87.

1K 65 8
                                    

*Caroline
Na drugi dzień miałam świetny humor, co nie uległo uwadze Derekowi, ale nie miałam ochoty z nim rozmawiać. Po prostu ubrałam się w sportowe ubrania i poszłam biegać po rezerwacie. Wiedziałam, że w tym czasie moi przyjaciele mają egzamin, więc miałam czas dla siebie nim się z nimi spotkałam. Pobiegłam cały rezerwat, po czym wróciłam do loftu, by się odświeżyć. Byłam pod prysznicem, gdy zadzwonił mój telefon.
- Derek?- spytałam odbierając telefon. Mój brat przebywał w szpitalu, gdzie dalej znajdowała się Braeden.
- Ktoś stworzył wirus, który zabił stado Satomi.- powiedział od razu mój brat, na co ja włączyłam tryb głośnomówiący i owinęłam się szlafrokiem.- Ten sam wirus jest w szkole.
- Scott i reszta mają tam egzamin.- wypaliłam przerażona.
- Rozmawiałem ze Stilesem. Ukryli się w skrytce w pod szkołą. Weszli piwnicą. Tam jest słoik z grzybkami reishi.
- Czym?
- Pamiętasz śmierdzące herbaty, które piła nasza mama?
- Nie wiem...do czego zmierzasz?- spytałam zakłopotana.
- Te grzybki są lekarstwem. Muszą je szybko zjeść, albo umrą. Kira, Malia i Scott. Musisz tam pojechać i dać im grzybki. Stiles nie otworzy drzwi do skrytyki, a oni mogą być już w złym stanie.
- Rozumiem.- powiedziałam chwytając legginsy i bluzę.- Będę tam najszybciej jak będę mogła.
- Ty też je zjedz.- nakazał, po czym wyłączyłam telefon, ubrałam się i wybiegłam z domu. Niestety przed szkołą było mnóstwo ludzi. Epidemiolodzy, policjanci, rodzice i bliscy uczniów oraz reporterzy. W tym tłumie dostrzegłam szeryfa, do którego szybko podbiegłam.
- Szeryfie!- krzyczałam przepychając się w tłumie.
- Przepuście ją.- nakazał, po czym policjanci pomogli mi podejść do mężczyzny.
- Muszę wejść do środka.- wyjaśniłam krótko.
- To nie możliwe. Trwa epidemia. Nikt nie wyjdzie, ani nie wejdzie do środka.
- Wiem jak pomóc Scottowi i reszcie. Jeśli tam nie wejdę, to ci umrą...
- Niestety nie mogę cię wpuścić. Takie są reguły.- powiedział, co mnie zdenerwowało.
- Walić je. Muszę tam wejść z pana zgodą lub bez.- stwierdziłam, gdy podbiegła do nas Lydia.
- Caroline, co tu robisz?- spytała zdziwiona.
- Wiem jak im pomóc. Muszę tam wejść.- wyjaśniłam po raz kolejny.
- Tędy nie wejdziesz.- powtórzył mężczyzna, na co ja westchnęłam zdenerwowana.
- Carol, chodź.- powiedziała moja przyjaciółka ciągnąc mnie za szkołę, gdzie był pomnik z nazwą naszej szkoły.- Derek i Kate weszli tędy do skrytki. To drugie wejście.- wyjaśniła, a ja obeszłam pomnik dookoła. Nagle zobaczyłam wzór, który był wejściem. Przemieniłam pazury, po czym włożyłam je w okrąg ze wzorem. Przekręciłam go kilka razy, a ten nagle się wchłonął, po czym pomnik się obrócił, by po nim mogło pojawić się wejście. Zbiegłam po schodach, gdzie zobaczyłam trójkę moich przyjaciół leżących na podłodze. Krwawili na czarno, a ich oczy błądziły po pomieszczeniu.
- Co się dzieje?- spytała Kira rozglądając się nerwowo. Było ślepi. Nie odpowiedziałam tylko podbiegłam do regałów przeszukując szybko ich zawartość. Przesuwałam przedmioty i strącałam je na ziemię szukając słoika z grzybami.
- Kto tu jest?- odezwał się Scott, a za mną wbiegła Lydia.
- To my. Lydia i Carol.- wyjaśniła im, gdy ja intensywnie szukałam słoika. W końcu go zobaczyłam złapałam za jego, po czym spojrzałam po przyjaciołach.- Caroline? Caroline?!- wołała Martin, na co ja się otrząsnęłam i rzuciłam słoikiem o podłogę. Przedmiot rozbił się o podłoże, a zapach grzybków reishi uwolnił się. Poczułam go w swoim nosie, co oznaczało, że i reszta go poczuła. Podbiegłam do Scotta, który opierał się o ścianę. Jego ciało zaczęło się leczyć, a oczy dostrzegły moją osobę.
- Jesteś tu.- powiedział, a ja odetchnęłam głęboko kładąc głowę na jego ramieniu i czując ulgę, że ten mnie widzi. Otworzyłam drugie wejście, przez które wszedł zdezorientowany Stiles. Podbiegł do Malii, która wyglądała na smutną. Podała mu jakąś kartkę, która wyciągnęła z kieszeni jego bluzy, wstała i bez słowa wyszła z pomieszczenia. Domyśliłam się, że na owej liście musiało być jej prawdziwe nazwisko. Malia Hale.  Moja kuzynka.
Cóż, nie tylko ona i Stiles mieli ciężki dzień. Gdy Lydia, Stiles oraz oczywiście Malia opuścili skrytkę zostawiliśmy tylko my. Scott, Kira i ja. Widząc naszą dwójkę w jednoznacznej sytuacji, azjatka podeszła do nas spoglądając na nas smutno. Wstałam z pozycji klęczącej, po czym do niej podeszłam.
- W porządku.- odparła od razu.- Wiedziałam, że on dalej cię kocha.
- Nie prawda. Ciebie też kochałem.- odezwał się stając obok nas Scott.
- Ale nie tak.- dodała, po czym uśmiechnęła się smutno i wyszła na zewnątrz. Spojrzałam na Scotta kręcąc głową.
- Zostawić was na jeden dzień samych, a już chcecie mi umierać.- rzuciłam, na co ten się zaśmiał.
- Uratowałaś nas.- stwierdził łapiąc mnie za rękę i prowadząc na zewnątrz.
- Lepiej zadzwoń do mamy, żeby się nie martwiła.
- Nie muszę.- stwierdził patrząc na swojego ojca, który szedł w naszą stronę. Serce mi stanęło gdy do zobaczyłam. Ostatni i w sumie pierwszy raz widziałam go przed wyjazdem, gdy przyszedł do domu Allison, by dowiedzieć się odnośnie zaginionych rodzicach. Teraz stał przed nami w swoim garniturze z tak samo poważną miną, co wtedy.
- Scott.- powiedział obejmując syna.- Nic wam nie jest?
- Nie, wirus minął.- wyjaśnił mu Scott, po czym spojrzał na mnie.- Chyba już się znacie.
- Pozornie.- stwierdziłam z lekkim uśmiechem.
- Może czas to zmienić skoro...jesteście razem.- powiedział mężczyzna widząc, jak znów trzymamy się za ręce.- Scott ma w sobotę urodziny. Może chciałabyś przyjść do nas na urodzinową kolację?- zaproponował, na co ja spojrzałam na chłopaka, który się uśmiechał.
- Em...- przeciągnęłam będąc w szoku.- Jasne. Chętnie.- dodałam, a mężczyzna posłał nam lekki uśmiech.
- To do zobaczenia.- rzucił, po czym się oddalił, a ja spojrzałam w oczy Scotta.
- Przeraża mnie.- wypaliłam, na co ten się zaśmiał.- Ale wydaje się być miły.
- Stara się.- powiedział oglądając się za ojcem. Gdy jego wzrok powrócił do mnie, czułam jak serce mi mięknie.- Czyli przyjdziesz w sobotę?
- A chcesz?
- Oczywiście, że tak. W końcu będziecie mieli okazję, żeby się poznać.- wyjaśnił patrząc mi w oczy.- Stresujesz się?
- Niby czym? Twoją mamę znam wiele lat. Ojca co prawda nie znam, ale na pewno jest w porządku. Cieszę się. Bardzo.- wyjaśniłam, a ten pocałował mnie namiętnie w usta. Kłamałam. Bałam się i to bardzo. Czego? Cóż, niby znałam jego rodziców, ale wspólna kolacja to coś więcej niż zwykłe spotkanie. To jakby kolejny etap naszego przerywanego w sumie związku. Ostatnim razem prawie u niego zamieszkałam, ale teraz wszystko zaczynaliśmy od nowa. Choć nie, nie wszystko. Znaleźliśmy się lepiej niż wtedy. Kochaliśmy się bardziej niż wtedy. Więc co mogło w naszym związku pójść nie tak? No właśnie, a gdybym zawaliła na takim spotkaniu? Nie mam rodziców i od dawna nie wiem jakie to uczucie, więc jak mogę iść na rodzinną kolacje bez obaw? No właśnie, nie mogę. Ale taka osoba jak ja, czy Derek, czy Cora nie poddajemy się bez walki, a już na pewno nie dajemy po sobie poznać, że coś jest nie tak. Dlatego się zgodziłam i planowałam zrobić na rodzicach Scotta dobre wrażenie.





Hejcia ♥️🥰
Nowy niedzielny rozdziałek dodany znowu po północy😂😂 wybaczcie, ale jakoś tak mi zeszło. Mam nadzieję, że się podobał, a jeśli tak to wiecie co robić:
1. Gwiazdka
2. Komentarz
3. Obserwowanie na wattpadzie
*4. Zajrzyjcie do mojej nowej książki ♥️

Live to be with you | Scott McCall Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz