8.

2.2K 100 6
                                    

Wracałam do domu pieszo zdając sobie sprawę, że jest ciemno. Derek chciał żebym z nim pojechała do domu, ale ja chciałam się jeszcze przejść. Zawsze mi to pomagało się skupić i zachować ludzką postać. Gdy byłam w połowie drogi zadzwoniłam do Scotta.
- Żałuj, że cię nie było z nami w kręgielni. Allison ci tego nie wybaczy, ale na drugi raz idziesz z nami...
- Scott!- krzyknęłam przerywając jego monolog.- Byłam w szpitalu z Derekiem. Kierowca autobusu nie żyje.
- Co?- spytał widocznie poruszony.
- Przykro mi, ale umarł. Na naszych oczach. Jest jeszcze coś...
- Derek go zabił.- rzucił.
- Co? Scott to nie Derek.- powiedziałam, ale ten nie odpowiedział. Spojrzałam na telefon. Rozłączył się.- O nie.- wyszeptałam i zaczęłam biec do domu zdając sobie sprawę z tego, co może zrobić McCall. Gdy dotarłam na miejsce usłyszałam ryki i oznaki walki. Wbiegłam do budynku w idealnej chwili, gdy Derek powalił Scotta na ziemię.- Przestańcie!- krzyknęłam podchodząc do nich. Kilka rozwalonych ścian i przedmiotów wskazywało, że mało brakowało, a nie miałabym gdzie wracać.
- Po co do niego dzwoniłaś?- spytał mój brat.
- Bo powinien wiedzieć. O wszystkim.- dodałam posyłając mu wymowne spojrzenie. Słysząc to westchnął i opowiedział Scottowi o alfie, która go ugryzła. Gdy ten wrócił do domu, ja udałam się do swojego pokoju licząc na koniec tego jakże ciężkiego dnia.
- Carol?- spytał Derek opierając się o ścianę w moim pokoju.
- Co? Chce iść spać. Jutro mam szkołę...
- Nie mów Scottowi o tym, co się stało na myjni.- rzucił, a mnie zatkało.- W ogóle nic mu więcej nie mów.
- Dlaczego? Znowu chcesz mieć tajemnice?
- Nie powinien wszystkiego o nas wiedzieć. Z resztą jeśli Argentowie go odkryją to może nas wydać.
- Nie zrobi tego.
- Zrobi. Jest tylko głupim, zakochanym nastolatkiem i dla córki Argentów zrobi wszystko.- wyjaśnił, a ja objęłam poduszkę. Wtedy zadzwonił mój telefon.- Kto to?- spytał, na co ja spojrzałam na komórkę.
- Allison.- odpowiedziałam cicho.
- Czy ty nie przetwarzasz tego co ci mówię? Miałaś się od niej odciąć.
- A co niby robię? Przecież nie odbieram.- rzuciłam z irytacją. Jego wzrok wręcz mnie mordował. Wiedziałam, że ten ma powody by nienawidzić jej rodziny. Ale nie znał Allison. Nie wiedział, jaka ona naprawdę jest. A jest inna niż jej rodzina, tego byłam pewna.- Mogę już iść spać?- spytałam, na co ten odwrócił się trzaskając za sobą drzwiami. Wzięłam do ręki telefon czytając smsa od Allison. Martwiła się i chciała porozmawiać. Rzuciłam nim w ścianę patrząc jak się od niej odbija spadając na podłogę. Zasłoniłam oczy dłońmi zatrzymując napływające go nich lzy. Dlaczego muszę być wilkołakiem? To wszystko komplikuję. Zawsze nim byłam i zawsze nim będę. Wcześniej nie przeszkadzało mi to, bo nie miałam znajomych w szkole, byłam sama ze swoją tajemnicą. Teraz mam Allison, Lydie, Stilesa i oczywiście Scotta, przy czym dziewczyny nie wiedzą o mojej nowej naturze. Nie chciałam mieć przyjaciół, nie chciałam nic zmieniać w swoim życiu. Wszystko jednak się zmieniło.
Wstałam z łóżka, żeby podnieść telefon z podłogi. Próbowałam go włączyć, jednak ten nie przeżył uderzenia w ścianę.
- Cholera.- warknęłam widząc czarny ekran.

Szybko udało mi się zasnąć, choć niecałe pięć godzin nie wystarczyło, żebym wypoczęła. W szkole próbowałam unikać dziewczyn, ale było to niemożliwe. Jak zwykle. Byłam na siebie zła, że nie umiem się im postawić i urwać znajomości. Jednak w Lydii i Allison było coś, co sprawiało, że nie chciałam się od nich odcinać, a być z nimi i rozmawiać o pierdołach. Byłam rozdarta.
Na jednak z przerw Allison powiedziała nam o wspólnej nauce ze Scottem w jej domu. Pierwsza myśl, jeśli ojciec Allison będzie w domu i pozna McCalla to koniec, zabije go. Druga myśl, gdyby go poznał to już dawno ten by nie żył.
- Wspólna nauka jest jak kąpiel w jacuzzi.- stwierdziła Lydia.- Prędzej czy później się dotknięcie.
- Co masz na myśli?- słyszała zdziwiona brunetka.
- Przygotuj się. Kup prezerwatywy.
- Byliśmy na jednej randce.- rzuciła Argent.
- Nie bądź cnotką. Popuść trochę.
- To znaczy ile?
- On ci się naprawdę podoba.- zaśmiała się Martin. Stałam obok przysłuchując się ich rozmowie, choć myślami byłam gdzieś indziej.
- Jest...inny. Ciągle się przeprowadzałam i nie chciałam się wiązać, ale gdy go poznałam wszystko się zmieniło. Nie umiem tego wyjaśnić.- powiedziała. Moją uwagę jednak przykuł zapach krwi unoszący się w powietrzu. Rozejrzałam się po korytarzu. Każdy z uczniów szedł w swoją stronę. Nikt nie wygadał, jakby coś mu się stało, a jednak ktoś krwawił i to mocno.
- To proste. Fenyloetyloamina uderzyła ci do głowy.- rzuciła rudowłosa, na co Allison się zaśmiała.
- Co takiego?- spytała, po czym szturchnięła mnie w bok. Od razu wróciłam do rzeczywistości zdając sobie sprawę, że te się na mnie patrzą.- Jesteś tu jeszcze?
- Tak...ja tylko...
- Dlaczego ostatnio nie było cię na kręglach? Scott mówił coś o problemach rodzinnych.- mówiła dziewczyna, a ja przygryzłam wargę.
- Przepraszam, ale nie chce o tym rozmawiać.
- Jasne, nie musisz. Po prostu się martwiłam. Nie odbierasz od nas telefonu.
- Rozwalił mi się. Taki mały wypadek.- wyjaśniałam, na co ta przytaknęła.
- A co ty myślisz o wspólnej nauce?- spytała Lydia krzyżując dłonie na piersiach.
- Lepiej być przygotowanym na wszystko.- rzuciłam, na co ta uśmiechnęła się zwycięsko.
- Do tej pory myślałam, że jesteś dziwna, ale może po prostu jesteś dziewicą. Jakoś temu zaradzimy.- mówiła, a ja posłałam Allison pytające spojrzenie.- Ale najpierw ty.- zwróciła się do brunetki.- Pomogę ci. O której do ciebie przychodzi?
- Po lekcjach.- odpowiedziała Argent, gdy na korytarzu rozległ się dźwięk dzwonka. Pożegnałam się z dziewczynami i poszłam na ostatnią lekcje. Po niej automatycznie skierowałam się do szafki, z której zabrałam torebkę oraz ciepłą bluzę. Po wzięciu tych rzeczy wyszłam ze szkoły i włożyłam słuchawki do uszu. Myśl, że muszę obejść całe miasto, by dojść do zakładu naprawiającego telefony, nie przytłaczała mnie, a wręcz przeciwnie cieszyłam się, że nie spędzę tego dnia w domu. Już miałam przejść na drugą stronę parkingu, gdy usłyszałam klakson. Podskoczyłam na ten dźwięk, po czym spojrzałam w kierunku, z którego go usłyszałam. Niebieski jeep, w którym siedział Stiles wraz z Derekiem. Zdziwiłam się widząc tą dwójkę w jednym samochodzie, ale szybko do nich podeszłam. Stiles wygadał jakby miał zaraz zwariować, a Derek był blady jak ściana.
- Co ty tu robisz?- rzuciłam do niego szeptem przez otwarte okno. Mój brat w ramach odpowiedzi podwinął rękaw ukazując zakrawioną ranę po kuli.- Cholera, Derek. Co się stało?
- Ktoś mnie postrzelił.- odpowiedział, jakby to było banalne.
- Tak, tyle, że to nie była zwykła kula.- odezwał się Stiles.
- Przecież widzę.- stwierdziłam.- Po normalnej rana by się zagoiła. Kiedy cię postrzelili? Wczoraj tego nie miałeś.
- W nocy. Gdy spałaś poszedłem śledzić alfę i oberwałem.
- Od kogo?- spytałam, choć domyślałam się odpowiedzi.- Od Argenta?- dodałam ciszej, na co ten przytaknął gestem głowy.
- Od Kate.- dodał, a mnie zatkało.- Scott poszuka w ich domu jakiejś wskazówki.
- W takim razie nie jestem wam potrzebna.- stwierdziłam wzruszając ramionami.
- Przeciwnie. Ja sam z Derekiem nigdzie nie pojadę.- rzucił Stiles, od którego śmierdziało niepokojem. Spojrzałam w oczy brata, po czym dając za wygraną weszłam do samochodu.



Cześć
Wybaczcie za brak wczorajszego rozdziału, ale nie było mnie w domu♥️ dziś w końcu dodaje nowy rozdział, a jutro pojawi się kolejny.
Dobranoc 😘😘😘

Ps: sory za jakość grafiki

Live to be with you | Scott McCall Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz