Scott obudził się kilka godzin później. Był oszołomiony po naćpaniu się wilczym zielem, ale żył, a to było najważniejsze. Pierwsze co powiedział po przebudzeniu to przepraszam, co było skierowane w moim kierunku. Śmiałam się przez łzy słysząc, jak ten czuję się winny moich zmartwień i złamania obietnicy mi danej.
Naszą randkę musieliśmy podpasować pod urodziny Lydii, które wypadały właśnie w środę. W ten też dzień wypadała pełnia. Wspólnie ze Scottem postanowiliśmy, że pomogę Derekowi z jego betami, po czym spotkamy się u Lydii, a po kilku godzinach pojedziemy do niego i tam spędzimy długo wyczekiwany przez nas czas. Tak też się stało. Ubrałam bordową sukienkę i płaskie buty, a włosy upięłam w luźnego kucyka. Pojechałam do bazy brata, gdzie ten zaczął już przywiązywać Boyda, Erice i Isaaca. Najpierw nałożył obręcz na głowę Erici, którą przymocował wbijając gwoździe w jej głowę. Dziewczyna krzyczała, ale jak twierdził Derek, to było konieczne, bo ta jest bardziej odporna na ból. W tym czasie ja przypinałam ręce Boyda do oparcia od siedzenia. Najlepiej trzymał się Isaac, który grzecznie siedział na siedzeniu. W końcu skończyłam z Boydem, więc kucnęłam obok blondyna i zaczęłam przywiązywać go do oparcia sąsiedniego fotelu.
- Ładnie wyglądasz.- odezwał się nagle Lahey, na co ja podniosłam na niego wzrok, piorunując go nim.- Wybierasz się na urodziny Lydii?
- Możliwe.- rzuciłam lekceważąco zaciskając mocniej sznurek na jego rękach.
- Panujesz nad sobą mimo pełni?
- Jak widać.
- W jaki sposób?- spytał, na co ja westchnęłam i się zastanowiłam.
- Myślę o bliskich i przyjaciołach, których mogę skrzywdzić jeśli się zmienię. Strach o nich sprawia, że pozostaje w ludzkiej postaci.- wyjaśniłam.
- Ile zajęło ci opanowanie tego?
- Całe życie.- stwierdziłam, a Isaac mruknął coś pod nosem widocznie zaskoczony moją odpowiedzią.
- Możesz już iść.- odezwał się Derek, który stanął nade mną.- Dokończę to.
- Na pewno?
- Idź.- zachęcił mnie, na co ja wstałam i ruszyłam na imprezę Martin.*Scott
- Widziałeś dziewczyny?- spytał mnie mój przyjaciel podczas przechodzenia przez dom Lydii.
- Nie.
- Musimy im powiedzieć.
- O czym?
- Ofiary należały do drużyny pływackiej. A kanima unika basenu.- wyjaśnił, a w mojej głowie ułożył się schemat.
- Ten kto kieruje kanimą nienawidzi pływaków?
- Tych z rocznika 2006. Może był nauczycielem, albo jednym z uczniów. Kogo pomineliśmy?
- Nie wiem, ale nie mów o tym przy Caroline.- rzuciłem, na co ten się zatrzymał.
- Dlaczego?- spytał, a ja wziąłem głęboki oddech.
- Dziś jest pełnia, a do tego nie chce, żeby się stresowała. Nie dzisiaj.
- Zrobicie to dzisiaj?- wypalił, po czym ja ucichłem, co było jednoznaczne z odpowiedzią. Nagle koło nas pojawiła się Allison, która urwała rozmowę o mojej dziewczynie.
- Jackson nie przyszedł.- rzuciła smutno.
- Pusto tu.- stwierdził Stiles. Faktycznie oprócz nas prawie nikogo nie było, a Lydia stała przy basenie przygnębiona.
- Jest wcześnie.- powiedziałem pocieszająco.
- Albo każdy myśli, że Lydia jest wariatką.
- Zróbmy coś.- odezwała się moja była dziewczyna.- Olewamy ją od dwóch tygodni.
- Ona olewała Stilesa przez dziesięć lat.- wypaliłem, na co ten się zbulwersował.
- Po prostu zbyt późno mnie dostrzegła.
- Nie jesteśmy jej nic winni.- stwierdziłem wzruszając ramionami.
- Hej.- powiedziała nagle Caroline, która pojawiła się obok nas. Miała na sobie piękną bordową sukienkę i lekki makijaż, który podkreślał jej urodę.*Caroline
- O czym mówicie?
- Scott twierdzi, że nie jesteśmy nic winni Lydii i nie musimy pomóc jej rozkręcić imprezę.- wyjaśniła mi moja przyjaciółka.
- Nikt nie przyszedł?- spytałam zdziwiona rozglądając się po tarasie.
- Nie.- odpowiedział mi Stiles.
- Pomóżmy jej wrócić do normalności.- zaproponowała Allison.- To przez nas patrzą na nią jak na wariatkę.
- W sumie to przez mojego wuja.- wypaliłam zerkając z wyrzutami sumienia na zagubioną rudowłosą.- Zgadzam się z Allison. Zróbmy coś.- dodałam patrząc wyczekująco na Scotta, który po chwili się ugiął.
- Mogę ściągnąć chłopaków z drużyny.- stwierdził, na co ja się uśmiechnęłam.
- Ja znam kilka osób, które rozkręcą imprezę.- odparł Stiles wyciągając telefon.
- O kim mówisz?- spytała dziewczyna.
- Poznałem ich w klubie.- odpowiedział uśmiechając się wymownie, a ja prychnęłam pod nosem. ,,W klubie dla gejów"- dodałam w swojej głowie.
Po kwadransie impreza się rozkręciła, a jubilatka była w siódmym niebie. Stałam przy Allison, gdy podeszła ta do nas odeszła i podała nam szklankę z ponczem.
- Ja nie pije.- rzuciłam bezpośrednio do jubilatki.
- Mówiłaś, że stresujesz się przed nocą ze Scottem.- powiedziała Allison, na co Lydia wzięła kolejną porcję alkoholu w dłoń i podała mi ją.
- To tym bardziej musisz się napić.- dodała z pewnym swej racji uśmiechem. Chwyciłam więc za szklankę i wzięłam głęboki łyk, którym mało się nie zakrztusiłam, a Allison się zaśmiała.
- Nigdy nie piłaś?- spytała rozbawiona.
- Nie miałam po co. I tak alkohol na mnie nie działa.- wyjaśniłam.- Ale to jest dobre...i piecze w gardło.
- Prawda?- spytała ze śmiechem.
- Nie śmiej się tylko opowiadaj o randce z Mattem.
- Jest...dziwny.- stwierdziła.
- To znaczy?
- Ma moje zdjęcia na aparacie. Nawet takie z mojego okna.
- Jest psychopatą, czy gwałcicielem?- dodałam, na co ta wzruszyła ramionami. Już chciała coś powiedzieć, gdy jej wzrok spoczął na kimś za mną. Obróciłam się tam i zobaczyłam Jacksona, który wziął łyk ponczu.Ludzie tańczyli, śmiali się i rozmawiali, podczas gdy ja i moi przyjaciele obserwowaliśmy Jacksona. Siedział przy basenie obserwując księżyc w pełni. Jego światło oświetlało horyzont oraz sprawiało, że moje serce wariowało.
- Dziś nie pije.- usłyszałam z drugiego końca ogromnego jak dla mnie basenu. Przy jednej z kolumn stał Scott oraz Lydia, która chwilę wcześniej wepchała mu do ręki poncz.
- Co z wami? Caroline powiedziała to samo.- prychnęła jubilatka, a ja spuściłam wzrok, by uniknąć jego spojrzenia.- Musicie się wyluzować. Zwłaszcza ona.- dodała, po czym ominęła basen i stanęła obok mnie, by podać mi poncz.
- Nie, już i tak sporo wypiłam.- rzuciłam słysząc pulsującą w głowie muzykę.
- Czujesz się pijana?- spytała zdziwiona, a ja przygryzłam wargę.- Ile wypiłaś?
- Dwie szklanki.
- To mało. Masz jeszcze jedno i idź do Scotta.- wypaliła podając mi szklankę. Nie chętnie wypiłam kolejną porcję ponczu, po czym wstałam i skierowałam się w miejsce, gdzie jeszcze przed chwilą siedział Scott. Zamiast niego stała tam teraz obściskująca się para. Ominęłam ich i oparłam się o sąsiednią kolumnę. Świat wirował, więc schowałam głowę w dłoniach próbując zapanować nad sobą.
- Alfa, beta, omega...- mówiłam pod nosem myśląc, że to wpływ pełni. Jednak to nie pełnia była wszystkiemu winna. Nagle usłyszałam znany mi głos. Serce mi zadrżało, bo ten głos od wielu lat milczał, a teraz go słyszałam... Spojrzałam przed siebie i dostrzegłam trzy sylwetki. Łzy napłynęły mi do oczu, gdy przyjrzałam się ich twarzą. Moja mama, ojciec i starsza ode mnie o rok Cora. Byli tacy prawdziwi.
- Co ty robisz dziecko?- odezwała się moja mama z wyraźnym zawiedzeniem w głosie, na co moje serce znów zadrżało.- Co ty robisz?
- Jesteś zdrajcą Caroli. Żaden Hale nie powinien zadawać się z Argentami. Jak mogłaś dopuścić, by ich córka z tobą rozmawiała...po tym wszystkim, co nam zrobili. Do tego chodzisz z jej byłym chłopakiem. Zdradziłaś nas wszystkich. Wszystkich.- powtórzył mój ojciec, a po policzku spłynęła mi łza. W uszach rozległ się krzyk dzieci i dorosłych oraz znany mi już odgłos tłuczonego szkła.
- Przestańcie, przestańcie...- wyszeptałam, po czym zaczęłam się kiwać do przodu i do tyłu, przez co pusta już szklanka wypadła mi z rąk i z hukiem roztrzaskała się na podłodze, co sprawiło, że odskoczyłam wystraszona na bok zakrywając oczy dłońmi. Przyjęłam taką samą pozycję jaką przybierałam jako dziecko podczas burzy - schowana we własnym ciele.- Carol.- usłyszałam jak przez mgłę, po czym poczułam chłodną dłoń na swojej dłoni. Wystraszona odkryłam twarz, a widząc swojego chłopaka całkowicie się zagubiłam. Zaczęłam się rozglądać nerwowo wypatrując moich bliskich, którzy jeszcze przed chwilą tu stali.- W porządku?
- Oni...ja...- jąkałam się chowając trzęsące się ręce do kieszeni.
- Miałaś halucynacje. Jak wszyscy.- wyjaśnił, a ja szybko zaprzeczyłam głową.
- To nie halucynacja...stali tu... mówili do mnie...
- Carol, to była tylko halucynacja.- powiedział łagodnym głosem, na co ja lekko się uspokoiłam.- Kogo widziałaś?
- Ja...- zaczęłam, ale zamiast dokończyć pokręciłam głową próbując się otrząsnąć.- Nie ważne.- rzuciłam, co chłopak szybko zrozumiał jako, że nie chce o tym mówić. Przyciągnął mnie do siebie gładząc powoli moje plecy. Chciałam zapomnieć o tym, co widziałam, ale nie mogłam. Tego wieczoru wydarzyło się za dużo i wielu rzeczom mogłam zapobiec.Hej misiaczki ♥️ dodaje ten rozdział wyjątkowo, bo miałam taką małą wenę ♥️♥️♥️♥️ miłego weekendu wam życzę
CZYTASZ
Live to be with you | Scott McCall
Werewolf𝐽𝑒𝑑𝑛𝑎 𝑜𝑠𝑜𝑏𝑎. 𝐶𝑧𝑦 𝑗𝑒𝑑𝑛𝑎 𝑜𝑠𝑜𝑏𝑎 𝑚𝑜𝑧̇𝑒 𝑡𝑎𝑘 𝑑𝑢𝑧̇𝑜 𝑧𝑚𝑖𝑒𝑛𝑖𝑐́? 𝐶𝑧𝑦 𝑚𝑜𝑧̇𝑒 𝑘𝑜𝑔𝑜𝑠́ 𝑧𝑚𝑖𝑒𝑛𝑖𝑐́? 𝑊 𝑜𝑏𝑙𝑖𝑐𝑧𝑢 𝑡𝑟𝑎𝑔𝑒𝑑𝑖𝑖 𝐶𝑎𝑟𝑜𝑙𝑖𝑛𝑒 𝐻𝑎𝑙𝑒 𝑡𝑟𝑎𝑐𝑖 𝑤𝑠𝑧𝑦𝑠𝑡𝑘𝑜. 𝑅𝑜𝑑𝑧𝑖𝑛𝑒̨...