77.

1K 59 33
                                    

- Część kochana, wejdź.- przywitała mnie pani McCall. Uśmiechnęłam się lekko, po czym weszłam do domu, w którym dało się słyszeć łącznie trzy serca poza moim. A to oznaczało, że zastałam też Scotta i Isaaca.
- Jak się pani czuję po tym...wszystkim?- spytałam.
- Szczerze? Bywało lepiej.- rzuciła z uśmiechem.- Ale żyje, a to najważniejsze. A jak ty się czujesz? Wyzdrowiałaś?
- Tak, mówiąc szczerze to nie sama. Derek mnie uratował.
- Brat chyba bardzo cię kocha. Z resztą w szpitalu ani na minutę nie byłaś sama. Kto by się spodziewał, że nawet twój wujek jest dobrym członkiem rodziny.
- Tak bym go nie nazwała.- rzuciłam ze śmiechem.- Moja rodzina jest skomplikowana.
- Jak każda. Ale ważne, że jest, prawda?- spytała, na co ja spojrzałam na nią niepewnie. Ale ważne, że jest. Nawet nie wie, jak trudno mi jest mieć ją przy sobie.- Jest u siebie.- dodała po chwili widząc moje rozterki.
- Dziękuję.- powiedziałam robiąc krok w stronę schodów, po czym obróciłam z powrotem do kobiety.- I dziękuję też za to, że dbała pani o mnie w szpitalu. Pamiętam to.
- Kochanie, jestem pielęgniarką. To moja praca. Z resztą nie jesteś zwykłym pacjentem.- powiedziała, a ja posłałam jej szeroki uśmiech, który ta odwzajemniła. Była mamą, której mi przez tyle lat brakowało. Troskliwa, lekko nadopiekuńcza, ale przede wszystkim kochająca. Podeszłam do niej i przytuliłam się do niej, na co ta odwzajemniła uścisk gładząc moje włosy. Po chwili odsunęłam się od niej i poszłam do pokoju mojego chłopaka. Tak jak sądziłam był w towarzystwie Isaaca, a na mój widok widocznie się zdziwił.
- Hej, co tu robisz?- spytał Scott.
- Chciałam z tobą porozmawiać. To ważne.- podkreśliłam patrząc na betę, który złączył usta w linie i poklepał lokatora po ramieniu.
- Pojadę po coś do żarcia.- rzucił wychodząc z pokoju. Odprowadziłam go wzrokiem, po czym zamknęłam za nim drzwi. Scott siedział przy biurku uśmiechając się do mnie.
- Coś się stało?- spytał, na co ja przygryzłam ze stresu wargę.
- Nie...nie zupełnie.- zaczęłam.- Nie wiem jak zacząć.
- To ja pierwszy.- stwierdził wstając z krzesła i obejmując mnie w biodrach. Może to źle zabrzmi, ale modliłam się, żeby chciał przerwy czy coś...wtedy bez wyrzutów mogłabym wyjechać. Ale niestety nic nigdy nie idzie po mojej myśli.
- Mam coś dla ciebie.- wyszeptał wyciągając coś z kieszeni. Jak się okazało było to małe pudełeczko z, jak się domyśliłam, sklepu z biżuterią. Niepewnie chwyciłam za pudełko, po czym go otworzyłam, a w środku znajdował się skromny wisiorek z literą S. W oczach zebrały mi się łzy.- Nie wiem, czy ci się spodoba, bo raczej nie nosisz biżuterii, ale myślę, że...- zaczął, na co ja spojrzałam na niego uciszając go wzrokiem.
- Jest piękny.- powiedziałam mrugając oczami, żeby zatamować łzy. Chłopak niestety zauważył moje mokre oczy. Podniósł mój podbródek przyglądając się mi.
- Co chciałaś mi powiedzieć?- spytał, a ja pokręciłam głową. Nie mogłam mu tego powiedzieć. Nie teraz. Nie nad tym wisiorkiem.
- Że cię kocham.- wybrnęłam, po czym pocałowałam go w policzek, a chłopak założył mi naszyjnik na szyje. Spędziliśmy razem kolejne godziny, po czym pojechałam do mojej przyjaciółki, gdzie szczerze opowiedziałam jej o sytuacji licząc na wsparcie. Miałam wybierać między rodziną, a związkiem ze Scottem. Byłam w totalnej rozsypce.
- Jak to? Kazali ci wybierać?- spytała oburzona.
- Nie kazali. Dali mi wybór, ale wiem, że każda decyzja będzie zła. Jeśli zostanę to stracę bliskich, a jeśli wyjadę stracę was.- wyjaśniłam przytulając mocniej jej poduszkę.- Nie wiem co zrobić. Musiałam komuś o tym powiedzieć.
- Mówiłaś Scottowi?
- Jeszcze nie.
- Dlaczego? Powinien wiedzieć.
- Wiem, byłam u niego, ale wtedy wyznał mi miłość, dał wisiorek i.... stchórzyłam.
- Dlaczego?- spytała, a ja rozłożyłam ręce.
- Bo wiem, co powie. Będzie kazał mi jechać. Wie, że rodzina jest dla mnie najważniejsza, a przynajmniej to, co z niej zostało.
- A co z wami?- dopytywała, na co ja westchnęłam.
- Kocham go. To pierwszy raz, gdy ktoś jest mi tak bliski. Nie chcę go stracić. Ale wiem, że muszę jechać.
- Jeśli cię kocha, a na pewno tak jest, to poczeka na ciebie.
- Ale ja tu nie wrócę, Allison.- wypaliłam.- Derek i Cora chcą wyjechać na zawsze. Tam żyć, założyć rodzinę i pracować.
- A związek na odległość?
- Nie zadziała. Nigdy takie związki nie trwają długo.
- To co zrobisz?- rzuciła, na co ja przygryzłam usta.- Cokolwiek zrobisz, będę cię wspierać. Nawet na odległość.- wyjaśniła obejmując mnie. Przytuliłam przyjaciółkę, wierząc, że mówi prawdę. Zrobiłaby dla mnie wszystko. Była prawdziwą przyjaciółką. Kolejne dni umacniały mnie w decyzji o wyjeździe. Ale jak to przekazać chłopakowi? Postanowiłam pożegnać się tylko z przyjaciółmi, aby uniknąć trudnej dla mnie rozmowy z McCallem. Spotkałam się z nimi przed szkołą, gdzie wyjaśniłam moją decyzję.
- Scott wie?- spytał Stiles, ale po mojej minie domyślił się odpowiedzi.
- Będziemy za tobą tęsknić Caroline.- powiedziała Allison, na co ja przytuliłam ją mocno.
- Ja za wami też.- wyszeptałam, po czym podeszłam do Lydii, którą również objęłam.
- Uważaj na siebie.- powiedziała rudowłosa. Uśmiechnęłam się smutno, po czym podeszłam do Isaaca.
- Dbaj tam o nich.- rzucił uśmiechając się łagodnie.
- A ty o nich.- odpowiedziałam patrząc po przyjaciołach.
- Jasne.- po tych słowach podeszłam do Stilesa. Wyglądał na zagubionego.
- Wiele w trójkę przeżyliśmy.- stwierdził smutno, na co ja bez słowa objęłam go za szyję. Nigdy nie pomyślała bym, że będzie mi tak ciężko rozstając się z nimi wszystkimi. Różni ludzie, a jednak czułam, że byliśmy stadem. Czułam jak Stiles odwzajemnia uścisk oddychając powoli w moje włosy.- Odzywaj się.- rzucił, gdy się od siebie odsunęliśmy. Wytarłam mokry zaciek na moim policzku, po czym przytaknęłam.
- Przeproscie ode mnie Scotta.- wyszeptałam drżącym głosem.
- Zrozumie.- uspokoiła mnie Lydia, na co ja pokiwałam głową. Chciałam coś jeszcze powiedzieć, ale powstrzymałam się. Podniosłam rękę do góry, po czym oddaliłam się od przyjaciół. Czułam, że odprowadzają mnie wzrokiem, ale nie mogłam się obrócić, bo byłoby mi jeszcze ciężej.

Podałam Derekowi ostatnią torbę, którą ten schował do bagażnika, gdy usłyszałam wołane moje imię. Obróciłam się i zobaczyłam biegnącego w naszą stronę Scotta. Spojrzałam na brata, który ruchem głowy zachęcił mnie do rozmowy z chłopakiem. Wzięłam więc głęboki oddech i wyszłam naprzeciw chłopaka.
- Chciałaś wyjechać bez pożegnania?- spytał z bólem w głosie, a ja spojrzałam na ziemię.
- Stiles?- wypaliłam domyślając się, że ten poinformował przyjaciela o mojej wyprowadzce. Scott przytknął gestem głowy, po czym znów się odezwał.
- Nie wyjeżdżaj.
- Proszę, nie utrudniaj mi tego. Z resztą muszę być blisko rodziny, a Derek i Cora muszą wyjechać. Nie mogę... zostawić ich i tu zostać.
- Nawet ze mną?- spytał, a ja spojrzałam na ulicę odwracając wzrok od Scotta.- Wybacz, rozumiem dlaczego wyjeżdżasz i chce, żebyś wiedziała, że będę na ciebie czekać.- wyjaśnił łapiąc mnie za rękę.
- Nie.- wypaliłam czując cisnące się na moje oczy łzy. Widziałam na jego twarzy zaskoczenie, więc wyjaśniłam moją myśl.- Kocham cię Scott i dlatego nie oczekuje, a wręcz zakazuje ci na mnie czekać. Nie wiem czy kiedykolwiek tu wrócę, a ty nie możesz marnować życia czekając na mnie. Zabraniam ci, rozumiesz?- na ostatnie słowo zadrżał mi głos.
- Caroli...- zaczął, ale ja złapałam go za policzki i pocałowałam go w usta. Ten ostatni raz. Po jego policzku spłynęła łza, która tak bardzo mnie zabolała, że sama ledwo zatamowałam swoje. Nie czekając na jego słowa odwróciłam się i pobiegłam do samochodu Dereka, do którego wsiadłam zatrzaskując za sobą drzwi. Serce mi drżało z bólu. Z przedniego siedzenia obróciła się Cora I spojrzała mi prosto w oczy, a widząc moje łzy włączyła muzykę. Derek tego nie lubił, ale w tamtej sytuacji było to niemal konieczne. Dzięki temu dała mi odrobinę prywatności, którą wykorzystałam do płaczu. Ostatni raz spojrzałam przez tylną szybę, za którą zobaczyłam sylwetkę Scotta. Pomachał mi, jednak ja nie odmachałam. Nie mogłam. Podciągnęłam nogi do klatki piersiowej opierając głowę o szybę samochodu. Łzy spływały mi po mokrych już policzkach, a ja nie byłam w stanie przestać płakać. Czułam się okropnie zostawiając Scotta, ale wiedziałam, że czułabym się jeszcze gorzej gdybym pozwoliła rodzeństwu wyjechać na drugi kontynent, a ja sama zostałabym w Beacon Hills. Patrzyłam przez okno na miasto, w którym się wychowałam, i do którego myślałam, że je wrócę. Cóż, czasem ciężko jest nam przewidzieć przyszłość.



Hejka misie ♥️😭
Wybaczcie, jeśli złamałam komuś serce (moje złamałam tym rozdziałem) ale nie martwcie się....będzie dobrze 🤫 napiszcie czy zgadzacie się z decyzją Carol

Live to be with you | Scott McCall Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz