Siedziałam w gabinecie weterynaryjnym, gdzie obserwowałam pracę Scotta. Fascynowało mnie to, z jakim zaangażowaniem sprzątał klinike, co nie uległo jego uwadze.
- Co?- spytał z uśmiechem widząc jak mu się przyglądam.
- Nic. Podziwiam widoki.- stwierdziłam zaczepnie, na co ten odłożył miotłę i podszedł do stołu, na którym siedziałam.
- Mam niespodziankę.
- Tak?- przeciągnęłam obejmując szyję chłopaka.- Jaką?
- W środę mam wolny dom. Pomyślałem, że mogłabyś wpaść.- powiedział niepewnie, a ja z trudem ukryłam uśmiech.
- A co z Derekiem?
- Możesz powiedzieć mu, że śpisz u Lydii.
- Nie lubię jej.- wypaliłam.
- To u Stilesa.
- Derek by w to nie uwierzył. Może po prostu ucieknę przez okno, gdy ten pójdzie spać.
- Dobry pomysł.- stwierdził opierając się o stół. Pocałowałam go lekko w usta, myśląc o dzisiejszej akcji, którą mamy przeprowadzić za kilka godzin w ,,tajnym show" podczas imprezy. Każdy miał jakieś zadanie. Z kolei Allison...była poza planem. Po prostu była tam umówiona z Mattem, co bardzo mnie cieszyło. Chłopak był trochę dziwny, ale Allison zasługiwała na szczęście.
- Wszystko się uda, prawda?- spytałam.- To chyba pierwsza tak ryzykowna akcja.
- Nie ufasz mi?
- Tobie ufam. Ale nie Jacksonowi. Nie wiemy jak się zachowa, gdy nas zobaczy.- wyjaśniałam, po czym złapałam go za rękę.- Obiecaj mi coś. Proszę, obiecaj, że jeśli ten zacznie świrować to skupisz się na sobie. Choć raz.
- Nie zostawię, ani ciebie, ani przyjaciół.
- A powinieneś.- wyszeptałam patrząc mu w oczy.- Nie mogę cię stracić.
- Nic mi nie będzie. Wiesz przecież, że nie łatwo mnie pokonać. Dałem radę z twoim wujem i Derekiem, więc dam radę też z Jacksonem.
- Nie mówię tylko o nim.- wypaliłam. Wiedziałam, że Argentowie też czają się na kanime, a spotkanie z nimi nie mogło się dobrze skończyć.
- Dobrze, obiecuję, że nie dam się złapać w pułapkę.- powiedział, na co ja lekko się uśmiechnęłam.
- Dziękuję.- rzuciłam, a chłopak przyciągnął mnie do siebie. Oparłam głowę o jego ramię wdychając zapach jego perfum. Tak bardzo mi na nim zależało, że w końcu zrozumiałam słowa mojego brata o tym, że miłość jest słabością. W końcu, gdybym miała wybrać i ratować siebie lub Scotta, to bez chwili zawahania bym się poświęciła. Myśl, że mogłam go stracić była najgorszym ze scenariuszy, który tego wieczoru spojrzał mi w oczy.
Weszliśmy na plac klubu, podczas gdy Stiles wysypywał górski popiół wkoło budynku. Miało to zatrzymać Jacksona na terenie imprezy, aby nikogo więcej nie zabił... niestety nas przy tym również.
Na imprezie było wielu nastolatków i nie tylko, a to sprawiło, że zaczęłam się martwić. Co jeśli Jackson zaatakuje tych ludzi? Co jeśli kogoś zabije? Patrzyłam jak Isaac i Erica krążą po głównej sali, gdy podeszła do mnie Allison.
- Hej.- rzuciłam pierwsza.
- Mamy problem.- wypaliła widocznie zdenerwowana.- Mój ojciec i dziadek wiedzą o naszym planie.
- Skąd?
- Powiedziałam im.- wyjaśniła, na co ja westchnęłam zszokowana.
- Wiesz co zrobiłaś?- spytałam, a obok nas pojawił się Scott.- Łowcy wiedzą.
- O czym?- odezwał się.
- O wszystkim. Allison nas wkopała.
- Ja tylko...- zaczęła smutno, ale chłopak szybko jej przerwał.
- Lepiej nie wchodź nam dziś w drogę.- rzucił, a dziewczyna wróciła do swojego partnera.
- Odwołajmy akcje.- powiedziałam spanikowana.
- Nie, uda się. Ale ty musisz go uśpić.- wyjaśnił podając mi strzykawkę ze specjalnym płynem.
- A ty?
- Będę osłaniać budynek, żeby łowcy nam nie przeszkodzili.- stwierdził, po czym ruszył w stronę wyjścia.
- Scott!- zawołałam za nim.- Pamiętaj, co mi obiecałeś.
- Nie martw się. Powodzenia.- po tych słowach wyszedł z klubu, a ja przystąpiłam do działania. Jackson był już w sidłach bet Dereka. Tańczyli w trójkę wtapiając się w tłum. Wzięłam głęboki oddech i tanecznym krokiem podeszłam do Isaaca. Chłopak objął mnie w talii kołysząc się na boki, by nie wzbudzać podejrzeń Jacksona. Wtedy wyciągnęłam z kieszeni strzykawkę, wbiłam kanimie w szyję i wpuściłam w jego ciało preparat usypiający. Chłopak nie był w stanie się obronić, bo zrobiłam to bardzo szybko. W trójkę zabraliśmy go do garażu na tyłach budynku, a po chwili dołączył do nas Stiles.
- Wysypałeś popiół?- spytałam widząc bruneta.
- Tak, chyba nawet działa.
- Chyba nawet?- rzucił zdziwiony Isaac.
- Na pewno nic mu nie jest?- zmieniłam temat patrząc na pozornie nieprzytomnego chłopaka.
- Sprawdźmy.- wypalił blondyn ukazując swoje pazury, które zbliżył do twarzy kanimy. Nim jeszcze dotknął jego skóry Jackson złapał za jego rękę i wykręcił ją. Isaac jęknął z bólu, po czym odsunął się do tyłu.
- Czyli nie śpi.- rzucił sarkastycznie Stiles.
- Ketamina miała go uśpić.- westchnął Isaac.
- Lepiej nie będzie. Miejmy nadzieję, że jego pan pojawi się dzisiaj w klubie. Dobrze byłoby w końcu go złapać.
- Jestem tu.- odezwał się nienaturalnie niskim głosem Jackson, co przyprawiło nas o ciarki.- Jestem z wami.
- To ty Jackson?- spytał Stiles klękając przed chłopakiem.
- Jesteśmy tu wszyscy.
- To wy zabijacie?- kontynuował mój przyjaciel, na co ja wyciągnęłam swój telefon i wybrałam numer Scotta. Chciałam mu powiedzieć, że coś jest nie tak z Jacksonem, ale ten nie odebrał, a to zaniepokoiło mnie wystraczajaco mocno bym o niczym innym nie myślała.
- Zabijamy morderców. Zasłużyli na śmierć.- mówiła kanima.
- Kogo zabili?
- Mnie.- rzucił, a ja napisałam smsa do Scotta. Liczyłam, że ten odpisze ale nic. Nawet nie odczytał.
- Jak to?
- Zabili mnie.- powtórzył Jackson, a jego oczy zmieniły się na te nadprzyrodzone.
- Stiles cofnij się.- powiedziałam powoli.
- Dajcie mu więcej ketaminy.- wyszeptał wstając do Isaaca, ale ten pokazał mu pustą fiolkę.
- Nie mamy.
- Zużyliście wszystko?- spytał wkurzony Stiles, ale wtedy Erica nad szturchnięła wskazując na wstającego Jacksona. Ten ryknął, a my wybiegliśmy za drzwi, o które się oparliśmy, aby je zabarykadować. Jednak po chwili Jackson wyleciał przez blachę, która była ścianą obok drzwi. Staliśmy tak przerażeni, aż ockneliśmy się.
- Idźcie go szukać.- wypaliłam.
- A ty?- spytał mój przyjaciel.
- Muszę znaleźć Scotta.- wyjaśniłam, na co ci poszli z powrotem do klubu. Wybrałam znów numer Scotta, a gdy ten nie odebrał zadzwoniłam do Dereka.- Nie mogę znaleźć Scotta.- powiedziałam tuż po odebraniu przez niego telefonu.
- Nie jest z wami?- spytał zdziwiony.
- Nie, poszedł przed klub, żeby nas osłaniać przed łowcami.
- A Jackson?
- Uciekł.- rzuciłam, na co ten się zastanowił.
- Okej, poszukam Scotta. A ty...
- Zrobię to samo.- dokończyłam za brata, choć wiedziałam, że ten myślał o czymś innym. Zaczęłam chodzić w koło budynku, mimo otaczającego go kręgu. Nie mogłam wyjść dalej, ale wierzyłam, że znajdę McCalla, i że nic mu nie jest. Nagle usłyszałam jego ryk, przeraźliwie słaby i konający. Serce mi stanęło na chwilę, po czym pobiegłam w stronę, z którego owe wycie pochodziło. Miałam przejść na drogą stronę budynku, co zajęło mi chwilę czasu, ale w końcu dotarłam do jednego z osobnych pomieszczeń. W środku leżał nieprzytomny Scott, a w powietrzu unosił się zapach wilczego ziela.
- Scott!- krzyknęłam i już miałam tam podbiec, gdy ktoś dźgnął mnie nożem w tył pleców. Upadłam na podłogę, a gdy się obróciłam zobaczyłam zdenerwowaną matkę Allison. Już chciała znów mnie zaatakować, gdy do pomieszczenia wszedł mój brat i zaczął z nią walczyć. Widziałam, jak w obronie własnej ugryzł ją w ramie, a ta po chwili zniknęła. Wtedy Derek podbiegł do Scotta i wyniósł go na zewnątrz. Wstałam mimo bólu, po czym poszłam za nimi. Derek zatrzymał się dopiero po kilkunastu metrach od pomieszczenia obok swojego auta. Tam wpakował nieprzytomnego chłopaka do środka, a ja weszłam na tylne siedzenia przytrzymując jego głowę. Mój brat zabrał nas do klinki, gdzie doktor Deaton zajął się naszą trójką, a przede wszystkim Scottem. Stałam przy nim cały czas nasłuchując, czy jego serce nie zwalnia. Z kolei Derek siedział na krześle przytrzymując opatrunek na ranie po kuli, którą poczęstował go Chris Argent. Gładziłam policzek swojego chłopaka modląc się, by ta chwila się skończyła, żeby ten znów się odezwał, uśmiechnął, albo ryknął... cokolwiek. Żeby po prostu żył.
- Wiem już co miałeś na myśli mówiąc, że to osłabia.- wypaliłam w końcu do brata, który siedział w milczeniu.- Miłość. Gdy go tam zobaczyłam, na tej brudnej podłodze, a w powietrzu unosiło się wilcze ziele ja...- urwałam zamykając oczy.
- Chciałaś leżeć tam, zamiast niego.- dokończył Derek, a po moim policzku spłynęła łza.
- Kocham go. Bardzo. I to jest złe. Zamiast myśleć o Jacksonie i o mordercach, ja myślę o tym, żeby ten nie zabił Scotta.
- Wiem o czym mówisz, Carol.- stwierdził patrząc na nieprzytomnego chłopaka.- To cię zniszczy, ale nie będziesz tego żałować. Mimo wszystko. Będziesz wracać wspomnieniami do chwil spędzonych u jego boku. Chciałbym powiedzieć, że wszystko będzie dobrze, że będziecie żyć długo i szczęśliwie. Ale po dzisiaj wiesz, że tak nie będzie. Będziesz bać się o niego przy każdej bitwie, w każdym momencie. To cię zniszczy od środka.
- To zniszczyło ciebie?- spytałam, na co ten spuścił wzrok. Zapanowała ta sama cisza, która pojawia się przy każdej rozmowie o jego przeżyciach, o jego miłości. Zamyka się w sobie, choć tym razem Derek postanowił się otworzyć.
- Byłem wtedy przy Paige.- wypalił, a ja wbiłam w niego wzrok nie dowierzając, że ten to powiedział.- Patrzyłem jak cierpi.
- Zabił ją wilkołak. Tak mówiła Laura i wuj...
- Poniekąd tak było. Ugryzła ją alfa. Mogła...być silna. Ale była za słaba. Cierpiała.- wyjaśnił zerkając tylko co chwilę na mnie, a następnie znów spuszczając wzrok.
- Umarła przy tobie.- dodałam łagodnie, na co ten przytaknął głową.
- Przeze mnie.- rzucił, a ja zastanowiłam się nad jego słowami. Gdy dotarło do mnie, co powiedział do oczu napłynęły mi łzy.
- Boże, Derek...- wyszeptałam. To wszystko wyjaśniało. Jego oschłość, zamknięcie się w sobie. On zabił swoją miłość, chcąc jej pomóc. Stąd też pochodził kolor jego oczu - chłodny niebieski.- Dziękuję...że mi powiedziałeś. Jak mogłam ci tak głupio mówić. Przepraszam.
- Skąd mogłaś wiedzieć?
- Nie mogłam, ale... przepraszam.- powtórzyłam, a ten pokiwał głową.
- Nie masz za co. - stwierdził, na co ja smutno się uśmiechnęłam.Heeej
Taki piękny i wzruszający rozdziałek na wieczór czwartkowy ♥️ mam nadzieję, że się trzymacie, bo ja jestem na wykończeniu nerwowym w związku z covidem i lekcjami 😬😬
CZYTASZ
Live to be with you | Scott McCall
Manusia Serigala𝐽𝑒𝑑𝑛𝑎 𝑜𝑠𝑜𝑏𝑎. 𝐶𝑧𝑦 𝑗𝑒𝑑𝑛𝑎 𝑜𝑠𝑜𝑏𝑎 𝑚𝑜𝑧̇𝑒 𝑡𝑎𝑘 𝑑𝑢𝑧̇𝑜 𝑧𝑚𝑖𝑒𝑛𝑖𝑐́? 𝐶𝑧𝑦 𝑚𝑜𝑧̇𝑒 𝑘𝑜𝑔𝑜𝑠́ 𝑧𝑚𝑖𝑒𝑛𝑖𝑐́? 𝑊 𝑜𝑏𝑙𝑖𝑐𝑧𝑢 𝑡𝑟𝑎𝑔𝑒𝑑𝑖𝑖 𝐶𝑎𝑟𝑜𝑙𝑖𝑛𝑒 𝐻𝑎𝑙𝑒 𝑡𝑟𝑎𝑐𝑖 𝑤𝑠𝑧𝑦𝑠𝑡𝑘𝑜. 𝑅𝑜𝑑𝑧𝑖𝑛𝑒̨...