91.

939 53 4
                                    

Zabawa trwała w najlepsze, gdy podeszła do nas Malia. Wyglądała na pijaną, choć wszyscy wiedzieliśmy, że to nie możliwe, by nią była.
- Co tu robisz?- spytał ją Scott.
- Upijam się.- stwierdziła, na co ja zabrałam jej piersiówkę z alkoholem.
- Nie możesz się upić kretynko. Nikt z nas nie może.- wyjaśniłam w odpowiedzi na jej oburzenie.
- Lepiej powiedzcie to jemu.- rzuciła oblegając się na Liama, który wraz z przyjacielem upijał się Cola z alkoholem. Siedział pod drzewem na ławce, a jego kumple widocznie niepokoił się jego stanem. Spojrzałam na Scotta wymownie, na co ten przytaknął i ruszył do bety.
- Ogarnij się.- wyszeptałam do Malii, która tańczyła do muzyki nie zważając na nic.
- To, że jesteśmy rodziną nie znaczy, że możesz mnie pouczać. Będę robić co chce. Tańczyć, pić...
- Mam na myśli Stilesa. Bardzo się o ciebie martwi. Rozmawiałaś z nim po tym wszystkim?
- Krótko.- odpowiedziała dalej się kołysząc.
- Wiem co czujesz.- stwierdziłam wzbudzając zainteresowanie dziewczyny.- Jakby wszyscy wiedzieli oprócz ciebie. Czujesz się wykluczona. Ale wierz mi, że chłopaki mieli powody, żeby to przed tobą ukryć.
- Na przykład jaki?
- Peter nie jest odpowiednią osobą na ojca.
- Chce mi pomóc odnaleźć matkę.- wypaliła obojętnie, co jeszcze bardziej mnie zaniepokoiło. Peter komuś pomaga?
- Nie powinnaś mu ufać.
- Mówisz jak Stiles.
- Bo zdążyliśmy się na nim przejechać. Poza tym to mój wuj. Znam go najlepiej nie licząc Dereka.- wyjaśniłam.- Słyszałaś, że zabił moją siostrę, żeby być alfą?
- Ja też nie mam czystego sumienia. Ale co tym możesz o tym wiedzieć?
- Więcej niż myślisz.- stwierdziłam, a ta spojrzała na mnie zdziwiona.
- Może zabijanie jest w naszej rodzinie genetyczne?- zastanowiła się Malia, po czym zatoczyła się prosto na mnie. Złapałam ją widząc, jak uginają jej się nogi.
- Co jest?- spytałam zdziwiona.
- Nie wiedziałam, że bycie pijanym nie jest tak przyjemne.- odpowiedziała.
- Nie jesteś pijana...to nie...- urwałam patrząc na Scotta i Liama, którzy również zaczęli się zataczać.- Chodź.- powiedziałam prowadząc dziewczynę do chłopaków.- Scott, coś się dzieje.
- Wiem.- stwierdził łapiąc się o drzewo. Po chwili i ja poczułam się dziwnie. Zaczęłam mrugać oczami, gdy obraz mi się zatarł.
- S-Scott.- powiedziałam powoli próbując go zobaczyć. Wszystko wirowało. Nagle podeszli do nas ochroniarze, którzy chwycili nas i zaczęli wyprowadzać z imprezy.- Zostawcie nas.- rzuciłam próbując się wyszarpać.
- Jesteście pijani.- wyjaśnił jeden z mężczyzn. Zaprowadzili nas na korytarz, gdzie położyli nas przy szafkach. Nie byłam w stanie się przemienić, jakbym straciła wszelkie siły. Leżałam tam oparta o ramię Malii całkowicie tracąc kontakt z rzeczywistością. Nagle mężczyźni polali nas zimnym płynem. Nie musiałam mieć nawet wyostrzonego zapachu, żeby wyczuć, że to benzyna. Widziałam jak przez mgłę jak ochroniarz macha zapalniczką przed twarzą Scotta. Muzyka odbijała się w naszych uszach, aż...ucichła, a my odzyskaliśmy częściowo wzrok i siłę. Scott zdmuchnął płomień zapalniczki, po czym na drugim końcu korytarza pojawiła się Braeden, która zaczęła strzelać do mężczyzn. Po niej pojawił się Derek, który zaczął ich obezwładniać. Patrzyłam zdziwiona na brata, gdy ten podał rękę Scottowi.
- Gdzie twoja broń?- spytał mój chłopak.
- Jest pokryta benzyną.- odpowiedział brat pomagając mu wstać. Następnie podszedł do mnie również mnie podnosząc.
- Szczerze mam już dość tej listy.- rzuciłam patrząc na nieprzytomnych ochroniarzy.
- Nie tylko ty.
- Musimy znaleźć ludzi z listy i ich ochronić.- wypalił Scott.- Nie każdy ma przyjaciół, którzy go ochronią.
- Jak chcesz ochronić tyłu ludzi?- spytała Malia wstając z podłogi.
- Trzeba znaleźć jakieś bezpieczne miejsce.
- Może klinika?- spytał Liam.
- Na dłuższą metę to nie zadziała. Potrzebujemy dużej przestrzeni, gdzie będziemy mogli w razie potrzeby się bronić.- wyjaśniłam patrząc po przyjaciołach.
- Jest takie miejsce.- rzucił Scott patrząc na Dereka.

Kolejnego dnia udało nam się zebrać resztę członków stada Satomi. Pomogłam nam w tym Kira, która musiała wcześniej wyjechać z ranną matką poza miasto. Ukryliśmy się w opuszczonym magazynie. Nie wyglądał on na przyjemne miejsce, jednak był wielki i dobrze umieszczony. Po kilku godzinach nieświadomie dołączył do nas Chris Argent, który poznając powód chowania wilkołaków w jego bazie, postanowił pomóc nam się bronić. Wśród mężczyzn i kobiet w dojrzałym wieku było też rodzeństwo. Brett, którego poznaliśmy w czasie meczu oraz siostra Lori. Później przybył też mój brat razem ze swoją dziewczyną chętni, aby się bronić.
- Stado Satomi ma kły i pazury, ale nie są wojownikami.- stwierdził Derek, gdy stanęliśmy wraz z nimi na boku.- A ja nie mam ani kłów, ani pazurów.
- Ale masz mnie.- rzuciła Braeden wyciągając broń.
- Może nie będzie to potrzebne?- zastanowiła się Kira.- Może nic się nie wydarzy?
- Lydia próbuje coś wyciągnąć z Meredith. Stiles i Malia z kolei wrócili do domku nad jeziorem. Musimy powstrzymać morderców do czasu, aż ci coś wymyślą.- wyjaśnił Scott, na co ja przytaknęłam. Wtedy podszedł do nas Brett.
- A co jeśli nie da się tego zatrzymać? Może dopiero nasza śmierć ich zatrzyma?- spytał, a ja spuściłam głowę. To było bardzo prawdopodobne i co gorsza każdy z nas miał to w głowie.
- Wyślijmy wiadomość.- odezwał się Derek do wszystkich, którzy ucichli patrząc na mojego brata.- Do wszystkich, którzy wyjdą przeciwko nam. Nie ważne kim jesteście. Zawodowymi zabójcami, łowcami, czy amatorami. Jeśli odniesiecie na nas broń, to nic was nie ochroni. Bo wasze nazwiska będą na naszej liście do odstrzału.- dodał. Poszczególne wilkołaki w odpowiedzi pokiwały głowami. Wtedy Derek spuścił wzrok patrząc najpierw na podłogę, a potem na mnie. Uśmiechnęłam się do niego dumna z jego przemowy. Uspokoił towarzyszy i zmotywował ich do walki. Byłby świetnym alfą...teraz. Wcześniej miał złe priorytety oraz był nie gotowy, ale teraz byłby w tym fantastyczny.
Siedziałam na podłodze obok Lori, Bretta i Kiry przysłuchując się reszcie rozmów.
- Oni nas znajdą prawda?- spytała nagle blondynka, która była o kilka lat młodsza od nas. Jej brat spojrzał na nią zaniepokojony, po czym jego wzrok spoczął na mnie.- Zabiją nas.
- Nie, nie zabiją. Nikogo. To tylko ludzie, a my możemy ich pokonać w palcem w nosie.- wyjaśniłam uspokajając dziewczynę.
- Ale ja nie umiem walczyć. Ledwo panuje nad przemianą, a co dopiero w czasie bitwy.- mówiła spanikowana, na co Brett złapał ją za rękę. Tak bardzo przypinali mi mnie i Dereka. Ten też zawsze się o mnie troszczył, wspierał w trudnych sytuacjach. Ta myśl znów przywołała mi myśl o jego śmierci. Nie mogłam go stracić.
- Nie jesteś sama. Ochronimy cię.- rzuciłam, na co ta lekko się uśmiechnęła. Po chwili wstałam i podeszłam do Scotta, który stał przy oknie wypatrując niebezpieczeństwa.- Zbliżają się?
- Nie wiem.- stwierdził odwracając się w moją stronę.- Zbliża się rzeź. Znowu.
- To dla nas prawie chleb powszedni.- rzuciła, a ten się zaśmiał cicho.- Czasem myślę, że to się nigdy nie skończy. Te walki, morderstwa i bestie. To przerażające, ale chyba nawet bym nie chciała, żeby było inaczej.
- Dlaczego?- spytał zdziwiony.
- Bo nie wiem, jakby wyglądała nasza przyjaźń w stadzie, nasz związek i cała reszta, gdyby nie to wszystko. Być może nawet byśmy się nie poznali.
- Tego się nigdy nie dowiemy. Ale cieszę się, że jednak do tego doszło.
- Ja też.- wyszeptałam patrząc w jego ciemne oczy. Wtedy usłyszeliśmy jakiś wybuch, a w magazynie pojawił się dym.
- Granat dymny.- rzucił ktoś z bet Satomi. Szybkim krokiem podeszliśmy do reszty próbując zlokalizować wrogów. Spojrzałam za siebie, gdzie stała przerażona Lori.
- Idźcie. Zajmę się ochroną słabszych.- powiedziałam do przyjaciół, na co ci przytaknęli i ruszyli powoli wgłąb dymu. W tym czasie ja wycofałam się do młodszej dziewczyny.- Trzymaj się mnie.- rzuciłam, a ta szybko przytaknęła. Patrzyłam jak Brett odchodzi włączając się do walki, gdy ja wzięłam sobie za honor chronić jego siostrę.

Hejkaaaa
Wybaczcie za moją chwilową nieobecność, ale wracam i postaram się już nie znikać ♥️♥️♥️

Live to be with you | Scott McCall Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz