59.

1.2K 59 9
                                    

Robiliśmy kartę pracy, gdy do sali  wszedł nowy dyrektor i wyszeptał coś na ucho do nauczycielki. Nie przyjęłam się tym, aż ta zawołała Scotta.
- Scott McCall?- spytała, po czym wezwała go na korytarz. Chłopak wziął swoje rzeczy, a ja zaczęłam nasłuchiwać.- Na pewno chodzi o coś ważnego, ale dam ci ostrzeżenie. Wiemy jaką miałeś frekwencję i nie chce żebyś wrócił do dawnych nawyków.
- W tym roku będzie inaczej.- odpowiedział chłopak.
- Postanowień należy się trzymać.
- Obiecuję, że nie będę efemeryczny.- rzucił, po czym się oddalił, a na mojej twarzy pojawił się mały uśmiech. Siedziałam w ciszy ignorując rozmowę Stilesa i Lydii, aż wspomnieli o katastrofie i jeleniu. Wtedy spojrzałam na Allison, która siedziała obok mnie.
- Jaki jeleń?- spytałam, na co ta odłożyła kartę pracy.
- Wczoraj, gdy jechałyśmy z Lydią wbiegł prosto na nas jeleń. Scott twierdzi, że był przerażony, choć my chyba bardziej.- wyjaśniła szeptem. Spojrzałam na nią zdziwiona.
- To chyba normalne, że zwierzęta wchodzą na drogę. Nie ma co robić z tego akcji.- stwierdziłam, a ta wzruszyła ramionami wracając do zadania. Wtedy mój wzrok zawędrował na okno po naszej lewej stronie. Czułam, że coś się zbliża. Nagle lecąca wrona wleciała w okno zostawiając na nim ślad krwi. Wszyscy podskoczyliśmy na dźwięk zderzenia się z szybą. Po kim uderzył drugi, a po nim trzeci, aż pojawił się cały klucz, a okno zaczęło pękać. Wtedy ptaki wleciały do sali, na co my na komendę nauczycielki schowaliśmy się pod ławki. To było przerażające. Wrony po prostu latały, zderzały się ze ścianą i umierały, a ich krew i pióra były wszędzie. Widok niczym z horroru. Niektóre łapały za włosy lub raniły uczniów po ciele. Gdy zapanowała cisza wszyscy wstaliśmy rozglądając się po zakrawionej i spustoszonej sali.
Przyjechała policja, która chciała zabezpieczyć teren. W tym czasie my próbowaliśmy ochłonąć. Pojawili się też ratownicy oraz nasi bliscy, który mieli się nami zająć. Siedziałam obok Allison, którą upatrywał jej ojciec. W tym czasie ja napisałam do Scotta prosząc go o kontakt.
- Następnym razem zostań w domu.- powiedział mężczyzna.
- Najpierw jeleń, a teraz ptaki. To nie mógł być przypadek.- rzuciła Allison, po czym podszedł do nich szeryf. Wtedy też zadzwonił do mnie mój chłopak, więc wyszłam na korytarz, by szczerze z nim porozmawiać.
- Hej. Gdzie jesteś?- spytałam szybko.
- W waszym starym domu z Derekiem i Isaac'iem. To długa historia, ale wszystko się rozwiązało.
- Tu też dużo się wydarzyło.
- Co? O czym mówisz?
- Ptaki wleciały przez okno rozbijając sobą szybę. Wszędzie jest krew i pióra. Okaleczyły kilku uczniów, a inni mają traumę...- wyjaśniłam patrząc na osoby w sali. Wielu było jak w transie, co przyciągnęło uwagę ratowników.
- Nic ci nie jest?- spytał widocznie zatroskany.
- Nie. Lydii, Stilesowi i Allison też. Jesteśmy tylko przerażeni tym wszystkim.
- Nie dziwię się. Przyjdziesz do nas?- spytał, a ja spojrzałam na swoje przyjaciółki, które były zmieszane tą sytuacją.
- Muszę zostać z Allison i Lydią. Wyśle do was Stilesa.
- Dobra, uważajcie na siebie.- powiedział, po czym wyłączyłam się. Uczniowie, którzy czuli się na siłach zostali w szkole, a reszta wróciła do domów.
Stałam z dziewczynami przy szafkach, gdzie Lydia poprawiała swoją szminkę, myśląc ciągle o wydarzeniach sprzed kilkudziesięciu minut.
- Czy mi się wydaje, czy w Beacon Hills robi się coraz dziwniej?- spytała zamykając szafkę. Nagle obok nas pojawiła się ciemnoskóra kobieta w luźnym ubraniu.
- Gdzie jest Scott McCall?- spytała, na co wraz z Allison wymieniłyśmy się spojrzeniami.- Caroline?- dodała patrząc mi w oczy.
- Znamy się?- rzuciłam niepewnie.
- Gdzie Scott?- powtórzyła widocznie zdesperowana.
- Musiał wyjść.- odpowiedziała Allison, na co ta chwyciła ją za nadgarstek.
- Wróci?- spytała znów, po czym wtrąciła się Lydia.
- Zwolnij kochana...- zaczęła, a obcą złapała również Lydie. Ścisnęła mocno ich ręce patrząc gdzieś za nami. Spojrzałam tam i zobaczyłam bliźniaków, którzy się nam przyglądali. Nagle puściła nadgarstki dziewczyn i wyszła ze szkoły.
- Nic wam nie jest?- spytałam, na co Lydia westchnęła oburzona.
- Mam siniaka.- stwierdziła pokazując mi swoją rękę.
- Ja też.- potwierdziła Allison, gdy obok nas pojawił się jej ojciec.
- Zabieram was.- wypalił.- Szkoła może poczekać.- dodał, na co ja i Lydia ruszyłyśmy w stronę wyjścia.
- Boli?- odezwałam się do rudowłosej obserwując jej siny nadgarstek.
- Trochę.- odpowiedziała obojętnie, choć czułam, że bagatelizuje swój ból. Złapałam więc ją za rękę, co mocno zdziwiło dziewczynę, ale po chwili jej ból zniknął, a ta rzuciła mi pytające spojrzenie.- Jak...co zrobiłaś?
- Zabrałam twój ból.- wyjaśniłam pocierając obolały nadgarstek, z którego znikały ciemne żyły.
- Dzięki.- rzuciła, a jej słowa były szczere, w przeciwieństwie do słów, które zazwyczaj ta mówiła zwłaszcza w moim kierunku.
- Spoko. W końcu się przyjaźnimy.- wypaliłam, co wywołało uśmiech na twarzy Lydii.
- Owszem. Przyjaźnimy się.- dodała. Po chwili doszli do nas Argentowie, a ojciec Allison odwiózł nas do domów. Weszłam do loftu zmęczona dzisiejszą akcją w klasie. Marzyłam tylko o tym, żeby położyć się w łóżku i usnąć przy dobrym filmie popijając wcześniej kakao. Weszłam więc do kuchni, gdzie nalałam mleka do garnka, po czym włączyłam pod nim gaz chcąc podgrzać płyn.
- Ładny dom.- usłyszałam z salonu, gdzie stał Scott. Nie od razu rozpoznałam jego głos, przez co bardzo się wystraszyłam.
- Nie mogłeś zapukać?- spytałam poważnie, jednak ten podszedł do mnie i objął mnie w biodrach.
- Przepraszam. Po prostu chciałem sprawdzić jak się masz.- stwierdził.- Poza tym mam niespodziankę.- rzucił podwijając rękaw do góry i ukazując nowy tatuaż, który tym razem był widoczny bez specjalnych źrenic. Przyjechałam palcem po ciemnych okręgach, które okalały jego biceps.
- Jesteś niemożliwy.- wyszeptałam zdając sobie sprawę skąd go ma.- Po to byłeś z Derekiem?
- Między innymi. Przy okazji uratowałem mu tyłek. Jemu i Isaac'owi.- wyjaśnił, a ja przewróciłam oczami.
- I to nie pierwszy raz. Co tym razem?
- Stado alf.- wypalił paraliżując mnie.
- Są w Beacon Hills?
- Chwila... widziałaś o nich? Dlaczego nic mi nie powiedziałaś?
- Bo...- urwałam opierając się o blat.- Bo się boje. O ciebie.- wyjaśniłam smutno.- Zawsze jesteś tam, gdzie niebezpieczeństwo, a ja nie jestem w stanie ci pomóc, powstrzymać cię. Sądziłam, że się nie dowiesz, że Derek to ogarnie sam.
- Wiesz, że stado jest silniejsze razem. Derek mnie potrzebuje. Tak samo Isaac.
- Wiem, ale chcę, żebyś był normalnym nastolatkiem. Nie ryzykował życiem i nie zabijał.
- Nie zabijam.- wyjaśnił podnosząc mój podbródek.
- Ale kiedyś będziesz musiał zabić, żeby uratować innych. Gdy raz to zrobisz, to już nie przestaniesz. A to sprawi, że będziesz mieć coraz więcej wrogów, aż ktoś cię zabije, a ja zostanę sama.- mówiłam panikując, na co Scott przyciągnął mnie do siebie.
- Nigdy cię nie zostawię.- wyszeptał w moje włosy.- Mogę zostać na noc?
- Jasne.- odpowiedziałam, po czym zrobiłam nam kakao i poszliśmy do mojego nowego pokoju, gdzie usnęliśmy przy nudnej komedii. To była jedna z nielicznych nocy, które pamiętam z tamtego okresu. Z nielicznych, które spędziłam ze Scottem.




Heeejka
Tym pesymistycznym akcentem kończymy weekend😷 i zaczynamy zdalne nauczanie. Cieszycie się, czy przeciwnie?

Live to be with you | Scott McCall Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz