Leżałam na łóżku, gdy usłyszałam głos Petera na parterze.
- Jest tu ktoś?!
- Na górze!- odkrzyknęłam, po czym usłyszałam huk. Podniosłam się z pozycji leżącej nasłuchując kroków, które zbliżały się powoli w moją stronę. Wstałam z łóżka podchodząc do drzwi.- Peter?- spytałam prawie szeptem, nagle przez pokój przeleciał topór, który wbił się w przeciwległą ścianę. Odsunęłam się do tyłu chcąc odejść od drzwi. Wtedy do pomieszczenia wszedł ten sam mężczyzna, którego widziałam na dachu szpitala. Napisał coś na maszynie na ręce, po czym rozległ się z niej dźwięk.
- Peter nie żyje. Ty też zginiesz.- usłyszałam, na co wyciągnęłam pazury, a ten znów coś wpisał- Chcesz walczyć. Gotowa?- spytała maszyna, a ja krzyknęłam biegnąc na mężczyznę. Drasnęłam go w rękę, po czym zeszłam do niższego poziomu, by go przewrócić. Ten jednak wyciągnął z paska ostre narzędzie i skaleczył mnie nim w ramie. Upadłam na podłogę tracąc równowagę, gdy ten podszedł powoli do toporka, który był wbity w ścianę. Zaczął iść w moją stronę, a ja zdążyłam wstać i chwiejnym krokiem podeszłam do okna.- Nie uciekniesz. Za waszą rodzinę dostanę okrągłą stówkę od dobroczyńcy.- mówiła maszyna, gdy ja desperacko szukałam pomocy. Obróciłam się do niego tyłem patrząc w odbicie w szybie.- A teraz, żegnaj.- dodał zamachując się za moimi plecami. Wtedy obróciłam się w jego stronę raniąc go w klatkę piersiową. Mężczyzna się zawahał, a ja ponowiłam atak okaleczając jego ciało. Po chwili spojrzałam mu w oczy, które stopniowo zaczęły zasnąć. Mój wzrok spadł na jego klatkę, na której były mocno krwawiące rany. Otworzyłam szerzej oczy powracając znów do twarzy napastnika. Nagle upadł na kolana, na co ja cofnęłam się do tyłu, a następnie opadł bezwładnie na podłogę. Przełknęłam ślinę przykładając dłonie do trzęsących się warg. Wyostrzyłam słuch chcąc usłyszeć bicie serca, jednak nie słyszałam go. Zaczęłam szybko oddychać patrząc na kałuże krwi na mojej podłodze. Poszłam na korytarz chwiejnym krokiem, po czym zeszłam po schodach ostatnie osuwając się na podłogę i trzymając się poręczy. W drugim pomieszczeniu leżał Peter. Miał ranę na piersi, którą zostawił mu mężczyzna bez ust. Ręką, na której miałam gorącą krew wyciągnęłam telefon i spojrzałam w swoje odbicie. Moje oczy, prawdziwe oczy były niebieskie. Piętno na mojej duszy. Schowałam twarz w dłoniach chcąc ukryć się przed całym światem. Nie wiem ile tak siedziałam, ale krew mężczyzny zdążyła wyschnąć już na moich dłoniach. Nagle drzwi do loftu się otworzyły, a ja usłyszałam znany mi doskonale głos Dereka.
- Kupiłem pizzę. Wiem, że trzymasz się jakiejś tam diety, ale chyba raz na jakiś czas możesz zjeść z bratem coś co ma więcej niż 100 kilokalorii.- zażartował słabo odkładając coś na stół.- Caroline.- rzucił idąc w moją stronę.- Carol, mówię do ciebie.- wypalił zatrzymując się przede mną, na co ja podniosłam głowę spoglądając na niego przeszkolonymi oczami.- Co jest?- spytał stabilnym głosem. Nie odpowiedziałam jednak, a Derek zauważył na moich dłoniach krew.- Twoja?- wypalił poważnym głosem, a ja zaprzeczyłam głową.
- Derek!- zawołał Peter z sąsiedniego pomieszczenia. Mój brat automatycznie do niego podbiegł pomagając mu wstać. Oparł go o biurko, po czym kucnął przede mną patrząc mi w oczy.
- Co tu się stało?- spytał, ale ja nie byłam w stanie odpowiedzieć. Spojrzałam tylko na górę schodów, na co ten bez zastanowienia tam poszedł. Słyszałam jego kroki, gdy wszedł do mojego pokoju i się zatrzymał. Nagle zwrócił i zszedł na dół stając obok mnie. Spojrzałam niepewnie w jego oczy, jednak nie było w nim gniewu, strachu, czy obrzydzenia, a współczucie i łagodność.
- Co tam jest?- odezwał się Peter.
- Ten co cię zaatakował.- wyjaśnił mu spokojnym tonem, na co wuj spojrzał na mnie pytająco.
- Zabiłaś go?- spytał nie dowierzając, a ja spojrzałam na podłogę będąc dalej w szoku.
- Rzucił się na mnie. Chciał mnie zabić.- wyjaśniłam ledwo słyszalnie.
- I dlatego go zabiłaś?
- To był wypadek.
- Wiemy o tym.- wtrącił się Derek karcąc wzrokiem wuja. Temat się urwał, gdy
Derek podpalił jego ranę usuwając z niej truciznę. Następnie obaj zabrali gdzieś ciało mężczyzny bez twarzy, a ja wtym czasie zdążyłam już częściowo się otrząsnąć i zmyć krew z moich rąk. Siedziałam na moim łóżku przyglądając się kałuży na podłodze, gdy do pokoju wszedł mój brat.
- Co z nim zrobiliście?- spytałam niepewnie.
- Zostawiliśmy go w lesie. Ofiara dzikich zwierząt.- wyjaśnił podchodząc do mnie.- Carol, to nie była twoja wina.
- Peter...
- Peter zabił Laurę oraz wielu innych ludzi. Nie jest odpowiednią osobą, żeby ciebie oceniać.
- Ale zabiłam go. Wbiłam pazury w jego pierś i zaczął krwawić.
- Broniłaś się.
- Ale to mnie nie usprawiedliwia.- wyjaśniłam mając łzy w oczach.- Jestem potworem.
- Nie jesteś potworem.
- Zabiłam człowieka, a moje oczy...- urwałam spoglądając w dół.
- Są tak samo piękne, jak wcześniej.- powiedział, na co ja podniosłam wzrok na brata. Ten westchnął klękając przede mną.- Powiedziała mi to mama, gdy moje oczy stały się niebieskie. Powiedziała, że są inne, ale tak samo piękne i nie mogę ich ukrywać.
- A czy Scott tak samo pomyśli?
- Nie wiem, ale na pewno nie będzie cię oceniać. Nie ciebie. Malia zabiła swoich bliskich. Ja też nie jestem bez skazy. Czasem zabicie kogoś jest konieczne. Scott tego nie rozumie, bo wierzy w idealny świat. Ale świat takim nie jest. Dlatego niektórzy z nas muszą ubrudzić sobie ręce we krwi. Nie, żeby być silniejszym, a żeby ratować siebie i przyjaciół. Gdybyś do nie zabiła, on zabiłby ciebie. Później mógłby zabić mnie. W końcu doszedłby do Scotta. Nie musiałaś go zabijać, ale to zrobiłaś, by bronić siebie i nas wszystkich.
- Scott mi nie uwierzy. Znienawidzi mnie.
- Jeśli tak to będzie to oznaczać, że nie jest tak wspaniały, za jakiego go uważasz.- stwierdził, na co ja zmrużyłam oczy.- Wiem, że dalej go kochasz. Dlatego pomogłaś mu przy tym chłopaku wczoraj. I dlatego kazałaś mi mieć ich na oku.
- Co mam powiedzieć?- spytałam słabym głosem. Miał rację. Dalej zależało mi na chłopaku, choć ten kochał inną. Derek patrzył mi dalej w oczy uśmiechając się lekko. Nagle zadzwonił mój telefon, na którym wyświetliła się Lydia.- Muszę jechać. Dzisiaj jest pełnia...chcemy przetrzymać Liama, żeby nie narobił problemów.
- Nie idź. Zostań w domu, a ja pogadam z Lydią.- powiedział zabierając mój telefon i idąc na korytarz.
- Derek.- rzuciłam za jego plecami.
- Śpij dzisiaj na dole. Posprzątam tu.- oznajmił, po czym zszedł na parter.*Scott
Przyjechałem pod dom babci Lydii, gdzie mieliśmy się wszyscy spotkać. Pierwsze, co rzuciło mi się w oczy to to, że nie było Carol.
- Gdzie Caroline?- spytałem przyjaciół.
- Derek dzwonił i mówił, że źle się czuje przez pełnię. Nie pomoże nam dzisiaj.- wyjaśniła Lydia. Od kiedy pełnia wpływała na samopoczucie Carol? Jeszcze przed wyjazdem miała całkowitą kontrolę w tym czasie. Coś mi tu nie pasowało.
- Rozmawiałem z Kirą i będą tu z Liamem za kilka minut.- wyjaśniłem całkowicie nie skoncentrowany na akcji.
- Scott, wiem dlaczego wyrzucili Liama z poprzedniej szkoły.- rzucił nagle Stiles.
- To zła wiadomość?
- Pokłócił się z nauczycielem. Ma problem z panowaniem nad agresją.
- Poważny?- spytałem zszokowany, na co ten pokazał mi zdjęcie samochodu nauczyciela, na którym był napis: ,,To twoja wina".
- Potraktował auto nauczyciela łomem.- wyjaśnił, a mnie zamurowało. Weszliśmy do środka oczekując przyjazdu Kiry i Liama. Wyciągnąłem telefon wybierając numer Hale'ówny.
- Hej Scott.- usłyszałem po drugiej stronie głos Dereka.
- Hej, wszystko w porządku z Carol?
- Tak, jest tylko trochę słaba przez pełnię. Śpi.
- Na pewno chodzi o pełnię?- spytałem, na co ten westchnął.
- Jutro poczuje się lepiej i pogadacie.
- Jasne, dzięki.- powiedziałem zamyślony.
- Cześć.- rzucił, po czym się wyłączył, a do mnie podeszła Lydia.
- Co jest?- szepnęła.
- Co ci mówił Derek?
- Że Carol źle się czuje. A co?
- Coś mi tu nie pasuje. Caroline nigdy nie miała kłopotów z pełnią.
- I co z tego?- spytała zdziwiona.
- Nie wiem. Ale się dowiem.Heeej
Co myślicie o tym rozdziale? Dużo on zmieni, bo Caroline kogoś zabiła, a to na pewno nie spodoba się Scottowi. Powie mu? Czy może on sam to odkryje? Piszcie swoje teorie w komentarzach ♥️♥️♥️
CZYTASZ
Live to be with you | Scott McCall
Werewolf𝐽𝑒𝑑𝑛𝑎 𝑜𝑠𝑜𝑏𝑎. 𝐶𝑧𝑦 𝑗𝑒𝑑𝑛𝑎 𝑜𝑠𝑜𝑏𝑎 𝑚𝑜𝑧̇𝑒 𝑡𝑎𝑘 𝑑𝑢𝑧̇𝑜 𝑧𝑚𝑖𝑒𝑛𝑖𝑐́? 𝐶𝑧𝑦 𝑚𝑜𝑧̇𝑒 𝑘𝑜𝑔𝑜𝑠́ 𝑧𝑚𝑖𝑒𝑛𝑖𝑐́? 𝑊 𝑜𝑏𝑙𝑖𝑐𝑧𝑢 𝑡𝑟𝑎𝑔𝑒𝑑𝑖𝑖 𝐶𝑎𝑟𝑜𝑙𝑖𝑛𝑒 𝐻𝑎𝑙𝑒 𝑡𝑟𝑎𝑐𝑖 𝑤𝑠𝑧𝑦𝑠𝑡𝑘𝑜. 𝑅𝑜𝑑𝑧𝑖𝑛𝑒̨...