24. You give me fever...*

762 19 0
                                    

Uwaga, uwaga! Notka posiada sceny erotyczne!  Nie jest raczej odpowiednia dla osób poniżej 18r.ż. 
Reszcie życzymy miłego czytania! <3       


Kornelia


      Wściekłość. Byłam wściekła. Na siebie, na Milenę, na Harry’ego, a przede wszystkim na Louis’ego. Czułam, że nie powinnam dawać ponosić się negatywnym emocjom, a jednak nie potrafiłam tego powstrzymać. Dlaczego byłam zła na Milenę? Nie wiedziałam. Może to całokształt zaistniałej sytuacji sprawił, że wszystko dookoła wydawało mi się wrogie i odległe. 
Siedziałam właśnie w naszym pokoju hotelowym, rozglądając się za rzeczami, o których mogłam zapomnieć podczas pakowania. Harry ofiarował Milenie klucze do swojego mieszkania i właśnie przygotowywałyśmy się do wielkich przenosin. Ile to potrwa? Relacja tej dwójki była tak bardzo niestabilna, że obawiałam się rychłego zakończenia znajomości, któremu towarzyszyłyby głośne wojny i niepotrzebnie rzucone słowa. Obserwowałam teraz moją przyjaciółkę, jak, ze zmarszczonymi brwiami, wpychała wściekle do walizki stos niedbale złożonych koszulek. Rzecz niepodobna do zwykle dokładnej i skrupulatnej kobiety, jaką była. Zagryzłam policzek, czując, że to ja byłam powodem jej złego humoru, ale idiotyczna duma wciąż nie pozwalała mi się odezwać. Mimowolnie odwróciłam wzrok w stronę kosza na śmieci, w którym nadal leżała zniszczona koszula „ozdobiona”, teraz już czarnymi, plamami krwi. Minęły dwa dni, lecz ja wciąż nie potrafiłam się uspokoić. Wpadł na pręt... Gówno prawda.
Poczułam, że do oczu zaczęły cisnąć mi się łzy, więc potrząsnęłam głową i szarpnęłam wściekle za zamek walizki. Jakiś materiał wdarł się między jego ząbki, przez co nie byłam w stanie ruszyć nim nawet o centymetr. Krzyknęłam sfrustrowana i uderzyłam w walizkę płaską dłonią. Milena zlustrowała mnie oceniającym wzrokiem, po czym parsknęła śmiechem. Spojrzałam na nią, ciskając z oczu błyskawice. Podeszła spokojnym krokiem do mnie i bez jakiegokolwiek wysiłku wyciągnęła z zamka złośliwy skrawek. 
- Biciem biednej walizeczki nic nie wskórasz - powiedziała i pociągnęła lekko za plastik. Walizka zamknęła się posłusznie. 
- Spadaj. - rzuciłam obrażonym tonem i usiadłam na łóżku. Milena westchnęła ciężko a potem usadowiła się na miejscu obok i bez słowa przyciągnęła mnie do siebie, zamykając w mocnym uścisku. W pierwszej chwili próbowałam się wyrwać, ale nie dawała za wygraną. 
- Ile masz lat? - zapytała, jak gdyby nigdy nic. 
- Dwadzieścia pięć - odpowiedziałam, głosem stłumionym przez materiał jej koszuli. 
- A zachowujesz się jakbyś miała? 
- Dwadzieścia pięć. 
- Nie - odsunęła mnie od siebie nieznacznie i, z uniesioną brwią, spojrzała mi w oczy. - Zachowujesz się, jakbyś miała sześć - oznajmiła i pogroziła przed moim nosem palcem, jakbym rzeczywiście była sześcioletnią dziewczynką. Patrzyłam na nią przez chwilę uważnym wzrokiem, a potem wszystkie moje mięśnie się rozluźniły i chwyciłam kek dłoń w swoją. 
- Przepraszam... - szepnęłam, a jedna z łez opadła na mój policzek. Milena pokręciła gwałtownie głową i starła ją kciukiem. 
- Za dużo ostatnio beczysz - rzuciła mi porozumiewawcze spojrzenie, a mnie dopadło nagłe poczucie winy. - Nie myśl, że nie słyszałam cię w nocy. - dodała. 
Domyślałam się, że nie spała, gdy w nocy zanosiłam się cichym szlochem. Jej oddech był mniej spokojny niż zwykle. Słuchała. Sama nie wiedziałam dlaczego płakałam. Wmawiałam sobie, że w ten sposób mój organizm dawał ujście nerwom, które czułam w czasie tej przerażającej nocy. Nie byłam osobą, która rzucała przedmiotami o ścianę. Wszelkie silniejsze emocje doprowadzały mnie do płaczu, którego nie potrafiłam powstrzymać. Czułam się słaba, niczym dziecko, które nie wie jak, w logiczny sposób, poradzić sobie z zaistniałym problemem. Może rzeczywiście mentalnie byłam na poziomie sześciolatki? 
Podskoczyłam nagle, bo drzwi pokoju hotelowego uderzyły z hukiem o ścianę. W progu stanęli Harry i Lou, uśmiechając się w ten sam idiotyczny sposób. Nagle cała moja wściekłość spłynęła ze mnie niczym woda z piór kaczki. Świat przysłoniły mi błękitne oczy.
- Gotowe?! - wykrzyknął Tomlinson i wszedł dziarskim krokiem do środka. 
- Co ty tutaj robisz? - zapytałam zmartwiona, podbiegając szybko do niego i dotykając nieświadomie miejsca,w którym znajdowała się jego rana. Pod cienkim materiałem koszuli poczułam miękką fakturę bandaża. 
- Przyszliśmy pomóc przewieźć wasze rzeczy - odpowiedział, cmokając mnie szybko w nos. Ścisnęłam w napięciu jego ramię i przyjrzałam mu się uważnie. 
- Nie powinieneś leżeć? - spojrzał na mnie uspokajającym wzrokiem, po czym pogłaskał delikatnie po policzku. Chwyciłam jego dłoń w swoją i ucałowałam jej wnętrze. 
- Nonsens. Czuję się świetnie - mrugnął do mnie i pochylił się nieco, by cmoknąć mnie w czubek głowy. Powątpiewanie widoczne w moich oczach wywołało jego głośne westchnienie. - Naprawdę... - szepnął i położył swoje wargi na moich, a ja odruchowo odpowiedziałam na ten czuły gest. Choć uczucie, które ogarnęło mnie, gdy moje ciało zareagowało na bliskość Louis’ego było bardzo przyjemne, nie potrafiłam się na nim skupić. Nerwy wciąż wpływały znacząco na moje myśli. Przyłożyłam dłoń do policzka Louis’ego, próbując przekazać mu, że się martwię, a on zamknął oczy i pokręcił głową uśmiechnięty. 
- Ble... Znajdźcie se pokój - Harry zmarszczył nos w pełnym zdegustowaniu i machnął na nas ręką. 
- Tylko jeśli do nas dołączysz  - Lou uniósł uwodzicielsko brwi, co wywołało we mnie cień uśmiechu. Pierwszy od dwóch dni. - Hej, tego właśnie szukałem! Znajdzie się jeszcze trochę? - przyjrzał się mojej twarzy, jakby w niej czegoś szukał, a ja parsknęłam ironicznie, choć w głębi duszy była wdzięczna, że udało mu się mnie rozweselić. 
- Jeeest! - krzyknął niczym włoski komentator piłki nożnej. Harry przewrócił oczami i z cichym jękiem dźwignął na plecy moją torbę. Uderzył płaską dłonią rękę Louis’ego, która sięgała już po walizkę Mileny. Ten syknął i chwycił się za bolące miejsce. 
- No co? - zawołał z wyrzutem. 
       - Ty nic nie dźwigasz. Jeszcze nam tego brakowało, żeby te szwy ci drugi raz puściły - rzekł Styles i złapał za uchwyt uprzedniego celu Tomlinsona. 
- Więc co mam wnieść do samochodu? - Błękitnooki rozejrzał się wymownie po pomieszczeniu, załamując bezradnie ręce. Harry uśmiechnął się psotnie i podał Louis’emu moją malutką torebkę podręczną. Była tak drobna, że Styles trzymał uchwyt dwoma palcami. Milena parsknęła śmiechem, a Louis szarpnął za przedmiot, wbijając morderczy wzrok w swojego przyjaciela. 
- Trzeba się było słuchać poleceń doktora i nie wstawać z łóżka przed wyznaczonym terminem. Może byłbyś już dzisiaj zagojony - Harry wzruszył niedbale ramionami i wyszedł z pokoju z moją torbą na plecach, ciągnąc za sobą walizkę Mileny. Lou zwrócił swój wzrok ku mnie i uśmechnął się przebiegle. 
- Nie mogłem znieść perspektywy kolejnego dnia bez widoku tych boskich różowych włosów - puścił do mnie oczko, w wolną rękę porwał torebkę Mileny i ruszył za przyjacielem. 
Ponownie zostałyśmy w pokoju same, a Milena nie spuszczała ze mnie wzroku, uśmiechając się głupio. 
- Co? - warknęłam, czując co się zbliża. 
- Ledwo wszedł do środka, a ty rozpromieniałaś - powiedziała, mrużąc podejrzliwie oczy - jakbyś zupełnie zapomniała o ostatnich dwóch dniach. - dodała, krzyżując ręce na piersi. 
Prychnęłam pogardliwie, co wcale nie zabrzmiało przekonująco, i ruszyłam w stronę drzwi. 
       - Wciąż jestem na niego zła - oznajmiłam. 
       - Mmmhm - Milena poklepała mnie po ramieniu, wymijając w progu. Rzuciłam ostatnie spojrzenie na opustoszały i wysprzątany pokój, który był naszym domem przez ostatnie kilka tygodni, a potem zatrzasnęłam za sobą drzwi, wdzięczna, że nie będę musiała tu wracać. Przynajmniej przez jakiś czas...
       Zajęłyśmy z Mileną tylne siedzenie Maserati, obie rozglądając się nerwowo po okolicy, do której zabrał nas Harry. Louis pogwizdywał wesoło po jego lewej stronie, co jakiś czas przekręcając się w fotelu i puszczając mi oczko. Próbowałam pokazywać jak bardzo jestem zła, lecz za każdym razem nie mogłam powstrzymać cisnącego się na moje usta uśmiechu. Zacisnęłam zęby karcąc się w duchu za tę uległość, lecz nie zdążyłam wymyślić jej konsekwencji, bo Harry zatrzymał gwałtownie samochód. 
       Znaleźliśmy się pod bramą strzeżonego bogatego osiedla, którego apartamentowce posiadały kilkanaście pięter, a każde z nich było ozdobione długim balkonem, dzielonym nieprzezroczystymi szybami. Opuściłam pospiesznie pojazd i przyjrzałam się budynkom. Wyglądały na nowe. Zbudowane niedawno.Drogie. 
Harry... Nie stać nas na takie osiedle - usłyszałam za sobą drżący głos Mileny. Przytaknęłam niechętnie i odwróciłam się do niej powoli. Patrzyła na Stylesa smutnym wzrokiem. Ten podszedł do niej i przyciągnął do siebie, pozbywając się pocałunkiem jej ponurego wyrazu twarzy. 
- Tysiąc funtów miesięcznie - powiedział cicho, a ja wybałuszyłam oczy. 
- Mieszkania w tym kompleksie są warte co najmniej dziesięć - wykrzyknęłam, wskazując kciukiem za siebie. Louis opuścił powoli Maserati, łapiąc się za bok z cichym syknięciem, a potem wskazał palcem na budynek przed nami. 
- Gówno. Tak naprawdę to te apartamentowce są chujowe, a my podaliśmy wam narkotyk, żeby się wam wydawało, że są drogie i zajebiste - powiedział, opierając łokcie o dach samochodu. Zacmokałam z dezaprobatą na ten kiepski żart i oparłam dłonie na biodrach.
- Rozumiem, że tysiąc od każdej z osobna? - Milena mówiła powoli, ostrożnie dobierając słowa, bo Harry wciąż trzymał ją w swoich objęciach, z ustami zawieszonymi niebezpiecznie blisko jej szyi. 
- Razem - odpowiedział za niego Louis i, nie dając nam nawet czasu na odpowiedź, ruszył do bramy, na której znajdowała się dotykowa numeryczna tarcza. Wystukał odpowiedni kod i drzwiczki otworzyły się przy akompaniamencie cichego bzyczenia. Harry puścił Milenę, wsiadł pospiesznie do Maserati i wprowadził je na teren osiedla. Louis natomiast skinął na mnie i przyjaciółkę, i poprowadził nas na piechotę do odpowiedniej klatki. Ponownie wystukał kod na tarczy przymocowanej do masywnych drzwi, a potem zaprosił nas gestem do przestronnego, wyłożonego błyszczącymi, szarymi płytkami, korytarza. Na wprost od wejścia znajdowały się schody, a po naszej prawej stronie, winda, do której od razu nas skierował. Gdy wcisnęliśmy się do małego pomieszczenia, mężczyzna nadusił przycisk z numerem 14, a drzwi z cichym szumem zablokowały nam widok na korytarz. 
- Ostatnie piętro? - zapytałam zdziwiona. Louis pokiwał entuzjastycznie głową. 
- Penthouse - odparł, a w jego oczach pojawił się bliżej nieokreślony błysk. Zatkało mnie. Chciałam zaprotestować, poprosić, by odwieźli nas do hotelu, że nie stać nas na to. Ale przecież było nas stać. Harry „zażądał” tysiąca funtów. Z naszymi obecnymi zarobkami byłyśmy w stanie pozwolić sobie na taki wydatek. Zaczęłam nerwowo potrząsać kolanem, a gdy drzwi windy się rozsunęły, ukazując króciutki korytarz, z jedną parą drzwi, prawie upadłam, potykając się o własne nogi. Szłam powolnym krokiem za Louis’m, który wyciągnął klucze i otworzył śnieżnobiałe drzwi, ukazując nam widok na przestronne, jasne pomieszczenie, za którego oknami prezentowało się majestatyczne Tower Bridge. Wstrzymałam oddech wpatrując się w salon, na którego środku znajdowała się kanapa, dwa fotele i stolik do kawy, a za nim duży aneks kuchenny. Wszystko utrzymane było w bielach i szarościach. Naprzeciwko wejścia znajdował się taras widokowy, oddzielony od salonu oknami sięgającymi od podłogi do sufitu. Dwie pary białych drzwi usytuowane były naprzeciwko siebie, przy bocznych ścianach salonu. 

Through The DarkWhere stories live. Discover now