Wieczorem słyszałam głośną rozmowę, więc usiadłam na schodach, by niepostrzeżenie się jej przysłuchać. Na dole był Derek oraz Isaac, w tym ten pierwszy stał przy oknie patrząc na krople deszczu spływające po szybie.
- Nie rozumiem.- stwierdził Isaac.- Co się stało?
- Nie potrzebuje cię. Mam Core i Caroline. Wynieś się jeszcze dziś.- wyjaśnił chłopakowi, który nocował często na naszej kanapie.
- Niby dokąd?- spytał zdziwiony chłopak.
- Gdzieś indziej.
- Zrobiłem coś złego?- drążył nastolatek, na co Derek się obrócił w jego stronę. Dopiero zauważyłam, że trzyma w dłoni pustą szklankę.
- Nadal tu stoisz. Wyjdź.- nakazał, a Isaac podszedł bliżej alfy.
- Derek...
- Wynocha!- przerwał mu mój brat rzucając za niego szklanką, która rozwaliła się o drewnianą kolumnę. Chłopak schował twarz w dłoniach, po czy spojrzał wściekły na alfę. Następnie wziął swoje rzeczy i opuścił nasz dom. Chciałam coś zrobić, ale nie chciałam się mieszać. Był alfą, mógł robić, co chciał. Jednocześnie widząc jak ten podtrzymuje się stołu domyśliłam się, że nie chce narażać swoją betę. A to oznaczało jedno. Szykowała się bitwa, w której Derek nie chciał poświęcać kolejnych osób.Minął tydzień. Kilka dni wcześniej rozegrała się rzeź w budynku, w którym mieszka też Allison. Niestety nie obyło się bez ofiar. Alfy straciły Emisa, a my...Dereka. Scott bardzo to przeżył, chyba nawet bardziej niż ja, czy Cora. Przez to zbliżylyśmy się do siebie.
Scottowi, Lydii i Deatonowi udało się odkryć, że za morderstwami stoi mroczny druid, czyli Darah, jednak ostatnie wydarzenia były na tyle ciężkie, że nikt nie myślał o ofiarach, a o tym, co się stało w banku. Chłopaki chcąc powstrzymać Isaaca i Boyda przed zrobieniem głupstwa pojechali z nimi na bieg przełajowy, a my z dziewczynami ruszyłyśmy za autobusem, by mieć ich na oku.
- Podjeżdżam za blisko?- spytała Allison, która kierowała samochodem. Jego głos sprowadził mnie na ziemię i przestałam gapić się w telefon, na którym wyświetlała się wiadomość od Cory, ze ktoś zabrał ciało Dereka oraz tego drugiego wilkołaka.
- To zależy czy śledzisz autobus, czy chcesz w jego wjechać.- stwierdziła Lydia.
- Daleko jeszcze?- spytałam, na co ten rzuciły między sobą spojrzenia.
- Jedziemy dopiero godzinę.- odpowiedziała Allison.
- Dlaczego właściwie ich śledzimy?- odezwała się rudowłosa.
- Bo Scott jest w złym stanie, a Isaac i Boyd mogą chcieć zabić Ethana.- wyjaśniłam.- Przede wszystkim dla Scotta.- dodałam patrząc za okno.
- Nie powinniśmy się przejmować tobą?- spytała dziewczyna zerkając na mnie.
- Mną? Nic mi przecież nie jest.- stwierdziłam, na co ta spojrzała na Argentówne.
- Jasne. Poza tym zamierzamy śledzić Scotta przez cały dzień?
- Tak, a co?- spytała Allison rudowłosą.
- Benzyna się kończy.- odpowiedziała, na co brunetka jęknęła załamana.- Autobus ma więcej paliwa niż twoja tojota.
- Może staniemy?
- Najwyżej ich zgubimy. Wiemy dokąd jadą.- mówiła Lydia czytając magazyn.
- Nie widziałaś, co się działo. Wiem kto zaczął.
- Aiden?- spytała zdziwiona rudowłosa, po czym się zaśmiała.- Chwila, dlatego zaprosiłyście mnie na wycieczkę? Pilnujecie ich i mnie.
- Powinnaś być nam za to wdzięczna.- powiedziałam włączając się do rozmowy.
- Niby dlaczego?
- Nic was nie łączy?- dopytywała Allison.
- Jestem oburzona waszymi insuacjami.
- Nic?
- Nic.- stwierdziła, po czym zaczęła poprawiać szminkę na ustach, a my obserwowałyśmy jej ruchy.- No co?- spytała, po czym wraz z autobusem zatrzymałyśmy się w korku.- Świetnie.-
Po kilku zadzwonił telefon Lydii, na co ta bez zastanowienia go odebrała.- Hej Stiles. Właśnie wchodzimy do kina...kupujemy popcorn.
- Wiem, że nas śledzicie.- odezwał się Stiles po drugiej stronie.- Włącz głośnik.- na te słowa Lydia włączyła go na tryb głośnomówiący.- Scott nadal krwawi.
- Jego rana się nie zagoiła?- spytałam przerażona.
- Nie, jest coraz gorzej.- odpowiedział chłopak.- Rana krwawi na czarno.
- Co mu jest?- odezwała się zdziwiona Lydia.
- Czy ja mam doktorat z wilkołactwa?- spytał, na co dziewczyny obróciły się w moją stronę.
- Też nie posiadam doktoratu.- stwierdziłam.
- Ale jesteś wilkołakiem.- rzuciła Allison.
- Tak, ale moje rany zawsze się goją.- wyjaśniłam, po czym się zastanowiłam.- Muszę je zobaczyć.
- Co?- spytał Stiles.
- No te rany.
- Niby jak?- odezwała się rudowłosa.
- Scott musi wysiąść z autobusu.- odpowiedziała Allison.
- I co potem? Znajdziemy go do szpitala?
- Może uda mi się coś wymyśleć. Widziałam kilka razy, jak Derek leczył swoje rany...sami nic nie zdziałacie.- wyjaśniałam.
- A jeśli umiera?- spytała Allison, na co ja przygryzłam wargę. Nie, nie mogłam stracić i jego.- Stiles, powiedz trenerowi, żeby zatrzymał się przy barze.
- Próbowałem.- odparł.
- Przekonaj go.
- Znasz faceta?
- Wymyśl coś.- dodała Allison opierając się o kierownice. Liczyłam, że Stiles coś wymyśli. W innym wypadku stan mojego chłopaka mógł się pogorszyć, a do tego nie mogłam dopuścić. Po kilku minutach drzwi autobusu się otworzyły, a uczniowie zaczęli z niego wybiegać. Nie chciałam wiedzieć jak Stiles przekonał trenera, bo zapewne kryło się za tym coś okropnie głupiego. Najważniejsze jednak było, że autobus się zatrzymał, a my mogliśmy zająć się Scottem. Zabraliśmy go do łazienki, gdzie posadziliśmy go na podłodze. Chłopak jęknął z bólu, na co ja dotknęłam jego policzka.
- Już dobrze.- wyszeptałam klęcząc przy nim. Reszta stała i obserwowała moje poczynania. Podniosłam delikatnie koszulkę Scotta, na której była plama krwi. Z kolei pod nią kryła się rana po walce z alfami.- Cholera, Scott. Dlaczego nic nie mówiłeś?
- Przepraszam.- powiedział cicho, na co ja pokręciłam głową gładząc znów jego policzek.
- Daj nam chwilę.- odezwała się Allison, po czym wstałam i odeszłam z przyjaciółmi na bok.- Dochodził do siebie w gorszym stanie.
- Rany spowodowane przez alfy zazwyczaj goją się dłużej, ale nie przez kilka dni. Powinien już się wyleczyć.
- To co robimy? Wzywamy karetkę?- spytał Stiles.
- Nie, nie pomogą mu tam.
- A jeśli jest już za późno?- spytała Allison, na co ja pokręciłam głową.
- Może to kwestia psychiki?- wypaliła Lydia.
- Choroba psychosomatyczna?- spytał Stiles.
- Somatoformiczna.- poprawiła go rudowłosa.- Psychiczne problemy wywołują fizyczne ofiary.- wyjaśniła, na co Stiles dał jej znak, by wyjaśniła po ludzku.- Wmawia je sobie.
- Nie pozwala ciału się wyleczyć, bo Derek zginął.- stwierdził Stiles patrząc na mnie. Przyłożyłam dłoń do ust chcąc ukryć drżące wargi. Dokładnie wiedziałam, co Scott czuł. Obwiniał się o śmierć mojego brata.
- Co robimy?- spytała Allison, na co Lydia zaczęła szukać czegoś w torebce. Po chwili wyjęła zbiegi igłę i nitkę.
- Zaszyjemy ranę.- wypaliła, a ja wzięłam głęboki oddech.- Musi uwierzyć, że się goi.
- Nie przekonuje mnie ten pomysł.- stwierdziłam.
- Liczyliśmy, że ty to zrobisz.
- Ja?- spytałam zdziwiona.- Ja nawet nie umiem zszyć dziury w spodniach.
- Ja to zrobię.- powiedziała Allison, na co ja przytaknęłam.- Gdzie jego torba?
- Skoczę po nią. I tak nie lubię igieł.- stwierdził Stiles widocznie ucieszony, że nie musi być przy tej operacji.- Wiesz co robisz?
- Tata mnie nauczył.- odparła dziewczyna podpalając igłę, by ją zdezynfekować.
- Jak długo to potrwa?
- Zatrzymaj autobus.- rzuciła go niego, na co Lydia pociągnęła Stilesa na dwór.
- Pomogę ci.- odparła. Usiadłam więc naprzeciwko Scotta obserwując jak jego była dziewczyna zszywa z precyzją jego ranę. Na początku była przerażona, ale po chwili wzięła się w garść i dokładnie wykonała operacje.
- Scott?- spytała po wszystkim, jednak ten nie odpowiedział.- Scott?- za drugim razem poderwałam się i kucnęłam przy chłopaku.
- Oddycha, ale bardzo powoli.- wyjaśniłam słysząc jego serce.- Scott?- mówiłam kilka razy, po czym ten głęboko odetchnął odzyskując świadomość.
- To moja wina.- powiedział patrząc na mnie.
- Pójdę sprawdzić, czy zatrzymali autobus.- wypaliła Allison i wyszła chcąc zostawić nas samych.
- O czym ty mówisz?- spytałam gładząc go po ramieniu.
- To przeze mnie Derek nie żyje.- odpowiedział, a w moich oczach pojawiły się łzy.
- Derek nie żyje...- przerwałam przełykając ślinę.- ale to wina alf. Nie twoja.- dokończyłam, po czym chłopak spojrzał w dół na swoją ranę, która była pozszywana przez Allison.
- To wasza sprawka?- spytał, na co ja się zaśmiałam.
- W sumie to Allison.- wyjaśniłam.- Możesz wstać?- spytałam pomagając mu się podnieść. Gdy ten wstał podałam mu jego świeżą bluzkę. Poprawiłam ją przy jego szyi, gdy dłoń Scotta złapała za mój policzek. Spojrzałam w jego oczy, mimo że widziałam je przez mgłę.
- Wybacz mi, że go nie złapałem.- wyszeptał, a z mojego oka wyleciała łza, którą ten szybko wytarł. Objęłam go za szyję, na co Scott zaczął gładzić moje plecy.
- Chodźmy już.- powiedziałam po chwili. Pomogłam chłopakowi iść, po czym wyszliśmy na zewnątrz.
- Stiles!- zwołałam, na co ten do nas podbiegł.
- Zaatakował go.- wypalił.
- Kto?- spytałam, a gdy podeszliśmy bliżej zobaczyliśmy, że Isaac bije po twarzy Ethana. Trener i uczniowie próbowali go powstrzymać, ale dopiero Scott podszedł do chłopaka i wrzasnął na niego ten się uspokoił. I spojrzał na bluzkę McCalla, na której nie było widać nowej krwi.
Gdy sytuacja się uspokoiła, wróciliśmy do autobusu. Nie zamierzałyśmy zostawiać chłopaków po czymś takim, więc Allison porzuciła auto i pojechałyśmy z resztą.Hej kochani♥️
Nowy rozdziałek wskakuje dzisiaj, a jutro mój ulubiony odcinek czyli Motel California ♥️♥️♥️ w jaki jest wasz ulubiony odcinek???
![](https://img.wattpad.com/cover/233861156-288-k768747.jpg)
CZYTASZ
Live to be with you | Scott McCall
مستذئب𝐽𝑒𝑑𝑛𝑎 𝑜𝑠𝑜𝑏𝑎. 𝐶𝑧𝑦 𝑗𝑒𝑑𝑛𝑎 𝑜𝑠𝑜𝑏𝑎 𝑚𝑜𝑧̇𝑒 𝑡𝑎𝑘 𝑑𝑢𝑧̇𝑜 𝑧𝑚𝑖𝑒𝑛𝑖𝑐́? 𝐶𝑧𝑦 𝑚𝑜𝑧̇𝑒 𝑘𝑜𝑔𝑜𝑠́ 𝑧𝑚𝑖𝑒𝑛𝑖𝑐́? 𝑊 𝑜𝑏𝑙𝑖𝑐𝑧𝑢 𝑡𝑟𝑎𝑔𝑒𝑑𝑖𝑖 𝐶𝑎𝑟𝑜𝑙𝑖𝑛𝑒 𝐻𝑎𝑙𝑒 𝑡𝑟𝑎𝑐𝑖 𝑤𝑠𝑧𝑦𝑠𝑡𝑘𝑜. 𝑅𝑜𝑑𝑧𝑖𝑛𝑒̨...