8. Clothes, shoes, diamond rings...

623 29 0
                                    

Milena

              Przez całą drogę, przebytą w pięknym czarnym Maserati Grancabrio Harry’ego, siedziałam w ciszy. Dopiero w momencie, w którym auto zatrzymało się przed wielką stalową bramą, za którą stała ogromna posiadłość zbudowana z surowej przypalanej cegły odważyłam się odezwać.

            - Gdzie jesteśmy? - zapytałam, starając się brzmieć na mniej zaintrygowaną tym miejscem, niż byłam w rzeczywistości. Harry odpiął pas bezpieczeństwa i wyjrzał przez przednią szybę, przyglądając się budynkowi.

            - W moim domu - odpowiedział obojętnie, jakbym pytała o brzydkie mieszkanie, znajdujące się w bloku. Mimo że starałam się jak mogłam, nie byłam w stanie powstrzymać wyrazu szoku na twarzy. Postanowiłam jednak wciąż grać osobę totalnie obojętną i obrażoną, więc już po chwili otrząsnęłam się i uniosłam brwi.

            - Zabierasz mnie do swojego domu? Wolałabym jednak pojechać gdzieś, gdzie będzie więcej ludzi. - powiedziałam patrząc na niego z wyższością. Harry zaśmiał się pod nosem, a na jego policzku uformował się delikatny dołeczek. Jak ktoś, z tak delikatną, robiącą wrażenie urodą, mógł być tak wielkim dupkiem? Spojrzał na mnie z uniesionymi brwiami.

            - Potrzebujesz świadków, w razie gdybym zdecydował się ciebie odurzyć i wykorzystać? - zapytał tonem, który ociekał sarkazmem. Prychnęłam ostentacyjnie i skrzyżowałam ręce na piersi.

            - Albo wysłać na handel kobietami - warknęłam tak cicho, by tego nie usłyszał. Usłyszał. Jego głośny śmiech poniósł się głucho po aucie, gdy sięgnął do klamki drzwi, by wyjść na zewnątrz. Przez chwilę zostałam sama, więc postanowiłam ponownie przyjrzeć się willi. Tylko parter był ceglany. Pierwsze piętro zostało otynkowane i pomalowane na biało. Gdzieś z tyłu budynku górowała wąska wieżyczka z otworami wielkości okien w każdej ścianie. Skośny dach unosił się i opadał na kilku poziomach, obłożony czerwoną dachówką.

            Po krótkiej chwili, musiałam jednak przerwać wgapianie się w posiadłość, ponieważ Harry stanął za drzwiami pasażera i otworzył je szeroko. Ofiarował mi dłoń, lecz ja tylko zmierzyłam ją nieufnym wzrokiem, nie ruszając się z miejsca. Mężczyzna westchnął ciężko i przeniósł ciężar ciała na drugą nogę.

            - Nie martw się, nie zostaniemy tutaj. Po prostu muszę coś zabrać - powiedział, a ja wyczułam w jego głosie zniecierpliwienie. Spojrzałam na niego z wyrzutem.

            - Więc idź, ja tutaj poczekam - warknęłam i zatopiłam się jeszcze bardziej w wygodnym skórzanym siedzeniu Maserati, nie spuszczając wzroku z mężczyzny. Zacisnął szczękę i powolnym ruchem podciągnął rękawy czarnej dopasowanej marynarki, którą miał na sobie.

            - Wolałbym, żebyś ze mną poszła - powiedział, a potem spuścił wzrok i przygryzł wargę, jakby coś głęboko rozważał - proszę - dodał już ciszej i spokojniej, rzucając mi pełne napięcia spojrzenie. Jęknęłam zrezygnowana i zła, że postanowił użyć miłej karty, którą tak ciężko było mi zignorować. Z wahaniem odpięłam więc pas i wyszłam z auta, ignorując podaną mi ponownie dłoń. Kątem oka zobaczyłam jak pokręcił głową i zatrzasnął drzwi. Usłyszałam dźwięk automatycznego zamka samochodu i już po chwili kroczyłam za Harrym długim kamiennym podjazdem ku podwójnym drewnianym drzwiom wejściowym posiadłości.

            Otworzyłam szeroko oczy w zdziwieniu na to, co zobaczyłam, gdy weszliśmy do środka. Stałam teraz w ogromnym pomieszczeniu, na którego końcu znajdowały się szerokie lekko zaokrąglone schody, które w połowie wysokości rozchodziły się na dwie strony. W miejscu ich rozdzielenia stała wysoka biała rzeźba pięknej anielicy. W obu bocznych ścianach na parterze, znajdowały się po dwie pary drzwi, między którymi stały skórzane barokowe sofy, natomiast miejsce na samym środku parkietu zostało ozdobione ogromnym brązowym fortepianem. Podeszłam powoli do instrumentu i dotknęłam idealnie wyrzeźbionego i polakierowanego drewna. Nie potrafiłam grać, lecz żaden z fortepianów, które widziałam w swoim życiu, nie był tak piękny i wielki. Harry nie skomentował mojego zachowania i tylko rzucił klucze od Maserati na zasłaniającą struny nakrywę. Wspiął się na schody i skierował w lewo, znikając na kilka minut. Przekręciłam oczami na jego niekulturalne zachowanie i nieśmiało uniosłam klapę, a moim oczom ukazały się śnieżnobiałe klawisze, kontrastujące wyraźnie z mniejszymi - czarnymi. Palcem wolnej ręki nacisnęłam jeden z nich, a po pomieszczeniu rozległ się pojedynczy głośny dźwięk. Pomyślałam, że Kornelia byłaby zachwycona, gdyby mogła zagrać na tym cudeńku. Nawet ja, choć nie byłam muzykiem, potrafiłam docenić głębię i czystość odgłosu, który wydostał się spod nakrywy.

Through The DarkWhere stories live. Discover now