Siedziałam na łóżku obgryzając paznokcie. Byłam szczępkiem nerwów. Derek cały dzień zajmował się swoimi betami, a ja byłam zdana tylko na siebie. Scott wydzwaniał do mnie średnio co godzinę, ale nie mogłam odebrać dopóki nie zdecyduje, po której stronie chce być. Wybrałam brata, ale z każdą minutą coraz bardziej żałowałam tej decyzji. W końcu usłyszałam otwierające się drzwi, więc bez zastanowienia pobiegłam do przedpokoju. Stał tam Derek, który był widocznie zmęczony po wielu godzinach spędzonych na szkoleniu nowych wilkołaków. Jednym ruchem zamknął drzwi wejściowe, po czym jego wzrok spoczął na mnie.
- Jeśli chcesz się kłócić to nie teraz. Jestem zmęczony.- rzucił od razu, a ja milczałam. Obserwowałam jak ten idzie do swojego pokoju ściągając z siebie kurtkę skórzaną. Wolnym krokiem podążyłam za nim. Weszłam do jego sypialni, gdzie ten leżał już na miękkim łóżku.- Co chcesz?- spytał zirytowany, ale ja wciąż milczałam. Skrzyżowałam ręce na piersiach czekając, aż wymięknie. Wiedział czego chce. Wyjaśnień. Przeprosin. Czegokolwiek, co by mnie uspokoiło. Jednak znałam Dereka i wiedziałam, że ten się nie zwierzy. Nie lubił otwierać się przed innymi. Nawet przede mną. Widząc moją minę podniósł się do pozycji siedzącej i zrzucił nogi na podłogę. Dotknął miejsca obok siebie dając mi znak, żebym usiadła. Niechętnie rozluźniłam ręce i usiadłam na wskazanym miejscu.- Nie powiedziałem, że masz się nie odzywać. Masz tylko nie odzywać się do niego.
- Nie lubisz Scotta.- stwierdziłam w końcu, na co ten pokiwał głową.
- Nie prawda. Jest uczciwy, dobry i chce wszystkim pomagać.
- To w czym rzecz?
- Że tacy najczęściej giną.- odpowiedział patrząc mi prosto w oczy.
- On nie zginie. Ma przyjaciół, którzy na to nie pozwolą. Ma mnie...
- W tym cały problem.- wyjaśnił, po czym ciężko westchnął.- Gdybyś była w śmiertelnym niebezpieczeństwie i musiała wybierać: uciekać, albo ratować Scotta, to co byś zrobiła? Uratowała go, prawda?- spytał. Ścisnęłam wargi w wąska linię nie dając mu odczytać mojej odpowiedzi. Ale miał rację, tak bym zrobiła.- Jeśli bez zawahania nie odpowiadasz, że byś uciekła to znaczy, że mogę cię stracić. Nie mogę do tego dopuścić.
- Nie możesz trzymać mnie na smyczy.
- Nie robię tego.
- Robisz. Zabroniłeś mi kontaktować się z przyjaciółmi.
- Owszem. Z Allison, której rodzina chce nas zabić. Z Lydią, która jest czymś czego nie rozumiemy. Z posłusznym Scottowi Stilesem i Scottem, który cię zabije. Albo raczej sama zginiesz ratując jego.
- Kiedy stałeś się taki bezuczuciowy? Wyjaśnij mi to, bo chyba pominęłam ten moment.- wypaliłam zdenerwowana, choć mój głos był załamany.- Kiedy zapomniałeś jak to jest kochać?
- Nie zapomniałem.
- Gdyby tak było, to zaprosiłbyś Scotta na kolację, by lepiej go poznać. Dawał byś mi rady i kazał mu mnie chronić. Tymczasem ty robisz wszystko, żebym była nieszczęśliwa.- stwierdziłam ze łzami. Ten milczał obserwując moją reakcję i słuchając moich słów.- Scott to moja Paige.- dodałam, na co ten zmarszczył brwi, a do mnie coś dotarło.- O nią chodzi? To przez jej śmierć taki jesteś? Obwiniasz się, że cię wtedy nie było przy niej.
- Jestem zmęczony.- rzucił widocznie chcąc mnie zbyć.
- Nie...- zaśmiałam się smutno.- Nie możesz mnie tak traktować. Mówiłeś, że masz tylko mnie, że nie chcesz mnie stracić, a nie umiesz być ze mną szczery.
- Bo nie powinnaś wiedzieć wszystkiego.- mówił gniewnie. Wręcz czułam jego wściekłość, za którą krył się smutek i ból.- Scott nie jest Paige, a ty jeśli chcesz to idź do niego. Rzuć się mu na szyję, prześpij się z nim lub daj się zabić. Chce cię tylko chronić. Zawsze tylko cię chronię.
- A ja chcę chronić ciebie. Ale nic o tobie nie wiem i dopiero teraz to widzę. Nie wiem kim jesteś, kim się stałeś przez ostatnie lata. Kiedyś nie zabił byś Petera, nie trzymał mnie w domu i nie gryzł przypadkowych nastolatków. Ty też nic o mnie nie wiesz. Myślisz, że rozumiesz co jest między mną i Scottem, ale się myślisz. Już dawno zapomniałeś czym jest miłość. Chronisz mnie, bo inaczej nie umiesz, bo nasz wyrzuty sumienia za Laurę, za rodziców i za Core. Robisz to dla siebie, a nie dla mnie. Wierzysz, że dzięki temu będziesz coś czuł. Ale ty już nic nie czujesz. Nie jesteś już Derekiem, którego znam.- powiedziałam, a w oczach brata dostrzegłam łzy, które ten za wszelką cenę chciał ukryć. Wstałam z łóżka kierując się do swojego pokoju. Oddychałam ciężki próbując poukładać myśli. Ubrałam ciepłą bluzę, chwyciłam za telefon i klucze, po czym wyszłam z domu. Chodziłam po alejkach kilka godzin myśląc co zrobić, gdzie pójść. Scott odpadał, Stiles też. Nie znałam adresu Lydii, więc pozostawała tylko jedna osoba.
Zapukałam cicho w okno, ale na tyle głośno, by osoba w pokoju mnie usłyszała. Nagle ktoś otworzył okno, a po drogiej stronie zobaczyłam Allison.
- Caroline? Co ty ty robisz?- spytała szeptem.- Moi rodzice śpią na dole. Jak cię zobaczą to...
- Pomóż mi, proszę.- wyszeptałam. Moje policzki pod wpływem słonych łez i chłodnego powietrza zamarzły. Byłam zmęczona, zdruzgotana i zmarznięta.- Nie mam gdzie pójść, a w domu nie mogę zostać. Nie dzisiaj.
- Wchodź.- odpowiedziała ledwo słyszalnie. Bez słowa weszłam do jej pokoju od razu odczuwając ciepło domu.- Co się stało? Dlaczego nie możesz spać w domu?
- Rozmawiałam z Derekiem. Nie chce żebym spotkała się ze Scottem. Powiedziałam dużo słów, które leżały mi na sercu, ale nie czuje się tam bezpiecznie. Nie wiem już z kim mieszkam. Nie poznaję go.- mówiłam drżącym głosem. Allison objęła mnie mocno, a ja odwzajemniłam uścisk.
- On cię kocha. Chce dla ciebie dobrze.
- Nie prawda. Nie myśli o mnie. Znika na całe dnie i wtrąca się w moje życie. Nic i mnie nie wie, a myśli, że wie lepiej co będzie dla mnie dobre.
- Na pewno tak nie jest.- wyszeptała odsuwając się ode mnie.- Możesz zostać na noc. Ale nad ranem musisz stąd iść, bo mój dziadek i rodzice...
- Wiem, nie ucieszą się z mojej wizyty.- rzuciłam, na co ta się uśmiechnęła.- Dzięki.
- Od tego ma się przyjaciółki.
- Przepraszam, że tak często cię zbywałam. Po prostu twoja rodzina bardzo mnie zraniła. Bałam się ci zaufać.
- Domyślam się. Ale spoko. Już o tym zapomniałam.- stwierdziła. Położyłyśmy się na jej łóżku. Allison usnęła pierwsza, a ja...cóż, nie mogłam zasnąć. Po prostu leżałam przysłuchując się jej oddechowi i patrzyłam na księżyc, który mnie uspokajał. Nim słońce wzeszło, mnie już nie było. Napisałam jej tylko smsa z podziękowaniem. Nie wróciłam do domu. Spacerowałam obok mojego starego domu, po cmentarzu, gdzie są moi bliscy i wszędzie tam, gdzie mogłam chwilę posiedzieć.💔💔💔💔
CZYTASZ
Live to be with you | Scott McCall
Werewolf𝐽𝑒𝑑𝑛𝑎 𝑜𝑠𝑜𝑏𝑎. 𝐶𝑧𝑦 𝑗𝑒𝑑𝑛𝑎 𝑜𝑠𝑜𝑏𝑎 𝑚𝑜𝑧̇𝑒 𝑡𝑎𝑘 𝑑𝑢𝑧̇𝑜 𝑧𝑚𝑖𝑒𝑛𝑖𝑐́? 𝐶𝑧𝑦 𝑚𝑜𝑧̇𝑒 𝑘𝑜𝑔𝑜𝑠́ 𝑧𝑚𝑖𝑒𝑛𝑖𝑐́? 𝑊 𝑜𝑏𝑙𝑖𝑐𝑧𝑢 𝑡𝑟𝑎𝑔𝑒𝑑𝑖𝑖 𝐶𝑎𝑟𝑜𝑙𝑖𝑛𝑒 𝐻𝑎𝑙𝑒 𝑡𝑟𝑎𝑐𝑖 𝑤𝑠𝑧𝑦𝑠𝑡𝑘𝑜. 𝑅𝑜𝑑𝑧𝑖𝑛𝑒̨...