40. You will pay for what you've done

602 23 13
                                    

You will pay for what you've done*

Kornelia

       Ostatnią rzeczą, jakiej spodziewałam się po wejściu do mieszkania, był widok Harry’ego, stojącego w kuchni, wlewającego do dwóch kubków wrzątek z czajnika. Stanęłam jak wryta, sprawiając, że Louis wpadł na mnie i omal nie przewrócił. By temu zapobiec, złapał mnie pospiesznie w pasie, a gdy odzyskałam równowagę, szybko przecięłam salon i zbliżyłam się do Stylesa, który patrzył na mnie ze słabym uśmiechem. Rozłożył ręce, szykując się do objęć, lecz ja zamachnęłam się szeroko i uderzyłam go torebką w brzuch. 
       - TY. PIEPRZONY. GNOJKU. - ciskałam w jego stronę, po każdym słowie zadając mu silny cios. Skrzywił się i wyciągnął ręce w obronnym geście, chowając się przed skórzanym przedmiotem. 
       - Kornelia, co jest? - wydusił z siebie, a ja pokręciłam tylko głową. Moje oczy zaszły łzami, gdy nie mogłam dłużej powstrzymać ogarniającej mnie eksplozji emocji. 
       - NAWET. NIE. WIESZ. ILE. WYCIERPIELIŚMY. PRZEZ. CIEBIE. A. TY. NAWET. NIE. RACZYŁEŚ. SIĘ. - biłam go zawzięcie, ignorując jego próby odsunięcia mnie od siebie. Łzy spływały po moich policzkach wartkim strumieniem, lecz mimo to, czułam, że na moje usta zaczyna wkradać się uśmiech. Byłam szczęśliwa, że go widzę. To oznaczało koniec tych strasznych czasów i naszą błędną interpretację słów Michaela. 
       - Tommo, pomóż - Harry spojrzał żałośnie na przyjaciela, a Louis wzruszył tylko ramionami i uśmiechnął się szeroko. 
       - Ma rację. Zasłużyłeś na to - rzucił, dając mi pozwolenie na kolejne ciosy. Nie wahałam się. Popychałam Harry’ego, uderzałam pięściami w jego ramiona, świadoma, że tak naprawdę udaje cierpienie, które wypisane było teraz na jego twarzy. Moje słabe rączki nie były w stanie zadać mu bólu, gdy warczałam jak szalona, wypuszczając z siebie salwy zarzutów i przekleństw. Harry zaśmiał się w końcu, pochwycił moje nadgarstki, a potem przyciągnął mnie do siebie, zmuszając, bym się w niego wtuliła. 
       - Ja też za tobą tęskniłem, lilipucie - powiedział cicho, serdecznym tonem. Głaskał moje włosy, przyciskając przy tym moją głowę do jego brzucha. Po chwili protestów, owinęłam mocno ręce wokół jego talii i załkałam cicho w jego koszulę. 
       - Gdzie jest Milena? - usłyszałam pytanie Louis’ego, ale nie chciałam oddalić się od Harry’ego, by na niego spojrzeć. W ciągu całego czasu spędzonego z chłopakami zdążyłam zaprzyjaźnić się ze Stylesem. Nie cierpiałam po jego zniknięciu tak bardzo jak Milena, lecz nie mogłam zaprzeczyć, że za nim tęskniłam. 
       Pogłaskał mnie po plecach, dodając otuchy. 
       - Śpi. Była wykończona… - powiedział cicho, nieświadomie przyciskając mnie mocniej do siebie. Podejrzewałam, że celowo ominął wspomnienie jej okropnego wyglądu. Zamilkł na chwilę, a potem odskoczyłam od niego, gdy Louis zbliżył się do nas szybkim krokiem. 
       - Dobrze, że nie dałeś się zabić - rzekł i zamknął Harry’ego w niedźwiedzim uścisku. Poklepali się mocno po plecach, wyrażając tym samym zadowolenie z tego spotkania. Patrzyłam na nich przez łzy, przyciskając ściśniętą dłoń do piersi. Wreszcie mogliśmy być spokojni, mogliśmy odetchnąć. 
       Nagle z błogiej beztroski wyrwały nas znajome, przynajmniej dla mnie i Louis’ego, krzyki, dochodzące z sypialni Mileny. Harry zerwał się biegiem, ku jej drzwiom, lecz Louis zatrzymał go w połowie kroku, chwytając za ramię. On i ja prawie nie zareagowaliśmy, przyzwyczajeni do rozpaczliwych nawoływań mojej przyjaciółki. Harry słyszał je po raz pierwszy, a na jego twarzy wypisane było teraz czyste przerażenie. Widziałam drżenie jego dłoni, którą, w nerwowym geście, przyłożył do ust. 
       - Nie było lekko - szepnął Louis, patrząc wymownie w stronę, z której dochodził żałosny lament. W oczach Harry’ego błysnęło cierpienie, a jego twarz zbladła, ukazując ciemne sińce pod oczami. Dla nikogo nie było lekko…, pomyślałam, przyglądając mu się dokładnie. Dopiero teraz, stojąc naprzeciwko niego widziałam, że schudł i zmizerniał, choć wciąż wyglądał o niebo lepiej od Mileny. 
       - Irwin zniszczył mój telefon - wytłumaczył tonem ociekającym nienawiścią. 
       - Harry! - Milena wykrzyknęła jego imię, zapewne myśląc, że jego powrót był tylko kolejnym z serii paskudnych koszmarów. Skrzywiłam się, uświadamiając sobie, że, wraz ze spotkaniem Harry’ego w kuchni, założyłam, że wszystko, w mgnieniu oka, wróci do normy, że Milena dojdzie do siebie, jak za pstryknięciem palcami. Oczywiście, nic nie dzieje się od razu. Milena miała trzy tygodnie na zbudowanie w sobie lęku o życie Harry’ego, na stworzenie tysiąca wersji zdarzeń, obrazów jego śmierci, które nawiedzały jej głowę co kilka sekund. Potrzebowała czasu, by zrozumieć, że to wszystko już za nami, że Harry tym razem odpowie na jej wołanie. Po wykrzyczeniu jego imienia zaczęła cichutko szlochać, pogodzona w pewnym stopniu z tym, że Harry się nie zjawi. Przecież tak właśnie było przez ostatnie tygodnie. Krzyczała do pustych ścian, prosiła, lecz nikt nie odpowiadał. Nikt, kto mógłby pomóc jej w wyjściu z tego okropnego stanu. 
       - Schudła… - szepnął Harry, wbijając wzrok w podłogę. 
       - Nie mogła nic przełknąć. Niemal wpychaliśmy w nią jedzenie, byle utrzymać ją przy resztkach sił, które jeszcze w sobie miała - odparł Louis, a ja pokiwałam głową, potwierdzając jego słowa. 
       - Nie wiedziałem, że tak to przyjmie - mięśnie szczęki Stylesa podskoczyły gwałtownie. 
       - Nie doceniłeś siły jej uczucia - Louis wpatrywał się w niego intensywnie, wciąż ściskając jego ramię, jakby upewniając się, że Harry nie ucieknie od niego aż do końca tej trudnej rozmowy.
       - Nigdy nie dawała mi znaku. Zawsze wydawała się dystansować. Myślałem, że jeśli ja polecę, zniesie to lepiej niż Kornelia, mogłaby znieść twoją stratę - mruknął Harry, a ja zauważyłam, że przy wypowiadaniu mojego imienia zawahał się lekko, jakby nie mogło mu ono przejść przez gardło. Uśmiechnęłam się do niego uspokajająco, domyślając się dlaczego tak zareagował. 
       - Nie przejmuj się. Prawdopodobnie masz rację. Gdyby Louis tam był i nie dawał mi znaku życia przez… - przerwałam szybko, spuszczając z zakłopotaniem wzrok. Nie chciałam być nieuprzejma, oskarżając Harry’ego o tę sytuację. W końcu to Irwin postanowił przerwać nasz kontakt z Irlandią, Styles nie był niczemu winny. Opacznie rozumiejąc moją przerwę w wypowiedzi, Louis wyciągnął do mnie rękę i objął w pasie, przyciskając swoje usta do czubka mojej głowy. 
       - Jestem tutaj - szepnął, kołysząc mną lekko. Puścił ramię Harry’ego, by móc objąć mnie drugą ręką, a ja z zadowoleniem przyjęłam ten gest. Wtuliłam się w jego pierś, mrucząc z aprobatą. Harry spojrzał na nas zakłopotany, a potem zamrugał szybko i potarł nerwowo palcami czoło. 
       - Tommo, musimy porozmawiać - powiedział, a jego głos zadrżał, zdradzając zdenerwowanie. Nie zdążyliśmy zareagować, bo Milena ponownie wybuchnęła płaczem. Louis wskazał podbródkiem drzwi jej sypialni i uśmiechnął się słabo. 
       - To może poczekać. Idź i jej udowodnij, że nie byłeś tylko pięknym snem - rzekł, wciąż trzymając mnie w swoich mocnych objęciach. 
       - Louis… Nie możemy zwlekać - odparł Harry, ale odwrócił się gwałtownie, gdy w sypialni ponownie padło jego imię. Louis pokręcił głową i popchnął go mocno w tamtą stronę, przez co zachwiałam się w jego objęciach. 
       - Wieczorem, dobra? Ona cię potrzebuje - powiedział tonem nie znoszącym sprzeciwu. Harry rzucił nam jeszcze podłużne spojrzenie, w którym czaiły się, niezrozumiałe dla mnie, negatywne emocje, a potem ruszył w stronę sypialni Mileny. Gdy zniknął za drzwiami szlochy przybrały na sile, by po chwili ucichnąć zupełnie. 
       Oparłam się o blat w kuchni, a potem z syknięciem oderwałam od niego rękę, gdy skóra dotknęła czegoś gorącego. Spojrzałam za siebie na dwa, wypełnione parującym płynem, kubki.Zapomniał o kawie. 

Through The DarkWhere stories live. Discover now