22

2.4K 128 10
                                    

Od przerwy świątecznej spodziewajcie się dużej ilości rozdziałów, jeśli dobrze pójdzie, po świętach pojawi się maraton. ;) Dziękuję za Waszą cierpliwość i wyrozumiałość. Miłego czytania!
________________________________________

Po godzinach obrad, Louis w końcu stwierdził, że jedynym wyjściem z całej tej sytuacji była wojna. Każdy z nas zdawał sobie sprawę z tego, że Alissa nie działała sama, bo miała ludzi nad lub pod sobą. Najgorsze w tym wszystkim było zgrywanie pozorów. Ja, Luke, i co najgorsze Ashton musieliśmy przez jakiś czas zachowywać się całkowicie normalnie. Nie wyobrażałam sobie tego. Miałam rozmawiać z nią jakby nic się nie stało? Jakbym nie miała świadomości tego, że niszczy nam wszystkim życie? Wydawało mi się to niemożliwe, ale dla dobra naszych bliskich musieliśmy przez to przejść. Irwin siedział cicho przez resztę spotkania nerwowo bawiąc się rąbkiem swojej bluzy. Czułam jego ból.

Pieprzona Alissa.

- Wracasz ze mną do domu? - Luke zapytał mnie, kiedy wyszliśmy na papierosa. 

Skinęłam twierdząco głową. Co innego miałam zrobić? Zostać i przeprowadzić z nim rozmowę, która nie miała teraz sensu? Nie potrafiłam przecież poukładać wszystkiego w głowie tak szybko. Miałam też wrócić do normalności na jakiś czas, a gdyby Alissa jakimś cudem dowiedziała się, że byłam u Zayna... Wszystko by przepadło. Każdy z nas był w tamtym momencie narażony.

- Nie chcesz zostać z Zaynem i z nim porozmawiać? 

- Póki co, mam zbyt duży mętlik w głowie - westchnęłam, wypuszczając powoli dym. W mojej głowie lekko zawirowało z powodu dużej ilości tytoniu.  - Myślę, że spotkam się z nim jutro przed pracą. Lub w pracy. Sama nie wiem. Jestem wykończona i musimy być ostrożni. 

Hemmings objął mnie ramieniem, pozwalając mi tym samym wtulić się w jego klatkę piersiową. Poczułam się mimo wszystko trochę lepiej. Miałam go po swojej stronie. Był moją ostoją. Osobą, która nigdy mnie nie zawiodła i nigdy nie zostawiła samej. Wspierał mnie w trudnych chwilach, świętował ze mną sukcesy, przeżywał ze mną wszystkie ważne chwile. Moja miłość do niego była niewyobrażalnie silna i trwała.

Gdyby nie on, nie przetrwałabym w tym świecie pełnym nienawiści i zła.

Pożegnaliśmy się z wszystkimi i ruszyliśmy do wyjścia. Przy drzwiach zatrzymał mnie Zayn, chwytając mnie za dłoń. 

- Możemy zamienić słówko na osobności? - spojrzał wymownie na  Luke'a, który bez słowa opuścił mieszkanie. - Ronnie...

Spojrzałam na jego zaszklone, czerwone oczy. Był cholernie złamany, a ten fakt bolał jeszcze bardziej. Cierpiał tyle czasu, był z tym wszystkim sam, musiał zostawić i okłamywać ludzi, których kochał. Wiele razy powtarzał mi, że ludzie, na których mu zależało zawsze odchodzili. Wiedziałam, jak bardzo przeżywał wewnętrznie każdą stratę. Nigdy nie pomyślałabym jednak, że z powodu mojej przyjaciółki to on będzie musiał odizolować się od najbliższych. Czułam się winna temu, że wprowadziłam ją w jego życie.

- Kocham Cię - powiedział cicho, nadal trzymając moją dłoń. Przeszły mnie dreszcze. - Zawsze Cię kochałem, kocham i będę kochał. Przepraszam, że musiałem Cię zranić. Przepraszam, że nie zdołałem Cię ochronić...

Jego dłonie drżały, a głos się łamał. Skinęłam lekko głową, nie bardzo wiedząc, co odpowiedniego mogę powiedzieć. Bo przecież nie było słów, które w tej sytuacji byłyby na miejscu. Pozostało mi tylko wtulić się w mężczyznę, którego tak cholernie mi brakowało. Miłość zawsze była silniejsza niż nienawiść. Zayn pocałował mnie w czoło i odsunął lekko od siebie.

- Proszę, uważaj na siebie. Postaram się z tobą skontaktować w najbliższym czasie. Pamiętaj, że mój dom to nasz dom i możesz tu przyjść w każdej chwili, skarbie.

Przekroczyłam drzwi i w ostatnim momencie odwróciłam się na pięcie, żeby patrząc mu w oczy wyszeptać:

- Kocham Cię, Zayn.

Moje serce zabiło mocniej, kiedy na jego twarzy pojawił się delikatny uśmiech, a w oczach nadzieja. Nadzieja na szczęście. Głęboko w sercu wierzyłam, że ono nadejdzie.

***
Kolejne dni były przepełnione ciągłym strachem, poczuciem zagubienia i niezrozumieniem. Wraz z Lukiem próbowaliśmy wymyślić teorię, która odpowiedziałaby na nasze wszystkie pytania, aczkolwiek żadnej rozsądnej nie umieliśmy znaleźć. W naszych głowach powielało się pytanie: "dlaczego?". Niestety, wciąż zostawaliśmy bez odpowiedzi.

Przerażał mnie fakt, że żyliśmy w tak zakłamanym świecie, gdzie każdy mógł w każdej chwili okazać się dwulicowym skurwielem. Inaczej nie mogłam tego nazwać. Próbowałam uporządkować sobie pewne fakty w głowie i ułożyć z nich całość. Ale wciąż brakowało mi wielu elementów tej układanki. Moja intuicja podpowiadała mi, że sprawa jest o wiele bardziej zagmatwana niż myśleliśmy. Czułam jej silne powiązanie z Mattem, bratem Alissy, a moim chorym psychicznie byłym. Przypomniałam sobie o zdradzie Violet i jej nagłym powrocie do życia Ashtona i chłopaków. Czy to było częścią jej wielkiego planu? Analizowałam każde jej słowo. Problem polegał na tym, że nie wiedziałam, które było prawdą, a które zwykłym kłamstwem. Jej zdolności manipulacyjne były, jak widać, na bardzo wysokim poziomie.

- Romeo przyszedł - Luke pojawił się w drzwiach mojego pokoju. Widać było, że mężczyzna nie sypiał zbyt dobrze. Cienie pod oczami były widoczne bardziej niż zazwyczaj. Jego piękne, zawsze lśniące, włosy stały się teraz matowe, a cera lekko się pogorszyła. Och, skutki stresu zawsze są widoczne. - Mam go wpuścić, czy udawać, że nie ma nas w domu?

- Nie wiem, Luke - mruknęłam. Nie byłam teraz w dobrym miejscu w swoim życiu i nie miałam siły wyjaśniać z blondynem kwestii jego napadu zazdrości w klubie. 

- To siedź cicho, może w końcu sobie pójdzie - przewrócił nonszalancko oczami i wpakował się do mojego łóżka, okrywając się szczelnie kołdrą. 

Zarzucił na mnie swoją nogę i rękę, a głowę położył w zagłębieniu mojej szyi.

- Dobranoc, skarbeńku - zacmokał. Wiedział, że tego nienawidzę. 

- Chyba sobie żartujesz - prychnęłam i próbowałam go zrzucić, ale nadaremno. - Luke bierz swój tłusty tyłek i się przesuń - zagroziłam, na co chłopak tylko się zaśmiał i objął ciaśniej ramionami.

- Rozkoszuj się moją obecnością, Ronnie - ziewnął i to by było na tyle. 

Zasnął po kilkunastu minutach, zostawiając mnie samą w realnym świecie. Musiałam przyznać, że drętwiała mi ręka, ale Luke spał tak spokojnie, że musiałabym być potworem, żeby go budzić tylko po to, żeby ze mnie zlazł.  Sama w końcu wyczerpana całym zamieszaniem w życiu wtuliłam się w mojego najlepszego przyjaciela i zasnęłam z poczuciem bezpieczeństwa. 

Byłam pewna  jednego. Luke był gotowy zrobić dla mnie wszystko. A ja byłam gotowa zrobić wszystko dla niego. 

_______________________________

Kocham Was. 

I Protect You || Z.MOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz