- Jesteś gotowa?- spytał Jennifer Deucalion składając swoją laske. Z kolei kobieta wyglądała na wściekłą.- Zabrałaś ziółka, pomodliłaś się do bogów, a może poderżnęłaś jakiemuś dziecku gardło. Pokażmy im, dlaczego musiała złożyć w ofierze dziewięć osób.- powiedział zmieniając się w wilkołaka.- A może już dwanaście?- spytał, po czym rzucił się z pazurami na kobietę, a w jej obronie stanął mój brat, którego oczy świeciły już na niebiesko. Deucalion nie dał mu satysfakcji i sprawnie go obezwładnił. Wtedy Jennifer uderzyła w niego swoim polem mocy, ale to nawet nie ruszyli mężczyzną. Za to nas zaskoczyło. Deucalion złapał oboje za szyję, po czym podniósł ich do góry. Odwróciłam wzrok nie mogąc na to patrzeć. Po chwili Jennifer wylądowała na podłodze, a Derek ponowił atak. Bezskutecznie. Jennifer podbiegła i... Deucalion powalił ją znów na podłogę. Spojrzałam na leżącego obok nas Dereka, do którego podbiegłam mimo silnej woli pozostania na miejscu. Złapałam go za ramię obserwując, jak ten pluje krwią. Wtedy ślepy wilkołak chwycił kobietę za kark i zaprowadził do Scotta.
- Zabij ją.- nakazał chłopakowi.- Zrób to.
- Scott, nie rób tego.- odezwałam się, na co mężczyzna rzucił mi gniewne spojrzenie, które w tamtej chwili mną nie ruszyło.- Nie jesteś taki...- zaczęłam, gdy Deucalion ryknął, a Scott upadł na ziemię zmuszony do przemiany. Chciałam wstać, gdy Derek przytrzymał mnie za nadgarstek.
- W tej chwili. Wasi rodzice umierają, rozpętała burze i chciała zabić twoją dziewczynę. Zabij ją.- nakazał znów, a ja pokiwałam głową przerażona.- Skończ z nią raz na zawsze.
- Na mnie się nie skończy.- odezwała się Jennifer.- Każe ci zabić wszystkich, których kochasz.
- Twoja mama i rodzice twoich przyjaciół umierają. Zabij ją i koszmar się skończy. Zmień się w alfę. Stań się mordercą.
- Jeszcze żyją.- odezwał się Scott.
- A kto ich ocali? Twoi przyjaciele?- spytał alfa, na co mój chłopak wstał z ziemi.
- Moje stado.- poprawił go, a jego oczy się zaświeciły. Wtedy Deucalion podszedł do Scotta i złapał go za kark oraz rękę ukazując jego pazury.
- Może potrzebujesz zachęty?- spytał ciągnąc go do pani Blake.
- Zapomniałem ci powiedzieć, co zdradził mi Gerard.- powiedział nagle Scott.- Deucalion nie zawsze jest ślepy.- rzucił, po czym wyciągnął z kieszeni groty Argentów, które rozbłysły się na podłodze oślepiając nas wszystkich. Wtedy poczuliśmy jak tracimy siły, a do destylarni wpadało pomarańczowe światło księżyca, który się zaćmił. Straciliśmy całą moc.
- Zaczęło się zaćmienie.- zauważył zdezorientowany Deucalion. Wszyscy stali na swoim miejscu.... oprócz Jennifer, która jako jedyna miała z nas swoją moc. Co więcej, była jeszcze silniejsza.
- O nie.- wyszeptał Scott patrząc na wyjście z destylarni. Kobieta zaczęła iść w naszą stronę w swojej prawdziwej postaci. Rzuciła Scottem o ścianę, a my z Derekiem schowaliśmy się za jedną z maszyn destylacyjnych. Jennifer przewróciła Deucaliona, po czym złapała go za włosy i zaczęła uderzać jego głową o podłogę. Ten krwawił, a ta nie zamierzała przestać. Wtedy z kryjówki wyszedł mój brat.
- Jennifer.- powiedział do kobiety, którą jeszcze kilka dnie temu kochał. Ta przestała znęcać się nad alfą i spojrzała na Dereka.- On nie wie.
- Czego?- spytała nie swoim głosem.
- Jak naprawdę wyglądasz. Wie, jaką cenę zapłaciła Kali, ale nie wie, co ty straciłaś.- wyjaśnił, na co ta kucnęła przy mężczyźnie przykładając dłoń do jego oczu. Po chwili ten zaczął krzyczeć, a jego oczy się leczyć. Gdy zabrała dłoń, ten miał normalne, widzące oczy, które nie spoglądały na kobietę.
- Odwróć się.- powiedziała do niego.- Zrób to!- powtórzyła, na co ten obrócił głowę patrząc na jej szpetną twarz. Kobieta po chwili odzyskała ludzką postać, zamachnęła się i już chciała go zabić, gdy opadła z sił. Derek podszedł do niej, by ją złapać.- Co się dzieje?- spytała.
- Uzdrowienie go odebrało ci siły. Przynajmniej na kilka minut.- wyjaśnił jej Derek.
- Zabij go.
- Nie.- powiedział zdecydowanie mój brat, na co ta się zdziwiła.
- Co?
- Mama powtarzała, że jestem drapieżnikiem...- urwał spoglądając na mnie.- Ale nie mordercą.- dokończył łapiąc kobietę za szyję.- Wypuść ich.- nakazał, a ta widocznie odzyskała siły, bo rzuciła nim na kartony. Widząc jak atakuje go, wybiegłam z kryjówki i rzuciłam się na kobietę, mimo braku mocy. Ta jednak szybko mnie obezwładniła i powaliła na ziemię, co sprawiło, że nie mogłam przez chwilę złapać oddechu. Wtedy ta Derek wstał bezskutecznie atakując Blake. Uderzała nim o ścianę, gdy poczułam jakby ulgę i siłę. Koniec zaćmienia.
- Minął kwadrans.- wyjaśnił Derek odpychając ją od siebie. Już chcieliśmy z chłopakami do niej podejść, gdy ta otoczyła się popiołem górskim.
- Ostrzegałam. Ty, albo rodzice. Będę musiała ich zabić. Za parę minut zginą, a ja z łatwością pokonam demonicznego wilkołaka.- powiedziała Jennifer, na co Scott wyciągnął dłonie na granicę popiołu. - Już raz próbowałeś. Bez efektu.- stwierdziła, jednak ten się nie zraził. Zaczął pchać barierę, a jego oczy się zaświeciły. Patrzyłam zszokowana na to, jak ten pokonuje ograniczenia. Wszyscy patrzyliśmy na to z niedowierzaniem. Nagle jego oczy zmieniły kolor na czerwony, a ja uśmiechnęłam się pod nosem. Po chwili bariera pękła, a kobieta upadła na podłogę.- Jak to zrobiłeś?- spytała.
- Stałem się alfą.- wyjaśnił. Widziałam na jej twarzy strach i zaszokowanie.- Zatrzymaj burze, albo cię zabije. Nie ważne, że zmieni mi się kolor oczu.
- Mój się nie zmieni.- odezwał się Deucalion, który podbiegł do kobiety i poderżnął jej gardło. Było to tak szybko, tak niespodziewanie, że wszyscy staliśmy sparaliżowani. Nagle burza ustała, a Scott zadzwonił do Stilesa.
- Hej, żyjecie?- spytał przyjaciela.
- Tak, wszyscy. A wy?
- Powiedzmy.
- Przyjdziecie po nas?
- Jasne.- odpowiedział Scott, na co ten drugi się zastanowił.
- Weźcie drabinę.- wypalił, po czym się rozłączyli. Podeszliśmy wszyscy do Deucaliona, który najwidoczniej spodziewał się śmierci.
- Moja mama mówiła, że miałeś wizję.- powiedział Derek.- Wierzymy, że znów możesz być sobą.
- Ale jeśli nie, to wzrok ci nie pomoże. Nie zauważysz, kiedy po ciebie przyjdziemy.- dodał Scott, po czym złapał mnie za rękę, obróciliśmy się i skierowaliśmy do nemetonu.Zeszłam ze schodów zauważając rodzeństwo przy biurku, na którym były torby.
- Co robicie?- spytałam zdziwiona, gdy Derek zapinał do końca torbę z ubraniami.- Znów się wyprowadzamy?
- Nie tylko.- rzucił podchodząc do mnie.- Chcemy wyjechać.
- Co?- spytałam zdziwiona oglądając się na siedzącą na kanapie Core.- Chyba żartujecie.
- Chcemy zaczął od nowa w miejscu, gdzie nikt nas nie zna. To nasza szansa.- wyjaśniła.
- A co z moimi przyjaciółmi? Co ze Scottem?- wypaliłam patrząc wymownie na brata. Nie mogłam go tu zostawić i wyjechać. Jak mogłabym bez niego żyć?
- Nie oczekuje, że z nami podejdziesz. Jeśli zdecydujesz się tu zostać, to to zrozumiem.- powiedział Derek, na co ja otworzyłam usta. Byłam w szoku. Miałam wybierać?
- A wy? Dokąd pojedziecie?
- Do Ameryki Południowej.- odpowiedziała Cora wstając z kanapy i podchodząc do nas.- Już tam byłam. Sporo stąd, mało pytań. Znajdziemy jakieś stado, do którego się dołączymy. Zaczniemy od nowa.
- To...- zaczęłam spuszczając głowę.- To świetny plan.
- Carol, przemyśl to. Jeśli tu zostaniesz, to wciąż będziesz walczyć, bronić bezbronnych i ratować tyłki reszcie. Tam będziemy mogli być sobą. Robić co chcemy, żyć jak chcemy.- wyjaśniła moja siostra patrząc mi w oczy. W jej zobaczyłam desperację. Wiedziałam, że ma rację i chciałam tego. Bardzo. Ale jak mogłabym zapomnieć o Scott'cie, Stilesie, Lydi, albo Allison? Przede wszystkim jak mogłabym zapomnieć o moim chłopaku? Miałabym z nim zerwać i wyjechać na inny kontynent? Znaleźć innego? Przecież tylko przy nim jestem taka szczęśliwa, taka spełniona.
- Wyjeżdżamy w sobotę.- oznajmił Derek opierając się o biurko.- Masz jeszcze czas, żeby to przemyśleć.- dodał wychodząc z domu, na co ja przytaknęłam gestem głowy. Spojrzałam przez okno pilnie poszukując tam odpowiedzi.Zabijecje mnie, wiem to 😂 ale jak myślicie? Caroline wyjedzie? A może znów postanowi zostać, jak to miało miejsce po śmierci Petera? Piszcie koniecznie swoje teorie...na priv!
CZYTASZ
Live to be with you | Scott McCall
Про оборотней𝐽𝑒𝑑𝑛𝑎 𝑜𝑠𝑜𝑏𝑎. 𝐶𝑧𝑦 𝑗𝑒𝑑𝑛𝑎 𝑜𝑠𝑜𝑏𝑎 𝑚𝑜𝑧̇𝑒 𝑡𝑎𝑘 𝑑𝑢𝑧̇𝑜 𝑧𝑚𝑖𝑒𝑛𝑖𝑐́? 𝐶𝑧𝑦 𝑚𝑜𝑧̇𝑒 𝑘𝑜𝑔𝑜𝑠́ 𝑧𝑚𝑖𝑒𝑛𝑖𝑐́? 𝑊 𝑜𝑏𝑙𝑖𝑐𝑧𝑢 𝑡𝑟𝑎𝑔𝑒𝑑𝑖𝑖 𝐶𝑎𝑟𝑜𝑙𝑖𝑛𝑒 𝐻𝑎𝑙𝑒 𝑡𝑟𝑎𝑐𝑖 𝑤𝑠𝑧𝑦𝑠𝑡𝑘𝑜. 𝑅𝑜𝑑𝑧𝑖𝑛𝑒̨...