Po kilku minutach Scott wrócił do biblioteki, a po nim wrócił Jackson i Harris, który od razu zaczął się pakować, co dało nam znak, że mamy iść do domu. Zaczęliśmy zbierać rzeczy, gdy mężczyzna zaczął się śmiać.
- O nie, ja idę, ale wy macie jeszcze do poukładania książki.- wyjaśnił wskazując na wózki pełne książek. Jęknęłam cicho. Bardzo chciałam już iść do domu, a jednak chemik lubił się bawić naszym kosztem. Opuścił bibliotekę, po czym my wzięliśmy się za układanie podręczników. Jednocześnie przekazaliśmy ze Stilesem informacje o rodzicach Jacksona Allison i Scottowi.
- Wyciągnięto go z martwej matki?- spytał Scott nie dowierzając w nasze słowa.
- Tak, za pomocą CC.- wyjaśnił Stiles, ale widząc minę przyjaciela dodał:- Cesarskiego cięcia.
- To ma sens.- stwierdziłam szeptem.- Ktoś doprowadził do wypadku rodziców Jacksona. Dlatego ten się poluje na morderców.
- Jackson poluje w swoim imieniu, czy tego, kto nim kieruje?
- Musimy mu o tym powiedzieć.- rzucił Scott, po czym wyszedł z zaułku i skręcił kilka metrów dalej wchodząc w zaułek między regałami. Nagle książki runęły na podłogę, a światło rozbrysło się z jednej z lamp. Biegiem udałam się do Scotta, który klęczał schowany za regałem. Obok niego leżał nieprzytomny Matt, a z jego karku leciała krew. Jackson go sparaliżował.
- Nic ci nie jest?- spytał mój chłopak wstając i łapiąc mnie za rękę.
- Nie, a tobie? Co to było?
- Jackson.- odpowiedział krótko, gdy w bibliotece rozległ się krzyk Erici. Wraz ze Scottem ruszyliśmy w jej stronę. Nagle za nami pojawił się Whittemore'a, na którego twarzy były łuski kanimy, a oczy żółte i wężowe. Jednym ruchem pchnął Scotta na wózek z książkami, na co ja cofnęłam się za regał, którym byli moi przyjaciele. Przestraszona wyciągnęłam swoje wilcze pazury gotowa, by walczyć, ale McCall szybko pojawił się zasłaniając jednocześnie swoim ciałem ludzkich przyjaciół. Patrzyliśmy jak częściowo przemieniony Jackson łapie za kredę i zaczyna coś pisać na pustej tablicy. Jego ruchy były podobne do marionetki, która robiła rzeczy bez żadnego oporu. Gdy chłopak przestał pisać wszyscy bezgłośnie przeczytaliśmy napis na tablicy. ,,Zejdźcie mi z drogi, albo was zabije." Po chwili kanima wyskoczyła przez okno, a my jeszcze chwilę tkwiliśmy w bezruchu. W końcu wstaliśmy, by podejść bliżej napisu. Strach odbierał mi mowę. Chciałam spytać o wiele rzeczy, na które zapewne nie otrzymała bym odpowiedzi, ale w tamtej chwili myślałam tylko o jednym. Muszę ochronić Scotta. Za wszelką cenę.
- Ludzie?- spytał Stiles klękając obok Erici, która zaczęła się trząść.- Chyba ma atak.
Wraz Allison poszłyśmy sprawdzić stan Matta, a chłopaki zajęli się Ericą.
- Żyje.- stwierdziła Argentówna, po sprawdzeniu pulsu chłopaka.
- Musimy wezwać karetkę.- wtrącił się Stiles, który przytrzymywał trzęsącą się blondynkę.
- Jak niby jej pomogą? Podadzą lek?- spytałam sarkastycznie.
- Masz inny pomysł?- odezwał się Scott, na co ja posłałam mu wymowną minę.
- Derek.- wyczytała mi jakby w myślach Erica.- Zabierzcie mnie do Dereka.- na te słowa chłopaki spojrzeli w naszą stronę, jakby oczekując słusznej odpowiedzi. Niestety, takiej nie było. Żadna z nas nie wiedziała, co robić.
- Zadzwonię do niego.- powiedziałam cicho, po czym wyciągnęłam telefon i wybrałam numer brata.
- Co jest?- spytał po drugiej stronie Hale.
- Jackson zaatakował Erice. Drasnął ją. Ma atak padaczki.- wyjaśniłam precyzyjnie.
- Przywieźcie ją do mnie. Wyśle ci adres.
- Za chwilę będziemy.- odpowiedziałam, po czym odłożyłam telefon.- Zabieramy ją do Dereka.
- A co z Mattem?- spytał Scott, a ja spojrzałam na Allison.
- Jedźcie, zajmę się nim.- rzuciła brunetka.
- Jesteś pewna? Może Stiles z tobą zostanie?
- Scott, dam radę. Z resztą Erica jest ważniejsza.- wyjaśniła Allison, na co ja przytaknęłam.
- Jakby co to dzwoń.- powiedziałam, po czym Scott wziął Erice na ręce i w czwórkę opuściliśmy bibliotekę.
Pojechaliśmy pod podany mi przez brata adres, czyli do jakiegoś starego dworca kolejowego. Derek przejął dziewczynę z rąk Scotta, po czym położył ją w jednym z pustych pociągów.
- Przytrzymaj ją.- rzucił do Stilesa, na co ten posłusznie mu pomógł. Stałam obok Scotta wpatrując się w słabą po ataku padaczki dziewczynę.
- Co z nią?- spytałam.- Umrze?
- Nie wykluczone.- odpowiedział krótko widocznie przerażony jej stanem.- To zaboli.- ostrzegł, po czym złapał jej rękę, a Erica krzyknęła z bólu. Odwróciłam wzrok nie mogąc patrząc na cierpienie znienawidzonej jak dotąd dla mnie osoby.
- Złamałeś jej rękę?- odezwał się spanikowany Stiles.
- To przyspieszy regenerację. Trzeba jeszcze usunąć jad.- wyjaśnił ściskając jej rękę przez co ta zaczęła krwawić, a Erica krzyczała niemiłosiernie. Znów odwróciłam wzrok, co zauważył Scott.
- Nic jej nie będzie.- wyszeptał mi w ucho. Nie rozumiałam dlaczego, ale martwiłam się o nią. Przecież ta jeszcze kilka dni temu niszczyła mnie psychicznie i podrywała Scotta, a teraz leżała na podłodze, krzycząc i krwawiąc.
- Stiles...- wyszeptała Erica, co sprawiło, że wróciłam do niej wzrokiem. Na podłodze było mnóstwo krwi, a rana po draśnięciu wyglądała nieciekawie.- Dobry z ciebie batman.- dodała, po czym osłabła z sił. Stiles dalej ją trzymał, jakby bojąc się, że coś się jej stanie.
- Scott.- odezwał się Derek podnosząc się z ziemi. Kiwnął głową dając mu znak, by ten poszedł za nim. Zrobiłam krok za bratem, jednak mój chłopak mnie powstrzymał.
- Zaraz wrócę.- rzucił, na co ja przytaknęłam i usiadłam na startym siedzeniu. Gdy ta dwójka opuściła wagon wyostrzyłam słuch, by zaspokoić swoją ciekawość i panować nad sytuacją. Nie chciałam, by ta dwójka pobiła się kilka metrów obok.
- Podsłuchujesz ich?- spytał Stiles, a słysząc jego głos rzuciłam mu gniewne spojrzenie. Chłopak uniósł ręce w geście poddania się i zamilkł. Wtedy znów skupiłam się na rozmowie dwóch najbliższych mi osób.
- Wiedziałeś kto jest kanimą.- powiedział Scott.
- Jackson.
- Erica, test...to wszystko miało tylko potwierdzić twoje przypuszczenia.- stwierdził brunet. Zapanowała chwila ciszy, po której znów usłyszałam głos Scotta.- Pomogę ci. Przyłącze się do twojego stada. Ale pod jednym warunkiem. Złapiemy Jacksona, a nie zabijemy.
- I co potem?- spytał Derek.
- Zrobimy to po mojemu.
- Czyli jak? Jest agresywny i niebezpieczny. Zabił już kilka osób oraz zaatakował Erice. Wytłumacz mi jak i dlaczego Jackson ją zaatakował?
- Byliśmy za kare po lekcjach w bibliotece. Jackson razem z nami.- stwierdził chłopak, a ja zamknęłam oczy czując, że padnie jedno pytanie ze strony mojego brata.
- Caroline też?- spytał, na co Scott ciężko westchnął.- Za co?
- To nie jej wina.
- Za co?- powtórzył Derek równie poważnie.
- Jackson się do niej przystawiał...chyba. Sam nie wiem.- powiedział smutno, po czym zrobił kilka kroków.- Słyszałem jej przyspieszony puls. Pobiegłem do męskiej szatni i zobaczyłem Caroline, a obok niej leżał nagi Jackson. Rzuciłem się na jego, byłem wściekły. Nie wiem, czy ją napastował, czy sama tego chciała.
- Caroline? I ten kretyn?
- Ostatnio chciał ją pocałować. Carol powiedziała mi o tym, ale...nie wiem. Może coś do niego czuje.- zastanowił się chłopak, a do oczu napłynęły mi łzy. Już chciałam wstać, pójść do niego i wszystko mu wyjaśnić, ale wtedy odezwał się mój brat.
- Znam Carol bardzo dobrze i wierz mi, że tacy kretyni nawet przez chwilę nie siedzą jej w głowie. Co innego tacy jak ty, bohaterowie całego świata.- rzucił sarkastycznie Derek. Uśmiechnęłam się mimowolnie słysząc to stwierdzenie. Fakt, Jackson mnie nie kręcił. W przeciwieństwie do Scotta, który działał na mnie jak magnes.- Więc nie myśl o Jacksonie jak o rywalu. Myśl o nim przez pryzmat tego, że jest mordercą i trzeba się nim zająć. Ale nie pod wpływem emocji, a z czystym umysłem. Poza tym widzę, że jesteś dla niej ważny.
- Myślałem, że mnie nie lubisz.
- Nie pochwalam waszego związku, bo ktoś z was ucierpi, ale po pożarze Carol zamknęła się w sobie. A ty ją otworzyłeś na świat, na przyjaciół. Dałeś jej to, czego ja nie umiałem jej dać. Poczucie bezpieczeństwa, miłości i szczęścia.
- Dałeś jej to. Kocha cię, choć wiele ma ci za złe.- wypalił Scott, a ja spojrzałam za okno, gdzie ci stali.- I nie zranie jej. Nigdy.
- Jeszcze się przekonamy.- powiedział Derek, po czym spojrzał w moją stronę. Pewnie domyślił się, że ich podsłuchuje. Nie mniej rozmowa się zakończyła. A gdy mój brat wyszedł na zewnątrz, ja podeszłam do Scotta, który siedział na jakimś pudełku wpatrzony w podłogę. Zauważył mnie dopiero, gdy stanęłam przed nim, ale nie zdążył nic powiedzieć, bo pocałowałam go namiętnie w usta. Chłopak był trochę zdziwiony, ale nie przerwał pocałunku. Po chwili oderwaliśmy się od siebie, a ja usiadłam mu na kolanie.
- Za co to?- spytał gładząc mi policzek.
- Za to, że jesteś.- odpowiedziałam szczerze, na co ten się uśmiechnął. Nie próbowałam mu nawet nic tłumaczyć. Po prostu chciałam go pocałować.Heeejka
Czy tylko ja mam jutro wolne??? Ale się cieszę, choć będę cały dzień się uczyć z lektur i takich tam 😬😕
Napiszcie jak wam się podobał nowy rozdziałek i zostawcie gwiazdkę⭐✨
![](https://img.wattpad.com/cover/233861156-288-k768747.jpg)
CZYTASZ
Live to be with you | Scott McCall
Werewolf𝐽𝑒𝑑𝑛𝑎 𝑜𝑠𝑜𝑏𝑎. 𝐶𝑧𝑦 𝑗𝑒𝑑𝑛𝑎 𝑜𝑠𝑜𝑏𝑎 𝑚𝑜𝑧̇𝑒 𝑡𝑎𝑘 𝑑𝑢𝑧̇𝑜 𝑧𝑚𝑖𝑒𝑛𝑖𝑐́? 𝐶𝑧𝑦 𝑚𝑜𝑧̇𝑒 𝑘𝑜𝑔𝑜𝑠́ 𝑧𝑚𝑖𝑒𝑛𝑖𝑐́? 𝑊 𝑜𝑏𝑙𝑖𝑐𝑧𝑢 𝑡𝑟𝑎𝑔𝑒𝑑𝑖𝑖 𝐶𝑎𝑟𝑜𝑙𝑖𝑛𝑒 𝐻𝑎𝑙𝑒 𝑡𝑟𝑎𝑐𝑖 𝑤𝑠𝑧𝑦𝑠𝑡𝑘𝑜. 𝑅𝑜𝑑𝑧𝑖𝑛𝑒̨...