50

6K 240 38
                                    

Obudziłam się z okropnym bólem głowy i ręki. Znajdowałam się w szpitalu. Próbowałam przypomnieć sobie, dlaczego tam byłam, ale ucisk skroni kompletnie mi to uniemożliwiał. Na krześle obok mojego łóżka drzemała Alissa, co zupełnie wybiło mnie z równowagi. Co ona tam, do cholery, robiła? Przecież byłam z Calumem i Zaynem...
Z racji, że trzymała mnie za rękę, ścisnęłam ją, a ta podskoczyła przestraszona.

- Ronnie - niemal się na mnie rzuciła, przytulając do siebie. - Tak mi przykro... - w jej oczach pojawiły się łzy.

Zmrużyłam na nią oczy. O czym ona mówiła? Chciałam zapytać, ale suchość w gardle skutecznie mi to uniemożliwiła. Dziewczyna słysząc moje kaszlenie podała mi szklankę wody. Upiłam parę łyków i poczułam ulgę.

- Co się stało? Gdzie jest Zayn i Calum?

Blondynka przygryzła nerwowo wargę. Jej wzrok skierował się na moją owiniętą bandażem rękę, po czym odchrząknęła.

- Do którego momentu pamiętasz? - zapytała, wypowiadając słowa bardzo powoli, jakby bała się powiedzieć za dużo.

Nastała długa cisza. Próbowałam odszukać w głowie cokolwiek, co naprowadziłoby mnie na jakikolwiek trop. Niestety, moje wspomnienia były jakby za mgłą. Zamknęłam oczy, analizując wszystko, co byłam w stanie, aż w końcu mnie olśniło.

- Zostałam porwana - wymamrotałam. - I postrzelona przez... Zayna?

Alissa skinęła głową.

- Gdzie on jest? - spięłam się.

Chciałam od niego wyjaśnień, chciałam zobaczyć czy wszystko z nim w porządku. Nie miałam pojęcia, co działo się po postrzale. Poczułam jak moje bicie serca znacznie przyspiesza. W pomieszczeniu rozległ się pisk maszyny, do której byłam podłączona, a do środka wbiegł mężczyzna w fartuchu. Lekarz, jak śmiem przypuszczać.

- Pani Malik, co się dzieje? - zapytał, podając mi jakąś tabletkę. Jego akcent był njetypowy. Ani nie amerykański, ani nie europejski.

- Malik? - odkaszlnęłam nerwowo. - Na nazwisko mam Young.

Doktor spojrzał na mnie jak na idiotkę i zwrócił się do mojej przyjaciółki.

- Pacjentka wymaga badania prześwietlenia głowy. Proszę z nią porozmawiać i wyjaśnić parę spraw.

I wyszedł, jak gdyby nigdy nic. Opieka medyczna na najwyższym poziomie. Spojrzałam na przyjaciółkę z furią w oczach. Potrzebowałam wyjaśnień.

- Słuchaj... - zaczęła niepewnie. - Leżysz tutaj od czterdziestu dwóch godzin i przez tyle też byłaś nieprzytomna. Przewieźli cię do Australii, na życzenie Zayna...

Spojrzałam na nią przerażona. To dlatego lekarz miał inny akcent, wszystko jasne. Zastanawiało mnie tylko dlaczego? Po co to wszystko?
Nie musiałam jednak pytać, bo blondynka sama wszystko wyjaśniła.

- Zayn i ty jesteście poszukiwani. Przez ten cały dziwny gang, który was przetrzymywał. Musiał fałszywie zmienić ci nazwisko, żeby szpital, który jest jego, objął cię ochroną w razie konieczności. Nadal masz na nazwisko Young, tylko w Australii jesteś znana jako Veronica Malik.

Odetchnęłam z ulgą. Przynajmniej nie przespałam własnego ślubu, zawsze jakiś plus w tym całym gównie.

- Zayn... - zaczerpnęła sporo powietrza. - Zayn jest...

Nie dokończyła zdania, bo drzwi otworzyły się i wszedł przez nie wspomniany chwilę wcześniej mężczyzna.

- Przy Tobie - dokończył i powoli podszedł w moją stronę.

Wzdrygnęłam się, kiedy pocałował mnie w policzek. Kurwa, przecież mnie postrzelił, jak może zachowywać się jakby nic się nie stało?

- Alisso, zostawisz nas na chwilę? - jego głos był ostry, co bardzo mi się nie spodobało.

- Nie zwracaj się do niej takim tonem - burknęłam.

- Przepraszam - westchnął łagodniej.

Dziewczyna skinęła głową i opuściła pomieszczenie, w którym zapadła grobowa cisza. Patrzyliśmy się na siebie bez słowa. Dostrzegłam kilka zadrapań i siniaków na jego twarzy, ale nic poza tym. Wciąż wyglądał zniewalająco.
Miał na sobie czarną zwykłą bluzę i jeansy, a na stopach jakiś nieznany mi dotąd model Nike. Normalnie stwierdziłabym, że prezentuje się jak zwykły facet, ale zwykli faceci nie strzelają do swoich kobiet.

- Przepraszam - zaczął, widocznie skruszony. - To było jedyne wyjście...

- Mogłeś od razu zastrzelić ją, a ty odegrałeś jakiś teatrzyk i wymierzyłeś broń we mnie - warknęłam. - To nazywasz chronieniem mnie? Szukają nas do cholery jacyś bandyci, a ty przychodzisz i całujesz mnie jakby wszystko było w porządku!

Byłam zdenerwowana, obolała, zraniona i zazdrosna. Pierdolona Amber, która zwracała się do niego jak do swojego faceta. Kim ona do cholery była i co się z nią stało?

- Veronico, uspokój się proszę. Przecież zabiłem ją. Musiałem się upewnić, że tobie nic się nie stanie.

- Hipokryzja... To ty mnie postrzeliłeś - parsknęłam.

- Tylko dlatego, że ta żmija, zanim powaliłaś ją na ziemię, wcisnęła alarm na swoim zegarku, który miał zwołać całą jej rodzinkę po to, żeby strzelić ci kulkę prosto w łeb - kucnął przy moim łóżku. - Postrzeliłem cię, żeby dać jej złudne wrażenie wygranej. Wiem, że było to żałosne posunięcie, ale obawiam się, że inaczej to wszystko skończyłoby się tragicznie dla ciebie.

Przypomniałam sobie jego ostatnie słowa przed tym, jak to ja zostałam powalona na ziemię przez nią. ''Musimy grać''. Nadal byłam zła, ale czułam, że wbrew pozorom, wszystko zrobił po to, by mnie chronić.

- Teraz będziemy się ukrywać do końca życia? - zapytałam.

- Absolutnie nie. Mój gang nie składa się tylko z ludzi, z którymi się przyjaźnię. Mam wokół siebie setki ludzi, więc stanowimy przewagę nad Black Serpents, skarbie. Wrócimy do domu kiedy będziesz chciała. Przewiozłem cię tutaj tylko dlatego, że tylko tego szpitala byłem sobie pewny w stu procentach.

Skinęłam lekko głową na znak, że rozumiem i przyciągnęłam go zdrową ręką do siebie. Wtuliłam się w jego tors i dziękowałam sobie w myślach, że chłopak nie widzi teraz mojej mokrej od łez twarzy.

Bo mimo zapewnień, że jestem bezpieczna, dobrze wiedziałam, że to nie skończy się tak dobrze.

KONIEC CZĘŚCI PIERWSZEJ

________

W poprzednim rozdziale wystąpił błąd, więc koniec pierwszej części jest tutaj.

Mogę uchylić Wam rąbka tajemnicy i zdradzić, że druga część... będzie ostrzejsza. (I będzie kontynuowana tutaj).

Kocham Was.

I Protect You || Z.MOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz