19.

1.7K 81 11
                                    

Po kilku godzinach spaceru po lesie postanowiłam wrócić do domu. Był on pusty, a to sprawiało, że czułam się jeszcze bardziej samotna. Niepewnym krokiem weszłam do starego pokoju Dereka, który w połowie jest spalony przez pożar. Wdychałam powietrze znajdujące się w pomieszczeniu. Wciąż czułam pot i perfumy brata, który przecież umarł przed szkołą. Podeszłam do piłki do koszykówki, która leżała na jego półce. Kiedyś, gdy jeszcze chodził do liceum grał w kosza. Był tak dobry jak Scott jest dobry w lacrosse. Uśmiechnęłam się biorąc ją do ręki. Była zakurzona, bo Derek od dawna jej nie używał, a mi zabraniał się nią bawić. Odbiłam ją raz od podłogi. Później kolejne kilka razy, a dźwięk piłki uderzającej i twardą powierzchnię dodawał życia temu domowi. Zatrzymałam ją w dłoniach zamykając tym samym oczy. Czułam, jak łzy spływają mi po policzkach.
- Ile mam ci mówić, żebyś nie dotykała moich rzeczy?- odezwał się dobrze znany mi głos, który przecież ucichł na wieki. Otworzyłam oczy myśląc, że to jakiś łowcą...przecież Derek nie żyje. Obróciłam się do drzwi, a tam stał oparty o ścianę mój brat. Stałam nie dowierzając. Musiałam wyglądać jak idiotka, ale nie mogłam oderwać od niego oczu, a na gardło cisnęło mi się tyle pytań, że ostatecznie nie powiedziałam nic.- Chodź tu.- wyszeptał wyciągając ręce w moją stronę. Rzuciłam piłkę na bok i wbiegłam w jego ramiona. Ten zaczął gładzić moją głowę pozwalając, by emocje trochę opadły. Cały czas miałam wrażenie, że śnie, albo co gorsza, że zwariowałam. Ale czułam jego dotyk, jego perfumy i krew, która była na jego koszulce. Po chwili odsunęłam się od niego by spojrzeć w jego oczy. To był on. To był Derek.
- Przecież...ty nie...- jąkałam się, ale ten tylko pokiwał głową.
- Nie tak łatwo się mnie pozbyć.- stwierdził.- Długi zajęło mi wyleczenie się, ale jestem tu. Żyje.
- Myślałam, że...że cię więcej nie...- mówiłam dalej będąc w szoku.- Nigdy tak nie rób. Błagam cię. Ja nie mogę cię stracić.
- Nigdy cię nie zostawię.- powiedział i nawet zdobył się na lekki uśmiech, co u Dereka było naprawdę rzadkością.- Jak uciekliście ze szkoły?- spytał w końcu, a ja zdałam sobie sprawę, że musi o czymś wiedzieć.

- Że co? Co, żeście powiedzieli policji?- spytał nievdowierzając.
- Że ty jesteś mordercą.- wyjaśniłam kolejny raz niepewnym głosem.
- Co wam strzeliło do głowy?!
- Myśleliśmy, że nie żyjesz. Z resztą co mieliśmy zrobić? Powiedzieć o Alfie?
- Oczywiście, że nie. Mogliście powiedzieć, że nie wiecie kto was goni i dlaczego.
- Allison by nam nie uwierzyła, a od niej dowiedzieliby się łowcy, a ci wiedzieliby o Scott'cie.- wyjaśniłam na jednym wdechu.
- O tobie już wiedzą. Źle zrobiliśmy wysyłając cię do szkoły. Powinnaś stąd uciekać. Póki możesz.
- Niby dokąd?
- Do Ameryki Południowej.- odpowiedział bez zastanowienia.
- Postanowiłeś już, prawda?- spytałam, a ten spuścił głowę wydychając zalegające w płucach powietrze.- Nigdzie się nie wybieram.
- Mam cię chronić. Matka...
- Zawsze powtarzała, że nasza rodzina chroni Beacon Hills! A ty nie możesz wpakować mnie do samolotu! To mój dom i nie wyjadę!- wykrzyczałam, po czym poszłam do swojego pokoju. Było koło czwartej w nocy, więc postanowiłam przed chociaż kilka godzin się zdrzemnąć.
Rano byłam niewyspana, ale musiałam pójść do szkoły i powiedzieć chłopakom, że Derek żyje. Byłam pewna, że ci ucieszą się z jego obecności. W końcu pomoże nam z alfą. W kuchni natknęłam się na brata, który widocznie czekał, aż zejdę na dół.
- Masz rację. Nie mogę od ciebie żądać być wyjechała.- stwierdził jakby poddając się moim argumentom.- Ale uważaj na siebie i odetnij się od sprawy z alfą.
- Nie mogę. Alfa chciał zabić mnie i moich przyjaciół. Muszę się dowiedzieć kim jest i zrobić wszystko, by nikt więcej nie ucierpiał.- wyjaśniłam otwierając drzwi.
W szkole podeszła do mnie Allison, która była bardzo zdenerwowana. Dopiero w sali odpowiedziała mi, że zakazała Scottowi kontaktowania się z nią, bo mu nie ufa. Gdy jej słuchałam myślałam o tym, co czuje teraz Scott. Zwłaszcza, że tej nocy miała być pełnia. Na szczęście ten szybko wszedł do sali i stanął przed dziewczyną.
- Możemy porozmawiać?- spytał jako jedyny stojący.
- Nie.- odpowiedziała krótko Allison, a ja posłałam jej wkurzone spojrzenie. Gdyby widziała to, co wiemy my... Ciekawe co by zrobiła. Może by się od nas odcięła? Albo jak jej bliscy próbowałaby nas zabić?
- Allison...- zaczął Scott, ale przerwał mu nauczyciel.
- McCall siadaj na miejsce.- na te słowa zrezygnowany chłopak usiadł w ławce za mną. Nauczyciel rozdał nam sprawdziany i wszyscy przystąpiliśmy do rozwiązywania zadań. Słyszałam jak serce Scotta bije. Był zdenerwowany. I to bardzo. Nagle wybiegł z klasy, a ja bez zastanowienia wybiegłam za nim. Nauczyciel próbował nas zatrzymać, ale ja go zlekceważyłam. W tamtej chwili ważny był Scott. Widziałam, że ten wszedł do męskiej szatni. Zawahałam się chwilę, ale ostatecznie weszłam do środka, po czym usłyszałam wodę lecącą z prysznica. Podeszłam tam i zobaczyłam Scotta, który dusił się pod zimną wodą.
- Scott?- spytałam podchodząc do chłopaka, który dopiero teraz zwrócił na mnie uwagę.
- Mam...atak astmy.
- Nie możesz mieć atak astmy. Jesteś wilkołakiem.- wyjaśniłam, po czym wpadło mi coś do głowy.- Masz atak paniki.
- Ciekawe czemu?- rzucił sarkastycznie.- Dziś pełnia. Dodatkowo Allison ze mną zerwała, a Derek nie żyje i to moja wina.- mówił spanikowany.
- Derek żyje.- stwierdziłam patrząc mu w oczy.
- Co?- spytał zdziwiony.
- Żyje. Wyleczył się. Rozmawiałam z nim i wie o policji. Wszystko się ułoży.- mówiłam chcąc go uspokoić. Tej wziął kilka głębokich wdechów, po czym wyłączył prysznic.
- Naprawdę?- spytał chcąc się upewnić, a ja szybko mu odpowiedziałam.
- Tak. Co do Allison to spróbuję z nią pogadać. Może zmieni zdanie.
- Dziękuję Carol.- powiedział szczerze, a ja wzruszyłam ramionami.
- Nie masz jeszcze za co.
- Że poszłaś za mną, pomogłaś mi z atakiem i że powiedziałaś mi o Dereku choć mogłaś mnie znienawidzić.- stwierdził.
- Dopisze do rachunku.- rzuciłam z uśmiechem, a ten się zaśmiał.- Co będziesz robić wieczorem?
- Stiles chce mnie zakuć w pokoju, żebym nikogo nie zabił.
- Dobrze. Wpadnę do was. Przypilnuje byś nic nie zrobił.
- Mój dług rośnie.- rzucił, a ja mimowolnie znów się uśmiechnęłam.
- Mogę też wrócić do domu i pozwolić byś wpadł w ręce łowców.
- Wolę pierwszą opcję.
- Ja też.- stwierdziłam i wróciłam do klasy tłumacząc się, że Scott miał atak astmy. Przecież prawda źle wpłynęła by na jego ego.




Heeeej
Znów dodaje późno rozdział, ale dodaje 😂😂😂 napiszcie czy wam się podobał

Live to be with you | Scott McCall Opowieści tętniące ÅŒyciem. Odkryj je teraz