17. Easy baby maybe I'm a liar

627 24 1
                                    

Milena

     

       Poniedziałek, wtorek, środa, czwartek, piątek, poniedziałek, wtorek, środa, i tak dalej... Dzień po dniu, gdy wracałam z pracy to samo auto przystawało na chwilę obok mnie, a następnie mijało bez jakiegokolwiek wyjaśnienia ze strony kierowcy. Miałam pewne obawy dotyczące tego, kim on był, a historia Kornelii tylko mnie w nich utwierdziła. 

       - To na bank jest Harry! Na bank! - warknęłam, oblizując łyżkę z resztek jogurtu. Kornelia spojrzała na mnie zza swojego kubka z uniesioną brwią i zacmokała kilka razy. 

       - Albo ten twój dziwny szef... - powiedziała cicho, patrząc gdzieś nade mną. 

       - Nie. Widziałam go raz, gdy wyjeżdżał z parkingu firmy, ma Mercedesa - odparłam, wpatrując się tępo w ścianę hotelowego pokoju. „Szefa” widziałam tylko trzy razy w ciągu tych kilku tygodni przepracowanych w „Little Things”. Za każdym razem uśmiechał się do mnie uprzejmie, wypowiadając moje imię jako powitanie i znikając gdzieś ze swoimi sprawami. Mimo że czekałam na to w napięciu, nie usłyszałam nawet słowa o Wielkim Projekcie, o którym opowiadał mi Simon. Może Edward zdołał przekonać Szefa Wszystkich Szefów, bym nie dołączała do ekipy... Taka opcja była najbardziej prawdopodobna i powoli godziłam się z faktem, że projekt jest realizowany beze mnie. 

       - Ach! - wykrzyknęła nagle Kornelia, wyrywając mnie z myśli o pracy i jej tajemnicach. 

       - Hm?

       - Zgodziłam się wreszcie na to spotkanie - powiedziała, patrząc na mnie z obawą, jakbym miała zaraz w nią czymś rzucić. Zbyt zmartwiona swoimi własnymi sprawami, nie byłam w stanie nawet trochę zirytować się jej wypowiedzią.

       Słowo „wreszcie” nie zostało użyte przez moją przyjaciółkę przypadkowo. Od pierwszej feralnej wizyty Louis’ego w restauracji Irrisistable, minęło już kilkanaście dni i każdy z nich kończył się wieczorną historią Kornelii o tym, w którym stoliku siedzi i z kim przychodzi jej „prześladowca”. 

       - Usiadł typowo przede mną... Sam! I gapił się jak taki kretyn, nie zamawiając nawet niczego do jedzenia. Cholera, nie zamówił nawet niczego do picia! Po prostu siedział tam i wpatrywał się we mnie, jak, jak... UGH! - wyrzuciła z siebie któregoś dnia, co wprawiło mnie w niekontrolowany chichot. - A potem, oczywiście, gdy już się pakowałam, zapytał czy się z nim spotkam - było to zdanie, którym kończyła te krótkie relacje praktycznie za każdym razem. Prawdę mówiąc, zdziwiłam się, że dała się namówić dopiero teraz. Jestem pewna, że ja straciłabym cierpliwość o wiele szybciej i zgodziła się na tę kolację dla świętego spokoju. 

Pokiwałam  głową w zrozumieniu. 

       - Więc kiedy się widzicie? - zapytałam, przypatrując się uważnie łyżeczce. 

       - Dzisiaj - odpowiedziała Kornelia i schowała się jeszcze bardziej w swoim fotelu. Zaśmiałam się cicho i postukałam palcem w czoło. 

       - Przecież cię nie pobiję - powiedziałam, ale ona wciąż siedziała skulona, wpatrując się we mnie z obawą. Ooo nie... Poprawiłam się na kanapie, przybierając wygodną ofensywną pozycję. 

       - Co zrobiłaś? - Kornelia zacisnęła powieki i wykrzywiła twarz w zakłopotanym grymasie, ale nie odpowiedziała - CO. ZROBIŁAŚ. - powtórzyłam pytanie, cedząc słowa przez zaciśnięte zęby.

       - Um... Mogłam powiedzieć Louis’emu, że nie pójdę sama? - przymrużyłam złowieszczo oczy - A on mógł odpowiedzieć coś w stylu: „Och! Weź Milenę ze sobą, myślę, że Harry zgodzi się chętnie na podwójną randkę”? - wypuściłam głośno powietrze przez nos. 

Through The DarkWhere stories live. Discover now