Minęło kilka dni. Wraz z Allison szłyśmy do szkoły rozmawiając o jej ostatnich przeżyciach związanych z pierwszym treningiem na łowcę.
- Po prostu wyszedł i kazał mi się rozwiązać.- wyjaśniła wkurzona.- Zajęło mi to dwie i pół godziny.
- Mi by wystarczyło kilka sekund.- rzuciłam żartem.
- Bo masz pazury i siłę, a ja nie.
- Fakt. Z kolei mój brat rekrutuje kolejnych nastolatków do stada.- wyznałam szczerze.
- To źle?
- Biorąc pod uwagę, że jeden z ludzi twojego ojca chciał zabić jego betę to tak. To bardzo źle. Jeśli złapią jednego wilkołaka to dotrą do nas, a człowiek zrobi wszystko, żeby uratować życie.
- Znając techniki Gerarda to nie da mu szansy by was wydał.
- Jest jednym z was?
- Jest łowcą i moim dziadkiem.
- Masz porypaną rodzinę.- rzuciłam ze śmiechem, na co ta również się zaśmiała.
- Wiecie już czym jest to coś, co widzieliście u Isaaca?
- Nie, ale zapewne się tego dowiemy.
- Byliście tam ze Scottem?
- Tak.- odpowiedziałam krótko.
- Jesteście razem?- spytała podejrzliwie, a ja spojrzałam jej w oczy. Bałam się tej rozmowy. W końcu Allison wciąż coś do niego czuje.- Powiedz. Przecież ci go nie zabiorę. Kocha cię.
- Tak, jesteśmy razem.- odpowiedziałam w końcu.- Przeszkadza ci to?
- Skąd. Wiem, że jesteście blisko. Z resztą pasujecie do siebie. A tobie przeszkadza, że się przyjaźnie ze Scottem?
- Nie.- rzuciłam krótko, na co ta objęła mnie ramieniem. Obie przyspieszyłyśmy kroku, dzięki czemu w kilka minut doszłyśmy do szkoły. Przebrałyśmy się w stroje sportowe, po czym wraz z resztą grupy damsko-meskiej udaliśmy się na salę gimnastyczną, w której centrum znajdowała się wysoką ścianka wspinaczkowa.
- Dobiorę was w pary. Wchodzicie na górę, schodzicie i kolejna para.- wyjaśnił trener jakby powtarzał to po raz setny.- Greenberg, Mahealani. Stylinski, Reyes. Martin, Hale. Argent, McCall....- wymieniał. Byłam trochę zawiedziona, że nie będę w parze ze Scottem, ale gdy ten posłał mi przepraszające spojrzenie, ja wzruszyłam z uśmiechem ramionami. Widząc ten gest posłał mi uśmiech. Najpierw wspinał się Danny i niejaki Greenberg. Gdy ci zeszli, ja i Lydia podeszłyśmy do ścianki. Założyłyśmy uprzęże, po czym zaczęłyśmy się wspinać. Oczywiście jako pierwsza doszłam na samą górę, po czym zeszłam ze ścianki. Lydia zrobiła to chwilę później, a uprzęże przejęli Allison i Scott. Wspinali się chwilę pogrążeni w rozmowie, po czym dziewczyna kopnęła go w nogę, a ten zaczął spadać. W ostatniej chwili lina go zatrzymała, a cała grupa łącznie z trenerem zaczęła się śmiać.- Nie wiem dlaczego, ale twój ból sprawia mi radość.- rzucił mężczyzna, gdy Scott upadł w końcu na materac trzymając się za serce. Zaśmiałam się, gdy McCall podszedł do mnie.
- To nie jest śmieszne.- stwierdził wskazując na mnie palcem.
- Oczywiście, że jest.- odpowiedziałam, a obok nas pojawiła się Allison, która zdążyła już zejść ze ścinki.
- Sam się prosiłeś.- powiedziała na swoje usprawiedliwienie, na co ja znów się zaśmiałam. W tym czasie Stiles i blondynka, z którą był do pary założyli ochroniacze, po czym chłopak bez trudu wszedł na górę. Dziewczyna z kolei zatrzymała się w połowie, a serce jej waliło jakby miało jej zaraz wyskoczyć z piersi.
- Nie powinna się wspinać. Choruje na padaczkę.- odparła Lydia.
- Co? Dlaczego nikt mi tego nie zgłosił?- spytał zdenerwowany trener.- Erica? Puść się ścianki. Tu jest materac...nic ci nie będzie.- mówił chcąc uspokoić blondynkę. Ta powoli odsunęła się od ściany wspinaczkowej i upadła podtrzymywana na materac. Gdy skierowała się do szatni rozległy się śmiechy innych dziewczyn z grupy. Za to my śledziliśmy ją wzrokiem, aż zniknęła w sąsiednim pomieszczeniu.- Zdziry.- wyszeptałam przebierając się w szatni.- Przecież jest chora. Nie powinni się z niej śmiać.
- Zgadzam się, ale nic na to nie poradzimy. Niektórych cieszy nieszczęście innych.- wyjaśniała Allison zdejmując koszulkę. Chciałam zrobić to samo, ale moje ręce zaczęły się trząść. Spojrzałam na nie oglądając je dokładnie.- Co jest?- spytała brunetka zauważając moje dygoczące dłonie.
- Nie wiem.- rzuciłam rozglądając się po szatni. Szybko dostrzegłam nieobecność jednej z dziewczyn.- Gdzie Erica?- spytałam, na co Allison ponowiła poszukiwania blondwłosej dziewczyny.
- Nie ma jej tu.- stwierdziła, a ja znów spojrzałam na dłonie. Nagle coś wpadło mi głowy i bez słowa wybiegłam z szatni. Weszłam na salę gimnastyczną, na której znajdowała się wciąż ścianka wspinaczkowa, a na niej Erica. Nie miała na sobie uprzęży, a na podłodze nie było materaca. Widziałam jak się trzęsie dostawszy ataku padaczki. Stałam jak sparaliżowana, gdy ta puściła się ścianki i zaczęła spadać. Nagle znikąd pojawił się Scott i Stiles, przy czym ten pierwszy złapał dziewczynę w powietrzu. Położył ją na boku, a obok nich pojawiły się nasze przyjaciółki oraz wielu innych uczniów i trener. Ktoś wezwał karetkę, inna osoba pobiegła po pielęgniarkę. Wszystko działo się tak szybko, że ocknęłam się dopiero, gdy dziewczynę zabrali ratownicy, a tłum gapiów się rozszedł. Wtedy podszedł do mnie Scott, który zauważył moje dziwne zachowanie.
- Nic jej nie jest. Atak minął, a w szpitalu podadzą jej leki i jutro wróci do szkoły.- wyjaśnił łagodnie, jednak mój wzrok dalej spoczywał na ściance, z której Erica spadła.- Hej.- rzucił łapiąc mnie za rękę.
- Byłam tu pierwsza. Widziałam jak ma atak, jak spada i...nic nie zrobiłam.- powiedziałam, na co ten spuścił wzrok.- Uratowałeś ją. Gdyby nie ty to...
- Nie myśl o tym. To był impuls. Poczułem jak się trzęsie.
- Też to poczułam, ale nie pomogłam jej.- stwierdziłam ze łzami w oczach. Chłopak objął mnie mocno, a pod wpływem jego ciepła uspokoiłam się.
- Musisz się odstresować.- wyszeptał mi w ucho. Byłam lekko zdziwiona jego słowami, ale co prawda to prawda. Dużo się ostatnio działo, a nocne koszmary i nowe zagrożenie nie ułatwiały mi tego.Siedziałam na stołówce słuchając muzyki na słuchawkach oraz zajadając się śniadaniem, gdy przysiadł się do mnie mój chłopak.
- Hej.- powiedziałam niepewnie wyjmując słuchawki z uszu.
- Masz plany na wieczór?- spytał od razu, na co ja teatralnie się zamyśliłam.
- Hm...tak. Będę siedzieć w domu i liczyć godziny nieobecności Dereka.- rzuciłam sarkazmem, a Scott się zaśmiał.
- Jasne.- wyszeptał pod nosem.
- Dlaczego pytasz?
- Bo chce cię gdzieś zabrać.
- Serio?
- Tak. Chyba że nie chcesz...
- Chce. Jasne, że chce.- przerwałam mu w połowie zdania, a ten posłał mi lekki uśmiech.- Gdzie idziemy?
- Niespodzianka. Ale nie będziemy sami.
- Bierzemy Stilesa?
- I dziewczyny.- odpowiedział, na co ja otworzyłam usta, żeby coś powiedzieć, ale szybko z tego zrezygnowałam i zaczęłam znów.
- Czyli to nie randka?
- Randka.
- W pięć osób?- spytałam, a ten widocznie się zagubił.- W dodatku z twoją byłą na pokładzie?
- No dobra, to nie randka. Ale to nie oznacza, że nie będziemy się dobrze bawić. To co? Zgadzasz się?
- Jak mi powiesz gdzie idziemy.- rzuciłam, na co Scott cicho westchnął.
- Na lodowisko.- odpowiedział, a ja od razu się rozpromieniłam. Pocałowałam go krótko w usta z szerokim uśmiechem.
- Zgadzam się.
- Umiesz jeździć na łyżwach?
- Trochę. A ty?- spytałam, jednak mina chłopaka byka bezbłędna.- Aha, czyli idziemy na lodowisko, ale ty jako chyba jedyny nie umiesz jeździć na łyżwach?- spytałam ironicznie, a ten wzruszył ramionami.
- Zawsze możesz mnie nauczyć.
- Kuszące.
- Przyjadę po ciebie koło 19.
- Do zobaczenia.- odparłam wstając od stołu. Byłam taka szczęśliwa na tą ,,randkę". W końcu to nasze pierwsze spotkanie od kiedy zostaliśmy parą.Heeeejka
Niestety weekend się kończy, ale obiecuję, że na najgorszy dzień tygodnia czyli poniedziałek zaplanowałam chyba najpiękniejszy rozdział jeśli chodzi o Carott 😏 ale zapewne nie ostatni taki słodki rozdziałek 😂♥️ miłego czekania na jutrzejszy rozdział 💛
CZYTASZ
Live to be with you | Scott McCall
Hombres Lobo𝐽𝑒𝑑𝑛𝑎 𝑜𝑠𝑜𝑏𝑎. 𝐶𝑧𝑦 𝑗𝑒𝑑𝑛𝑎 𝑜𝑠𝑜𝑏𝑎 𝑚𝑜𝑧̇𝑒 𝑡𝑎𝑘 𝑑𝑢𝑧̇𝑜 𝑧𝑚𝑖𝑒𝑛𝑖𝑐́? 𝐶𝑧𝑦 𝑚𝑜𝑧̇𝑒 𝑘𝑜𝑔𝑜𝑠́ 𝑧𝑚𝑖𝑒𝑛𝑖𝑐́? 𝑊 𝑜𝑏𝑙𝑖𝑐𝑧𝑢 𝑡𝑟𝑎𝑔𝑒𝑑𝑖𝑖 𝐶𝑎𝑟𝑜𝑙𝑖𝑛𝑒 𝐻𝑎𝑙𝑒 𝑡𝑟𝑎𝑐𝑖 𝑤𝑠𝑧𝑦𝑠𝑡𝑘𝑜. 𝑅𝑜𝑑𝑧𝑖𝑛𝑒̨...