10. I don't even like you, why'd you want to go and make me feel this way?

637 29 0
                                    

Milena

     Galvin At Windows - głosił złoty napis na drewnianej ścianie przed wejściem do pięknej restauracji. Całe pomieszczenie skąpane było w brązach i beżach. Okrągłe stoliki, nakryte białymi długimi obrusami zasłaniały drewnianą posadzkę. Królowała tutaj elegancka prostota, której byłam wielką fanką. Jednak sam wystrój pomieszczenia nie był rzeczą, która robiła największe wrażenie. Ten zaszczyt przypadł widokowi, który został zapewniony dzięki oszklonym ścianom, ukazującym Londyn w trzystu sześćdziesięciu stopniach. Gdziekolwiek się odwróciłam, widziałam to duże piękne miasto, żyjące własnym życiem dwadzieścia osiem pięter pod nami. W dali majaczyły niebieskie światła wolno obracającego się London Eye, a ja byłam pewna, że gdybym przyjrzała się nieco dokładniej, mogłabym dostrzec Big Bena. 

       Westchnęłam zachwycona, a moja dłoń powędrowała do serca. Zobaczyłam kątem oka, że Harry uśmiechnął się z satysfakcją. 

       - Mówiłem, że nie zabieram cię tu na noc - powiedział cicho, lecz nie miałam szansy odpowiedzieć, ponieważ podszedł do nas wysoki mężczyzna ubrany w czarno-biały frak. 

       - Witamy w Galvin At Windows, czy złożyli państwo rezerwację? - zapytał, uśmiechając się do nas uprzejmie. 

       - Milena i Harry Styles - odpowiedział Harry sucho. Stęknęłam cicho w dezaprobacie, lecz ten stał wciąż niewzruszony. Źrenice kelnera rozszerzyły się momentalnie, a brwi uniosły, lecz otrząsnął się ukradkiem, a profesjonalny uśmiech powrócił na jego twarz. 

       - Naturalnie! Stolik już na państwa czeka. Pani Styles, wygląda pani przepięknie - powiedział, po czym wskazał dłonią wnętrze pomieszczenia. Ruszył sztywnym krokiem w kierunku okien, znajdujących się naprzeciwko wejścia, a my podążyliśmy za nim. „Pani Styles”... Powinnam w tym momencie zrobić Harry’emu scenę i stąd wyjść. Zrezygnowałam jednak z tego pomysłu, bo widok na Londyn z miejsca, do którego doprowadził nas kelner był zbyt piękny. Egoistycznie więc postanowiłam wykorzystać to wyjście, nawet jeśli miało mnie to kosztować długie chwile irytacji. 

       Okazało się, że Harry wybrał najlepsze miejsce. Stolik stał przy oknie, z którego widać było Tamizę przedzielającą Londyn na dwoje, niczym wolno sunący gigantyczny wąż. Kelner już sięgał do krzesła po mojej stronie, lecz Harry go wyprzedził. Opanowanym, choć szybkim, ruchem chwycił za oparcie i odsunął mebel, wskazując mi siedzenie, a kelnerowi rzucając pełne wyższości spojrzenie. Przekręciłam oczami i usiadłam, uśmiechając się przepraszająco do mężczyzny. 

       - Czy życzą sobie państwo szampana na początek? - zapytał, kładąc przed nami menu, gdy Harry zajął już miejsce po przeciwnej stronie okrągłego stolika. Szampana, co? Hm... 

       - Och! Jak najbardziej! Poproszę lampkę najdroższego szampana, jakiego macie - uśmiechnęłam się niewinnie do mierzącego mnie szmaragdu. Dojrzałam w nim błysk zrozumienia i na twarz Harry’ego wpłynął delikatny psotny uśmiech. 

       - Dla mnie to samo - powiedział do stojącego nad nami mężczyzny, nie zaszczycając go nawet wzrokiem. Biedny... Ile bogatych bufonów musi znosić każdego dnia? Kelner kiwnął ze zrozumieniem głową i oddalił się bez słowa. O nie... Nie wiedząc, co zrobić ze swoimi rękami, schowałam je pod stół i zaczęłam przyglądać się światłom Londynu za oknem. 

       - Najdroższego, huh?  - usłyszałam niski groźny głos. Uśmiechnęłam się z poczuciem satysfakcji, a następnie odwróciłam powoli głowę. Zmierzyłam Harry’ego wzrokiem i wzruszyłam ramionami. 

Through The DarkWhere stories live. Discover now