2.

3.1K 126 14
                                    

Wieczór spędziłam sama siedząc przy książkach w dawnym salonie. Nie wiem, kiedy Derek wrócił, ale obudziłam się w swoim pokoju. Gdy zeszłam na dół nikogo nie zastałam. Natknęłam się tylko na kartkę, w której ten napisał, że musiał coś załatwić. Byłam jak zwykle rozdarta. Z jednej strony czułam z jego strony brak zainteresowania, ale z drugiej ciężko mi jest go oceniać. Chronił mnie i Laurę na tyle, na ile mógł. Jednak kilku rzeczy nie mógł przemyśleć. Na przykład pominął fakt, że dziś jest pełnia.
W szkole głównym tematem był dobór do drużyny lacrosse, który odbywał się po lekcjach. Choć bardzo nie chciałam tam iść, wiedziałam, że Allison jakoś mnie tam zaciągnie. Tak też się stało, gdy spotkałyśmy się na trzeciej lekcji, czyli angielskim.
- Hej.- rzuciła siadając obok mnie.
- Cześć.- odpowiedziałam posyłając jej lekki uśmiech.
- Idziesz dzisiaj na dobór do drużyny?
- Nie wiem, a ty? Idziesz z Lydią?
- Akurat Lydii nie będzie. Musi wcześniej wrócić do domu i przygotować wszystko na imprezę.- wypaliła, po czym rzuciła mi zakłopotane spojrzenie.- Wybacz. Dzisiaj jest u niej impreza. Wpadniesz? Ja idę ze Scottem, ale możesz iść z nami.
- Jestem...zajęta.- powiedziałam. Impreza podczas pełni to zły pomysł, choć był jeszcze jeden powód. Nie lubię imprez.
- Rozumiem. A co do treningu, pójdziesz ze mną? Nie chcę iść sama.- mówiła błagalnym tonem.
- Chyba nie mam wyjścia.- stwierdziłam, na co ta uśmiechnęła się zwycięsko. Wyjęłam telefon i napisałam do Dereka przypominając mu o dzisiejszej pełni. Długo nie musiałam czekać na odpowiedź.

,,Dasz radę. Tylko zostań w domu. Postaram się wrócić jak najszybciej."-

odpisał. Westchnęłam zdając sobie sprawę, że to będzie ciężka noc. Po lekcjach wraz z ciemnowłosą koleżanką udałam się na trybuny. Obserwowałam, jak chętni do drużyny dzielą się na dwa zespoły, po czym zaczyna się mecz. W jednej z drużyn był Jackson, a w drugiej Scott. Drgnęłam widząc, jak ten pierwszy powala na ziemię drugiego. Po chwili McCall się podniósł i podszedł do linii środkowej, w której miał się zmierzyć z kapitanem. Odliczanie i... zabrał piłkę dziwiąc przy tym Jacksona. Patrzyłam nie mogąc uwierzyć w jego zwinność i szybkość. To niemożliwe, żeby zwykły człowiek tam umiał. No właśnie, zwykły.
Po chwili rozległy się okrzyki zachwytu na trybunach, gdy ten trafił do bramki bez większego wysiłku. Nagle zawołał go trener, a tłum częściowo ucichł.
- Co to miało być?- spytał trener, na co Scott się speszył.- Chcesz uprawiać gimnastykę?
- Nie.- odpowiedział zakłopotany.
- To o co chodzi?
- Chciałem strzelić gola.- wyjaśnił.
- Udało się. I wiesz co? Wchodzisz do pierwszego składu.- po tych słowach tłum znów oszalał, a chłopak wyglądał na szczęśliwego. Allison stała również wiwatując na cześć Scotta. Ja jednak siedziała i przyglądałam się jemu. Jest wilkołakiem? Dlaczego tego wczoraj nie wyczułam? Wtedy mój wzrok spoczął na jego przyjacielu, Stilesie, który również przyglądał się chłopakowi. Czy on wie? Czy w ogóle oni wiedzą, kim tak naprawdę jest Scott?

Po lekcjach poszłam po ulubione kremówki, po czym wróciłam do domu. O dziwo zastałam tam brata, który tłukł się w salonie.
- Derek? Co tu robisz?- spytam widząc go w pomieszczeniu.
- Mieszkam tu.- rzucił na odczepnego.
- Wiem, chodziło mi o to, że do wieczora miało cię nie być w domu.
- Wpadłem po coś. Jak się czujesz?- spytał zaskakując mnie tym pytaniem.
- W sensie?
- Czy coś czujesz? Księżyc wzejdzie za kilka godzin.
- A, o to ci chodzi. Na razie jest dobrze.- odpowiedziałam prawie szeptem, na co ten skierował się do wyjścia.
- Okej. Nie wiem, o której wrócę, bo mam coś na głowie, ale...
- A co dokładnie?- spytałam, na co ten się zatrzymał.- Często wychodzisz. Coś się...dzieje? Chodzi o Argentów?
- Skąd o nich wiesz?- powiedział lekko zdenerwowany.
- Allison Argent chodzi ze mną na angielski i pomyślałam, że jest jedną z tych Argentów.
- Owszem, dlatego trzymaj się od niej z daleka.
- Wie o nas?- spytałam, a mój głos lekko zadrżał wymawiając ostatnie słowo.
- Mam nadzieję, że nie, ale lepiej jej unikaj.- wyjaśnił, na co ja przytaknęłam.
- A co z...- urwałam widząc jego wyraz twarzy, który wskazywał, że nie chce więcej pytań.
- Dokończ.- rzucił łagodniej.
- Co z Laurą? Wiesz, gdzie jest? Gadałeś z nią?
- Nie, ale na pewno nic jej nie jest.- stwierdził bez emocji.- Uważaj na siebie.- dodał, po czym wyszedł. Zostałam sama. Jak zwykle. Tęskniłam za siostrą, choć i ta nie była zbyt rozmowna, to na pewno była lepszym rozmówcą od Dereka. Często wypytywała mnie o szkołę, przyjaciół i takie tam. Zazwyczaj unikałam tematu przyjaciół, których nie mam. Teraz mam jedną, której mam unikać. Moje życie powinno zapisać się w księdze rekordów Guinnessa. Już widzę ten nagłówek:
,,Najbardziej pechowe życie."

Poszłam do swojego pokoju, gdzie odpaliłam serial i zaczęłam jeść kremówki. Po czterech godzinach księżyc pojawił się na niebie, oświetlając spowity mrokiem las. Wpatrywałam się w niego, jak na największego wroga, którego omijałam z daleka. Nagle usłyszałam czyjś krzyk. Szybko się podniosłam podchodząc do okna. Zaczęłam nasłuchiwać, ale jedyne co usłyszałam to kroki. Obawiając się najgorszego wyskoczyłam przez okno, po czym pobiegłam w stronę, z której owy krzyk pochodził. Biegłam, aż ktoś złapał mnie w pasie i zakrył usta dłonią. Wzięłam głęboki oddech wpadając w panikę. Dopiero po chwili poczułam perfumy Dereka. Ten zaprowadził mnie za drzewo i gestem palca kazał być cicho. Kilka metrów dalej stała grupa łowców, a przed nimi...Scott, którego ręką była przebita przez strzałę, przez co był przyczepiony do drzewa. Patrzyłam na to z niepokojem, a gdy się odwróciłam zobaczyłam, że mój brat zniknął. Nagle jeden z łowców znalazł się kilka metrów od reszty. Potem kolejny uderzył głową o ziemię. Gdy ich szef zaczął się rozglądać, Derek wyrwał strzałę z ręki Scotta i razem pobiegli wgłąb drzew, a ja za nimi. W końcu Scott się zatrzymał opierając o jedno z drzew. Wtedy brat złapał mnie za ramiona.
- Co ty tu robisz?- spytał, ale w jego głosie nie wyczułam gniewu, a raczej niepokój spowodowany łowcami.
- Usłyszałam czyjś krzyk i...martwiłam się, że coś ci się stało.
- Wy się znacie?- odezwał się Scott, który dyszał ze zmęczenia lub zwykłego przepływu emocji.
- Jesteśmy rodzeństwem.- wyjaśniłam krótko, na co ten posłał mi pytające spojrzenie. Nie chciałam nic więcej mówić. I tak czułam, że zaraz zwariuję z nerwów. Pełnia, łowcy...to za dużo jak na jedną noc.
- Kim oni byli?- spytał nawiązując do ludzi, którzy go zaatakowali.
- Myśliwymi.- odezwał się teraz Derek podchodząc bliżej chłopaka.- Polują na takich jak my.
- Jak my? Chyba na takich jak wy.- rzucił chłopak, a jego serce biło szybciej niż normalnie. Oparłam się o drzewo powoli oddychając. Czułam, jak kilka chwil dzieli mnie od przemiany.- To wszystko twoja wina!
- Masz lepszy wzrok i słuch. Jesteś szybszy niż zwykły człowiek. Masz dar, za który wielu dałoby się zabić.
- Nie chcę.
- To się zmieni.- stwierdził Derek spoglądając na mnie. Patrząc w jego oczy odzyskałam kontrolę. Odzyskałam swoją kotwicę.- Nauczę cię kontrolować zmiany.- powiedział łapiąc go za ramię.- Od dziś jesteśmy braćmi.- dodał, po czym ruszył w stronę domu, a ja rzuciłam Scottowi krótkie spojrzenie, po czym poszłam za bratem.

Heeejka
Nowiutki rozdziałek dla was! Zachęcam do zostawienia gwiazdki i komentarza ♥️ napiszcie co myślicie o tej książce, każdy komentarz jest dla mnie ogromnym wsparciem i nauką

Live to be with you | Scott McCall Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz