67. We can't eat, we can't sleep until we make them scream defeat

401 30 6
                                    

       We can't eat, we can't sleep

Until we make them scream defeat




Kornelia

      Louis wysłał ludzi, by przeczesali najbliższy teren, w którym mogli znajdować się Milena i Harry, a sam zmusił mnie, bym wróciła z nim do Anglii.

       - Nie ma sensu, żebyśmy tu zostawali - mruknął, wpychając niedbale rzeczy do swojej walizki. Stałam za nim, próbując przekonać go, by nie wyjeżdżać. By uratować naszych przyjaciół. 

       - Z jego kasą i dojściami pewnie jest już w innym kraju razem z całą swoją świtą - dodał i odwrócił się do mnie, pocierając dłonią czoło. Podeszłam do niego wolnym krokiem i objęłam w pasie, przytulając się mocno. Odpowiedział natychmiast, zamykając mnie szczelnie w swoim uścisku. 

       - Znajdziemy ich - szepnął w moje włosy, a ja kiwnęłam tylko głową, zaciskając powieki. 


       Ze spuszczonym wzrokiem zapukałam w drewniane drzwi apartamentu na najwyższym piętrze jednego z wieżowców w centrum Londynu. Czarny karabin ciążył mi w dłoni, jak największe brzemię. Przez kilka chwil nie odpowiedziało mi nic, prócz ciszy, ale wreszcie usłyszałam przytłumione "momencik!" i sekundę później przed moimi oczami stanęła uśmiechnięta Sylvia. Białe zęby błysnęły w świetle zachodzącego, za oknem korytarza, słońca, ale kąciki ust zaczęły opadać powoli, gdy dziewczyna zobaczyła moją bladą, smutną twarz. 

       Bez słowa wyjaśnienia podałam jej karabin Zayna, a ona odebrała go w równie ciężkim milczeniu i  przytuliła do piersi, jakby był zwykłym pluszakiem. W jej oczach zebrały się łzy, ale dzielnie dusiła w sobie płacz. Zareagowała zupełnie inaczej od Caroline. Była opanowana, cicha i spokojna. Kiwnęła głową ze zrozumieniem i uśmiechnęła się ponuro przez łzy. 

       - Dziękuję - szepnęła, przez co musiałam odwrócić wzrok. Sama zgłosiłam się, by być tą od złych wiadomości. Czułam, że żaden z chłopców nie byłby w stanie odpowiednio się zachować, a Phoebe wciąż przeżywała małą osobistą żałobę po śmierci Luke'a. Był, jaki był, ale ta dziewczyna w pewnym momencie swojego życia oddała mu serce. 

       - Przykro mi - powiedziałam cicho. Zamierzałam się odwrócić i wycofać, ale Sylvia nagle chwyciła moje ramię. 

       - Jak... jak poszło? - zapytała, lecz jedyne na co mogłam się zdobyć to pokręcenie głową. Moje oczy, podobnie jak jej, zaszły łzami

       - Czy ktoś jeszcze...

       - Tylko Hemmings - odpowiedziałam pospiesznie. Usta Sylvii ułożyły się w malutkie "o", gdy kiwnęła nieznacznie głową.

       - Jak Phoebe się trzyma? - zamrugałam szybko, niepewna, czy Sylvia pytała poważnie. Właśnie dowiedziała się o śmierci swojego chłopaka, a mimo to martwiła się o samopoczucie swojej koleżanki. Czy to oznaczało dobroć jej serca, czy może początek szaleństwa, w które wcześniej wpadła Caroline?

       - Ona... Radzi sobie. Jest przygnębiona, ale się nie poddaje. - powiedziałam niepewnie, przyglądając się uważnie każdej reakcji, jaką mogłam wywołać w brunetce. Zauważyła to, bo uśmiechnęła się słabo i pogłaskała nieświadomie karabin.

       - Spokojnie, Kornelia. Nie rzucę się w wir narkotyków, jak Caroline, dam radę - oznajmiła, patrząc na mnie uspokajająco. Wypuściłam ciężko powietrze z płuc.

Through The DarkWhere stories live. Discover now