53.

1.3K 60 2
                                    

Po zjedzonym śniadaniu ze Scottem pojechałam taksówką do domu, gdzie czekał już na mnie Derek.
- Ty zacznij.- rzucił krzyżując ręce na piersiach i opierając się o kanapę.
- Mama Allison nie żyje. Podobno się zabiła, ale mogła nie przeżyć ugryzienia...
- Nie w tym rzecz. To przez ich kodeks.- wyjaśnił niewzruszony.- Jeśli wilkołak uryzie łowcę, ten musi ze sobą skończyć, żeby nie zmienić się w wilka. W innym wypadku jego rodzina i pracownicy go zabiją.
- Czyli, że przez ciebie jej mama musiała się zabić?- spytałam, a Derek spuścił wzrok.- Jak możesz być taki spokojny?! Allison straciła matkę!
- Tak, bo ratowałem Scotta! Masz mi to za złe?- spytał, a ja tylko otworzyłam usta chcąc coś powiedzieć.- Nie przejmuj się Allison. Jakoś to przeżyje. Z resztą to nie moja wina, a ich zasad, przez które ta musiała ze sobą skończyć.
- Znów kogoś zabiłeś. Może nie bezpośrednio, ale masz ją na sumieniu, tak samo jak Petera.
- Co do niego, to wypisz go z listy moich ofiar.- wypalił, na co ja zmarszczyłam brwi nie rozumiejąc jego słów.
- Co? O czym ty mówisz?
- Peter żyje. Twoja rudowłosa koleżanka go wskrzesiła.
- Lydia?- spytałam nie dowierzając.- Czekaj, kiedy...jak...to przecież...
- Niemożliwe?
- Tak.- rzuciłam jakby to było oczywiste.
- Doktor Deaton twierdzi, że Peter będzie chciał namieszać nam w głowie. Nie możemy mu ufać.- wyjaśnił, na co ja poczułam się jak w pułapce. Jakbym znów była między młotem, a kowadłem.- Carol?
- Chce być sama.- wypaliłam wybiegając z domu.
- Carol!- krzyknął za mną, ale ja byłam zbyt zszokowana i potrzebowałam chwili aby poukładać sobie wszystko w głowie. Było tylko jedno miejsce, w którym mogłam to zrobić. Mój stary dom. Dotarłam tam w kilka minut, a następnie usiadłam na schodach przy wejściu. Siedziałam tam do późnego wieczora obserwując poruszane przez wiatr drzewa.
Nie zdążyłam jeszcze dotrzeć do swojego obecnego domu, gdy zadzwonił do mnie Scott.
- Cześć.- rzuciłam po odebraniu.
- Odkryliśmy coś ze Stilesem.
- Ja też.- wyszeptałam załamanym głosem.- Gdzie jesteście?
- Na komisariacie.
- Dobra, zaraz będę.- odpowiedziałam, po czym skierowałam się truchtem na umówione miejsce. Gdy weszłam na komisariat wyczułam zapach krwi...bardzo intensywny. Zrobiłam kilka kroków, a za ladą zobaczyłam zakrwawione ciało policjantki. Stłumiłam krzyk przykładając rękę do ust. Zaczęłam nasłuchiwać. W jednym z gabinetów dało się słyszeć bicia pięciu serc. Niepewnym krokiem ruszyłam w tamtą stronę. Przekroczyłam próg pomieszczenia, a po chwili zatrzymałam się widząc pistolet skierowany w moim kierunku.
- Zostaw ją.- powiedział Scott, który stał po mojej lewej stronie. Za nim stał Jackson, którego twarz była pokryta łuskami. Z kolei pistolet dzierżył Matt, a jego uśmiech wskazywał na desperację i gniew.
- Caroline, nie.- odezwał się ktoś leżący na podłodze. Dopiero po chwili rozpoznałam w nim Dereka oraz leżącego na nim Stilesa.
- Derek.- rzuciłam się ku niemu, jednak Matt naładował broń dając mi do zrozumienia, żebym się nie ruszała.
- To twój brat?- spytał, na co ja podniosłam wyżej głowę.- Ale historia. A pomyśleć, że chciałem ci zrobić sesje. Wiesz co? Dalej mogę ją zrobić. Wystarczy wcisnąć przycisk.- stwierdził, po czym pociągnął za spust, a kula trafiła w mój brzuch. Zgięłam się w pół czując przeszywający ból.
- Carol!- krzyknął Scott robiąc krok w moją stronę.
- Jeszcze centymetr, a strzele jej w głowę.- warknął do niego Matt.- Wątpię, żeby z tego się wyleczyła.
- Nic mi nie jest.- wyszeptałam uspokajając swojego chłopaka, jednak ten posłał mi współczujące spojrzenie. Wiedziałam, że się wyleczę, jednak rana bardzo krwawiła, a ból wzrastał z każdym minimalnym ruchem. Nagle za oknem rozbłysło się światło parkującego samochodu.
- A właśnie miałem pytać ile zajmuje droga ze szpitala na komisariat.- rzucił napastnik patrząc na Scotta. Szybko domyśliłam się, że przyjechała matka Scotta.- Rób co mówię, a nie zrobię wam krzywdy. Jackson też.
- Nie ufaj mu.- odezwał się Stiles, na co Matt szarpnął go za koszule zdejmując jego chude ciało z mojego brata i obracając go na plecy. Następnie położył nogę na jego szyi podduszając naszego przyjaciela.
- Przekonałem cię?- spytał Matt.
- Zostaw go!- krzyknął mój chłopak.
- Rób co każe.
- Okej.- na te słowa Matt zabrał nogę ze Stilesa i spojrzał na mnie.
- Idź.- warknął na Scotta, po czym złapał mnie za łokieć.- A ty idziesz z nami.- wyszeptał, po czym uciskając ranny brzuch ruszyłam za Scottem do recepcji, gdzie czekała już jego mama.
- Mamo, rób co każe, a nie zrobi ci krzywdy.- wyjaśnił kobiecie, która widząc broń oraz krew na mojej koszulce spoważniała.
- To prawda.- przytaknął Matt, po czym strzelił mi w nogę, a ja krzyknęłam opadając na podłogę. Również matka Scotta wydała z siebie krzyk słysząc strzał.
- Miałeś nas zostawić!- krzyknął mój chłopak kucając obok mnie.
- Nie powiedziałem, że nie skrzywdzę jej.- stwierdził.- Cofnij się! Ty też!- krzyknął na panią McCall.
- Róbcie co mówi.- wyszeptałam do chłopaka.
- Scott?- spytała kobieta widocznie przerażona.
- Powiedziałem, że macie się cofnąć!- krzyknął znów Matt, na co ja zamknęłam oczy czując piekący ból świeżej rany, w której utkwiła kula.
- Scott, co się tam dzieje?!- usłyszeliśmy donośny głos niego brata.
- Scott!- odezwał się Stiles.
- Zamknijcie się! A wy wstawajcie, albo ją zastrzelę.- rzucił w naszą stronę, a ja przytaknęłam próbując się podnieść. Wtedy Scott wstał i złapał mnie pod ramię chcąc mi pomóc. Na rozkaz Matta poszliśmy do więzienia, gdzie ten zamknął panią McCall w jednej z celi. Obok stał przykuty kajdankami szeryf, który widząc krwawiące rany na moim ciele wydawał się przerażony.
- Proszę, ona musi jechać do szpitala.- powiedziała załamana kobieta, na co ja pokręciłam głową.
- Tak myślisz?- spytał rozbawiony Matt.
- Słuchaj ty...- zaczął szeryf, ale ja szybko mu przerwałam.
- To nic.
- To przez adrenalinę tak myślisz. Musisz jechać do szpitala.- wyjaśniła zapłakana kobieta.- Pozwól mi jej pomóc.
- Nie mają o niczym pojęcia.- rzucił chłopak w naszą stronę.- Zamknij się, albo strzelę znów, tym razem w jej głowę.- wyszeptał, na co ta na mnie spojrzała.- Wracamy do gabinetu.
- Nie może iść.- zwrócił mu uwagę Scott, co jeszcze bardziej wkurzyło Matta.
- Serio? A ja myślę, że może.- powiedział podchodząc do naszej dwójki.
- Scott, proszę.- złapałam go za koszulkę.- Dam radę.
- Wy pierwsi.- zwrócił uwagę napastnik, na co ja zrobiłam krok w stronę gabinetu, w którym wciąż leżał mój brat i Stiles. Na mój widok Derek zmarszczył brwi.
- Jak tylko minie mi paraliż to cię zabije.- warknął do Matta, jednak ten się nie przejął.
- Nie mogę się doczekać.- odegrał się chłopak, a ja oparłam się o swojego chłopaka czując, że zaraz upadne.
- Zniszczyliśmy dowody. Puść nas.- powiedział Scott.
- Myślałeś, że chodzi mi o dowody?- spytał zirytowany.- Chcę księgę.
- Jaką księgę?
- Bestiariusz.- wyjaśnił, a ja rzuciłam Derekowi wymowne spojrzenie. Po co mu on?- Nie kilka marnych stron. Cały.
- Gerard go ma.- odpowiedział mu McCall.- Po co ci on?
- Szukam odpowiedzi.
- Na co?- spytał Scott, a Matt podniósł swoją koszulkę, pod którą ten miał łuski, takie same, jakie ma kanima. Poczułam jak ranna noga odmawia mi posłuszeństwa i osunęłam się na podłogę.- Zostaw ją i idź do kolejnego pomieszczenia.- powiedział do mojego chłopaka, który odruchowo chciał mi pomóc.- Napiszemy SMSa do Allison.




Heeejka
Oto niedzielny rozdziałek ♥️🥰

Live to be with you | Scott McCall Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz