Zmywałam farbę z włosów, które następnie ususzyłam lekko ręcznikiem. Spojrzałam w lustro, w którym dostrzegłam za sobą brata.
- Co?- spytałam rozczesując ciemne znów włosy.
- Lepiej ci w ciemnych.- rzucił, na co ja prychnęłam.- Dlaczego wróciłaś?
- Bo się nie odzywałeś. I jak widać dobrze, że tu przyjechałam, bo wciąż tkwił byś w meksykańskim kościele.
- Teraz nic mi nie jest. Możesz wrócić do Cory...
- Co z pieniędzmi ze skrytki?- spytałam przerywając bratu. Ten westchnął ciężko słysząc, że nie chce odpuścić.
- Wynegocjowaliśmy układ. Braeden odnajdzie Kate i nasze pieniądze.
- Stać nas na to? Calaveras nieźle jej zapłacili, a weź pod uwagę, że chwilowo nie mamy oszczędności.
- Stać nas. Z resztą musimy ją znaleźć.
- To na pewno Kate?- spytałam obracając się w jego stronę.- Po co jej nasze pieniądze?
- Nie wiem, ale jakoś to ogarniemy ze Scottem. Nie musisz się angażować.
- Czyżby? Przypomnę, że chodzi o kobietę, która wywołała pożar w naszym domu, zabiła naszych rodziców, próbowała zabić nas, cofnęła cię w czasie i okradła nas.- wyjaśniłam.- To dotyczy też mnie. Z resztą nie wyjadę stąd, chyba że z tobą.
- Wiesz, że nie mogę ich zostawić. Jeszcze nie.
- Więc i ja tu zostaję.- stwierdziłam z lekkim uśmiechem.
- Żeby nam pomóc, czy odzyskać Scotta?- spytał, a ja przygryzłam wargę poważniejąc.
- Jest z Kirą.
- Wiem.
- Kocha ją.
- Wiem.
- Więc w czym rzecz?- rzuciłam zdenerwowana, jednak ten nie odpowiedział, a patrzył na mnie wymownie przeżywając mnie na wylot.- Nie zależy mi już na nim. Zależy mi na rodzinie. Na tobie i Peterze. Dlatego tu zostanę. Żeby chronić rodzinę.- wyjaśniłam, po czym poszłam do swojego dawnego pokoju, w którym wciąż były mojej meble i ubrania, które przywiozłam z południa. Położyłam się na łóżko, a po chwili zmęczona zasnęłam. Gdy się obudziłam był wieczór, a obudził mnie mój telefon, który dzwonił. Odczytałam adresata, po czym odebrałam zaspana.
- Hej.- rzuciłam do Scotta.
- Jesteś zajęta?
- Zależy. Co jest?
- W szpitalu jest taki chłopak...ktoś wymordował mu całą rodzinę. Potrzebuję wsparcia, a reszta jest zajęta.
- Daj mi dziesięć minut.
- Dzięki.- odpowiedział, po czym zebrałam się i pojechałam taksówką do szpitala. Na jednym z korytarzu dostrzegłam byłego chłopaka, który wyglądał na zdenerwowanego.- Nazywa się Shawn.- powiedział idąc jednocześnie w moją stronę.
- Jest kolejnym celem?- spytałam, gdy szliśmy szybkim krokiem w stronę windy.
- Tak, musimy go znaleźć.
Weszliśmy na kolejne piętro, gdy na korytarzu rozległ się krzyk pani McCall, nad którą stał chłopak umazany czyjąś krwią. Scott się przemienił rycząc na nadprzyrodzoną postać. Pobiegł w jego stronę, a ja podeszłam do przerażonej kobiety.
- Nic pani nie zrobił?- spytałam, na co ta pokręciła głową.
- Nie.- odpowiedziała, gdy chłopak uciekł przed Scottem.- Złapcie tego sukinsyna.- rzuciła w naszą stronę, więc spojrzałam na jej syna i oboje wystartowaliśmy za zapachem krwi. Weszliśmy za nim na dach, skąd pochodził też krzyk jakiegoś chłopaka. Stali przy krawędzi. Shawn trzymał obcego dla mnie nastolatka, który wyglądał na przerażonego.
- Nie podchodźcie.- warknął do nas.
- Kimkolwiek jesteś, pomożemy ci.- powiedział Scott uspokajając agresywnego pacjenta.
- To niemożliwe.
- Pozwól sobie pomóc.
- Wendigo nie potrzebują pomocy.- stwierdził chłopak.- Potrzebują jedzenia.- dodał, na co młodszy nastolatek wydostał się z jego uścisku, a wendigo popchnął go poza dach. Scott rzucił się, by pomóc chłopakowi, który przytrzymał się krawędzi dachu. Z kolei ja podbiegłam do istoty, z którą zaczęłam walczyć. Ten jednak skaleczył mnie w bok, po czym pchnął na podłogę. Upadłam, a ten podszedł do Scotta, którego złapał za ręce. Młodszy chłopak zaczął krzyczeć czujący, że spada. Wstałam chcąc im pomóc, ale było za późno. Scott chcąc uratować nastolatką złapał go zębami za rękę, zostawiając tym samym na niej ślad ugryzienia. Nagle w powietrzu pojawiła się siekiera, która utkwiła w placach Wendigo. Obróciłam się do tyłu, gdzie stał mężczyzna ze zrośniętymi ustami. Patrzył na nas przykładając palec do miejsca, gdzie powinny być usta. Podbiegłam do Scotta, który stał jak sparaliżowany nad wciągniętym na dach chłopakiem.
- Scott?- spytałam patrząc na niego.- Scott?!- powtórzyłam, na co ten się otrząsnął.
- Ugryzłem go.
- Widzę. Musimy go gdzieś zabrać. Zaraz będzie tu policja.
- Zabiorę go do siebie.
- Myślałam bardziej o jakimś...dyskretnym miejscu, w którym wyjaśnisz mu całą sytuację...- zaczęłam, ale ten zdążył już pomóc wstać chłopakowi, po czym spojrzał na mnie.
- Pomożesz mi?- spytał. Przygryzłam wargę, zawahałam się, aż w końcu podeszłam do nich pomagając prowadzić chłopaka. Zabraliśmy go do domu Scotta, gdzie ten zakleił nastolatka o imieniu Liam taśmą i położył go do wanny.
- To chyba przesada.- stwierdziłam wychodząc z łazienki i zatrzymując się przed siedzącym na łóżku Scottem. Opierał głowę o ręce widocznie nad czymś intensywnie myśląc.- Scott, uratowałeś go.
- To dlaczego teraz może umrzeć?- spytał poważnie.
- Zrobiłeś, co było konieczne. Myślisz, że lepiej byłoby, gdyby spadł i skręcił kark?- rzuciłam, na co ten posłał mi niepewne spojrzenie.- Wybacz.- dodałam siadając obok niego.- Dzwoniłeś do Stilesa?
- Tak. Ma zaraz przyjechać.- odpowiedział, po czym zapanowała niezręczna cisza. Jak się wtedy czułam? Dziwnie. Gdybym nie wyjechała nasza relacja byłaby inna. Ale zrobiłam to. Wyjechałam, a on musiał się z tym pogodzić. Tak jak ja, musiałam pogodzić się z myślą, że więcej go nie spotkam. A jednak. Jestem tu. Przy nim. Co mogłam zrobić? Przytulić go? Pocałować? Nie, nie mogłam zrobić nic z tych rzeczy. Mogłam tylko siedzieć i liczyć, że ten się odezwie.- Dzięki, że jesteś.
- Zadzwoniłeś do mnie...
- Nie o tym mówię.- rzucił patrząc mi w oczy.- Derek żyje i jest z nim dobrze. Mogłaś wyjechać, a jednak tu jesteś.
- Może Peter ma rację, że wróciłam do trójkąta bermudzkiego.- stwierdziłam.- Ale zawsze w nim tkwiłam. Choćbym nie wiem co robiła, prędzej czy później wyląduje tu. W Beacon Hills.
- To źle?
- Nie jestem pewna. Derek zachęca mnie do wyjazdu, ale nie martw się. Póki nie dorwiemy Kate nigdzie się stąd nie ruszę.- powiedziałam, na co ten się lekko uśmiechnął.- Dobrze, że jesteśmy sami, bo chciałam cię o coś spytać.
- Tak?- spytał zaciekawiony.
- O Malie. Gdy pojechaliśmy z nią do loftu, ty i Peter byliście...dziwni. Powinnam coś wiedzieć?
- Nie wiem, czy powinienem ci to powiedzieć.- wypalił, a ja podniosłam wyczekująco brew. Wtedy ten westchnął czując, że nie ma wyjścia.- Malia jest córką Petera.
- Peter ma dziecko?- spytałam zdziwiona. Otworzyłam szerzej oczy z niedowierzaniem.
- Ale ona o tym nie wie. Wychowywała się w rodzinie zastępczej.
- Mam... kuzynkę?
- Tak.- odpowiedział, a ja się zaśmiałam.
- Szkoda, że nie widziałam miny Petera, gdy się dowiedział, że ma córkę.- rzuciłam, na co i Scott się zaśmiał. Spojrzał na mnie tak jak kiedyś, a w jego oczach dostrzegłam iskrę.
- Przefarbowałaś znów włosy.- szepnął, na co ja przytaknęłam.
- Ktoś stwierdził, że to prawdziwy kolor włosów Hale'ów, więc nie chciałam tego zmieniać.- odpowiedziałam równie cicho. Scott uśmiechnął się słysząc moją odpowiedź. Zbliżył się lekko, gdy do pokoju wbiegł Stiles. Widząc nas zamarł, ale ja wstałam jakby nigdy nic.- Powodzenia.- rzuciłam, po czym wyminęłam Stilesa i wyszłam z domu. Gdy wróciłam do swojego, zastałam Dereka siedzącego przy oknie.- Derek?- spytałam, a ten na mnie spojrzał.- Potrzebuje twojej pomocy. Albo raczej nie ja. Scott.- stwierdziłam, na co ten spoważniał krzyżują ręce.🤍🤍🤍🤍🤍🤍🤍🤍🤍🤍🤍🤍🤍🤍🤍🤍
♥️♥️♥️♥️♥️♥️♥️♥️♥️♥️♥️♥️♥️♥️♥️♥️
CZYTASZ
Live to be with you | Scott McCall
Werewolf𝐽𝑒𝑑𝑛𝑎 𝑜𝑠𝑜𝑏𝑎. 𝐶𝑧𝑦 𝑗𝑒𝑑𝑛𝑎 𝑜𝑠𝑜𝑏𝑎 𝑚𝑜𝑧̇𝑒 𝑡𝑎𝑘 𝑑𝑢𝑧̇𝑜 𝑧𝑚𝑖𝑒𝑛𝑖𝑐́? 𝐶𝑧𝑦 𝑚𝑜𝑧̇𝑒 𝑘𝑜𝑔𝑜𝑠́ 𝑧𝑚𝑖𝑒𝑛𝑖𝑐́? 𝑊 𝑜𝑏𝑙𝑖𝑐𝑧𝑢 𝑡𝑟𝑎𝑔𝑒𝑑𝑖𝑖 𝐶𝑎𝑟𝑜𝑙𝑖𝑛𝑒 𝐻𝑎𝑙𝑒 𝑡𝑟𝑎𝑐𝑖 𝑤𝑠𝑧𝑦𝑠𝑡𝑘𝑜. 𝑅𝑜𝑑𝑧𝑖𝑛𝑒̨...