27.

1.6K 72 9
                                    

Po wybraniu dla siebie sukienek poszłyśmy jeszcze kupić buty, a następnie wraz z Allison pojechałyśmy do jej domu. Przez drogę rozmawiałyśmy o szkolnym balu oraz jej partnerze, który zachowuje się dziwnie. Byłam prawie pewna, że Scott maczał w tył ręce. Gdy weszłyśmy do domu Argentów wyczułam jarząb, który gdzieś w budynku się znajdował oraz broń...dużo broni, co w sumie mnie tak bardzo nie zdziwiło. W końcu wiem, z kim mam doczynienia.
- Jesteśmy!- zawołała Allison odkładając klucze na szafkę obok drzwi. Po jej słowach z kuchni wyszedł Chris Argent, a na mój widok mało się nie zakrztusił kawą.
- Dzień dobry.- rzuciłam niewinnie, choć ten się wyprostował i sprawiał wrażenie zdenerwowanego. Gdyby do mojego domu przyszedł wilkołak to też bym była zdenerwowana.
- Dobry.- odpowiedział spięty.
- Caroline przyszła do nas na kolacje.- wyjaśniła mu Allison uśmiechając się do mnie.
- Będzie za godzinę.- odpowiedział wracając się do kuchni. Miałam ochotę się zaśmiać z jego reakcji, która była bezbłędna, jednak szybko się powstrzymałam.
- Chodź, pokaże ci mój pokój.- odezwała się znów brunetka, która w jednej chwili weszła po schodach. Ruszyłam za nią licząc, że jej ojciec nie podejmie się próby zabicia mnie. Weszłyśmy do pokoju po prawej stronie schodów. Wyglądał jak zwykły pokój nastolatki. Posiadał duże łóżko, biurko oraz masę książek, które zapewne służyły jej do nauki.- Rozgość się.- rzuciła w moją stronę podchodząc do biurka i zgarniając luźne papiery do kosza. Zamknęłam więc drzwi od pokoju
- Ładny dom.- powiedziałam podchodząc do okna, które było naprzeciwko drzwi.
- Muszę ci o czymś powiedzieć.- rzuciła po chwili brunetka odwracając się w moją stronę.- Twój brat...- zaczęła, a mi serce stanęło słysząc jej słowa.- Kate go ma.
- Boże, nic mu nie jest?- spytałam podchodząc bliżej Allison. Ta ku mojemu zaskoczeniu cofnęła się jakby boją się mnie. Wtedy to do mnie dotarło. Wiedziała kim jest Derek. Wiedziała kim jestem ja.
- Żyje. Na razie. Kate mi wszystko powiedziała. O was i waszej rodzinie.- wyjaśniła, a ja spuściłam głowę.
- Nie wszystko jest czarno-białe.- stwierdziłam w końcu spoglądając znów na dziewczynę.
- Kate powiedziała, że jesteście potworami i zabijacie.
- To nie my jesteśmy potworami.- wypaliłam wkurzona.- Moi bliscy zginęli, bo byli wilkołakami. Nikogo nie zabili. Po prostu byli inni, a twoja rodzina spaliła ich żywcem.- mówiłam mając łzy w oczach. Wiedziałam, że Kate jej tego nie powiedziała, a powinna wiedzieć wszystko, jak już wchodzi w ten świat.- Myślisz, że byłabym w stanie kogoś zabić? Albo mój brat?
- Chciał nas zabić w szkole.
- To nie był on, a...- urwałam widząc jej oczekującą minę.- To był silniejszy i szybszy wilkołak niż Derek. Ten chciał nas ochronić, przy czym prawie umarł. Nie jesteśmy potworami. Jesteśmy ludźmi, którzy chcą żyć, kochać i cieszyć się życiem, a wy go zabieracie.
- Caroline...- zaczęła, jednak ja nie dałam jej dojść do słowa.
- Wiesz jak to jest jednego dnia stracić prawie całą rodzinę? Nie wiesz, bo to twoja zabiją naszą, a my was nie tykamy. Chcesz być jedną z nich? To może powinnaś wiedzieć też o wilczym zielu, który zabiją takich jak ja. Przez twoją rodzinę prawie wczoraj zginęłam.
- Caroline!- krzyknęła przerywając mi monolog. Moje wargi drżały pod wpływem emocji, jakie wtedy we mnie burzyły.- Nie wiedziałam, ok? Nie wiedziałam, że twoja rodzina...że to nasza wina. Nie wiedziałam też o Dereku i o tobie. Ja po prostu...nic już nie rozumiem. Moja rodzina ukryła przede mną tak ważny fakt i ty też.- wyjaśniła machając rękami. Była rozdarta i zagubiona.- Dlaczego to przede mną ukrywali? Dlaczego ty mi o tym nie powiedziałaś?
- Uwierzyłabyś?- spytałam, a ta spuściła głowę widocznie skołowana.- Wybacz...muszę...mogę skorzystać z toalety?
- Tak, jasne.- odpowiedziała, po czym podciągnęła nosem.- Na końcu korytarza przy sypialni.
- Dzięki.- wyszeptałam wychodząc z pokoju. Byłam już przed drzwiami do sypialni, gdy słyszałam bicie serca za mną. Obróciłam się i zobaczyłam ojca Allison.
- Co tu robisz? Twój brat jest w niewoli, chcesz do niego dołączyć?- spytał z wyrzutami.
- Gdzie on jest?
- Nie powiem ci. Powiem za to, żebyś wyszła i zostawiła moją córkę w spokoju.
- Bo co? Spalicie mnie i brata w naszym domu?- rzuciłam pewna siebie.
- To nie my.
- Doprawdy?- prychnęłam.- Moja siostra przed śmiercią odkryła, że ten, który spalił moich bliskich nosił naszyjnik taki sam jaki ma Allison. Przypadek?
- Obowiązuje nas kodeks.- upierał się.
- Wszystkich? Czyli pańską siostrę też?- spytałam, a ten zamilkł patrząc mi w oczy. Obróciłam się i poszłam do łazienki, by tam odetchnąć powietrzem, które z każdą minutą było coraz gęściejsze. Podeszłam do umywalki i zaczęłam głęboko oddychać. Czułam, jak duszę się w tym domu. Moje poznokcie się wydłużyły, a serce biło jak oszalałe. Włączyłam zimną wodę w kranie, którą wielokrotnie opłukałam sobie twarz. Łzy pod wpływem stresu leciały mi po policzkach. Nie byłam w stanie się uspokoić. Byłam pewna, że to przez stres związany z obecnością w tym domu.
Nagle poczułam wibracje w kieszeni. Wyjęłam telefon i odebrałam go widząc, że to Scott.
- Hej, wszystko w porządku?- spytał wiedząc, gdzie się znajduje. Zamiast odpowiedzi usłyszał mój nerwowy oddech, ponieważ nie byłam w stanie nic powiedzieć.- Caroline? Co jest? Coś ci zrobili?
- Ja...nie...mogę...- próbowałam powiedzieć, jednak to tylko pogorszyło mój stan. Brakowało mi powietrza, dusiłam się i nawet zdolności związane z likantropią mi nie mogły pomóc.
- Caroline?!- krzyknął widocznie wystraszony moim stanem. Słyszałam jak ten chodzi po pokoju próbując coś wymyśleć.
- Scott... powiedz... mów coś...proszę...- ciągnęłam spanikowana. Pierwszy raz miałam taki atak i nie wiedziałam, co mam zrobić.
- Okej...- zastanowił się biorąc głęboki oddech.- Umiesz tańczyć?- spytał, a gdy ja nie odpowiedziałam postanowił ciągnąć.- Taniec polega na tym, że musisz trzymać się danej melodii i w jej rytm się kołysać. Znasz może piosenkę ,,Demons"?
- Znam.- odpowiedziałam szybko opłukując znów twarz zimną wodą.
- Jej rytm jest odpowiedni do brania oddechu. Włącze piosenkę w komputerze, a ty będziesz oddychać dobrze? Pomogę ci. Tylko skup się na oddechu.- wyjaśnił, jednak połowę jego słów nie zrozumiałam. Byłam zbyt przerażona, żeby myśleć trzeźwo. Po chwili w słuchawce usłyszałam pierwsze dźwięki znanej mi piosenki.- Jesteś tam?
- Tak.- odpowiedziałam szeptem.
- Oddychaj powoli. Wdech. Wydech.- powtarzał. Robiłam co powiedział, a w tle słyszałam piosenkę, która narzucała mi wolne tempo oddechu. Po kilku sekundach uspokoiłam się, a oddech mi się wyregulował.- W porządku?- spytał z troską w głosie.
- Wszystko dobrze...już jest dobrze...- wyjaśniłam wciąż robiąc głębokie wdechy.- Nie wiem co się stało.
- Dostałaś ataku paniki.
- Wiem, ale jestem wilkołakiem. Nie powinnam go mieć.
- Najwidoczniej panika dotyczy psychiki, a nie fizycznych zmian, więc w sumie wilkołaki mają taką samą psychikę jak normalni ludzie i ataki paniki, czy też strach jest normalnym objawem.- wyjaśnił, a ja usiadłam za podłodze widocznie spokojniejsza.
- Skąd to wiesz?
- Za dużo czasu spędzam ze Stilesem.- rzucił, a ja się uśmiechnęłam, czego na szczęście nie mógł zobaczyć.- Co się stało? Dlaczego spanikowałaś?
- Kate ma Dereka. Nie sądzę, żeby dawała mu trzy razy dziennie posiłek i przykrywała go kocem na dobranoc.  Zapewne jest torturowany czy coś.
- Skąd to wiesz?- spytał, a ja się zawahałam.
- Allison mi to powiedziała.
- Allison? Skąd ona to wie?
- Kate wszystko jej powiedziała.- wyjaśniałam bawiąc się sznurówką od trampka.- Wie o mnie i alfie...wie wszystko.
- O mnie też?
- Nie. O tobie nic nie wie. Pewnie dlatego, że i oni nie wiedzą.- stwierdziłam. Zapanowała chwila ciszy, w której obydwoje zbieraliśmy myśli.
- Będziesz na balu?
- Niestety nie mam wyjścia. Ktoś musi pilnować Allison i Jacksona, żeby Peter ich nie zabił. Ty z kolei nie możesz przyjść więc muszę tam iść.
- W sumie to będę. Ale nie oficjalnie. Będę mieć na was oko.
- Nie musisz. Zajmę się tym.
- Nie wątpię w to, ale chcę tam pójść. Nie wiem co innego mogę zrobić. Nie będę przecież siedzieć w domu i oglądać jakiś durny film.
- Racja.- rzuciłam.
- To spotkamy się na balu?
- Możliwe.- odpowiedziałam z uśmiechem.- Do zobaczenia.
- Do później.- powiedział, po czym się rozłączyłam. Siedziałam jeszcze chwilę na zimnej podłodze w łazience Argentów. Gdy wróciłam do Allison, ta była spokojniejsza. Rozmawiałyśmy jeszcze godzinę, a później wróciłam do kliniki, gdzie przygotowałam się na bal. Na ten jedyny bal, na którym pierwszy raz tańczyłam. Który dał mi szansę na lepsze jutro...


Heeeej
To miał być wczorajszy rozdział, ale wyszło jak wyszło. Jutro z kolei dodam ten jedyny, wyjątkowy rozdział!!!
Czekacie na niego? Ja baaardzo
Dobranoc i miłego wieczorku

Live to be with you | Scott McCall Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz