92.

881 54 14
                                    

Schowałyśmy się za pudłem unikając mierzących w nas broni. Naboje odbijały się z echem o podłogę, a moi przyjaciele i stado Lori walczyło z łowcami. Wychyliłam się, by sprawdzić ilość wrogów. Było ich tak dużo, a jeszcze więcej wciąż dochodziło. Nagle ktoś strzelił obok mojej głowy, na co Lori krzyknęła, a ja schowałam się znów za drewniane pudło.
- Szlag, jest ich za dużo.- stwierdziłam pod nosem, po czym znów spojrzałam na przyjaciół. Jęknęłam pod nosem próbując coś wymyśleć. Wtedy usłyszałam przyładowanie z broni, przez co szybko obróciłam głowę, gdzie stał mężczyzna mający na sobie strój ochronny, a w dłoniach trzymał pistolet. Spojrzałam na niego swoimi błękitnymi oczami, gdy ten w nas wycelował. Nagle obok nas pojawił się Scott, który przemieniony złapał mężczyznę za ubranie i rzucił go na stary stół, gdzie zaczął go bić w twarz. Po chwili zdjął jego hełm oraz kominiarkę dalej okładając go pięściami i pazurami. Wyskoczyłam jak poparzona do chłopaka łapiąc go za rękę, aby zatrzymać kolejny cios.- Wystarczy.- wyszeptałam patrząc na zakrwawioną twarz łowcy. Tak bardzo przypomniała mi twarz niemowy, który też był cały we krwi. Nie chciałam, żeby i tym razem ktoś umarł. Twarz Scotta również była inna. Wilkołacza, ale nie tak bezbronna jak wcześniej. Miał więcej kłów, a jego oczy były mocno czerwone. Patrzyłam w nie, aż ten odzyskał kontrolę i wrócił do normalnej postaci. Nagle telefony zabójców zaczęły wibrować, a Scott wyjął ten z kieszeni leżącego mężczyzny. Wyświetlił coś, po czym pokazał mi wiadomość od dobroczyńcy.
,,Wszystkie umowy zakończone."- pisało. Następnie skierował telefon na łowcę, a ten westchnął ciężko.
Po kilku minutach nasi wrogowie skierowali się do wyjścia, a ja patrzyłam jak Brett przytula siostrę czując ulgę z zakończonej już bitwy. Uśmiechnęłam się, gdy spojrzał w moją stronę. Wypowiedział bezgłośnie słowa podziękowania, na co ja machnęłam znacząco ręką. Oni również skierowali się do wyjścia, a obok mnie stanął Derek. W ręce dalej miał broń, co wywołało u mnie śmiech.
- Co?- spytał zdziwiony.
- Jak to się stało, że były wilkołak alfa z rodziny Hale stał się łowcą?
- Nie jestem łowcą. Muszę się jakoś bronić, bo moje zdolności walki zniknęły.- wyjaśnił, a ja skrzyżowałam ręce patrząc mu w oczy.- Co to za spojrzenie?
- Nie tylko to się w tobie zmieniło w ostatnich tygodniach. Wracasz do złych nawyków.- stwierdziłam poważnie, na co mój brat spojrzał na mnie pytająco.- Umierasz i nawet mi o tym nie mówisz.
- A powinienem? To moje życie i to ja je tracę.
- Jesteś hipokrytą, Derek. Mówisz, że jesteśmy rodziną, a jednocześnie ukrywasz tak ważną sprawę, jaką jest twoja śmierć, bo to twoje życie się kończy.
- Nie to miałem na myśli.
- Ale tak to zabrzmiało. Po cholerę zawsze jesteś w centrum wydarzeń? Szkoła, magazyn... powinieneś na siebie uważać, a nie się angażować.
- Carol, gdzie nie będę, co nie zrobię to i tak umrę. Banshee nigdy się nie myli.- wyjaśnił spokojnie.
- A może się pomyli? Może chodzi o innego Dereka. Z resztą to nie jest najważniejsze. I tak powinnam o tym wiedzieć...
- Zamknij się i mnie wysłuchaj.- wypalił, na co ja ugryzłam się w język patrząc na niego wymownie. Ten wziął głośno oddech, po czym kontynuował.- Lydia wiele razy przepowiadała czyjąś śmierć. Na przykład Allison. W tym jednym nigdy się nie myli. Umrę. Nie wiem kiedy, ani jak ale nawet bez jej przepowiedni wiem, że tak będzie. Tracę moc, więc będę łatwym celem.
- Nie zgadzam się.- rzuciłam nagle poważnym głosem.- Nie zgadzam. Uratowałeś mi życie. Wielokrotnie. Nie dam ci umrzeć, rozumiesz?
- Niestety to nie zależy od ciebie, Caroline.
- To ja umrę. Za ciebie. Nie dam ci odejść i zostawić ten cały syf.- wyjaśniałam, a ten pokręcił głową. Wiedziałam, że moje słowa brzmiały jak słowa kilkulatka, ale byłam ich pewna. Nie dałabym mu umrzeć. Widząc, że ten nie ma nic więcej ci powiedzenia, obróciłam się na pięcie i wyszłam z magazynu.

Wiele się wydarzyło w ciągu ostatnich dwóch dni. Lydia i szeryf odkryli kto stoi za lista śmierci. Otóż nieumyślnie pomysł w głowie Meredith zrodził mój wuj. Ja zwykle to musiał być on. Chociaż ciężko obarczyć go winą, gdy ten pomysł powstał, gdy ten był w śpiączce po pożarze, a Meredith słyszała leżąc obok jego myśli. Niemniej dalej to on miał na sumieniu wiele żyć. Znalazły się też pieniądze z naszej skrytki, albo przynajmniej ich większą część, którą Scott odnalazł w szafce Garretta. Deaton z kolei postanowił odkryć, co Kate zrobiła Derekowi i go uratować. Szczerze wierzyłam w to, że mu się uda.
Wróciłam do domu z codziennego biegania, a po otwarciu drzwi zobaczyłam kilkadziesiąt żarówek wiszących pod sufitem salonu. Oniemiałam widząc koło okna mojego chłopaka.
- Wow.- rzuciłam jedynie wchodząc wgłąb pokoju.- Sam to zrobiłeś?- spytałam łapiąc za jedną z żarówek.
- Z małą pomocą.- wyjaśnił stając przede mną.
- Z jakiej to okazji?
- Bez okazji. Po prostu wiele się działo ostatnio i nie mieliśmy zbytnio czasu dla siebie.
- To...nie prawda, ale bardzo cię cieszę, że tu jesteś.- stwierdziłam, po czym pocałowałam go krótko w usta.- Pójdę tylko wziąć prysznic i zaraz do ciebie wrócę.- wyjaśniłam cicho, jednak ten mnie zatrzymał.
- Serio?
- Biegałam. Potrzebuję się umyć.- powiedziałam, a ten się zaśmiał. Wtedy wpadło mi coś do głowy.- Ale jeśli chcesz to...- przeciągnęłam, na co ten widocznie się zainteresował. Nachyliłam się nad jego uchem dokańczając.- możesz do mnie dołączyć.- rzuciłam, po czym pocałowałam jego ucho, a ten się uśmiechnął. Odsunęłam się idąc powoli do łazienki. Na schodach jednak spojrzałam w jego stronę ukrywając uśmiech. Scott stał na dole wcale nie kryjąc podniecenia i ochoty na wspólne pieszczony pod prysznicem. Weszłam do łazienki, a za mną wszedł mój chłopak. Podniósł mnie za pośladki, całując mnie i ruszając do kabiny. Byliśmy w ubraniach, jednak nie przeszkadzało nam to, a wręcz nas bardziej podniecało. Scott zdjął szybko swoje buty, na co ja się zaśmiałam. Ten znów wrócił do moich warg, a pod jego naciskiem przypadkiem włączyłam prysznic, przez co oboje odskoczyliśmy czując zimną wodę. Nie przerwaliśmy jednak. Szybko przełączył na cieplejszą, gdy ja zaczęłam go rozbierać. W kilka minut zdjęliśmy z siebie ubrania, po czym Scott zaczął mnie całować po ciele, a ja drapałam lekko jego plecy. Rozpuściłam po chwili włosy, na co ten spojrzał na nie. Włożyłam palce między ciemne pasma, żeby je częściowo rozczesać, a na dno kabiny zaczęła opadać ciemna farba, która przy każdym myciu lekki schodziła. Następnie złapałam Scotta za policzki gładząc je przy tym. Wtedy ten znów złączył nasze usta, po czym złapał za moją gąbkę i zaczął nią myć moje spocone ciało. Po pewnym czasie zrobiłam to samo z nim, a ciepła woda wywoływała u nas wiadomy skutek, który przypieczętowaliśmy chwilę potem.
Leżałam obok Scotta na kanapie ubrana w bieliznę oraz luźną sukienkę. Patrzyliśmy w okno, za którym świecił księżyc. Ręka chłopaka jeździła po mojej talii, na co moje ciało się rozgrzewało pamiętając wcześniejszy incydent pod prysznicem.
- Musimy częściej tak spędzać czas.- powiedział, na co ja się zaśmiałam w jego klatkę piersiową.
- Scott...- zaczęłam, gdy ten się nagle podniósł patrząc wciąż w okno.- Co jest?- spytałam. Nagle szkło się rozprysło, a przez okno weszła przemieniona Kate wraz z berserkami. Podnieśliśmy się szybko z kanapy gotowi do walki.





Hejka misie♥️
Dodaje rozdziałek i życzę wam miłego tygodnia, ja sama coś się przeziębiłam i mam nadzieję, że to tylko przeziębienie 🤧 trzymajcie kciuki żeby tak było
Poza tym jeszcze jedna smutną wiadomość...zostały jeszcze tylko dwa rozdziały do końca książki 😭 ale nie martwcie się, bo w dalszym ciągu będę pisać i to coraz ciekawsze mam nadzieję opowiadania ♥️♥️♥️♥️

Live to be with you | Scott McCall Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz