak oszalałe, a mimo to stałam tam przed nim, udając obojętną. Nie wiedziałam, czy chcę oszukać go czy samą siebie. Nie chciałam reagować na niego w ten sam sposób jak zawsze. Powinnam czuć do niego obrzydzenie, odrazę, niesmak, uprzedzenie, a nawet nienawiść. Tymczasem nienawidziłam aktualnie tylko siebie za to, że wciąż go kochałam.

- Muszę wrócić do pracy - wymamrotałam i szybko ruszyłam na zaplecze, zostawiając go samego. 

Gdybym została tam kilka sekund dłużej... Prawdopodobnie rzuciłabym się na niego, całując go i wybaczając mu wszystko. Byłam zbyt słaba na spotkanie z nim. Dlaczego był w tym klubie? Dlaczego nie było z nim reszty jego przyjaciół? Czego ode mnie chciał? Jak mnie znalazł? 
Pozostały mi jedynie pytania bez odpowiedzi. 

- Szef kazał przekazać, że na dziś skończyłaś i możesz wracać do domu. Jutro przyjedź wcześniej i otrzymasz umowę o pracę - z zamyślenia wyrwała mnie Monica. - Szczęściara.

- To będę się już zbierać - mruknęłam, będąc myślami nadal przy Maliku. - Do zobaczenia. 

- Do jutra - posłała mi uśmiech i zniknęła za drzwiami. 

Przebrałam się szybko w swoje ubrania, zgarnęłam swoje rzeczy i wyszłam tylnymi drzwiami, kierując się prosto do auta. Chciałam znaleźć się jak najszybciej w domu. Zbyt wiele emocji targało mną od wewnątrz. Nienawidziłam poczucia bezsilności i ciągłej tęsknoty, którą starałam się wyciszać każdego dnia. 

Jedyne do czego doszłam w całym tym nieszczęściu była smutna prawda. Prawda o tym, że ludzie dostają nadmiar szczęścia i pięknych chwil tylko po to, żeby wszystko utracić w jednym momencie i zostać skazanym na niekończące się cierpienie. Właśnie na tym miało polegać całe życie.

- Nienawidzę go, Luke - mówię, po czym opadam bezradnie na kanapę obok blondyna. 

Drogę do domu przepłakałam. Na stacji zakupiłam papierosy. Nie paliłam od wielu lat i nienawidziłam tego, a jednak wypaliłam połowę paczki w kilkanaście minut. Kręciło mi się od nich w głowie, ale czułam się trochę spokojniej. Dziwne, że nikotyna potrafi działać w tak uśmierzający ból sposób. Przeklinałam pod nosem, chodząc w tę i z powrotem, zanim zdecydowałam się w ogóle wejść do domu. 

- Mówisz tak tylko dlatego, że go kochasz. Cierpisz, a nie nienawidzisz, Ronnie. 

Nie chciałam cierpieć. Wiedziałam, że nie ma lekarstwa na wspomnienia. Jego twarz była jak ta irytująca melodia, która za nic w świecie nie chciała opuścić mojej głowy. Wmawiałam sobie, że wszystko jest w porządku, ale chciałabym być martwa. Może chociaż wtedy nie zadręczałabym się tą tragiczną miłością. 

- Jakim cudem pozostajesz wciąż taka silna? - Luke zamknął mnie w ramionach, głaszcząc mnie po włosach. 

- Wydaje mi się, że jeśli zaznasz prawdziwej miłości, nawet jeśli jest jednostronna, będziesz kochać na zawsze. I właśnie to czyni cię tak silnym. Może i jestem teraz zraniona, skrzywdzona i nie chcę już dłużej być na tym świecie. Ale gdzieś w głębi mojego serca nadal są iskierki tej miłości, które dają mi nadzieję.

- Nadzieję na co?

- Na to, że w końcu wyjdzie słońce.

________________________________

I Protect You || Z.MOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz