17

8.7K 404 39
                                    

- Idziemy się całować.

Co?

Patrzyłam na niego jak na debila, ale nie zatrzymywałam się. Nie byłam do końca pewna czy to przez alkohol, czy może jednak po prostu pociągał mnie jego styl bycia.

Wyszliśmy przed klub, a we mnie uderzył chłód, przez co zadrżałam. Było zdecydowanie zbyt zimno.

Zayn nie dał mi kurtki, nie przytulił mnie, ani nic z tych rzeczy, które mogłyby mnie ogrzać. To nie był film, gdzie wszystko jest idealne. Staliśmy oparci o barierki, a on wyciągnął papierosa, częstując mnie przy okazji.

- Nie palę. - mruknęłam, krzyżując ręce pod biustem. Miałam nadzieję, że to da mi trochę ciepła.

- Nie zdziwiłaś mnie - zaśmiał się pod nosem.

Zmarszczyłam czoło.

- Nie wyglądasz na kogoś, kto pali - wyjaśnił, wypuszczając po chwili dym.

Zapach tytoniu dotarł do mnie, przez co się skrzywiłam. Zayn pokręcił rozbawiony głową, kiedy uwidział moją niemrawą minę.

Wypalił do końca papierosa, co nie zajęło mu zbyt wiele czasu. Świeże powietrze dobrze wpływało na mój stan. Zimne - niekoniecznie.

- Veronica... - Zayn mruknął sam do siebie. - To takie piękne imie.

- Ronnie - poprawiłam go. - Nie lubię swojego pełnego imienia. Jeszcze raz tak powiesz, a będę musiała Cię uderzyć.

- Dobrze - posłał mi cwany uśmieszek - Veronico.

Kretyn.

- Nie uderzysz mnie, skarbie? - podszedł do mnie na tyle blisko, że czubki naszych butów się ze sobą stykały. - Bij - pochylił się nade mną tak bardzo, że dosłownie nasze twarze dzieliły milimetry.

- Szkoda mi mojej energii - prychnęłam.

- I tak ją na mnie zmarnujesz, słonko.

Nie zdążyłam przeanalizować jego słów, bo już połączył nasze usta w namiętnym pocałunku. To, że czułam dziwne skurcze w brzuchu trochę mnie niepokoiło, ale zapragnęłam jego ust jeszcze bardziej.

Odsunęliśmy się od siebie, a ja poczułam się trochę zażenowana własnym zachowaniem. Odwróciłam twarz i oparłam się o barierki.

- Dziwna jesteś - mruknął stając obok mnie.

- Czemu? - zmarczczyłam brwi.

- Każda laska, z którą się całowałem, po skończeniu praktycznie się na mnie rzucała. A ty? Ty się odsunęłaś i mam wrażenie, że jesteś skrępowana.

- Zażenowana - powiedziałam powoli, jakbym chciała przeliterować to słowo.

- Czemu?

Wzruszyłam ramionami i wyjęłam telefon. Miałam nieodebrane połączenie od Luke'a.

- Muszę iść.

Nie czekałam nawet na odpowiedź, tylko od razu ruszyłam przed siebie. Nie musiałam się odwracać, żeby wiedzieć, że Malik patrzy się na mój tyłek. Skończony kretyn.

Luke'a odnalazłam po kilku minutach. Stał z Alissą i Ashtonem.  Dziewczyna wtulona była w bok loczka i nie powiem, ale coś mnie zabolało w środku.

- Już wszystko w porządku? - zagadnęłam.

- Tak - uśmiechnęła się blondynka. - Wracam z Ashtonem, podwieźć was?

Spojrzeliśmy na siebie z Hemmingsem i zgodnie kiwnęliśmy głowami. Już po chwili wyszliśmy z klubu i skierowaliśmy się w stronę samochodu, który stał na parkingu.
Był to pojazd należący do brata Ali, który swoją drogą na mnie leciał.

- Mogłaś powiedzieć, że to on nas odbierze - mruknęłam w stronę przyjaciółki.

Dobrze wiedziała, że miałam go gdzieś od momentu, kiedy zerwaliśmy. Byliśmy razem przez rok. O rok za dużo.

- Ronnie? - spojrzał na mnie i może mi się wydawało, ale chyba się uśmiechnął. - Wypiękniałaś.

- Dzięki - mruknęłam i chciałam go wyminąć, ale zdążył złapać mnie za rękę.

- Nie przywitasz się ze mną? - wydął dolną wargę. - No dalej, Ronnie, nie widzieliśmy się kupę czasu.

- Nie narzekałam - parsknęłam, a on mnie puścił.

- Matt, daj jej spokój - Alissa popchnęła go lekko w stronę samochodu. - Odwieź nas i nie odstawiaj przedstawienia.

Matt mamrotał coś pod nosem, ale usiadł na miejscu kierowcy, a Ali obok niego. Ashton i Luke usiedli ze mną z tyłu.

Matt jeździł bardzo dobrze i bardzo, ale to bardzo szybko. Jazda z nim była niebezpieczna, ale przyjemna. Dziwna mieszanka podniecenia i strachu.

Najpierw wysadził mnie pod kamiennicą. Czułam się zmęczona i jedyne o czym marzyłam to rzucić się na łóżko. Tak też zrobiłam. Po kilku minutach już spałam.

***

Obudziłam się słysząc dzwonek do drzwi. Przetarłam dłońmi twarz i spojrzałam na zegarek. Była czternasta trzydzieści dwa. Chyba mi się przysnęło. Wsunęłam na nogi moje ulubione kapcie i ruszyłam w stronę drzwi.

- Cześć - przywitał się ze mną Michael. - Ja w sprawie wiadomości.

- Wejdź.

Otworzyłam szerzej drzwi i gestem dłoni zaprosiłam go do środka. Miał na sobie mundur policyjny i wyglądał naprawdę dobrze. Nie rozumiałam, dlaczego przyjaciele Zayna i Ashtona byli tacy przystojni?

- Napijesz się czegoś?

- Wody.

Podałam mu szklankę z napojem i usiadłam obok niego. Na szczęście mieszkanie było posprzątane, przez co nie czułam się jak skończona kretynka.

- Próbowaliśmy namierzyć osobę, która wysyła te wiadomości. Najlepsi informatycy nie potrafili nic zrobić i nie mamy pojęcia dlaczego.

- Czyli nadal nie wiadomo kto to?

- Ciągle nad tym praujemy. Na dzień dzisiejszy mogę Ci powiedzieć, że osoba ta wysyła wiadomości z różnych miejsc, które są od siebie odległe, w bardzo krótkim czasie. Wygląda to tak, że albo się teleportuje, albo ma ludzi w różnych częściach miasta, albo sam jest jakiś nadprzeciętny i dokładnie sobie wszystko zaplanował.

- Nadprzeciętny? - zmarszczyłam czoło. - Jak to nadprzeciętny?

- Musi mieć głowę na karku i wiedzę o urządzeniach elektronicznych. Może bez problemu zmieniać lokalizacje, podłączać się do innych komputerów i tak dalej.

- Ciekawi mnie jedno, dlaczego akurat ja?

- Mimo mojego stanowiska w pracy powiem Ci jako znajomy, że prawdopodobnie wpakowałaś się w niezłe bagno.

Cudownie.

_______

Przepraszam za tak długą nieobecność. Nie potrafiłam zebrać myśli i przelać ich na wattpada, ale mam nadzieję, że rozdział jest okej.

Kocham Was,

Wasza luvmyz3n

I Protect You || Z.MOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz