30.

1.7K 86 13
                                    

Wyszliśmy z piwnicy kierując się w stronę domu. Odetchnęłam z ulgą mając przy sobie brata. Wiedziałam, że w każdej złej decyzji ten mi pomoże, a tego dnia zrobiłam ich bardzo wiele. Scott szedł pierwszy dając nam chwilę by porozmawiać. Choć nie wątpię, że i tak podsłuchiwał naszą rozmowę.
- Ładnie wyglądasz.- powiedział Derek patrząc w stronę domu.- Bal się udał?- na to pytanie zobaczyłam, że Scott się obrócił jakby oczekując mojej odpowiedzi. Spuściłam wzrok zatrzymując się przy tym pośrodku drzew. Derek zrobił to samo przyglądając się mi.
- Dużo się wydarzyło przez te dwa dni. Bardzo dużo złego i...- urwałam rozpłakując się znów.- Nie jestem tak silna jak myślałam. Jestem...słaba.
- Nie Carol, nie jesteś słaba. Jesteś jeszcze młoda i wiele spraw cię przygniata, ale gdy wyjedziemy zaczniemy od nowa. Kupimy dom. Będziesz mieć duży pokój, nie taki jak ten, w którym mieszkałaś do tej pory.- stwierdził zerkając na dom.- Pójdziesz do nowej szkoły, zdasz studia i ułożysz sobie życie. Zapomnisz o tym przeklętym mieście i o tym, co nam się tu przytrafiło.
- Nigdy o tym nie zapomnę. Nie zapomnę o rodzicach, o wuju, który zabił nam siostrę i który zabije moją jedyną przyjaciółkę. Co z tego, że jest Argentem? Wie o mnie. A jednak poszła ze mną na zakupy, wybrała mi sukienkę i wybiegła za mną podczas balu.- mówiłam, a ten mi się przyglądał cały czas milcząc, co z resztą miał w zwyczaju.- Nie zapomnę o tym domu. Nie zapomnę naszej kłótni, w której powiedział wiele nieodpowiednich słów. Nie chciałam, żebyś zabijał. Nie przy boku Petera i mnie poniosło.
- Wiem. Miałem wystarczająco czasu, by to wszystko przemyśleć. Byłem beznadziejnym bratem, a obiecałem, pamiętasz? Tuż po pożarze obiecałem ci, że się tobą zajmę, nie okłamie cię i nie zostawię. A tym czasem wszystko zepsułem.- powiedział patrząc mi w oczy. Złapałam go za rękę podnosząc ją między nas.
- Oboje to zepsuliśmy.- rzuciłam, a Derek objął drugą dłonią tą moją i uśmiechnął się lekko. Wtedy coś wystrzeliło w powietrze i uderzyło prosto w jego ramię.- Derek!- pisnęłam, a Scott szybko do nas podbiegł. Kolejna strzała wbiła się w nogę mojego brata, który w jękiem upadł na ziemię.
- Uciekajcie stąd! Schowajcie się gdzieś!- krzyczał do nas próbując wyciągnąć strzały z ciała. Spojrzałam w kierunku, z którego wyleciały strzały. Stały tam dwie osoby. Kate oraz trzymająca łuk. Dopiero po chwili dotarło do mnie, że trzyma go Allison.- Zakrycie oczy!- Jednak było za późno. Gdy dziewczyna wystrzeliła kolejną strzałę, która wbiła się w sąsiednie drzewo zapanowało światło, które nas oślepiło. Nic nie widziałam, podobnie jak Scott, który z hukiem prawdopodobnie upadł na ziemię. Słyszałam jęk Dereka, a następnie poczułam jego dłonie na mojej talii. Prowadził mnie pod górę, a ja domyśliłam się, że chce nas ukryć w domu. Powoli odzyskiwałam wzrok.
- Masz talent.- rzuciła Kate do brunetki, po czym zaczęła iść w naszą stronę. Świat dalej migotał, ale widziałam jak obie podążają do nas. Nagle Derek pchnął mnie w stronę domu i zostawił ciągnącego za sobą Scotta, upadając jednocześnie na ziemię. Jego rany były głębokie, ale wiedziałam, że nie są śmiertelne. Jednak w tamtej chwili nie mógł dalej iść, a to zagrażało jego bezpieczeństwu.
- Zabierz ją stąd.- rzucił do Scotta, który spojrzał na mnie, a następnie podniósł wzrok. Gdy też go podniosłam zobaczyłam stojącą nas nami Allison.
- Pięknie kochanie.- usłyszeliśmy głos blondynki.- A teraz ich zabij.
- Co? Miałyśmy ich złapać.- odezwała się niepewnie dziewczyna.
- Udało się, a teraz ich zabijemy.- wyjaśniła strzelając z pistoletu do Dereka.
- Nie!- krzyknęłam, po czym rzuciłam błagalne spojrzenie Allison.- Proszę, nie rób tego.
- Zamknij się. Martwi nie mają prawa głosu, a ty już dawno jesteś martwa.- stwierdziła kobieta kopiąc mnie przy tym w brzuch. Jęknęłam czując jej obcas na swoim ciele.
- Ale...- urwała patrząc na ciotkę.
- O nie. Znam ten wzrok. Mówi zrób to sama.- powiedziała wycelowując w Scotta pistoletem.- Nie ma sprawy.
- Kate, nie.- mówiła Allison szarpiąc ciotkę, jednak ta pchnęła ją na ziemię i nabiła broń.
- Cześć brzozowe oczy.- szepnęła z fałszywym uśmiechem. Zamknęłam oczy spodziewając się strzału, jednak zamiast tego usłyszałam głos.
- Kate, rzuć broń.- powiedział jakiś mężczyzna. Niepewnie otworzyłam oczy i spojrzałam w tamtym kierunku. Stał tam Chris Argent, który wycelował w siostrę.
- Robię co muszę.- odpowiedziała mu blondynka.
- Nikt nie kazał ci mordować niewinnych ludzi.- rzucił, a ja otworzyłam szerzej oczy.- W tym domu były dzieci, także ludzkie. A teraz celujesz w nastolatka, choć nie masz pewności, że kogoś zabił. Musimy trzymać się kodeksu.
- To ty?- odezwałam się wściekła zwracając na siebie uwagę.- Ty podłożyłaś ogień?
- Zasłużyli na to.- odpowiedziała, a ja spojrzałam na Allison, która patrzyła na mnie zszokowana tym wyznaniem. Nagle drzwi od niego domu zaskrzypiały otwierając się na oścież. Scott szybko pomógł mi stać chowając mnie za sobą.
- Allison cofnij się.- powiedział znów mężczyzna, a dziewczyna to zrobiła. Słyszałam jak jej serce przyspiesza.
- Co to?- spytała drżącym głosem.
- Alfa.- odpowiedział jej Scott, którego oczy się zaświeciły. Nagle Peter wyleciał z domu i przewrócił najpierw Chrisa, potem kolejnego Allison, Scotta i mnie, aż została sama Kate.
- No chodź!- krzyknęła celując bronią w drzewa.- No chodź!- po tych słowach Peter złapał ją za dłoń trzymającą pistolet, a następnie złamał jej rękę i wystrzelił wszystkie naboje w powietrze. Rzucił nią na schody, po czym pociągnął ją do środka. Widziałam jak Allison biegnie za nimi, więc bez zastanowienia pobiegłam za nią. Zatrzymałyśmy się w salonie, gdzie stał Peter wbijające szpony w szyję kobiety.
- Jest piękna.- powiedział jej patrząc na Allison.- Zupełnie jak ty. Ale nie jest tak zepsuta. Przeproś, wyraź skruchę, że spaliłaś naszych bliskich, a daruję jej życie.- mówił. Chciałam go powstrzymać, mogłam, ale nie zrobiłam tego. Za bardzo go rozumiałam. Też chciałam, by ta żałowała za to, co zrobiła.
- Przepraszam.- wyszeptała Kate, a Peter jednym ruchem poderżnął jej gardło. Allison krzyknęła widząc, jak ciotka upada bezwładnie na podłogę.
- Nie wiem, jak wam, ale mi to nie brzmiało szczerze.- stwierdził z morderczym wzrokiem. Złapałam rękę przyjaciółki i schowałam ją za sobą.- Zejdź mi z drogi.- rzucił mój wuj, ale ja ani drgnęłam.- Nie chce zabijać kolejnej siostrzenicy.
- Spokojnie. Nie zrobisz tego.- odezwał się Derek, który wraz ze Scottem weszli do domu. Nie czekając na słowa brata wybiegłam na zewnątrz ciągnąć za sobą Allison. Po chwili walki ranni Derek i Scott wyszli z domu, a Peter przemienił się w pełną formę alfy. Wtedy obok nas zatrzymał się samochód, z którego wyszedł Stiles i Jackson. Ten pierwszy rzucił w wuja butelką, która zawierała koktajl mołotowa. Jednak Hale pochwycił ją w powietrzu. Wtedy podbiegłam do łuku Allison I rzuciłam go jej. Ta wypuściła strzałę prosto w butelkę, której zawartość zapaliła się podpalając ramię Petera. Jackson rzucił drugą miksturą, której ogień całkowicie pochłonął mężczyznę. Jego krzyki pochłonęły całkowicie moją podświadomość, która w tamtym momencie kojarzyła mi się z jednym. Pożarem. Gdy ten zaczął się zmieniać w człowieka upadł na ziemię pochłonięty już nie ogniem, a sadzą. Derek zrobił kilka kroków w jego stronę, a ja wiedziałam co to znaczy.
- Derek proszę...- zaczęłam, ale ten tylko machnął ręką uspokajając mnie.
- Pamiętasz jak ci mówiłem, że zabijając alfę wrócisz do bycia człowiekiem?- spytał Scotta, który podszedł bliżej mojego brata.- To nie prawda. Co najwyżej zmieni kolor twoich oczu, ale nie staniesz się znów człowiekiem.
- To już nie ważne.- rzucił chłopak patrząc na mnie. Derek przytaknął, po czym wyciągnął w górę pazury i poderżnął nimi gardło Petera. Odwróciłam wzrok, by nie widzieć krwi wuja. Zrobiłam kilka kroków w las przysłuchując się rozmowom Stilesa z Jacksonem i Scottem, Dereka z Argentem. Obok mnie stanęła Allison, która jednak nie patrzyła na mnie, a przed siebie, tam gdzie ja.
- Uratowałaś mnie, a ja... chciałam was zabić. Ciebie, Scotta i twojego brata.- powiedziała smutno.
- To nic. Zapomnijmy o tym. Twoja ciotka była złym człowiekiem, ale na pewno będziesz za nią tęsknić. Tak jak ja za wujem.- wyjaśniłam.
- Lydia jest w szpitalu.- wypaliła, a ja szybko na nią spojrzałam.- Twój wuj ją ugryzł na balu.
- Matko...- wyszeptałam.
- Będzie jedną z was?
- O ile przeżyje. Co mówią lekarze?
- Przeszła wstrząs i nie dają gwarancji, że przeżyje. To dobrze?- spytała widząc moją niepewną reakcje.
- Nie wiem.- wyznałam szczerze, a ta spojrzała za mnie, po czym smutno się uśmiechnęła i wróciła do reszty. Spojrzałam tam, a widząc Scotta skrzyżowałam ręce na piersiach.
- Więc wyjeżdżacie.- stwierdził patrząc w ziemię.
- Za dużo jest tu wspomnień i bólu, który już zawsze będzie nas prześladował.
- Więc co za różnica gdzie będziecie skoro i tak będziecie go czuć?- spytał, a ja przygryzłam wargę.
- Nie mogę zostać. Tu nigdy nie uwolnimy się od przeszłości.
- Ale to właśnie ona tworzy twoją przyszłość. To ona sprawia, że jesteś Caroline Hale.- powiedział mi w oczy.
- Chcesz, żebym została?
- Tak. Oczywiście, że tak.- odpowiedział gestykulując śmiesznie rękami, na co się zaśmiałam. Zapanowała cisza, po czym podeszłam do niego i pocałowałam go w policzek. Gdy się odsunęłam zobaczyłam, że się uśmiecha, więc odwzajemniłam uśmiech. Spojrzałam na brata, który przyglądał się nam udając, że słucha natrętnego Stilesa. Nie mogłam wyczuć, czy jest wściekły, czy też szczęśliwy. Jedno było pewne tego dnia znów poczułam, że żyje. Bo żyje. Dla niego. Dla Scotta.

Live to be with you | Scott McCall Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz