Gerard wyciągnął z kieszeni pudełko z tabletkami, a następnie zgniótł jedną z nich w dłoni, przez co w powietrze uniósł się trujący dla nas dym.
- Górski popiół!- wrzasnął mężczyzna, po czym upadł na kolana. Z jego oczu i nosa leciała czarna maź, ta sama, która płynęła z rany po ugryzieniu. Nagle mężczyzna wypluł fale czarnego płynu. Wszyscy byliśmy przerażeni jego stanem. Nikt nie sądził, że jego organizm w taki sposób odrzuci ugryzienie. Nawet Scott nie był świadomy tego, że go zabił.
- Dlaczego mi nie powiedziałeś?- spytał zdezorientowany Derek, który wciąż klęczał słaby obok chłopaka.
- Może i jesteś alfą, ale nie moim.- wyjaśnił mu mój chłopak, po czym rozległ się odgłos plucia Gerarda.
- Zabij ich!- krzyknął do swojego długi wijąc się po ziemi.- Zabij ich wszystkich!- Gerard upadł na podłogę, a ja wykorzystując odwróconą uwagę kanimy, uderzyłam ją łokciem w twarz, przez co ta straciła równowagę. Wtedy stanęłam obok brata i Scotta pociągając za sobą Allison, a przez drzwi wjechał jeep Stilesa, który uderzył Jacksona. Stanęliśmy jak wryci zaskoczeni przybyciem reszty przyjaciół.
- Udało się?- spytał Stiles, na co Jackson wskoczył na maskę samochodu strasząc chłopaka i Lydie. Ci krzyknęli i szybko opuścili jeepa. Stylinski stanął obok nas, a Lydia wyciągnęłam klucz z kieszeni, uniosła go i stanęła przed kanimą.
- Jackson?- spytała drżącym głosem, jednak stwór zbliżył się do niej na niebezpieczną odległość.
- Lydia!- krzyknął Stiles idąc krok w jej stronę, ale Scott go powstrzymał widząc, że kanima wpatruje się klucz. Nagle oczy Jacksona wróciły do normalnego koloru, a chłopak złapał za klucz.
- Lydia?- spytał odzyskując świadomość. Zrobił krok do tyłu powracając do ludzkiej postaci, a następnie rozłożył ręce i rzucił wymowne spojrzenie Derekowi, który bez zastanowienia wstał idąc ku chłopakowi. Z końca magazynu zaczął biec mój wuj i razem z bratem zatopili pazury w ciało Whittemore'a. Lydia pisnęłam na ten widok, a gdy mężczyźni się odsunęli złapała swojego chłopaka, by ten nie upadł. Spojrzałam z wyrzutami na Dereka. Ten jednak krótko na mnie spojrzał, po czym wrócił wzrokiem do pary.
- Czy ty mnie jeszcze...- zaczął słabym głosem Whittemore.
- Tak.- odpowiedziała szybko Lydia ze łzami w oczach.- Kocham cię.- widząc to złapałam w ciszy dłoń Scotta, a ten oplótł nasze palce. Z kolei Lydia położyła umierające ciało Jacksona na podłodze.
- Gdzie jest Gerard?- odezwała się Allison szukając wzrokiem leżącego staruszka.
- Daleko nie uciekł.- stwierdził jej ojciec, co uspokoiło dziewczynę. W tamtej chwili ważniejszy był Jackson.
Rudowłosa obróciła się w naszą stronę, a na jej policzkach były mokre ślady łez. Stiles zrobił kilka kroków w jej stronę, ale po chwili się zatrzymał patrząc na ciało chłopaka, które się ruszyło. Wszyscy to zauważyliśmy. Jackson wstał, a jego oczy zaczęły świecić się na niebiesko. Gdy ryknął zrozumieliśmy, że stał się wilkołakiem. Nie jaszczurkowym stworem, a jednym z nas. Betą Dereka. Lydia wbiegła mu w ramiona szczęśliwa, że chłopak żyje. Nagle usłyszeliśmy podciągnięcie nosem, które wydał Stiles. Płakał.
- Porysował mi jeepa.- rzucił wycierając nos i idąc w stronę swojego auta. Spotkałam w oczy Scotta, który czuł to samo co ja, co wszyscy. Ulgę. Mój brat złapał Isaaca za ramię dając mu znak, że to koniec. Nie ma już kanimy. Udało się.- Przepraszam. Za wszystko.- powiedziała Allison, która stała przede mną.- Za to, co mówiłam, robiłam i co chciałam zrobić twojemu bratu.
- Allison...
- Daj mi proszę dokończyć.- rzuciła, na co ja przytaknęłam, więc ta kontynuowała.- Po śmierci mamy Gerard powiedział mi, że to wina Dereka, że chciał ją zabić i to zrobił. Uwierzyłam w to, bo widziałam, jak te zabija twojego wuja. Nie wiem jak mogłam uwierzyć Gerardowi, a nie wam. Odcięłam się od was i chciałam was zabić. Wszystkich.
- Zapomnijmy o tym. Bardzo ci współczuję straty mamy i wiem co czujesz. Jeśli będziesz potrzebować rozmowy to możesz na mnie zawsze liczyć. W końcu się przyjaźnimy.- wyjaśniłam, na co ta się uśmiechnęła i przytuliła mnie lekko. Odwzajemniłam uścisk, po czym ta odsunęła się wracając do ojca, z którym odjechała do domu. Z kolei ja podeszłam do Scotta, który z oddali przyglądał się odchodzącym kochankom.- Jak mogłeś mi nie powiedzieć?- wypaliłam skupiając na sobie jego uwagę.
- Bałem się, że coś pójdzie nie tak. Samemu było mi łatwiej udawać. Wiedział o tym tylko Deaton.
- Nawrzeszczałam na ciebie i się odcięłam. Wybacz.- dodałam, na co chłopak złapał mnie za podbródek, bym na niego spojrzała.
- Kocham cię, Caroli.- wypalił, a moje serce przyspieszyło słysząc to zdrobnienie, którym niegdyś posługiwał się mój ojciec. Przyciągnęłam go do siebie chcąc zatopić w nim usta, gdy obok nas ktoś odchrząknął. Spojrzeliśmy w tamtym kierunku, a widząc Dereka wzdrygnęłam się. Jego poważna mina nie zwiastowała nic dobrego.
- Chce...- urwał, na co ja podniosłam brew.- Przeprosić. Skupiłem się na swoim stadzie i nie słuchałem. A zamiast tworzyć stado powinienem skupić się na rodzinie.- stwierdził, a ja posłałam mu lekki uśmiech. Derek złożył usta linie, po czym poklepał Scotta po ramieniu i skierował się wgłąb miasta.
- Derek!- zwołałam za nim, na co ten się obrócił.- Nie czekaj na mnie z kolacją.
- Jasne.- rzucił z westchnieniem, po czym ruszył w dalszą drogę.
Całą noc spędziłam ze Scottem. Leżeliśmy w jego samochodzie patrząc na świecący księżyc, który z punktu obserwacyjnego w Beacon Hills oświetlał całe miasto. Wtulona w chłopaka czułam się spełniona i spokojna o naszą przyszłość. Wiedziałam, że pojawią się kolejne zagrożenia, ale wiedziałam też, że razem pokonamy każde zagrożenie. Byle razem.Heeejka
Wybaczcie, że dopiero dzisiaj♥️ mam nadzieję, że podoba wam się zakończenie sezonu 2 w mojej książce
Jeśli tak to zostawcie gwiazdkę i komentarz 🥰🥰🥰 będzie mi bardzo miło
CZYTASZ
Live to be with you | Scott McCall
Werewolf𝐽𝑒𝑑𝑛𝑎 𝑜𝑠𝑜𝑏𝑎. 𝐶𝑧𝑦 𝑗𝑒𝑑𝑛𝑎 𝑜𝑠𝑜𝑏𝑎 𝑚𝑜𝑧̇𝑒 𝑡𝑎𝑘 𝑑𝑢𝑧̇𝑜 𝑧𝑚𝑖𝑒𝑛𝑖𝑐́? 𝐶𝑧𝑦 𝑚𝑜𝑧̇𝑒 𝑘𝑜𝑔𝑜𝑠́ 𝑧𝑚𝑖𝑒𝑛𝑖𝑐́? 𝑊 𝑜𝑏𝑙𝑖𝑐𝑧𝑢 𝑡𝑟𝑎𝑔𝑒𝑑𝑖𝑖 𝐶𝑎𝑟𝑜𝑙𝑖𝑛𝑒 𝐻𝑎𝑙𝑒 𝑡𝑟𝑎𝑐𝑖 𝑤𝑠𝑧𝑦𝑠𝑡𝑘𝑜. 𝑅𝑜𝑑𝑧𝑖𝑛𝑒̨...