*Scott
Siedziałem w kuchni rozmawiając przez telefon ze Stilesem, gdy usłyszałem dzwonek do drzwi. Minął rok od wyjazdu Caroli. Ciężki rok. Straciliśmy Allison, Aidena i prawie straciliśmy Stilesa. Na szczęście to ostatnie udało nam się zatrzymać. Poznałem też Kire. Nie jest ani trochę podobna do mojej byłej dziewczyny i czasem jest to kłopotliwe. Caroline rozumiała mnie bez słów. Umiała dostrzec, co czuję, a Kira nie. Ale kochałem ją, a przynajmniej to sobie wmawiałem. Wspierała mnie przez ten rok i była przy mnie, gdy Allison odeszła.
Podszedłem do drzwi, a kiedy je otworzyłem zamarłem w szoku.
- Caroline?- spytałem widząc dziewczynę w progu moich drzwi. Jej jasne włosy całkowicie mnie zmyliły. Gdy ostatni raz ją widziałem, miała ciemne i długie włosy, które często wplątywały się w moje palce. Teraz miała je krótsze i blond. Pasowały jej, choć dla mnie zawsze miała zostać brunetką z wypisanym w oczach nazwisku Hale. Oprócz włosów i zmienionego stylu ubierania nie zmieniła się ani trochę. Ten sam słodki uśmiech, to samo bystre i pewne siebie spojrzenie, które towarzyszyło każdemu w ich rodzinie.
- Cześć Scott.- powiedziała niepewnym głosem. Nie widziałem jej rok. Cały cholerny rok. Zdążyłem już zapomnieć jak to jest czuć na sobie jej spojrzenie, dotykać jej dłoni lub ją całować. Jakby nasza miłość była z innego życia. Jakby minęły wieki.
Staliśmy w niezręcznej ciszy, którą ta przerwała lekkim uśmiechem, a ja wypuściłem przetrzymywane powietrze z płuc. Carol przygryzła wargę, po czym rzuciła mi się na szyję, co bez zastanowienia odwzajemniłem obejmując ją w talii. Zapach jej perfum przypominał mi o bolesnej w konsekwencjach dla naszej dwójki przyszłości, ale i o wspaniałych chwilach, gdy ta była blisko mnie.
- Co tu robisz? Mówiłaś, że...
- Wiem.- urwała cofając się do tyłu, by spojrzeć mi w oczy.- Długa historia.
- Opowiesz mi ją?- spytałem, na co ta przytaknęła, a ja zaprosiłem ją do znanego jej dobrze domu.- Więc? Jak było w Południowej Ameryce?
- Nudno. Zero łowców i niebezpieczeństwa.
- Nie namierzyli was?- rzuciłem zdziwiony, a ta wzruszyła ramionami siadając przy stole.- Może to przez tą fryzurę.- stwierdziłem, co wywołało uśmiech na twarzy Caroline.
- Taki... kamuflaż.- wyjaśniła zakładając kosmyk włosów za ucho.
- Szczerze? Nie pasują ci.- wypaliłem, a ta prychnęła.- Serio. Hale w jasnych włosach to tak jakbym ja nie był wilkołakiem.
- Wezmę to za komplement.- rzuciła, na co tym razem ja prychnąłem.- A co u reszty? Lydia jest ze Stilesem? Co u Allison?- spytała, a mnie zamurowało, co nie umknęło jej uwadze.- Co?
- Derek ci nie mówił? Myślałem, że...
- Scott?- spytała nerwowo. Do oczu napłynęły mi łzy, które z całych sił chciałem ukryć.
- Allison nie żyje.- odpowiedziałem, jednak ta nic nie odpowiedziała będąc w szoku. Jej wzrok utkwił w moich oczach jakby chcąc wykryć słaby żart lub kłamstwo. Niestety nie znalazła w nich ani jego grama.
- Jak?- spytała po chwili miarę spokojnym głosem.
- Zabił ją jeden z Oni. Chciała nas uratować, jak zawsze. Niestety nie mogłem, nie zdążyłem...- urwałem zamykając oczy. Gdy je otworzyłem zobaczyłem ból, który ta sprawnie w sobie ukrywała. Złapałem ją niepewnie za rękę, a ta położyła głowę na moje ramię. Mając ją przy sobie odprężyłem się. Całkowicie zapomniałem o całym świecie. Nie było jej rok, a teraz wróciła. Czy to coś zmieniło? Wszystko.
Gdy emocje opadły pojechaliśmy do jej starego loftu, gdzie zebraliśmy się całym stadem wraz z jego nowymi członkami.*Caroline
Tęskniłam za nimi. Bardzo. Ostatnie miesiące były dla mnie trudne. Wraz z Derekiem i Corą zamieszkaliśmy w nowym mieszkaniu na południu. Nie żeby było mi tam źle, bo miałam przy sobie bliskich, ale czułam się wewnętrznie pusta, samotna. Jakiś czas temu Derek wrócił do Beacon Hills, ale od tamtego czasu się nie odezwał. Zaniepokojona postanowiłam tu wrócić. Nie ze względu na przyjaciół, a na brata. To dziwne miasto i wiedziałam, że musiało się coś stać. Nie ukrywam, że bardzo się cieszyłam mogąc znów spotkać przyjaciół....i oczywiście Scotta. Nic się nie zmienił. Dalej był tym odważnym, skromnym i przystojnym chłopakiem, w którym się zakochałam. Cóż, zmieniło się tylko jedno, o czym dowiedziałam się w lofcie.
Patrzyłam jak przez drzwi loftu wchodzi Stiles, Lydia oraz dwie nieznane mi dziewczyny - azjatka i brunetka, która trzymała Stilesa za rękę. Widok dość nietypowy, ale cieszyłam się, że ten w końcu ma dziewczynę.
- Boże, Caroline?!- krzyknęła Lydia, po czym objęła mnie mocno za szyję. Odwzajemniłam uścisk jedynej przyjaciółki, która mi została. Następnie podeszłam do Stilesa, który również mnie objął.
- Fajna fryzura.- rzucił, a ja posłałam mu lekki uśmiech.
- Kim ona jest?- spytała dziewczyna Stilesa, na co chłopaki się spięli.
- Caroline Hale. Siostra Derka.- wyjaśnił brunet, a w odpowiedzi podnosiłam rękę.
- Hej.- rzuciła niepewnie.
- Caroline, to moją dziewczyna Malia. A tamta to Kira.- dodał wskazując na Azjatke, która uśmiechnęła się szeroko podchodząc do Scotta i łapiąc go za rękę. Czy to...?Czy on i ona...? Wzrok Scotta dał mi to do zrozumienia. Wyglądał na zdezorientowanego i zawstydzonego całą sytuacją. Tak, była jego dziewczyną. Jak się z tym czułam? Z jednej strony byłam wściekła, że przez rok ten znalazł sobie nową, ale z drugiej sama kazałam mu żyć dalej, nie czekać na mnie. Cieszyłam się, że ten nie rozpaczał, a odnalazł się w nowej rzeczywistości, zwłaszcza po śmierci Allison.
- Widać, że stado się rozwinęło.- odpowiedziałam ze sztucznym uśmiechem.
- Ciebie i Allison nikt nie zastąpi.- rzuciła Lydia.
- Szkoda, że nie mogłam być przy niej, gdy...- urwałam spuszczając wzrok.- Nie ważne. Przyjechałam tu, bo Derek się nie odzywa.
- Przyjechałaś szukać brata?- spytała zdziwiona Malia.
- Wiedziałam, że jeśli tu wróci to znów się w coś wpakuje. Mam nadzieję, że coś o tym wiecie.
- Nie za bardzo.- odpowiedział Scott poważnym tonem.
- Nie kontaktował się z wami?
- Kontaktował, ale od jakiegoś czasu nie mamy z nim kontaktu.- wyjaśnił Stiles, na co ja spojrzałam na nich wymownie, czego nie zrozumiały nowe członkinie.
- O co chodzi?- spytała Malia, która wyglądała na zdenerwowaną, że nie jest wtajemniczona.
- Gdy Derek znikał, to zazwyczaj nie zwiastowało niczego dobrego.- wyjaśnił Scott.
- Caroline?- spytała Lydia wskazując na biurko, które dalej stało pod oknem. Podeszłam do niego, a za mną ruszyła cała grupa. Na drewnianym biurku leżał nabój z symbolem czaszki.
- Został porwany.- rzuciłam.
Owy symbol nic mi nie mówił, ale udało nam się po chwili ustalić, że należy on do meksykańskich łowców - Calaveras. Postanowiliśmy więc ich odwiedzić.Heeeej
Wiem, że jesteście na mnie źli za wczorajszy rozdział😂😂😂, ale spokojnie...książka trwa, a akcja będzie dalej się rozwijać ♥️ miłego dnia
![](https://img.wattpad.com/cover/233861156-288-k768747.jpg)
CZYTASZ
Live to be with you | Scott McCall
Werewolf𝐽𝑒𝑑𝑛𝑎 𝑜𝑠𝑜𝑏𝑎. 𝐶𝑧𝑦 𝑗𝑒𝑑𝑛𝑎 𝑜𝑠𝑜𝑏𝑎 𝑚𝑜𝑧̇𝑒 𝑡𝑎𝑘 𝑑𝑢𝑧̇𝑜 𝑧𝑚𝑖𝑒𝑛𝑖𝑐́? 𝐶𝑧𝑦 𝑚𝑜𝑧̇𝑒 𝑘𝑜𝑔𝑜𝑠́ 𝑧𝑚𝑖𝑒𝑛𝑖𝑐́? 𝑊 𝑜𝑏𝑙𝑖𝑐𝑧𝑢 𝑡𝑟𝑎𝑔𝑒𝑑𝑖𝑖 𝐶𝑎𝑟𝑜𝑙𝑖𝑛𝑒 𝐻𝑎𝑙𝑒 𝑡𝑟𝑎𝑐𝑖 𝑤𝑠𝑧𝑦𝑠𝑡𝑘𝑜. 𝑅𝑜𝑑𝑧𝑖𝑛𝑒̨...