37.Give me touch 'cause I've been missing it

1.1K 21 7
                                    

„Give me touch
'Cause I've been missing it” *


Milena

       Siedzieliśmy razem na kanapie w biblioteczce Harry’ego, ja oparta plecami o jego klatkę piersiową, wpatrująca się w książkę, którą czytał: „Romeo i Julia”. Uśmiechnęłam się na to okropne cliché, które jednak, w tym momencie, w jakiś dziwny, niewyjaśniony sposób zdawało się niezwykle romantyczne. Czytanie dla uspokojenia stresów, które ostatnio nas otaczały, okazało się świetnym remedium. Patrzyłam sennie na pożółkłe stronice, a wersy rozmazywały się w jedną całość, przez co nie byłam w stanie ich przeczytać. Nie musiałam. Cichy szept Harry’ego, śledzący, niewyraźny dla mnie, tekst, otulał wszystkie moje zmysły niczym wyciszająca kula słodkości. Przymknęłam oczy i wtuliłam głowę w jego ramię, czując wokół siebie piękny zapach męskich perfum. 
       Długie palce wędrowały powoli po rozgrzanej skórze mojego uda, przyprawiając mnie o przyjemne dreszcze. Westchnęłam cicho, a potem ujęłam jego dłoń w swoją i zaczęłam bawić się nią leniwie. Harry przerwał na chwilę czytanie, by przycisnąć do moich włosów swoje pełne różowe usta, a potem powrócił do cytowania Szekspira. 
       Czułam się wspaniale. Nie chciałam, by ta chwila minęła. Miałam wrażenie, że czas się zatrzymał, a spokój, jaki zagościł w moim sercu nie mógł być przegnany przez żadne siły zewnętrzne. 
       - „Ślepym w miłości ciemność jest najmilsza” - usłyszałam cichy pomruk tuż przy swoim uchu, który wywołał na całym moim ciele gęsią skórkę. Po chwili moje oczy ogarnął mrok, gdy duża dłoń zasłoniła je ostrożnie. Zaśmiałam się cicho i nachyliłam do Harry’ego, by w tej ciemności poczuć ciepły dotyk delikatnej skóry na swoich ustach. Pocałunek był krótki, ale rozpalił do czerwoności każdą komórkę mojego ciała. Wciąż nie byłam w stanie nic zobaczyć, lecz czułam, jak Harry dotykał mojego brzucha pod koszulką, którą miałam na sobie, jak jego usta przesuwają się z warg na moją szyję i jedyne co mogłam w tej sytuacji zrobić to wyszeptać jego imię w pełnej rozkoszy ekstazie. Niskie mruknięcie satysfakcji wydobyło się z jego gardła, a potem odsłonił moje oczy w akompaniamencie zmysłowego śmiechu. 
       - Wracamy do lektury - powiedział cicho, a ja mruknęłam ponuro z dezaprobatą. Harry puścił mi oczko, a potem wskazał podbródkiem, bym odwróciła wzrok. Spojrzałam więc ponownie na leżącą przede mną książkę. Uśmiech spełzł z mojej twarzy i zamarłam, wpatrując się w to, co znajdowało się przed moimi oczami. Kartki umazane było ciemną czerwoną substancją, zasłaniającą zupełnie litery, spływającą powoli, gęstymi kroplami na moje uda.  
       - Harry - wyszeptałam przestraszona, wpatrując się, z szaleńczo bijącym sercem, w ten makabryczny widok. Nie odpowiedział. - Harry? - powtórzyłam głośniej jego imię, bojąc się oderwać wzroku od krwawych stron Szekspira, lecz ponownie odpowiedziała mi cisza. Z wstrzymanym oddechem odwróciłam powoli głowę, by spojrzeć na mężczyznę leżącego za mną, jeszcze przed chwilą, czytającego mi klasyka angielskiego romansu. Wciąż tam był, wciąż leżał za mną, ale jego widok sprawił, że chciałam krzyczeć najgłośniej, jak mogłam. Próbowałam. Męczyłam płuca z całych sił, lecz z mojego gardła wydobywało się tylko ciche syczenie, jakbym straciła struny głosowe. 
       Oczy Harry’ego były otwarte, lecz szmaragd zmienił się w ślepą szarość, wpatrującą się we mnie tępo. Usta miał zamknięte, a z ich kącików spływały szkarłatne stróżki, wciąż ciepłej, krwi. Po chwili pojedyncza kropla zaczęła spływać też z czoła w dół jego twarzy, potem następna i następna, aż prawie cała jego twarz została pokryta czerwonym, parującym jeszcze, płynem. Spojrzałam w miejsce jego źródła i napotkałam widok małej czarnej dziury, ziejącej nad brwiami Harry’ego, z której zwisały kawałki kości i rozerwanej skóry. NIE! NIE! Łzy zamazały mi ten przerażający widok i ponownie próbowałam zmusić całą siebie do wydobycia jakiegoś dźwięku, do wykrzyczenia ogarniającej mnie zgrozy, lecz wciąż bez skutku. 
       Nie, nie, nie, nie, Harry, proszęnie, nie... Serce obijało się o moje żebra, jakby próbowało się uwolnić. Chciałam uciec od leżącego pode mną trupa, lecz jakaś niewyjaśniona siła trzymała mnie zawzięcie na jego kolanach. Nie, nie, nie! Odpychałam się bezskutecznie rękami od jego klatki piersiowej.
       NIE! - obudził mnie własny krzyk. Otworzyłam oczy i zerwałam się gwałtownie na łóżku. Zaczęłam krzyczeć z całych sił, uwalniać wszystko to, co zostało zablokowane w czasie mojego koszmaru. Dzwoniło mi w uszach od własnego głosu i zakręciło się w głowie od wysiłku i zmęczenia płuc. 
       - Milena! - jak przez mgłę, usłyszałam czyjeś wołanie. Ktoś przytrzymał moje ramiona, sprawiając, że przestałam się szarpać na łóżku. Nie widziałam kim była ta osoba, ponieważ jej widok przysłonięty został przez obraz martwej twarzy Harry’ego. 
       - Harry! Harry, nie! Nie! On... Nie! - kwiliłam, wyrywając się z objęć drobnych dłoni, które próbowały mnie przycisnąć do łóżka. 
       - Milena! - kobiecy głos ponownie zawołał moje imię, lecz ja zacisnęłam dłonie na uszach i schowałam twarz między kolanami. Wydarł się ze mnie jeszcze jeden krzyk nim zaczęłam powoli uspokajać oddech. 
       - Milena, to tylko sen - cichy głos dotarł do mnie zza zasłoniętych uszu, więc otworzyłam nieznacznie oczy i podniosłam głowę. Kornelia siedziała przede mną na łóżku w piżamie, blada, z przejmującym zmartwieniem wypisanym na twarzy. Moje oczy zaszły łzami i rzuciłam się jej na szyję wtulając w nią najmocniej jak potrafiłam. Szloch zakłócał nocną ciszę w apartamencie. 
       - Kornelia... Harry, ja go widziałam. On, on... - nie żył... nie potrafiłam wypowiedzieć tego na głos. Nie chciałam, nie wierzyłam. Kornelia głaskała mnie uspokajająco po plecach i szeptała, że to był tylko sen, że nic mu na pewno nie jest. Ja jednak straciłam już wiarę w te słowa. Mijał drugi tydzień. 
       - A co jeśli... co jeśli - zaczęłam, lecz szloch nie pozwalał dokończyć mi zdania. W lustrze wiszącym na ścianie zobaczyłam odbicie Louis’ego stojącego w progu mojej sypialni. Patrzył na nas, złączonych w desperackim uścisku, potem pokręcił głową i gwałtownym ruchem uderzył pięścią w ścianę. Wzdrygnęłam się na dźwięk strzelających kości, lecz on zdawał sobie nic z tego nie robić. 
       - Louis! - Kornelia odsunęła się szybko ode mnie, by spojrzeć na swojego chłopaka. Ten zakrył tylko twarz dłońmi (jedną zakrwawioną) i przyklęknął. Nie słyszałam płaczu, a gdy odsłonił twarz nie widziałam łez. A jednak niewyobrażalny ból, jaki ogarniał jego oczy był nie do przeoczenia. 
       - To moja wina - szepnął tylko, a ja nie wiedziałam jak zareagować. Czy to oznaczało koniec? Kolejna porcja łez przysłoniła mi mroczny świat. 

Through The DarkWhere stories live. Discover now